Ten rozdział dedykuję Puli z bloga Serce skute lodem
Za wsparcie i siłę, jaką mi dajesz...
Skierowałam
się w stronę schodów i zbiegłam po nich bez słowa mijając North’a i Ząbek,
którzy ze zdziwieniem zmierzyli mnie wzrokiem. Udałam się szybko do garażu, a
moje buty wystukiwały w drewnie rytmiczny, silny dźwięk. „Hasai, do Roszpunki”.
Wzbiłyśmy się w powietrze. Zimny powiew wiatru uderzył w moje barki, a łzy nie
wiadomo kiedy spłynęły mi po bladych policzkach. Pośpiesznie otarłam je ręką, a
potem głośno i płytko zaczerpnęłam powietrza. Och.... co ja narobiłam? Jestem
okropna... Zraniłam go.... ale... ja i Jasper naprawdę nic nie robiliśmy. Tak
bardzo kochałam Jack’a. Przed oczami przeleciały mi wszystkie nasze wspólnie
spędzone chwile. Gdy włosy mi się mocno naelektryzowały od czesania i
białowłosy stwierdził, że uderzył we mnie piorun. Nasze pierwsze spotkanie gdy
uchronił mnie od wymazania mi pamięci. Gdy się wygłupialiśmy i gdy siedzieliśmy
do czwartej nad ranem popijając herbatę i rozmawiając o wszystkim. Ale zaraz
potem przypomniałam sobie mój wypadek... uh.... On się za to nadal obwinia...
Właśnie dlatego musieliśmy to zakończyć... Krzywdziliśmy się nawzajem i nie
mogliśmy ze sobą być- dla dobra nas obojga. Ale najgorsze jest to, że będziemy
się codziennie widzieć, a za każdym razem gdy spojrzymy sobie w oczy nasze
serca będzie przebijać kolejna szpilka. „Elsa.... spokojnie... zaczynamy nowe
życie.... będzie dobrze.... będziesz szczęśliwsza... weź się w garść....”
pomyślałam. Zapomniałam wtedy o Hasai, a ta rzekła „będzie, będzie.... masz
mnie.... pamiętaj. Dasz radę, jesteś silna”. Uśmiechnęłam się przez łzy i
przytuliłam się do szyi smoczycy.
Lot szybko mi minął i ani się obejrzałam
byłam już u Roszpunki. Najpierw udałam się do Ani, gdzie we trójkę usiadłyśmy
przy stoliku na ogromnym balkonie i popijałyśmy herbatę. Siostra nieco się
trzęsła. Była ubrana w długą sukienkę, a na nią kożuch do ziemi zapinany pod
szyją. Roszpunka miała na sobie sztuczne, białe futro. Tylko ja siedziałam w
cienkich ubraniach nieprzejęta pogodą, która w listopadzie nie była zbyt
przyjemna.
-Dziękuję
kochane, ale nie mogę długo zostać, bo mam dziś do objechania dwa królestwa i
musze ustalić z królem i królową strategię.
-Żegnaj
Elso... Będę tęsknić....- Anna mocno się do mnie przytuliła.
Tak
bardzo chciałabym być z nią. Przeszła mi przez głowę myśl, że skoro nie jestem
już z Jack’iem to Anna mogłaby mieszkać w bazie North’a, ale szybko znalazłam
argumenty przeciw. Jest dużo do załatwienia, ciągle są tam strażnicy, a ja
wolałabym, żeby siostra miała spokój. Wyszłam z pokoju Anny i udałam się do sali
tronowej.
* * *
-Dobrze-
zgarnęłam plany z dużego biurka i włożyłam je pod pachę- pokażę je innym.
Król
wstał i wyciągnął w moją stronę rękę, a ja ją uścisnęłam.
-Widzimy
się pojutrze- powiedział patrząc mi w oczy.
-Tak-
kiwnęłam głową- Do zobaczenia Wasza królewska mość.
-Do
widzenia Elso.
Odwróciłam
się i wyszłam trzymając pod ręką pięć rulonów planów i map terenów, które są potrzebne
do stworzenia strategii odpowiedniej dla nas i która będzie wykorzystywała
naszą małą liczbę na korzyść. Plan był taki, że jedna trzecia nas atakuje od
frontu i walczą długi czas utrzymując Florence w myśli, że jest nas tylko mała
garstka. Byłby to dobry sposób, bo raczej nie spodziewa się ona dużego wojska i
będzie miała co do nas lekceważące podejście.
