piątek, 12 czerwca 2015

Rozdział XIV: "Pierwszy dzień"

Kiedy zajęłam miejsce na kanapie obok mnie zaczęła toczyć się rozmowa.
-Jack! Co Ona tu robi?! Miałeś zerwać tą znajomość i to już dawno!
-Przestań, mówiłem Ci już. Matka jej zmarła.
-To nie jest powód, by zabierać ją do Nas!
Oboje długo się kłócili. Co chwila kątem oka spoglądali na mnie.
-Ehem, ehem... – zakaszlałam teatralnie- przepraszam, że przerywam wam kłótnię, ale chciałam tylko powiedzieć, że myślałam, że wiecie iż do Was przyjeżdżam. Jack mi nie powiedział, że was nie powiadomił.
Mikołaj tylko głęboko odetchnął i przybrał łagodny wyraz twarzy.
-Przepraszam Elso. Wiesz, zrozum... byliśmy zaskoczeni twoim przybyciem... Na długo zostajesz?
-Tak- odparł białowłosy kiedy nabierałam powietrza na słowa.
-No więc choć, pokażę Ci twój pokój- powiedział North.
Szłam za mężczyzną po krętych, drewnianych, skrzypiących schodach. Mijałam stoiska, gdzie yeti składały zabawki. Właśnie przechodziłam obok stoiska elfów. Jeden mały ludzik owijał drugiego lampkami świątecznymi, a kiedy podłączył światełka do prądu elfa, na którym były lampki, przeszył prąd. Był cały niebieski, a ja mogłam dostrzec jego kości. Kiedy inny mały człowieczek odciął źródło prądu, poszkodowany, cały czarny, wywalił na wierzch język. Patrzyłam z przerażeniem na stworki w czerwonych kubraczkach z dzwoneczkami na głowie. North zorientował się, że patrzę na elfy i podszedł do mnie.
-Nie pytaj- odparł i ruszył dalej.
Z mieszanką zdziwienia, zaskoczenia i strachu na twarzy ruszyłam dalej. Właśnie koło mnie pojawił się Jack. Objął mnie w pasie i posłał promienny uśmiech. Mikołaj szeroko otworzył przed nami drzwi. Moim oczom ukazał się pokój. Stało w nim jedno małe, skromne łóżko, stare meble, a okna zakrywały pajęczyny. Po szafkach walał się kurz. Jack odwrócił się w stronę North’a.
-Żartujesz?- odparł unosząc jedną brew.
-Nie, ależ skąd, nie mam takiego dobrego poczucia humoru jak ty- Frost.
Białowłosy mocno mnie objął i uniósł się w powietrze po czym zleciał ze mną na niższe piętra. Wylądowaliśmy przed mocnymi, drewnianymi drzwiami. Jack z uśmiechem je otworzył.
-Rozgość się. To jest twój pokój.
-A-ale..- zająkałam się pokazując palcem w stronę pokoju, jaki pokazał mi North.
-Moja księżniczka nie będzie spać w jakiejś norze.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Było tam duże łóżko przykryte błękitną narzutą. Największe wrażenie zrobiły na mnie lodowe ozdoby przytwierdzone do ścian. Pokój był przepiękny. W zwiedzaniu przeszkodził mi Mikołaj wpadający szybko do pokoju.
-Żartujesz?- zwrócił się do białowłosego zdyszany.
-Nie, ależ skąd, nie mam takiego dobrego poczucia humoru jak ty- North- odparł z chytrym uśmieszkiem białowłosy.
Mężczyzna odpuścił i wyszedł.
-Rozpakuj się. Przyjdę po Ciebie na kolację.- oznajmił zadowolony Jack.
Pokiwałam potwierdzająco głową i zabrałam się za rozpakowywanie. Otworzyłam błękitną walizkę i zaczęłam układać ubrania na półkach i wieszakach. Kiedy po całej godzinie skończyłam padłam ciężko na łóżko.
-Witaj kochanie. Pora na kolację.
Z uśmiechem szybko wstałam i udałam się za białowłosym. Weszliśmy do jadalni. Ku mojemu zdziwieniu stał tam czteroosobowy stół, a przy nim dwa, drewniane krzesła. Trochę zaskoczona zajęłam swoje miejsce.
-Myślałaś, że jemy razem?
-Tak.
-Hm, nie ma mowy. North odchudza się od lat dziewięćdziesiątych. Inni strażnicy mają swoje domy.
-A czemu Ty nie masz domu?
-Wiesz... No to trzeba trochę czekać i zasłużyć, ale słyszałem, że już niedługo.
Jedzenie było pyszne, a dwie świece palące się żółto-pomarańczowym płomieniem dodawały nam otuchy. Kiedy skończyłam posiłek udałam się do łazienki. Tam wzięłam kąpiel w dużej, białej wannie z złotymi wykończeniami. Weszłam do pokoju nucąc sobie pod nosem. Usiadłam na bardzo szerokim parapecie i patrzyłam przez okno na dużą, okrągłą tarczę księżyca. Nagle na szybie zaczął pojawiać się szron, a na nim napis „Kocham Cię”.
-Jack- uśmiechnęłam się, wstałam i otworzyłam okno.
Do pokoju wszedł białowłosy z bukietem czerwonych róż pokrytych szronem w ręku.
-Och, jakie piękne, dziękuję.
Przyjęłam kwiaty i włożyłam je do pobliskiego wazonu.
-Elsa, mogę z Tobą zostać?
-Jack, nie wypada- zarumieniłam się.
Jednak zaraz potem pod wpływem tych dużych, wielkich, cudownych, pięknych błękitnych cholernych oczu się złamałam. Zasnęliśmy wtuleni w siebie.
-Będzie dobrze, zobaczysz- przylgnął do mnie bardziej chłopak.

-Wiem, gdziekolwiek będę, jeśli z Tobą- będzie dobrze...

Kolejny zwykły, neutralny rozdział, zero uczuć, opisów. 
Po prostu jedna wielka klapa. Wena zaczyna mnie opuszczać.
Mam nadzieję, że jednak tylko się osłabiła i na kolejne rozdziały do mnie powróci.
Dałam już Wam dwie podpowiedzi. Jedną pod trzynastym rozdziałem, drugą w komentarzu ostatniego rozdziału.
To już trzecia podpowiedź, ostatnia. 
Jest nią jedno słowo: "Łowca"
Proszę o chodźby próbę rozwiązania tej zagadki. Niecierpliwych zapraszam do główkowania.

3 komentarze:

  1. Nie! Wena nie może Cię opuścić. Rozdział nie jest nudny tylko nie zwykły. Bardzo mi się podoba, a jeśli chodzi o zagadkę to muszę się jeszcze zastanowić. Życzę duuuuuużo weny i cieplutko pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszesz świetne opowiadania! Czasami trudno jest pozbierać myśli, ale nie martw się wena wróci na pewno! I nie jest to "jedna wielka klapa". Naprawdę fajny rozdział.
    Życzę Ci, by wena powróciła na dobre tory i serdecznie pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń