Och, moja moc była cudowna. Mogłam nią
tworzyć przepiękne krajobrazy i ozdabiać pnie drzew. Nigdy nie byłam taka
szczęśliwa. Przeraziłam się wizją bycia strażniczką. Ale długo nad tym
myślałam. Ta praca, jak każda inna, ma swoje wady i zalety. Ale najważniejszym
plusem było to, że ja i Jack będziemy mieli dla siebie wieczność. Białowłosy
był dla mnie teraz najważniejszą osobą. Nawet ojciec i moja ukochana Anna
zeszli na dalszy plan. Liczył się tylko blady, biedny, białowłosy chłopak
ubrany w bluzę i spodnie, nieposiadający nawet butów. Był On dla mnie największym oparciem. Mocną
laską, przy której mogłam odpocząć, gdy opadałam z sił. Nikomu wcześniej tak na
mnie nie zależało. Nawet rodzice nie darzyli mnie tak silnym uczuciem jak Jack.
Czasem miałam wrażenie, i bez skutku starałam się go pozbyć, że królestwo było
dla nich ważniejsze niż ja. Jeden dotyk białowłosego był dla mnie na równi z
tysiącem słów królowej Arendelle. Zamierzałam zostać strażniczką marzeń. Chciałabym
czuć się ważna i potrzebna. Fakt, rola władczyni Arendelle też była ważną
funkcją, ale nie spełniałabym się w tej pracy. Chciałam być wolna jak ptak,
choć jeszcze nic nie wiedziałam o moim losie, jak to będzie. Każdy ze
strażników ma jakiś swój środek transportu. Może skoro Jack potrafi latać to,
jako iż księżyc obdarował nas taką samą mocą, ja też będę posiadać taką
umiejętność? Na razie wszystko stało pod ogromnym znakiem zapytania. Kiedy
chłopak już mnie dopadł poczułam zimny dotyk jego warg.
-Jack,
jesteś zimny...- zdziwiłam się.
-Tak,
identycznie jak Ty, księżyc odebrał mi ciepło, gdy powołał Cię na strażniczkę.
Ale... Elso! Masz taką samą moc jak ja!!! To cudownie!
-Tak!-
pisnęłam zginając łokcie, zwijając dłonie w piąstki i przekrzywiając nadgarstki.
Zaczęło
się od niewinnego żartu Jack’a. Rzucił we mnie śnieżką.
-Ooooo
nie...- odparłam głośno z uśmiechem w dłoniach formując moją mocą wielką
śnieżkę.- tak to nie będzie!- i rzuciłam kulą w białowłosego.
Uniknął
mojego ataku i tak zaczęła się ogromna bitwa na śnieżki. Nasze moce razem
czyniły cuda. Śnieżki, które się o siebie zderzały opadały razem na ziemię jako
niebieskie diamenciki. Byliśmy w stanie zbudować razem wszystko, nawet wielki,
lodowy pałac. Gdy skończyliśmy położyliśmy się na środku jeziora i
wyrównywaliśmy oddech. Kiedy już chwilkę tak poleżeliśmy moim oczom ukazał się
napis wykonany szronem w powietrzu: „kocham Cię”.
-A
ładnie to tak podrywać?- spytałam kusząco i uniosłam jedną brew.
Nieco
się podniosłam i oparłam głowę na dłoni. Wkrótce doszło do długiego pocałunku.
Miło było czuć dotyk warg Jack’a na moich ustach, nie różniących się
temperaturą.
-Elso,
powinniśmy wracać...
-Tak,
zgadzam się w stu procentach- odparłam z uśmiechem po czym pocałowałam chłopaka
i wstałam.
Podczas
drogi powrotnej ozdabialiśmy pnie drzew, a na łąkach tworzyliśmy wielkie, białe
morza. Sprawialiśmy, że wierzby naprawdę płakały, a z igieł świerków zdawały
się spływać małe diamenty. Grubą warstwą śniegu przykryliśmy aleje brzóz, a te
wyglądały jak przysypane białym puchem małe pagórki. Każdy listek pokrywaliśmy
fantazyjnym wzorem, który mienił się pod wpływem światła. Miło było patrzeć na
rozżarzone słońce za horyzontem, które budziło diamenty w płatkach śniegu.
Kiedy dotarliśmy na zachodzie widniała różowo- pomarańczowa wstążka, a na
zachodzie zarysowywały się zielone barwy przypominające zorzę polarną.
