sobota, 19 września 2015

Rozdział XLI: "Przygotowania do bitwy"

Hej moje Perełki!
Dziś tak niestandardowo, bo na początku, ale jest tego powód. Od chwili gdy mamy opowiadanie z perspektywy Elsy od razu mówię, że fajnie jakbyście się wczuły w klimat i czytały sobie wolniej.
Wiem, co mówię.
Nie przedłużając zapraszam do czytania.

               Rozdział dedykuję Johannie Malfoy :*

Z perspektywy Luny:
Stąpałam wolnym, równomiernym krokiem przed siebie czując lodowatą dłoń Jack’a na swoim ramieniu. Miałam nieobecny, nienawistny wzrok, który wbijał się w drewnianą kolumnę. Ruszyliśmy schodami na górę zostawiając oniemiałych strażników przy stole. Elsa i Jasper wspinali się po przeciwległych stopniach. Na mojej skórze pojawiły się drobne, małe, lodowe kolce, a mięśnie mocno się napięły zwarte i gotowe do ataku. Weszliśmy na korytarz, a potem do mojego pokoju zamykając drewniane drzwi na srebrny kluczyk z zawijasowymi wykończeniami. Cała się trzęsłam, nogi drżały niespokojnie jakby zaraz miały się ugiąć, więc dla pewności usiadłam na miękkim łóżku. Jack przykucnął obok mnie kładąc mi dłonie na kolanach.
-Kochanie... wszystko dobrze...?- zapytał z troską w oczach.
Po moim zarumienionym policzku spłynęła powoli samotna łza, która zatrzymała się na brodzie.
-Nie, Jack. Nic nie jest dobrze, nigdy jej tego nie wybaczę....
-Czego?- białowłosy ściągnął brwi w geście niezrozumienia.
-Tego, że Cię zraniła- powiedziałam cicho ze spuszczoną głową.
-Luna... to sprawa między mną, a nią. Wszystko między nami jest już dobrze. To, że się rozstaliśmy to była nasza wspólna decyzja. I nie chcę Cię w to wciągać.
-I dlatego mi nie pomogłeś?- spojrzałam mu w oczy.
-Pomogłem ci.... nie pozwoliłbym, żeby ktoś cię skrzywdził. A już na pewno nie Jasper. Ale nie chcę, żebyś się kłóciła z Elsą.
-Jak to???- ożywiłam się.
-Ona nic złego nie zrobiła. Żyjmy sobie każde osobno i niech nikt nie wchodzi sobie w drogę – zrobił chwilę przerwy mierząc mnie poważnym wzrokiem- zrozumiano...?- dodał.
Po chwilowym wahaniu pokiwałam głową i spuściłam wzrok nie chcąc się kłócić z ukochanym, ale nie mogłam uwierzyć, że tak myśli. Przecież Elsa tak go skrzywdziła.. a On jej jeszcze tak broni. Nie chcę go stracić, kocham Jack’a ponad wszystko. Jest moim życiem, moim oddechem i każdym moim ruchem, który wykonuję z myślą o Nim.
Może On dalej kocha Elsę....?


Z perspektywy Elsy:

Postanowiłam, że zaistniałą sytuację skończę po bitwie, bo teraz to ona była najważniejsza. Chciałam odzyskać moje królestwo, mój dom. Szłam zdeterminowana po schodach na samą górę, gdzie kiedyś wykuto zbroję dla mnie i Hasai. Została z samego rana wypolerowana, a przez dwa miesiące była hartowana. Cała hala, której wysokość liczyła sobie kilkanaście metrów była pusta, a po środku błyszczał się srebrno – czarny metal. Stara, drewniana podłoga lekko skrzypiała, gdy opierałam na niej swój ciężar. Było zimno, z moich ust wydobywały się białe piórpusze pary, które po chwili zanikały. Przyjemna cisza pozwalała się odprężyć, a chłodne powietrze miło otulało moją bladą twarz malując na pulchnych policzkach czerwone wypieki. Rześkość wypełniła mnie od środka przypominając mroźny, wrześniowy poranek z pięknym, żółtym, wschodzącym słońcem będącym reflektorem dla dzieł mrozu i szronu. Obejrzałam jeszcze raz zbroję i uznając, że wszystko jest jak należy zeszłam powoli na dół oznajmiając yeti’m, że mogą ją znieść. Hasai dostała porządnie jeść, by miała mnóstwo siły i energii natomiast ja całkowicie straciłam apetyt i zmusiłam się do wypicia tylko gorącej czekolady. Usiadłam ciężko przy stole łapiąc prawą ręką grube ucho kubka, a lewą dłoń Jasper’a siedzącego obok. W całej bazie panowała cisza przerywana tyko radosnymi, miłymi odgłosami sypania złotego pyłu. Nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Wystarczyła nam nasza obecność, nasze równomierne oddechy, nasz przyśpieszony puls i nasza wspólna obawa, że któreś z nas straci to drugie. Kochałam Jasper’a. Jego oczy, które w większości budziły grozę we mnie wzbudzały fascynację. Były jak niekończący się odłamek galaktyki, którego pragnęłam odkryć każdy zakamarek. Jego ciepłe usta, które często układały się w chytry uśmiech. Jego duże dłonie, dzięki którym czułam się bezpiecznie i jego silne ramiona, które często przyciskały mnie do siebie.
     Pomimo jego obecności bałam się, co stanie się jutro. Na pewno ktoś zginie – zginie przeze mnie. A przecież mógł on być czyimś ojcem, który nie wróci z wojny do żony i dzieci. Byłam roztrzęsiona, z każdą myślą moje serce biło coraz mocniej, aż w końcu słyszałam tylko jego rytmiczny łomot będący jak ścieżka dźwiękowa do moich obrazów z przeszłości. Próbowałam przypomnieć sobie wszystkie dobre chwile. Jak z Anką bawiłyśmy się do utraty tchu, jak mocno przytulałam się do rodziców, jak świętowałam moje urodziny. Doszłam do momentu, gdy po raz pierwszy ujrzałam Jack’a. Uśmiechnęłam się na myśl o Nim. Przypomniało mi się jak razem się śmialiśmy i płakaliśmy. Jak chodziliśmy wieczorami z koszami na biedne dzielnice. Jak spędzaliśmy całe dnie na kwiecistych polach, wtuleni w siebie, jak nawzajem się sobą opiekowaliśmy... Oczy mi się zeszkliły, a na twarzy widniał ciepły uśmiech. Patrzyłam gdzieś nieobecnym wzrokiem przypominając sobie czas, gdy zostałam strażniczką, gdy razem z Jack’iem snuliśmy plany, że będziemy razem przez wieczność, że nigdy nic nas nie rozdzieli. Jednego przeciwnika mieliśmy już pokonanego – czas. Zastanawiałam się w zasadzie dlaczego się rozstaliśmy. Czy naprawdę wtedy, gdy chłopak mocno ścisnął mnie za nadgarstki i przygwoździł do ściany coś się zepsuło? Czy to było aż na tyle poważne, że musieliśmy się rozstać? Sama już nic nie wiedziałam, pogubiłam się. Na razie wiedziałam tylko jedno – że musimy pokonać Florence. To było moim celem, a potem.... a potem nie wiem co zrobię. Będę musiała jakoś poukładać sobie życie nie myśląc o przeszłości.
     Anna.... chciałam, żeby była bezpieczna, tak dawno się z Nią nie widziałam.
     Zamrugałam kilkukrotnie przywołując się do rzeczywistości. Łzy i uśmiech z twarzy zniknęły.
-O czym tak myślałaś?- zapytał brunet patrząc na mnie spokojnie.
-O przeszłości...- uśmiechnęłam się, a moje oczy znów zaszły łzami.
Chłopak tylko się uśmiechnął i pocałował mnie lekko. Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę pragnąc, by ten moment nigdy się nie kończył.
-Może jednak coś zjesz?
Przewróciłam oczami i zaprzeczyłam kilkukrotnie powolnym ruchem głowy z karcącą miną.
-Wszystko umiesz zepsuć...- powiedziałam skwaszona.
-Jedz, jedz, żebyś miała siłę przywódczynio.- powiedział miły głos, do którego źródła natychmiast się odwróciłam. Luna szła radośnie w naszym kierunku po czym zajęła miejsce po mojej prawej stronie- przepraszam Elso za wczoraj... Jack już mi wszystko wytłumaczył- Nie wiedziałam co powiedzieć, więc nie mówiłam nic. Zrobiła mi coś okropnego i nie byłam w stanie jej wybaczyć, ale zrozumiała swój błąd... przygryzłam mocno wargę analizując fakty- Wiem, że mi nie wybaczysz i nie dziwię Ci się. Przepraszam. Chciałam, żebyś wiedziała, że żałuję- podniosła się z krzesła i szybkim krokiem udała się na górę zostawiając mnie zdezorientowaną przy stole.

