Kiedy
zajęłam miejsce na kanapie obok mnie zaczęła toczyć się rozmowa.
-Jack!
Co Ona tu robi?! Miałeś zerwać tą znajomość i to już dawno!
-Przestań,
mówiłem Ci już. Matka jej zmarła.
-To
nie jest powód, by zabierać ją do Nas!
Oboje
długo się kłócili. Co chwila kątem oka spoglądali na mnie.
-Ehem,
ehem... – zakaszlałam teatralnie- przepraszam, że przerywam wam kłótnię, ale
chciałam tylko powiedzieć, że myślałam, że wiecie iż do Was przyjeżdżam. Jack
mi nie powiedział, że was nie powiadomił.
Mikołaj
tylko głęboko odetchnął i przybrał łagodny wyraz twarzy.
-Przepraszam
Elso. Wiesz, zrozum... byliśmy zaskoczeni twoim przybyciem... Na długo
zostajesz?
-Tak-
odparł białowłosy kiedy nabierałam powietrza na słowa.
-No
więc choć, pokażę Ci twój pokój- powiedział North.
Szłam
za mężczyzną po krętych, drewnianych, skrzypiących schodach. Mijałam stoiska,
gdzie yeti składały zabawki. Właśnie przechodziłam obok stoiska elfów. Jeden
mały ludzik owijał drugiego lampkami świątecznymi, a kiedy podłączył światełka
do prądu elfa, na którym były lampki, przeszył prąd. Był cały niebieski, a ja
mogłam dostrzec jego kości. Kiedy inny mały człowieczek odciął źródło prądu,
poszkodowany, cały czarny, wywalił na wierzch język. Patrzyłam z przerażeniem na
stworki w czerwonych kubraczkach z dzwoneczkami na głowie. North zorientował
się, że patrzę na elfy i podszedł do mnie.
-Nie
pytaj- odparł i ruszył dalej.
Z
mieszanką zdziwienia, zaskoczenia i strachu na twarzy ruszyłam dalej. Właśnie
koło mnie pojawił się Jack. Objął mnie w pasie i posłał promienny uśmiech.
Mikołaj szeroko otworzył przed nami drzwi. Moim oczom ukazał się pokój. Stało w
nim jedno małe, skromne łóżko, stare meble, a okna zakrywały pajęczyny. Po
szafkach walał się kurz. Jack odwrócił się w stronę North’a.
-Żartujesz?-
odparł unosząc jedną brew.
-Nie,
ależ skąd, nie mam takiego dobrego poczucia humoru jak ty- Frost.
Białowłosy
mocno mnie objął i uniósł się w powietrze po czym zleciał ze mną na niższe
piętra. Wylądowaliśmy przed mocnymi, drewnianymi drzwiami. Jack z uśmiechem je
otworzył.
-Rozgość
się. To jest twój pokój.
-A-ale..-
zająkałam się pokazując palcem w stronę pokoju, jaki pokazał mi North.
-Moja
księżniczka nie będzie spać w jakiejś norze.
Rozejrzałam
się po pomieszczeniu. Było tam duże łóżko przykryte błękitną narzutą.
Największe wrażenie zrobiły na mnie lodowe ozdoby przytwierdzone do ścian.
Pokój był przepiękny. W zwiedzaniu przeszkodził mi Mikołaj wpadający szybko do
pokoju.
-Żartujesz?-
zwrócił się do białowłosego zdyszany.
-Nie,
ależ skąd, nie mam takiego dobrego poczucia humoru jak ty- North- odparł z
chytrym uśmieszkiem białowłosy.
Mężczyzna
odpuścił i wyszedł.
-Rozpakuj
się. Przyjdę po Ciebie na kolację.- oznajmił zadowolony Jack.
Pokiwałam
potwierdzająco głową i zabrałam się za rozpakowywanie. Otworzyłam błękitną
walizkę i zaczęłam układać ubrania na półkach i wieszakach. Kiedy po całej
godzinie skończyłam padłam ciężko na łóżko.
-Witaj
kochanie. Pora na kolację.
Z
uśmiechem szybko wstałam i udałam się za białowłosym. Weszliśmy do jadalni. Ku
mojemu zdziwieniu stał tam czteroosobowy stół, a przy nim dwa, drewniane
krzesła. Trochę zaskoczona zajęłam swoje miejsce.
-Myślałaś,
że jemy razem?
-Tak.
-Hm,
nie ma mowy. North odchudza się od lat dziewięćdziesiątych. Inni strażnicy mają
swoje domy.
-A
czemu Ty nie masz domu?
-Wiesz...
No to trzeba trochę czekać i zasłużyć, ale słyszałem, że już niedługo.
Jedzenie
było pyszne, a dwie świece palące się żółto-pomarańczowym płomieniem dodawały
nam otuchy. Kiedy skończyłam posiłek udałam się do łazienki. Tam wzięłam kąpiel
w dużej, białej wannie z złotymi wykończeniami. Weszłam do pokoju nucąc sobie
pod nosem. Usiadłam na bardzo szerokim parapecie i patrzyłam przez okno na
dużą, okrągłą tarczę księżyca. Nagle na szybie zaczął pojawiać się szron, a na
nim napis „Kocham Cię”.
-Jack-
uśmiechnęłam się, wstałam i otworzyłam okno.
Do
pokoju wszedł białowłosy z bukietem czerwonych róż pokrytych szronem w ręku.
-Och,
jakie piękne, dziękuję.
Przyjęłam
kwiaty i włożyłam je do pobliskiego wazonu.
-Elsa,
mogę z Tobą zostać?
-Jack,
nie wypada- zarumieniłam się.
Jednak
zaraz potem pod wpływem tych dużych, wielkich, cudownych, pięknych błękitnych
cholernych oczu się złamałam. Zasnęliśmy wtuleni w siebie.
-Będzie
dobrze, zobaczysz- przylgnął do mnie bardziej chłopak.
-Wiem,
gdziekolwiek będę, jeśli z Tobą- będzie dobrze...
Kolejny zwykły, neutralny rozdział, zero uczuć, opisów.
Po prostu jedna wielka klapa. Wena zaczyna mnie opuszczać.
Mam nadzieję, że jednak tylko się osłabiła i na kolejne rozdziały do mnie powróci.
Dałam już Wam dwie podpowiedzi. Jedną pod trzynastym rozdziałem, drugą w komentarzu ostatniego rozdziału.
To już trzecia podpowiedź, ostatnia.
Jest nią jedno słowo: "Łowca"
Proszę o chodźby próbę rozwiązania tej zagadki. Niecierpliwych zapraszam do główkowania.
Nie! Wena nie może Cię opuścić. Rozdział nie jest nudny tylko nie zwykły. Bardzo mi się podoba, a jeśli chodzi o zagadkę to muszę się jeszcze zastanowić. Życzę duuuuuużo weny i cieplutko pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWwny czaau weny i weny :)
OdpowiedzUsuńPiszesz świetne opowiadania! Czasami trudno jest pozbierać myśli, ale nie martw się wena wróci na pewno! I nie jest to "jedna wielka klapa". Naprawdę fajny rozdział.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci, by wena powróciła na dobre tory i serdecznie pozdrawiam :*