Zapukaliśmy do drzwi. Odtworzył nam zmartwiony North, którego nastrój zmienił
się w jednej sekundzie z przygnębienia w radość.
-Och
Elso, zapraszam. – weszliśmy w głąb pokoju- i co?- zapytał, a w jego pięknych
oczach dostrzegałam nadzieję.
-Przepraszam,
po prostu byłam zaskoczona, ale zgadzam się.- odpowiedziałam z delikatnym
uśmiechem i dmuchnęłam, a z moich ust wyleciały małe płatki śniegu, które przez
chwilę wirowały w pomieszczeniu.
Wszyscy
byli bardzo zaskoczeni, o czym świadczyły ich wielkie z niedowierzania oczy.
-Masz
taką moc jak Jack? Dziwne....- odparł Mikołaj.
-Już
się zaczęło...- zapiszczała wróżka łapiąc w dłoń kosmyk moich włosów.
-No
cóż, rzadko kiedy się zdarza, by księżyc obdarowywał tą samą mocą dwie osoby,-
oświadczył North drapiąc się po głowie- ale cóż, niech się dzieje wola nieba!-
dodał po chwili.
-A,
wróżko, co się zaczęło?- zapytałam ściągając brwi.
-Już
zaczęłaś się zmieniać, jutro już będziesz w pełni strażniczką- odpowiedziała
dość tajemniczo.
-A-ale
jak, o co chodzi?- lekko się zaniepokoiłam.
-Zaczęłaś
już przybierać taką postać, jaką będziesz na zawsze- zaczął wyjaśniać Jack-
jeśli księżyc wybiera śmiertelnika najpierw zachodzą drobne zmiany, a
następnego dnia od wybrania strażnik wybiera się do pokoju i zmienia się tak,
jak chce tego Księżyc.
-Więc
to nie koniec?!- wykrzyknęłam zaskoczona łapiąc w dłoń kosmyk moich śnieżnobiałych
włosów.
-No...
nie- podsumował zając.
Więc
jeszcze mogę się jakoś zmienić?! Po kolacji Jack zaprowadził mnie na górę do
pokoju.
-Jack-
odparłam, gdy chłopak już miał wychodzić- zostaniesz dzisiaj ze mną?- zapytałam
niepewnie.
-Oczywiście-
odparł białowłosy i zamknął drzwi.
Zaraz
potem podszedł do łóżka i zdjął bluzę po czym założył wielką, rozciągniętą
bluzkę na krótki rękaw. Jack szybko wsunął się pod kołdrę, a potem mocno mnie
objął. Odwdzięczyłam się tym samym. Teraz było całkiem inaczej. Chłód jego
ciała był czymś normalnym, nie wyczuwałam różnicy. Kiedy nasze emocje szły ku
górze od dotyku naszych dłoni po naszych ciałach rozchodził się szron w
pięknych wzorach. Nasze usta malowały się cienką warstwą lodu lub dużymi
płatkami śniegu, które wyglądały, jakby wrosły nam w wargi.
Rano kiedy odtworzyłam oczy Jack nadal był
przy mnie. Z kącików ust leciała mu ślina, a głowę opierał na swojej lewej
ręce. Wstałam delikatnie i podeszłam do lustra. Przeraziłam się! Nic się nie
zmieniłam, moje włosy nie poplątały się podczas snu, pod oczami nie było
worków, a tęczówki były tak piękne, że zdawały się świecić. Kiedy ze strachem
dotykałam mojej twarzy do łazienki wszedł Jack.
-Co
się stało kochanie?- zapytał i ucałował mnie w policzek na dzień dobry.
-Jack..-
odparłam wystraszona- przez noc nic się nie stało! Włosy mam idealnie proste i
ułożone, zero sińców pod oczami, chociaż zasnęłam po północy.
Białowłosy
nagle popadł w paniczny śmiech. Klęczał aż na podłodze, a ja stałam
zdezorientowana nie wiedząc o co chodzi.
-Eh...
przepraszam, myślałaś, że będziesz rano wyglądać tak jak kiedyś? Kochanie, nie
zmienimy się nigdy, nigdy- odparł chłopak i delikatnie mnie pocałował.
Splotłam
ręce na piersi i udałam lekko obrażoną.