* * *

    Nastał spokojny, cichy wieczór. Każdy chodził podenerwowany słysząc tylko bicie swojego przestraszonego serca jakby próbującego się wyrwać. Nawet elfy, które zwykle radośnie skakały z nogi na nogę zamilkły i nie wygłupiały się. Przygotowały nam wystawną kolację, a na koniec zapaliły dwie świece, których płomyki zmysłowo tańczyły na każde skinienie. Wszyscy zasiedliśmy przy stole, mniej lub bardziej smutni i przygnębieni. Słychać było tylko dźwięk odbijania się od siebie porcelany i białych sztućców. Nikt nie miał apetytu, jakby nasz organizm nie chciał więcej energii pomimo nadchodzącej bitwy. Spojrzałam na wszystkich po kolei. North pociągnął lekko dużym nosem, który przysłaniały czarno – siwe wąsy. Ząbek patrzyła na swój talerz jakby miała tam sam smalec, a Zając przeżuwał powoli patrząc gdzieś w dal nieobecnym wzrokiem. Reszta strażników zachowywała się tak jak ja. Zastanawiała się co będzie dalej, czy przeżyją, czy zwyciężymy, czy nie stracą ważnej dla siebie osoby.
Każdy z nas zastanawiał się jak to będzie, czy da rade, czy będzie miał siłę, by przezwyciężyć strach. Zjedliśmy niewiele, nawet święty nie miał apetytu. Udaliśmy się do swoich pokoi wcześniej przytulając się każdy z każdym i życząc spokojnej nocy. Weszłam razem z Jasper’em do mojego pokoju. Zamknęłam powoli drzwi delektując się ciszą. Przez okno zaglądała srebrna tarcza księżyca rzucająca białe światło w stronę drzwi.
-Jak ślicznie... – uśmiechnęłam się przyjaźnie do bruneta.
-Masz rację...- jego oczy błyszczały w świetle patrona- Przepięknie...
     
