Nie
wiedziałam co powiedzieć. Byłam oszołomiona. Co miałam zrobić? Musiałam to
wszystko przemyśleć. Czy jest zagrożenie życia? Czy ta armia jest wielka? Czy
obejdą się bez pomocy? Naprawdę nie miałam pojęcia jak postąpić, co o tym
myśleć. Poszłam do swojego pokoju patrząc się tępo przed siebie. Usiadłam na łóżku i wsłuchałam
się w tykanie zegara wiszącego nad drzwiami. Tyk, tyk, tyk, tyk.
-Elso...
to Twój ojciec, ale.... eh... Mówił, że sobie poradzi....ale, ale jeśli ta
armia okaże się mieć przewagę?- mówiłam sama do siebie.- trzeba się rozeznać.
Podbiegłam
do szafy, wyciągnęłam bluzę, spodnie i wygodne buty. Trzeba było tam lecieć i
sprawdzić, jacy oni są. Szybko zbiegłam z góry i udałam się do Hasai. „Czas
lecieć”. Poszybowałyśmy wysoko w górę i udałyśmy się na wschód. Leciałyśmy już
od jakiejś godziny. Nagle mój wzrok przykuły ciemne plamki za wzgórzem. „Wyżej,
bo nas zauważą”. Byli to dziwni żołnierze, ubrani w czarną , błyszczącą zbroję.
Cali pokryci metalem szli równo na zachód. Było ich wielu, a samo spojrzenie na
nich budziło grozę w moim sercu. Nie odzywali się do siebie, słuchać było tylko
mocne tupanie kilku tysięcy nóg w jednym momencie. Wyglądali jak przykryci
czarnymi diamentami. W świetle słońca ich wypolerowane zbroje mieniły się jak
brylanty. Maszerowali w kilku
prostokątach. „Jest ich za dużo” „Tak, ale to nie są zwykli rycerze. Czuję tu
czarną magię” odparła smoczyca. „Czas wracać do domu Hasai”.
Kiedy wróciłyśmy strażnicy chodzili
zdenerwowani po pokoju co jakiś czas coś szepcząc.
-Elso!-
wykrzyknął Jack i podbiegł do mnie- gdzie byłaś?
-Na
zwiadach, co się stało?
-Nie
widzieliśmy jak wyszłaś z pokoju i bardzo się o Ciebie martwiliśmy- powiedział
North.
-Dobrze,
przepraszam, byłam pod wpływem emocji.
Nastała
chwila ciszy, a wszyscy zdawali się czekać na coś z mojej strony.
-Iiii...-
odparła wróżka.
-I
co?- zapytałam.
-I
co z tą armią? Jaka ona jest?
-Och,
jest ogromna. Mają wytrzymałe, czarne zbroje, wyglądają strasznie.
-Ile
konkretnie?- odparł Mikołaj.
-Kilka,
kilkanaście tysięcy.
-To
nie dużo.
-W
porównaniu z siedmiotysięczną armią Arendelle?! Nie mają szans! Musimy im
pomóc!
-Elso...
jeszcze o jednaj zasadzie Ci nie powiedzieliśmy.- zaczął North spoglądając na
strażników- Otóż nie możemy się mieszać
w sprawy dorosłych jeśli ich czyny nie zagrażają światu.
-Ale,
ale...
-Elso.
Można pomagać, o ile osoba, której niesiesz pomoc jest dla Ciebie kimś bliskim.
Ty możesz walczyć, ale my nie.
Spuściłam
głowę.
-Więc
ja będę walczyć.
-A
my pomożemy Ci się przygotować- odparła Ząbek.
-
Zaczynamy od jutra, dziś idziemy spać, jest późno- powiedział Zając.
Wszyscy
mruknęli na zgodę i rozeszli się do swoich pokoi. Tej nocy Jack spał ze mną
przytulając do siebie moje trzęsące się ciało.
-Wiem,
że się martwisz, ale dacie radę. Naprawdę chciałbym Ci pomóc.
-Już
pomogłeś- powiedziałam przez łzy.
-Jak?
-Nauczyłeś
mnie panować nad mocą.
Chłopak
tyko mocniej mnie przytulił, a ja po chwili zasnęłam w jego ramionach.
Każdy wstał rano zadręczony myślą o bitwie,
w której tylko ja stanę do walki. Zjedliśmy śniadanie w ciszy przerywanej
uderzeniami sztućców o talerze. Od ósmej zaczęłam ćwiczyć z białowłosym
panowanie nad mocą. O jedenastej odbyła się kolejna lekcja, którą dawała mi
Ząbek. Uczyła mnie ona płynnego lotu i uników. Kolejne zajęcia odbywały się z
North’em około czternastej. Mikołaj pokazywał mi jak władać mieczem i nawet dał
mi jeden ze swoich. Piasek i Zając udzielili zaledwie kilka rad.
Kolejne dni mijały mi na ćwiczeniach. Yeti
szykowały dla mnie i Hasai mocną zbroję. Z mojego pokoju wychodziłam o siódmej
rano i wracałam o dwudziestej zlana potem i zmęczona. Zostawała mi tylko
odprężająca kąpiel i ciepłe łóżko, które szybko wprawiało mnie w sen. W ostatni
dzień przygotowań mogłam odpocząć i nabrać siły do walki. Jednak nie dałam
mojemu umysłowi szansy nawet na chwilę odprężenia. Ręce cały czas się trzęsły,
a głowa pulsowała. Poszłam do pracowni, w której wisiała zbroja moja i Hasai.