-No
przepraszam, ale miałaś taką minę, że bałem się, że coś Ci się stało, a Ty wypalasz z tekstem, że nic się nie
zmieniłaś. No szykuj się, zaraz odbędzie się ceremonia zmiany.
Według
nakazu ubrałam się, rozczesałam włosy i nałożyłam na twarz lekki makijaż. Kiedy
byłam już gotowa białowłosy chwycił mnie za rękę i zeszliśmy do Sali głównej,
gdzie znajdował się wielki globus. Zebrał się tam spory tłum, byli to ci sami
goście, co wczoraj, na wyłonieniu strażnika. Wszyscy obdarzali mnie promiennym
uśmiechem, a ja niepewnie zeszłam po schodach. Zaczęłam powoli iść w stronę
pokoju zmiany, strachliwie oglądałam się za siebie. Musiałam wejść tam sama. W
pomieszczeniu panowała niesamowita jasność i minęło kilka sekund zanim moje
oczy przyzwyczaiły się do ostrego światła. Stanęłam na podwyższeniu w kształcie
okręgu i zamknęłam oczy. Poczułam wokół siebie jakąś moc, która delikatnie
muskała moje ciało. Czułam, jak na moich nogach powoli rosną obcasy. Kiedy
światło osłabło, a na ciele nie czułam już tego magicznego dotyku zdecydowałam
się odtworzyć oczy. Podeszłam do lustra, które stało do mnie dotychczas tyłem.
W odbiciu ujrzałam dziewczynę z długimi, śnieżnobiałymi włosami dosięgającymi
bioder. Miała na sobie piękną, białą, długą sukienkę, która przylegała do
ciała. Była bez ramion, wykończona tylko wzorkiem w kształcie szlaczków. Za nią
ciągnął się długi, półprzeźroczysty biały materiał. Cała kreacja nieco mieniła
się srebrem i błękitem. Na nogach miała białe, wysokie buty, które na obcasach
miały powtykane duże płatki śniegu, przypominały one te, które tworzą się
podczas pocałunków moich i Jack’a. Moje paznokcie nagle urosły. Były bardzo
długie, pomalowane na biało. Jednak zdecydowanie dominującej bieli nie
wyglądałam jak jeden, wielki płatek śniegu. Sukienka miała srebrne i błękitne
elementy, które doskonale kontrastowały z wisiorkiem od Jack’a, który ni stąd,
ni zowąd, pojawił się na mojej szyi. Moje włosy dzielił na równe połowy
przedziałek znajdujący się na środku głowy. Pierwsze kosmyki, wyraźnie krótsze
od reszty włosów zawijały się lekko do środa na końcach. Moje oczy przybrały
lazurową barwę, a wokół źrenic pojawiła się biała obręcz. Niegdyś różowe usta
zmieniły swój kolor na jasnośliwkowy, przetarłam je nawet dłonią, ale to nie
była szminka. Miały mieć taką barwę już na zawsze? Już na zawsze miałam być
taka piękna?
Obiecałam, więc dziś jest, następny rozdział prawdopodobnie pojawi się w niedzielę.
No więc jak? Podoba wam się nowa Elsa?
Jest prześliczna! Widzę ,że wena dopisuję? Nie cierpliwie czekam na niedzielę! Ps. Przez ten rozdział uśmiecham się dobrowolnie i nie mogę przestać.
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę zarąbisty! Oczywiście, że nowa Elsa jest super! Świetnie ukazałaś jej przemianę! Nie mogę już się doczekać co będzie dalej!
OdpowiedzUsuńPrzepiękny rozdział! Piszesz tak genialnie, że zaraz przeczytam go drugi raz. Te wszystkie opisy, uczucia, cała w ogóle fabuła wciągają nieziemsko.
OdpowiedzUsuńNiedziela, nadchodź szybko, bo nie daruje i zatłukę! xD
Elsa jest piękna. Ciekawa jestem czy taż będzie potrafić latać.
Weny!♥
Ale przepiękny <3 Przepiękny rozdział, przepiękna Elsa i przepięknie wszystko opisane *-* Cudo :o Naprawdę, najlepszy blog :) Nie mogę się doczekać dalszej części ♥ Z tego mógłby być fajny film :D Jak będę dorosła, skontaktuję się z twórcami bajek i podsunę im ten blog :D <3 Oglądałabym Xd ~Ola
OdpowiedzUsuńNo i się przez Ciebie popłakałam...
Usuń