* * *

     Spałam spokojnie, bez zmartwień.
     Nazajutrz obudziłam się wypoczęta, pomimo tego iż trzeba było wstać o trzeciej i miło zaskoczona tym, że nic strasznego mi się nie śniło. Wstałam powoli uprzednio przeciągając się. Spojrzałam z uśmiechem na śpiącego jeszcze Jasper’a i udałam się do toalety.
-Dziś jest ten dzień..
     Ubrałam się, uczesałam i razem z moim chłopakiem zeszłam na śniadanie. Staraliśmy się do siebie uśmiechać, ale nie dało się ukryć obaw kryjących się w każdych zakamarkach naszych duszy. Równo o czwartej skończyliśmy jeść i zaczęliśmy przygotowania. Udałam się na górę, założyłam wygodne, wysokie, czarne spodnie i cienką, szarą bluzkę na długi rękaw. Związałam włosy w wysokiego koka, który nie miał prawa się zepsuć. W przeciwnym razie byłoby mi bardzo niewygodnie lub musiałabym go ciągle poprawiać, a na to nie było czasu. Reszta strażniczek ubrała się podobnie. Nasza zbroja nie była jak te z Arendelle. Składała się z specjalnych nakładek na część ręki od nadgarstka do łokcia i na część nogi od kostki do kolana. Była tam też nakładka na brzuch (która nie występowała w męskiej zbroi) nieco przypominająca gorset i łuk albo włócznia lub miecz. W większości posługiwaliśmy się mocą, ale podstawowe uzbrojenie także było ważne. Na każdej części zbroi znajdował się jeden diamencik w kształcie rombu w kolorze zależnym od grupy strażników do której się należało i od swojej mocy. Ja miałam niebieskie, Pauline miała czerwone, anioły miały białe, strażnicy natury zielone, Ząbek fioletowe, North złote, a Jack i Luna błękitne. Na naszych zbrojach widniały wzory i kształty odpowiadające naszej mocy. Zeszłam na dół. Wszyscy szykowali się w salonie a na ogromnym stole widniały rodzaje broni do wyboru. Reszta strażników miała dołączyć w czasie lotu. Udałam się do garażu North’a, gdzie Yeti już szykowały Hasai do walki. Miała piękną zbroję osłaniającą szyję i łeb a także nogi i część tułowia. „Dasz radę?” zapytałam z nadzieją. „Oczywiście...”. Uśmiechnęłam się szeroko i pogłaskałam Hasai po pysku. Następnie udałam się na swoje przygotowania. Do założenia zbroi potrzebne były co najmniej dwie osoby. Zaczęłam pomagać Amelii, a potem wzięłam się za siebie. Ząbek pomogła mi zawiązać wszystkie sznurki, a Pauline pilnowała, żeby materiał bluzki nie kuł mnie ze względu na ułożenie. Nasze zbroje zapewniały dużą swobodę ruchu. Podeszłam do dużego stołu i po chwili namysłu wybrałam biały łuk.
-Wyglądasz przepięknie- usłyszałam gdy przeglądałam się w lustrze.
-Oj Jasper, Jasper, ty czarusiu- uśmiechnęłam się i podeszłam do chłopaka.
Nasze usta złączyły się na kilka sekund.
-Kocham Cię...- powiedziałam, a moje oczy się zeszkliły.
Serce uderzało coraz mocniej, poczułam dziwne ciepło w klatce piersiowej.
-Ja Ciebie też- odparł chłopak lekko się uśmiechając.
Staliśmy tak w chwili milczenia, które wypełniał rytmiczny łomot mojego serca.
-Jasper...- zaczęłam łamiącym się głosem. Samotna łza powoli osunęła się po policzku- jeśli... jeśli coś mi się stanie... – ręce panicznie mi się trzęsły- w mojej szkatułce – znów zrobiłam przerwę na niespokojny oddech, przy którym drżała cała moja klatka piersiowa- jest drugie dno – kolejna łza wymknęła się spod moich rzęs- tam... tam jest kartka- cała się trzęsłam- proszę, przeczytaj ją jeśli umrę....
-Rozumiem... – chłopak objął mnie ramieniem- Ale jesteś silna, nie sam ci umrzeć...- powiedział przyciągając mnie do siebie i lekko opierając policzek na mojej głowie- ale... jeśli ja zginę...- powiedział ledwo słyszalnie- odtwórz błękitny album, leży w moim pokoju, trzecia szuflada od dołu..- ostatnie zdanie wypowiedział zachrypniętym głosem.
Pokiwałam szybko głową na znak, że rozumiem i mocniej przytuliłam Jasper’a. Łzy spływały rwącym strumieniem po policzkach.
     Bałam się.... bałam się, że go stracę...


Z perspektywy Luny:

-Jack.... Kocham Cię...- powiedziałam cicho, czując jak łzy spływają mi po policzkach- Jack, jeśli... jeśli coś ci się stanie...- rozchyliłam lekko usta i zaprzeczyłam głową. Spojrzałam w oczy białowłosego- to ja sobie tego nie wybaczę...
Chłopak chwycił lekko mój policzek.
-Kocham Cię i nic się nie stanie. Ani Tobie, ani mi- powiedział stanowczo nieco przechylając głowę do dołu- rozumiesz?- pokiwałam głową.
Jack mocno mnie przytulił. Strumień słonych łez zmoczył jego bluzę. Nie chciałam go stracić, kochałam go ponad życie. On był dla mnie wszystkim....

* * *
Z perspektywy Elsy:
Kto mógł leciał sam, a reszta saniami North’a. Ruszyliśmy na południe. Zimne powietrze uderzyło w moją twarz. Mieliśmy przekroczyć magiczną granicę, a dalej jechać konno oprócz kilku najeźdźców z Berk i mnie. Stoik wypłynął w morze już dwa tygodnie temu, Szkoci i żołnierze z królestwa Roszpunki także. Wylądowaliśmy na wyspie niedaleko Arendelle połączonej z nim mostem. Ci, którzy nie mieli zdolności latania dosiedli masywnych, fryzyjskich koni. Nie musiałam powtarzać planu, każdy znał go bardzo dobrze i studiował kilka razy.
     Przypływ adrenaliny wypełniał nas od środka. Wsiadłam na Hasai, a jeźdźcy ustawili się w równych rzędach. W oddali było widać statki Stoika nadciągające z zachodu. Miałam przed sobą całą armię żołnierzy o różnym kolorze skóry, różnej płci, różnego pochodzenia, ale Oni wszyscy zgodzili się walczyć dla mojego ojca.
-Jeźdźcy z Berk!- krzyknęłam – lecicie pierwsi! Atakujecie ogniem zamek! Żołnierze! Czekacie aż wojsko Florence wyjdzie z zamku! Jesteśmy tu! Wszyscy razem! Połączeni w jedno! By stawić tej wiedźmie czoło! By ocalić naszych bliskich! By nikomu nie stała się więcej krzywda!!!
Rozległy się donośne, wojownicze krzyki tłumu. Moja smoczyca wzbiła się mocno w powietrze, a jeźdźcy ruszyli za mną za mną galopem. Naszą przewagą był podstęp – nie liczebność i dlatego nie mogliśmy ruszyć prosto na zamek. Smoki z Berk poleciały przodem.
-Bo odważny to nie ten, kto się nie boi, lecz ten, kto wie, że są rzeczy ważniejsze niż strach*- wyszeptałam.
-To prawda..- stwierdziła Hasai.
Spojrzałam prosto przed siebie. Przede mną roztaczał się w oddali czarny zamek, który podobnie jak całe królestwo przybrał tą barwę. Chciałam odzyskać Arendelle, ale nie tylko ze względu na ojca, ale też na ludzi, którzy nie mają co jeść, którzy przymierają głodem i ze względu na dzieci, które nie powinny być wychowywane w strachu.
Zaczyna się...