„Berk”.
Stoik
zaproponował, ze weźmie dwadzieścia procent swoich ludzi na ląd, a reszta
będzie atakować morzem, by rozpocząć atak ze wszystkich stron.
-Moi
ludzie pójdą w pierwszej linii. Są ciężcy i dobrze walczą- pójdą jak burza.
Zgadzałam
się z nim i ucieszyłam się, że udało się już połączyć plany obu państw. Po
omówieniu całego planu z uśmiechem udałam się nad urwisko, gdzie czekała na
mnie Hasai, a przy niej zgromadził się spory tłum gapiów podziwiających jej
łuski, szpony, skrzydła i moc. Byłam z niej dumna. Usadowiłam się już na
gładkim grzbiecie i chciałam powiedzieć „ruszaj!”, ale usłyszałam czyjś głos.
-Czekaj!-
była to niska staruszka w dwóch siwych warkoczach niedbale leżących na
ramionach- to dla ciebie- podała mi paczkę owiniętą brązowym papierem.
Przyjęłam podarunek nieco zaskoczona- otwórz....- powiedziała kobieta i pogoniła
mnie wzrokiem oraz ruchem dłoni.
Nadal
zdziwiona odwiązałam czerwoną, skromna kokardkę i delikatnie rozwinęłam papier.
Wyjęłam podarunek. Był to piękny, brązowy płaszcz obszyty białym futrem
zapinany na guzik pod szyją.
-Piękny!
Dziękuję!- czym prędzej zarzuciłam podarunek na plecy i zapięłam na co tłum
cicho zaklaskał- naprawdę prześliczny, dziękuję jeszcze raz.
-Ależ
nie ma za co dziecko...
-Trzymajcie
się!- krzyknęłam, a Hasai wzbiła się w powietrze.
Słońce
jeszcze niezbyt chętnie chyliło się ku zachodowi, więc z radością stwierdziłam,
że dam radę złożyć wizytę także Szkotom.
* * *
Usiadłam wyczerpana na łóżku i wzięłam głęboki
oddech. Rozwiązałam buty i odstawiłam je obok szafki nocnej. Rozpięłam płaszcz
i spojrzałam na niego z uśmiechem.
-Piękny...-
powiedziałam do siebie.
Wstałam
zakładając na nogi grube kapcie i podeszłam do komody obok drzwi. Gdy tylko
weszłam rzuciłam na nią plany i mapy. Usiadłam na łóżku przez kilka sekund odbijając
się na jego materacu i rozłożyłam przed sobą wszystkie plany. Związałam włosy w
wysokiego koka i zakasałam rękawy.
-Elsa...
bierzemy się do roboty.
„Więc
oni biorą jedną trzecia ludzi i wystawiają na główną bramę... Stoik idzie od
morza i przez drabiny na mury, a smoki zaraz przed starciem będą ziały ogniem.
Szkocja pójdzie zwyczajnie, główną bramą”- myślałam. Oczywiście jestem „Panna
Perfekcyjna” i wszystko dla jasności musiałam robić przy linijce i kolorami. Taka już jestem.
Plan uległ drobnym zmianom, które
wprowadziłam po głębszym namyśle.
Uff..... skończyłam ostatnią linię,
otarłam czoło ręką i spojrzałam na zegarek. Druga w nocy.... pięknie. Szybko
zebrałam plany i odłożyłam na szafkę. Odtworzyłam szafę w poszukiwaniu pidżam i
zamarłam na chwilę. Przypomniałam sobie co Jack powiedział przed tym jak
wyszłam. Faktycznie... jego rzeczy już nie było. Nie dane było mi go też
widzieć po tym jak wróciłam, co mnie w jakimś stopniu ucieszyło. Od jego widoku
tylko rozbolałoby mnie serce. Szybko wróciłam do rzeczywistości: wyciągnęłam
satynową, niebieską koszulę nocną przed kolano na ramiączka. Bardzo lubiłam
satynowe koszule nocne czego już nie mogłam powiedzieć o pościeli, która się
zsuwała. Jednak ten materiał był dla mnie pewnego rodzaju ukojeniem i czułam
się jakbym spała na jedwabiu.
Obudziłam się rano bardzo wypoczęta.
Delikatne, białe światło przebijało się przez błękitne sztory i oświetlało moje
łóżko. Było mi tak miło, że najchętniej przeleżałabym tak cały dzień. Niestety
musiałam wstać i znów narobić sporo kilometrów. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam
się nieobecnym wzrokiem po pokoju. W pierwszych, polarnych promieniach słońca
mieniły się drobinki kurzu. Było to moje piękne królestwo dopełnione mnóstwem
detali w moim wykonaniu, na które teraz nie mam czasu. W lewym górnym rogu
pięły się błękitne kryształy, które na słońce reagowały w ten sposób, że
zmieniały kolor na delikatny fiolet. Przy oknie miałam białe dzwoneczki z
mnóstwem fioletowych kwiatków. Uwielbiałam, kiedy podmuch lodowego wiatru
wprawiał kryształy w drgania, bo ich uderzenia były symfonią na chwilę
odbijającą się w uszach.
Po porannej toalecie, z którą szybko się
uporałam zdecydowałam ubrać się z błękitną sukienkę odcinaną w pasie i kremowe
buty na obcasie. Rozpuszczone włosy spięłam dwoma pasmami u góry i założyłam
naszyjnik od Jack’a, który niedawno znalazłam zakopany w kosmetyczce. Bałam się
już, że go zgubiłam, ale na szczęście nie. Dumna ze swojego wyglądu chwyciłam
torebkę leżąca na pufie i ruszyłam w stronę jadalni, skąd po śniadaniu zamierzałam
się udać do garażu North’a.
-Dzień
dobry!- odparłam radośnie lekko się wysilając i zajęłam miejsce przy stole
zawieszając torebkę na krześle.
Kiedy
właśnie robiłam sobie kanapkę w jadalni pojawił się Jack.
-Dzień
dobry!- odparł podobnym tonem co ja i usiadł koło mnie z racji, że było to
jedyne wolne miejsce, a zawsze siedzieliśmy na tych samych.
Starałam
się nie patrzeć mu w oczy. Wolno jadłam patrząc gdzieś nieobecnym wzrokiem i trzymając
w prawej, uniesionej dłoni niewielką kanapkę. Co jakiś czas wysiliłam się na
podniesienie kubka lewą ręką i zbliżenie go do ust.
-Elso,
jedziesz dziś przedstawić im plany?
-Yhm...-
odpowiedziałam wolno nie patrząc nawet na
świętego.
-A
zdążymy dziś zwołać zebranie?- zapytał.
Przeniosłam
na niego wzrok, odłożyłam kanapkę na mały talerzyk i zastanowiłam się chwilę.
-Tak....-
zaczęłam- dam radę.- dodałam pewnie i wróciłam do posiłku.
Kiedy
skończyłam delikatnie wstałam, zarzuciłam torebkę przez ramię, podziękowałam za
posiłek i wyszłam. Tak bardzo chciałabym, żeby Jack przytulił mnie teraz na
pożegnanie. Tak bardzo mi go brakowało...
* * *
Wszyscy przywódcy ochoczo zgodzili się na
przedstawiony plan i każdemu dałam jego jeden egzemplarz, żeby mógł przedstawić
go swoim ludziom. Moje wizyty były bardzo krótkie i ograniczały się do szybkiej
wymiany „dzień dobry”, wręczenia planu i pożegnania się. Szczerze mówiąc nie
miałam nawet ochoty na coś więcej, bo powoli męczyła mnie praca listonosza.
Jednak obiecałam sobie, że pokonam Florence i odpowie ona za to, co zrobiła mi
i moim bliskim.
Gdy dotarłam do bazy North pośpiesznie
zwołał zebranie. Na niebie pojawił się nowy rodzaj zorzy. Dotąd była złota,
która zwoływała wszystkich gdy albo ktoś się rodził albo ginął. Na zebrania
poszczególnych strażników były odpowiednie kolory. Strażnicy marzeń- czerwony,
strażnicy natury- zielony, strażnicy żywiołów- pomarańczowy, strażnicy aniołów-
niebieski. Jednak gdy mieliśmy zebrać się w ustalonym gronie dwunastu osób na
niebie pojawiały się wszystkie te kolory, co budziło we mnie duży podziw. Był
to piękny spektakl tańczących na granatowym niebie barw, który obserwowały
gwiazdy i księżyc.