Miałam ją zobaczyć pierwszy raz, ale musiałam udać się na najwyższe piętro,
gdzie znajdowała się jedna z największych pracowni rozpościerających się na
całą wielkość budynku. Kiedy odtworzyłam drzwi moim oczom ukazały się dwie
zbroje przydzielone dla mnie i Hasai. Płaty metalu nakładające się na siebie i
wytrzymałe pomimo lekkości. Domyślałam się, że to magiczny materiał. Miałam w
nim dużą swobodę ruchu, choć na pierwszy rzut oka mogło się wydawać, że
noszenie tej zbroi będzie bardzo niewygodne. Hasai też dobrze czuła się w tym
materiale.
Ułożyłam się wygodnie w łóżku myśląc „a co
by było gdyby?”. Co się stanie jeśli stracę także ojca? Co się stanie jeśli
przegramy? Co jeśli zginę...? Próbowałam zasnąć, ale tylko przerzucałam swoje
ciało z boku na bok. Wreszcie pogrążyłam się w świecie snów.
Od
rana wszyscy chodzili jak na szpilkach. Koło mnie stali strażnicy i pomagali mi
założyć zbroję. Wiążąc plątaninę sznurków przypominali mi materiał, jaki
starali się mi wpoić w ciągu ostatnich dni.
-Elso...-
białowłosy złapał mnie za rękę- kocham Cię, pamiętaj. Wróć, dla mnie.
-Wrócę
Jack, ja też Cię kocham.
Ruszyłam
w stronę Arendelle. Nasze wojsko akurat wychodziło z miasta na spotkanie z
nieprzyjaciółmi.
-Ojcze!-
zsiadłam z smoka i wtuliłam się w króla.
-Elso,
co Ty tu...?
-Przyszłam
Ci pomóc.
-Ale
Elso....
-Nie
tato. Ja Ci pomogę, to moje królestwo. Pozatym teraz raczej trudno mnie zabić.
Wsiadłam
na smoczycę i wzbiłam się w powietrze. Leciałem nad naszym wojskiem. Na czele
jechał rycerz z flagą Arendelle czyli złotym kwiatem na zielono-fioletowym tle.
Zza wzgórza wyłoniła się armia wroga licząca kilkanaście tysięcy czarnych
rycerzy odzianych w błyszczące zbroje. Maszerowali jak wtedy, kiedy pierwszy
raz ich widziałam. Przed spotkaniem się wojsk wyleciałam nieco do przodu. Hasai
zionęła lodowym promieniem, który powalił żołnierzy w prostej linii.
Odtworzyłam oczy ze zdumienia! Rycerze zamieniali się w czarne, błyszczące
diamenty. Wszyscy spojrzeli na siebie pytającym wzrokiem.
-Co
to u licha jest?!
-Nie
wiem, ale odeślijmy te diabelskie nasienie z powrotem do piekła!
Wszyscy
ruszyli do ataku. Zarówno ja i Hasai używałyśmy swoich umiejętności. Ale
smoczyca mogła zionąć lodem tylko wtedy, gdy w pobliżu nie było naszych.
Podczas walki strzelałam lodem w serca wrogów powalając ich jednym, celnym
promieniem. Bitwa nie trwała długo, ale zginęło wielu naszych. Kiedy ostatnie
czarne diamenty opadły na ziemię usłyszałam krzyk zwycięstwa. Ale każda wojna
niesie straty. Większe lub mniejsze. Rycerze wlekli poranione i brudne ciała
umarłych na długich saniach do królestwa, by ich bliscy mogli ich godnie
pochować. Poleciałam tam na chwilę w ogromnym wozie niosąc kilkanaście
poobijanych ciał. W mieście panowała absolutna cisza. Kiedy tylko wylądowałam
na ulicę wybiegło mnóstwo ludzi. Garstka z nich trzymała w ramionach swoich
mężów, synów wnuków. Całe rodziny wylewały morze gorzkich łez nad śmiercią
ukochanej osoby. Nie mogłam na to patrzeć, wróciłam na pole walki, gdzie reszta
została przejrzeć zapasy wroga.
-Królu!-
mój ojciec odwrócił się w stronę wozu przykrytego materiałem- mieli jeńca!
Trochę krótki, ale następne będą dłuższe.
Czekam na wasze opinie.
Szkoda, że inni strażnicy nie mogli pomóc Elsie w tej wojnie. Mam nadzieję jednak, że te czarne diamenty nie powstaną z powrotem. Jestem bardzo ciekawa kim jest owy jeniec (mam już swoje przypuszczenia XD). Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :*
OdpowiedzUsuńSuper rozdział jak i inne. Krótki.... ,ale liczę na dłuższy. Ciekawe kim jest jeniec. .....
OdpowiedzUsuńSuper ;) Szkoda, że tylko Elsa mogła pomóc Arendelle :< Ale po tym jak Hasai, powiedziała że wyczuwa u nich magię, to zapewne następna bitwa/wojna odbędzie się z nimi (?) Ale nie będę zgadywać bo pewnie i tak mnie zaskoczysz :D Jestem bardzo ciekawa co do tego jeńca *-* Ale to też się okaże :D A krótkim rozdziałem się nie przejmuj, może nie jest takiej długości jak tamte, ale za to został szybko dodany ;) Czekam na dalsze rozwinięcie akcji, wspaniałe masz pomysły ♥ ~Ola
OdpowiedzUsuńPs.
UsuńWreszcie nadążam B|
Teraz prawdopodobnie będę czytać systematycznie :3