*jeden z moich ulubionych cytatów autorstwa James’a Neil Hollingworth’a.

* * *


Witam ponownie moje kochane czytelniczki! Mam nadzieję, że rozdział, który był co prawda od dawna wyczekiwany się spodobał i przysporzył wam wielu emocji. Wiem, że ucięłam w nieodpowiednim momencie, ale nie chciałam robić tak, że zacznę bitwę w jednym rozdziale i powiem Wam „pa” po jej 5 zdaniach, bo to byłoby jeszcze bardziej okropne.
Witam serdecznie moje nowe czytelniczki.
Obiecałam, że wypiszę postacie, a więc:
Marti Frost – Luna
Amelie White - Amelia
Puli - Pauline 
Aro i Jasper – stworzeni przeze mnie
Korra Lis - Anastazja 
Lexy - Liv 
Crystal – ja (chciałam mieć jakąś swoją postać, ale nie będę jej faworyzować)

To chyba wszystkie. Wszem i wobec ogłaszam, że zamykam nabór nowych postaci. Wiem, że teraz nie wszyscy są, a jeśli już do rzadko się pojawiają, ale planuję po bitwie pokazywać ich życie z różnych perspektyw. Przedstawić coś z perspektywy każdego, ich miłości, problemy i przeszłość.
Kolejny rozdział znając życie także pojawi się za dwa tygodnie, bo chciałabym w następny weekend napisać rozdział na moje Kwiaty spowite popiołem
To chyba będzie na tyle. Bardzo dziękuję, że jesteście ze mną i dajecie mi wenę do pisania ^^


CZYTASZ = KOMENTUJESZ ♥

Dziewiąte LA

Hej moje Perełki!
Tak więc dostałam już dziewiątą nominację do LA. Tym razem od Johanny Malfoy, która prowadzi cudownego bloga, na którego serdecznie zapraszam Nic dwa razy się nie zdarza
Przepraszam, że odpowiadam na pytania tak późno, ale naprawdę nie miałam  czasu.

1.Ile masz lat?
14, za pół roku kończę 15, ale przez kilka niefortunnych wydarzeń w moim życiu jestem bardzo dojrzałą osobą.

2.Gdzie chciałabyś najbardziej mieszkać?
Podoba mi się miejscowość i kraj, w którym mieszkam, bo w sumie inne nie są lepsze, ale jeśli już to myślę, że najlepiej by mi było w kraju kwitnącej wiśni.

3.Gdybyś (tu chyba miało być „dostała”) list z Hogwartu, do jakiego domu chciałabyś należeć?
Oczywiście, że do Ravenclaw.

4.Co chcesz robić w przyszłości?
Szczerze mówiąc to nie mam zielonego pojęcia.

5.Jaka jest Twoja ulubiona książka / seria książek?
„Rodzina Casteel”

6.Jaki masz styl ubioru?
W sumie to taki jak wszyscy: rozpuszczone włosy, jeansy, bluzka na długi rękaw. Czasem lubię do spódniczki założyć kabaretki i zakolanówki (te czarne, grube). Bardzo lubię chodzić w butach na obcasie, ale  w szkole zakładam trampki najzwyklejsze, żeby było mi wygodnie. Jedyne chyba co mnie wyróżnia to to, że lubię strasznie takie długie łańcuszki z dużymi wisiorkami i mam ich całą szkatułkę. Ogółem uwielbiam nosić biżuterię i sprawia mi to straszną frajdę.

7.Czy należysz do jakiegoś fandomu?
Emmm... chyba należę do fandomu Jelsy, bo w końcu o niej piszę itd. ^^

8.Z jaką znaną osobą chciałabyś najbardziej się spotkać?
W sumie to z nikim nie chciałabym się spotkać, bo nikogo aż tak nie ubóstwiam, żeby piszczeć na jego widok i chcieć z nim rozmawiać.

9.Harry, Ron, Neville czy Draco?
Trudne pytanie, ale chyba Harry, zostańmy przy standardzie.

10.Czytasz mojego bloga? Jeśli tak, co o nim uważasz?
Czytam i sądzę, że Twój blog jest wspaniały. Pełen świetnych wątków, wciągającej fabuły, trudnych wyborów i cudownych rozważań i emocji. Kocham Twojego bloga :*




Tak więc to wszystko. Wybaczcie, znów nikogo nie nominuję. Sama nie mam czasu, żeby robić cokolwiek i nie chcę dokładać wam roboty, bo pewnie macie tak samo.
Jak już pewnie zauważyłyście w postępie jest 100%, a rozdział dodam za jakieś trzy godziny. Pozdrawiam cieplutko!



wtorek, 8 września 2015

Ósme LBA!

Hej moje Perełki!!!
Nominację dostałam od Ireth Tinuviel z bloga Kronika Wiatru
Bardzo dziękuję, przepraszam, że tak późno na nią odpowiadam.

1.Jaki masz naturalny kolor włosów?
Ciemny blond

2.Jaki chcesz mieć kolor włosów?
Zawsze mi się podobały rude i czarne, ale na mój naturalny kolor nie narzekam, więc najlepiej żebym nie zmieniała.

3.Jaki masz naturalny kolor oczu?
Pisałam to 10 razy ale dobra: niebiesko – zielono – szary z pomarańczowo-żółtą obwódką wokół źrenicy i błękitnymi pociągnięciami...

4.Jaki chcesz mieć kolor oczu?
Zawsze marzyłam o takim mieniącym się lazurowym. O takich tajemniczych oczach, patrzących na każdego z ciekawością. Chciałabym hipnotyzować spojrzeniem

5.Gdzie chciałabyś mieszkać? (Inne światy dozwolone :P)
Tu, gdzie mieszkam teraz. Chociaż zawsze fascynował mnie świat z Avatara, ale „nie”. Wole zostać tu, gdzie jestem. Kocham to miejsce.