Wszyscy strażnicy dość szybko przybyli, a
ja przedstawiłam im plan. 20 % wojska Stoika wraz z jedną trzecią armii z
królestwa Roszpunki i wszystkimi wojownikami ze Szkocji mieli pojawić się
niedaleko głównej bramy. Plan był taki, żeby wywabić przeciwników na polanę, co
powinno się powieść zważając na fakt, że przed strzałami będą nas chronić
strażnicy z mocą lodu i ognia, a smoki z Berk zamierzają atakować ognistymi
kulami zamek. Będziemy Florence grać na nerwach aż nie wypuści swoich ludzi na
zewnątrz. Będziemy starali się zamknąć jej żołnierzy w ciasnym okręgu i nie
dawać im możliwości powrotu. Wtedy Stoik zaatakuje zamek od morza i będzie miał
znaczną przewagę, bo zostanie tam tylko garstka osób. Strażnicy natury z mocą
roślinności pójdą na zamek, by roślinami roztrzaskać jego mury. W lesie wystarczająco daleko od pola bitwy
zrobimy punkt medyczny, gdzie będą osoby z mocami leczniczymi. Wszelkie moce
działające na dużą odległość będą osłaniać innych.
Kiedy przedstawiłam moją propozycję strażnikom
wszyscy uznali, ze to dobry plan i po dostarczeniu im rozrysowanej strategii
wrócili powiadomić o tym swoich ludzi. Kiedy wszyscy zaczęli się zbierać nagle
nastała cisza przerywana tylko czyimś szeptem.
-Naprawdę...?-
udało mi się wychwycić.
Wszyscy
patrzyli na mnie i na Jack’a, a ja nie wiedziałam co robić ani jak zareagować.
Potrwało to może minutę i wszyscy zaczęli wychodzić.
-Elsa...!-
poczułam czyjąś delikatną dłoń na ramieniu. Odwróciłam się i moim oczom ukazał
się obraz zatroskanej Luny- Chodź...- odeszłyśmy kawałek i przystanęłyśmy przy
schodach- Elsa... ja...- dziewczyna splotła palce i unikała przez chwilę mojego
wzroku- ja nie chciałam, żebyście przez ze mnie się rozstali... Ja nie
wiedziałam. Między nami naprawdę nic nie ma. Przepraszam....
-Luna...!-
westchnęłam i wysiliłam się na przyjazny uśmiech....- wiem... nic się nie
stało. Nie winię Cię. To nasza sprawa i to tylko nasza wina..
-Na
pewno się nie gniewasz...?
-Na
pewno....- odpowiedziałam.
Uściskałyśmy
się i blondynka pomachała mi na pożegnanie. Kątem oka dostrzegłam jak Jasper i
Jack tkwią w męskim uścisku i klepią się po plecach. Potem białowłosy kiwnął
kilka razy głową z gorzkim uśmiechem i także się pożegnali. Czy Jasper także
przepraszał Jack’a tak jak Luna mnie? Czy się pogodzili czy dalej się
nienawidzą? Niepotrzebnie wmieszałam w to Lunę i wiem, że to nie jej wina.
Bardzo ją lubię i nie byłaby zdolna do takich rzeczy. Mam nadzieję, że jakoś to
się ułoży i że wszystko będzie dobrze...
Hej moje Perełki!
Teraz rozdziały będą nieco rzadziej, bo mam dużo spraw na głowie i jestem bardzo nimi zmęczona.
Planuję zmienić wygląd bloga (znowu), bo ten mi nie odpowiada i
uważam, że jest brzydki.
A wy co o nim sądzicie?
Może macie jakieś pomysły co mogłabym zmienić?
Rozdział to nie jakieś cudo, ale myślę, że nie jest taki zły zważając na ilość opisów, która
powinna Was zadowolić.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał.
I proszę- komentujcie!
Dajcie znak życia!
Pozdrawiam cieplutko!