6.Jak chciałabyś mieć na imię?
Zawsze mi się podobało Patrycja. Bardzo mi się podoba Crystal i Maggie. A tak to jakoś nie mam ulubionego imiona. Gdyby była mowa o chłopcu to co innego xd

7.Ile średnio piszesz jeden rozdział?
Kiedyś pisałam na raz, jednego dnia. Ale teraz średnio trzy.

8.Dlaczego założyłaś bloga na bloggerze (czy co tam macie)?
Nie wiem czy chodziło ci o to, że akurat na bloggerze czy że w ogóle założyłam, ale sądząc po tekście w nawiasie to o to drugie. Pisałam to chyba pięć razy, wybacz mi, nie będę tego robić kolejny raz. Jest przy którymś LA na pewno...

9.Czy chciałabyś prowadzić następnego bloga?
Prowadzę następnego bloga xd I na razie mi starczy, nie mam więcej pomysłów, a wszystkie staram się wpleść w to opowiadanie.

10.Jeśli tak to o czym chciałabyś żeby był?
Nie chcę, ale mój drugi blog jest o drugiej wojnie światowej widzianej oczami trójki dzieci.

11.Czy masz łapacz snów i czy wierzysz w jego działanie?
Nie mam i nie wierzę, ale bardzo mi się podobają ^^

12.Czy chciałabyś trafić do Krainy Lodu kiedy była tam jeszcze wieczna zima?
Zdecydowanie nie, nie lubię zimna...

Wybaczcie, ale nikogo nie nominuję. Mamy wszyscy szkołę i LA w tym czasie nie jest mile widziane. Mamy za dużo obowiązków i jeszcze kolejne rozdziały na głowie.

Swoją drogą to Ireth napisałaś dwa razy 5 punkt i się zdziwiłam, bo u ciebie 11 punktów u mnie 12 O.o XD

Jeszcze jedno ważne ogłoszenie!
Dziewczyny, proszę, nie urządzajcie sobie kontrowersacji u mnie na blogu. Jest do tego masa innych miejsc, a ja chciałabym widzieć tu tylko wasze wypowiedzi odnośnie rozdziału. Pewnie pomyślicie teraz, że jestem wredna, ale wykażcie się empatią i zrozumiecie ^^
Do rozdziału!!!



niedziela, 6 września 2015

Rozdział XL: "Bliźniaczki Smartbright"

     Ten rozdział dedykuję Aniasam10, która nie mogła się go doczekać ♥
     Kolejne dni mijały nadzwyczaj szybko, dwa tygodnie przed walką każdy chodził na szkolenie mające przygotować go choć trochę do walki. Nasz dom zamienił się w szkołę. Cały czas ktoś przychodził na lekcje udzielane w pokojach. Teraz stały tam ławki i krzesła, a na środku ściany wisiała zielonkawa tablica, na której trzeba było umiejętnie posługiwać się kredą, w przeciwnym razie  - moje uszy niemiłosiernie cierpiały. Byłam zarówno uczniem jak i nauczycielem. A uczyłam konkretnie panowania nad mocą (przypominam, że Elsa dostała u mnie moc lodu dopiero jak stała się strażniczką i nie miała trudności z opanowaniem jej – dop. aut.) i tym podobne. Całymi nocami siedziałam nad książkami, które opisywały możliwości danej mocy, a potem pokazywałam je strażnikom. Niektórzy pomimo 300 lat istnienia nie znali takich technik. Jednakże na nauce cierpiała moja uroda. Co prawda byłam strażniczką, ale przymykających się powiek nie umiałam skryć. Sińce pod oczami i inne oznaki zmęczenia  - owszem, ale nie chęć wtulenia się w ciepłą kołdrę. Wszystko to nie miało końca, a ja byłam wykończona. Osiem dni przed bitwą znów spotkał nas zaszczyt i do naszego grona przyjęto kolejnych strażników.
-Elsa, chodź, Ksieżyc kogoś wybrał- powiedział spokojnym głosem Jasper wsadzając głowę w uchylone przez niego drzwi.
Przewróciłam oczami, odłożyłam książki obok mnie i wstałam z łóżka. Kiedyś gdy wybierano strażnika była to wielka nowina, ogromne szczęście mieszające się z podekscytowaniem. Ale teraz było to już na porządku dziennym i każdy miał dość tych wezwań i całego tego zamieszania związanego z nowym strażnikiem. Trzeba było godnie wyglądać. Poszłam do łazienki, ale gdy spojrzałam  w lustro przygryzłam wargę i wyszłam z pomieszczenia. Założyłam buty nerwowo i związałam włosy w byle jakiego koka.
-Nie przebierasz się?- zdziwił się chłopak.
-Mam tego dość. Skoro wybór nowego strażnika jest na porządku dziennym to ja będę chodzić na niego tak jak na co dzień....- odparłam czując pieczenie na policzkach.
Wyszłam na korytarz w dresach i szarej bluzie przez głowę. Szybkim krokiem zeszłam na dół i rozsiadłam się na kanapie przypominając małe, naburmuszone dziecko, które nie dostało tego, czego chciało.
-Elsa?!- zdziwił się North- co tak nie oficjalnie...?- ściągnął brwi.
-Prawie codziennie wybierany jest nowy strażnik, więc będę się ubierała tak jak na co dzień- burknęłam.
Święty tylko przewrócił oczami i wcisnął czerwony przycisk, a na niebie rozbłysła złota zorza. Spojrzałam kątem oka na wysuniętą, lodową kolumnę, w której zazwyczaj tkwił wizerunek nowego strażnika. Była zasłonięta bordową narzutą.
-Oczywiście ja już nie zobaczyłam kto to...- pomyślałam  z wyrzutem jeszcze bardziej się burmusząc.
Pozostali zebrali się równie szybko i mruczeli pod nosami niezadowoleni. Czuli to co ja: zmęczenie, cierpienie, ból psychiczny, zdezorientowanie i zdenerwowanie, a więc mieli wszystkiego dosyć. Strażnicy zebrali się w dużym półkolu, a North wolno podszedł do kolumny i ściągnął nakrycie.
-Bliźniaczki Smartbright...- rozległy się szepty.
W bryle lodu tkwiły dwie postacie, dla mnie były takie same. W sumie to bliźniaczki. Obie miały długie, kręcone włosy i były podobnego wzrostu.
-Przybędą same- powiedział Zając- za chwilę. Nie lubią jak ktoś coś im karze...- dodał.
-Więc ciekawe jak będą sobie radzić...- powiedziałam z przekąsem. Tutaj ciągle trzeba się kogoś słuchać.
-Nie martw się...- powiedział święty.
Po kilku minutach czekania w ciszy przerywanej szeptami obok drzwi do pokoju zmiany odtworzył
Włosy bliźniaczek
się portal, z którego wyszły dwie dziewczyny. Poczułam chłodny wiatr i portal się zamknął, a wszyscy patrzyli się na bliźniaczki jak na skarb. Dziewczyny stanęły w rozkroku patrząc na strażników zwyczajnie, jakby wróciły do domu. Jedna z nich przeczesała sobie włosy prawą ręką, a przednie kosmyki ładnie ułożyły się z tyłu.
-Jestem Liv...- odparła jedna z nich znudzonym tonem.
-A ja Crystal...- druga spojrzała na nas jak na ciemnogród.
     Nie podobały mi się one. Nie widziałam w nich też krzty magicznych zdolności.
     Liv była ubrana w cienki purpurowo – czarny sweterek z rękawkiem trzy czwarte, który jednak bardziej przypominał normalną bluzkę niż robótkę ręczną. Dziewczyna miała na sobie czarne, jeansowe rurki i wysokie, pikowane buty na platformie w tym samym kolorze.
W uszach tkwiły długie kolczyki będące ciągiem białych pereł, a blade, chude palce przyozdabiały średnio długie paznokcie. Intensywnie niebieskie oczy idealnie koligowały z bladą cerą dziewczyny.
Buty Liv
Kasztanowe, kręcone włosy z przedziałkiem na bok opadały swobodnie na ramiona i sięgały Liv do wcięcia w talii. Dziewczyna była bardzo szczupła i wyglądała przepięknie.
     Crystal jednak sporo różniła się od swojej siostry. Miała nieco odmienny styl i zarówno inny kolor włosów jak ich ułożenie, które było mniej idealne niż u Liv, jednak mające pewien niezwykły urok. Dziewczyna miała czarne jak skrzydła kruka włosy, które dzielił przedziałek na bok i grzywkę (mniej więcej taką, jaką miała kiedyś Selena Gomez- dop. aut.). Crystal była ubrana w szarą bluzkę na długi rękaw bez żadnego nadruku. Na jej szyi widniał długi łańcuszek z wisiorkiem w formie fioletowych i błękitnych piór dosięgających dziewczynie do brzucha. Ciemnogranatowe, jeansowe rurki pokrywały nogi Crystal, a czarne, wiązane buty na platformie jeszcze bardziej je eksponowały.
Buty Crystal
Dziewczyna miała w uszach długie, białe kolczyki w kształcie kryształków, a na palcu serdecznym widniał srebrny pierścionek z czerwonymi znakami. Długie palce zakończone były zadbanymi paznokciami pomalowanymi na biało. Jej lazurowe, tajemniczo mieniące się jak bursztyny oczy lustrowały każdego z ciekawością.
     Obie dziewczyny były śliczne, czarowały swoją urodą.
-Liv, Crystal, od dziś będziecie tu mieszkać, będziecie strażniczkami – powiadomił je święty.
Kolczyki Liv
-Wiem North- uśmiechnęła się Liv.
-One nawet nie wiedzą co to magia!!! Co one mogą?! Nic!- jak zwykle Aro musiał wszystko zepsuć.
Dziewczyny uśmiechnęły się do siebie chytrze i skinęły głowami patrząc na siebie. Crystal włożyła dłoń do kieszeni, a potem szybkim ruchem wyjęła z niej okrągłe tarcze z centymetrowymi haczykami. Jej siostra zrobiła to samo. Jednym ruchem siostry wbiły po dwie takie tarcze obok aroganckiego strażnika. Jedna przedarła mu spodnie, druga trafiła obok nogi, trzecia między palce u dłoni, a czwarta przycięła mu kawałek jego blond włosów, które opadły jakby z ulgą na ziemię. Wszyscy ucichli i patrzyli z zainteresowaniem to na siostry, to na blondyna, jakby śledzili ważną rozgrywkę i nie chcieli tracić ani sekundy. Bliźniaczki podeszły do blondyna, a wszyscy rozszerzyli oczy. Szybkość! To ich moc! W sekundę podeszły do Aro, a Liv złapała go za szczękę.
-Nie radzę...- wysyczała Crystal do blondyna, a jej siostra puściła Aro.
Bliźniaczki odeszły od chłopaka z chytrymi uśmiechami. Liv obracała nóż w ręce. Wyglądało to tak jakby czyjś strach je bawił. Dumnie kroczyły przed siebie tym razem normalnym tempem i dumnie stanęły na poprzednim miejscu patrząc na nasze przerażone miny z satysfakcją. Stały tam chwilę, aż Crystal zamachnęła się i trafiła nożem w belkę, jego (noża- dop. aut.) czarna rękojeść przez chwilę się trzęsła. North nic nie powiedział, co bardzo mnie zdziwiło. Po dłuższej chwili zdołał tylko wykrzesać z siebie:
-Elsa, pokaż bliźniaczkom ich pokoje...- i to było na tyle.
Na początku nieco się ich bałam patrząc na kulącego się Aro, ale stwierdziłam po chwili, że nie będę okazywała strachu. Wstałam dumnie wyprostowana i weszłam po schodach, a bliźniaczki za mną.
-Chcecie mieć pokój razem czy oddzielnie?- rzuciłam przez ramię nawet na nie nie patrząc.
-Oddzielnie!- krzyknęły razem.
-To, że jesteśmy bliźniaczkami nie znaczy, ze chcemy razem mieszkać...- dodała Liv, a Crystal pokiwała głową.
Stwierdziłam, że skoro siostry są takie szybkie to mogą mieć pokoje na końcu. Skarciłam się w myślach – byłam ubrana w dresy i bluzę, a one wyglądały tak ładnie, elegancko i drapieżnie. Jedyne co miałam teraz ładne to białe, pikowane buty na wysokim obcasie.
-Proszę, pokoje obok siebie. Chodź Liv, urządzimy Ci pokój- uśmiechnęłam się mimowolnie. Weszłyśmy we trzy do pomieszczenia, a ja zaczęłam wywiad- jakie kolory najbardziej lubisz?
-Purpury i brązy.
-Lato czy zima?
-Zima.
-Żółty czy niebieski?
-Niebieski.
Pokiwałam głową i wytworzyłam na ścianach warstwę farby. Nad łóżkiem wznosił się śliwkowy, a reszta ścian była w delikatnym brązie podchodzącym nieco pod szarawy. W kącie stał kwiat w dużej donicy. Na łóżku pojawił się biały materac, kołdra i poduszka powleczone w fioletowo – białą pościel. Bibeloty były w kolorze śliwkowym tak samo jak narzuta na łóżko. Przed oknami pojawiły się półprzeźroczyste firanki sięgające nieco za parapety. Było bardzo wytwornie, elegancko i nieco ponuro, ale najwyraźniej taki pokój jej pasował. Popatrzyłam chwile na swoje dzieło i bez słowa przeszłam do pokoju obok, a za mną podążyły bliźniaczki.
     Crystal zdecydowała się na błękity i szarości, co mnie nie zdziwiło. Po ponurych ścianach pięły się morskie wzory oplatające dwie, prostopadłe ściany. Białe, postarzane meble na ręcznie rzeźbionych nogach zajęły miejsce przy łóżku i naprzeciw niego. Kilka kwiatów dopełniło pomieszczenie, a dwójka świec, których płomienie tańczyły z każdym podmuchem dodawała nastroju.
-Ślicznie- uśmiechnęła się dziewczyna splatając z przodu dłonie i unosząc ramiona.
-Cieszę się. Potrzebujecie jakiejś pomocy?
Bliźniaczki spojrzały na siebie, a po chwili znów przeniosły wzrok na mnie.
-Nie...- powiedziała Liv.
-Jakby co to na moich drzwiach jest błękitna śnieżynka. Służę pomocą- uśmiechnęłam się i wyszłam dumnie stukając obcasami o surowe drewno, którym wyłożona była podłoga.
Weszłam do pokoju i zobaczyłam Jasper’a siedzącego na łóżku. Ostatnimi czasy częściej przebywał u mnie niż u siebie.
-Hej kochanie- dałam mu całusa w policzek rozwiązując buta.
-Cześć. Jak tam?- podniosłam głowę- Nie zabiły Cię wzrokiem?- zaśmiałam się i spuściłam głowę siłując się z butem. W końcu zdjęłam go i odstawiłam oba obok wysokiego łóżka. Usadowiłam się na materacu przy brunecie i spojrzałam mu w oczy
- Znałeś wcześniej te dziewczyny?- zapytałam w końcu.
Chłopak rozszerzył oczy i zbladł na twarzy.
-Nie mów, że nie wiesz kim są- zaczął z przejęciem. Pokiwałam przecząco głową- to najsławniejsze siostry na całym świecie. Pokonały z milion potworów, jest o nich pełno legend. Są najsilniejsze na świecie. Podobno są spokrewnione z wampirami i ich dzisiejszy wyczyn to potwierdza- ostatnie zdanie wypowiedział zbliżając się do mnie- To bliźniaczki Smartbright.- dodał cały czas przejęty.
-Pewnie masz mnie teraz za głupią...- zaśmiałam się nerwowo.
-Nie..- skrzywił się chłopak- jesteś najmądrzejsza na świecie.- zaśmiałam się, a brunet pocałował mnie w zaczerwieniony nos- Kocham Cię.
-Ja Ciebie też- powiedziałam z uśmiechem i wstałam z łóżka po czym podeszłam do szafy. Chwyciłam za srebrny uchwyt i pociągnęłam do siebie białe drzwiczki. Moim oczom ukazało się kilka stosów ręczników, koców i pościeli. Chwyciłam biały, miękki, puszysty koc w niebieskie wzory i wyjęłam go. Zamknęłam drzwiczki i położyłam się na łóżku przykrywając się miłym w dotyku kocem.
-Nawet się nie podzieli...- Jasper skrzyżował dłonie  na piersi i spojrzał na mnie spod byka.
Zamknęłam tylko oczy i delikatnie się uśmiechnęłam przykryta od stóp do szyi. Nagle poczułam na swoim ramieniu coś ciężkiego.
-Jasper..- wypowiedziałam z trudem- ile ty ważysz...
-Sporo...- zaśmiał się chłopak i położył się za mną.
Brunet objął mnie ramieniem i mocno przytulił do siebie jakby bojąc się, że mnie za chwilę straci, wypuści z uścisku. Nagle poczułam niepokój, jego chłodny oddech na moim karku, blade dłonie zimne jak lód.
-Jasper...- powiedziałam zaniepokojona otwierając oczy. Gdy nie usłyszałam odpowiedzi odwróciłam się szybko. Jasper miał dłonie zaciśnięte w pięści do białości. Mięśnie mocno się napinały. Chłopak mocno zaciskał usta i patrzył w sufit jakby walcząc z jakąś siłą, która nim trzęsła- Jasper, Jasper, co się dzieje?
Nie wiedziałam co robić. Starałam się wszystko szybko ogarnąć wzrokiem, trzymałam jego bladą dłoń- kochanie, jestem przy tobie- moje oczy się zeszkliły- kochanie, jestem tu.... Kręciłam przecząco głową, nie wiedziałam co się dzieje. Nagle wszystko ustało. Po czole chłopaka spływał pot, a mięśnie drżały od wysiłku. Chłopak głęboko oddychał i z trudem rozłożył dłonie dotychczas zaciśnięte w pięści.
-Jasper, wszystko dobrze?
Bez wahania dotknęłam ciepłego policzka bruneta.
-Tak- jego głos się trząsł.
-Oddychaj- gładziłam palcami jego policzek- oddychaj...

* * *

     - Co się stało?- zapytałam.
-Moc- ściągnęłam brwi- Tak się dzieje gdy ktoś pozyskuje nową moc. Nigdy nie widziałaś?- zdziwił się chłopak. Mówił o tym jak o pogodzie, jakby nic się nie wydarzyło.
-Nie... bolało...?
-Bolało- uśmiechnął się- to trudne do wytrzymania...
-A jaką masz moc?- zapytałam w końcu.
-Nie wiem. Kiedyś się okaże...- mrugnął do mnie.

* * *
   
     Ostatnie dni przed planowanym atakiem mieliśmy na odpoczynek. Kuchnią zajęły się elfy, a my mogliśmy spać ile chcieliśmy i robić co chcieliśmy. Niektórzy z nas ćwiczyli moc w ogrodzie, inni woleli przesypiać cały dzień.
     Trzy dni przed bitwą, przy śniadaniu, nareszcie mieliśmy okazję zobaczyć jaką moc miał Jasper.
     Siedzieliśmy wszyscy przy stole, jak zawsze. Jasper’a, Jack’a, Aro i Zająca jeszcze nie było. Rozmawiałam z Pauline smarując w międzyczasie tosty masłem, które rozpływało się po jego powierzchni.
-Kocham Cię- powiedziałam uśmiechnięta i przytuliłam strażniczkę jak siostrę.
Ostatnimi czasy bardzo się zżyłyśmy ze sobą, była dla mnie jedną z najbliższych osób.
-Lepiej nie odwzajemniaj tego uczucia- powiedziała z pełną buzią Luna chwytając kubek i upijając łyk ziołowej herbaty- Wszyscy, którzy ją kochają prędzej czy później źle kończą- dodała i wzięła następny gryz.
-Tak?- zdenerwowałam się. Głowa zaczęła mi pulsować- Jakoś nie widzę.
-Czystym przykładem jest Jack- powiedziała blondynka nadal spokojna.
-Ty wredna jędzo!!! Nie skrzywdziłam go! Ja też cierpiałam! Nie jestem bez serca!
-Jesteś- powiedziała blondynka z litością w oczach- Jesteś tylko wiedźmą...
Tego było dla mnie za wiele. Blade ręce zaczęły panicznie drżeć tak samo jak dolna warga. W oczach czaił się strach, a w uszach słyszałam szum pulsującej szybko krwi. Posłałam w stronę Luny lodowy promień trafiając w jej talerz i sztućce. Blondynka szybko wstała i spojrzała na mnie z nienawiścią. Rozejrzałam się nerwowo – nigdzie nie widziałam Jasper’a. Powietrze przecięła wstęga wody, którą zamroziłam kilka centymetrów przed twarzą.
-Tak chcesz się bawić?- zapytała chytrze Luna przygotowując się jak na odbicie piłki.
Blondynka posłała w moją stronę lodowy promień. Mróz na Mróz, Lód na Lód – tak mamy grać. Dziewczyna była silniejsza ode mnie. Coraz bardziej się cofałam bezskutecznie odbijając kolejne ciosy. Luna szła w moją stronę coraz szybciej z każdym krokiem ciskając we mnie falą lodu. Dopiero teraz zauważyłam, ze za blondynką stał Jack. Ściągnął brwi i wydawał się kłócić z myślami. Opierał się o kolumnę nie przyłączając się do ataku swojej dziewczyny. W oczach Luny widziałam czyste szaleństwo. Przewróciłam się. Wszyscy inni siedzieli przy stole, zdezorientowani całą tą sytuacją. Nagle zobaczyłam jak Jasper biegnie po schodach w moją stronę, wbiegł przede mnie i gdy od Luny dzieliło go kilka metrów przed blondynką pojawił się Jack. Brunet zatrzymał się jakby czekał na pierwszy cios. Był zdeterminowany i kątem oka zerkał na mnie. Napiął wszystkie mięśnie. Bałam się teraz nie o siebie, a o niego. Pierwszy cios białowłosego. Głowa Jasper’a gwałtownie skręciła w prawo, ale po chwili wolno wróciła na poprzednie miejsce. Miał rozciętą wargę. I tym razem on zadał cios, który sprawił, że Jack uderzył o podłogę i zarwał ją niszcząc ją metr po metrze, ciągnąc za sobą deski, aż zatrzymał się na kolumnie. Był oszołomiony.
     Siła. To moc Jasper’a. Nadprzyrodzona siła.
     North stanął pomiędzy mną i Jasper’em, który pojawił się po mojej prawej stronie i pomógł mi stać, a Jack’iem i Luną. Nasze pary dzieliło teraz kilka metrów, każdy wtulony w drugą połówkę, patrzący na siebie nienawistnym wzrokiem.
-Rozejść się- powiedział zdenerwowany święty patrząc na podłogę. Ani drgnęliśmy- Już!!!
Staliśmy jeszcze kilka sekund w jednym miejscu aż odwróciliśmy się i zaczęliśmy wolnym krokiem zmierzać do pokoju. Tak samo Jack z Luną. Spojrzałam na tamtą dwójkę przez prawe ramię, to samo zrobiła blondynka. Nasze mroczne spojrzenia spotkały się. Odwróciłam powoli głowę i twardo szłam przed siebie. Pewna tego, że to dopiero początek...

Hej Moje Perełki!
Obiecałam więc jest. Teraz rozdziały postaram się wstawiać co tydzień.
Dostałam LA, może wstawię je jutro.
Jak pewnie zauważyliście na samej górze po prawej stronie jest gadżet "Postęp"
Mi się on bardzo spodobał na innych blogach, jest to bardzo przydatna rzecz, mam nadzieję, że wam też się spodobała.
To chyba na tyle, pod kolejnym rozdziałem postaram się wypisać kto którą jest postacią. Może dodam też filmik z Warszawy ^^

Kocham Was! Mam nadzieję, że przeczytałyście z chęcią.
PS. Wybacz Marti...

CZYTASZ=KOMENTUJESZ ♥