piątek, 19 czerwca 2015

Rozdział XVII: "Więc to nie koniec?!"

     Och, moja moc była cudowna. Mogłam nią tworzyć przepiękne krajobrazy i ozdabiać pnie drzew. Nigdy nie byłam taka szczęśliwa. Przeraziłam się wizją bycia strażniczką. Ale długo nad tym myślałam. Ta praca, jak każda inna, ma swoje wady i zalety. Ale najważniejszym plusem było to, że ja i Jack będziemy mieli dla siebie wieczność. Białowłosy był dla mnie teraz najważniejszą osobą. Nawet ojciec i moja ukochana Anna zeszli na dalszy plan. Liczył się tylko blady, biedny, białowłosy chłopak ubrany w bluzę i spodnie, nieposiadający nawet butów.  Był On dla mnie największym oparciem. Mocną laską, przy której mogłam odpocząć, gdy opadałam z sił. Nikomu wcześniej tak na mnie nie zależało. Nawet rodzice nie darzyli mnie tak silnym uczuciem jak Jack. Czasem miałam wrażenie, i bez skutku starałam się go pozbyć, że królestwo było dla nich ważniejsze niż ja. Jeden dotyk białowłosego był dla mnie na równi z tysiącem słów królowej Arendelle. Zamierzałam zostać strażniczką marzeń. Chciałabym czuć się ważna i potrzebna. Fakt, rola władczyni Arendelle też była ważną funkcją, ale nie spełniałabym się w tej pracy. Chciałam być wolna jak ptak, choć jeszcze nic nie wiedziałam o moim losie, jak to będzie. Każdy ze strażników ma jakiś swój środek transportu. Może skoro Jack potrafi latać to, jako iż księżyc obdarował nas taką samą mocą, ja też będę posiadać taką umiejętność? Na razie wszystko stało pod ogromnym znakiem zapytania. Kiedy chłopak już mnie dopadł poczułam zimny dotyk jego warg.
-Jack, jesteś zimny...- zdziwiłam się.
-Tak, identycznie jak Ty, księżyc odebrał mi ciepło, gdy powołał Cię na strażniczkę. Ale... Elso! Masz taką samą moc jak ja!!! To cudownie!
-Tak!- pisnęłam zginając łokcie, zwijając dłonie w piąstki i przekrzywiając nadgarstki.
Zaczęło się od niewinnego żartu Jack’a. Rzucił we mnie śnieżką.
-Ooooo nie...- odparłam głośno z uśmiechem w dłoniach formując moją mocą wielką śnieżkę.- tak to nie będzie!- i rzuciłam kulą w białowłosego.
Uniknął mojego ataku i tak zaczęła się ogromna bitwa na śnieżki. Nasze moce razem czyniły cuda. Śnieżki, które się o siebie zderzały opadały razem na ziemię jako niebieskie diamenciki. Byliśmy w stanie zbudować razem wszystko, nawet wielki, lodowy pałac. Gdy skończyliśmy położyliśmy się na środku jeziora i wyrównywaliśmy oddech. Kiedy już chwilkę tak poleżeliśmy moim oczom ukazał się napis wykonany szronem w powietrzu: „kocham Cię”.
-A ładnie to tak podrywać?- spytałam kusząco i uniosłam jedną brew.
Nieco się podniosłam i oparłam głowę na dłoni. Wkrótce doszło do długiego pocałunku. Miło było czuć dotyk warg Jack’a na moich ustach, nie różniących się temperaturą.
-Elso, powinniśmy wracać...
-Tak, zgadzam się w stu procentach- odparłam z uśmiechem po czym pocałowałam chłopaka i wstałam.
Podczas drogi powrotnej ozdabialiśmy pnie drzew, a na łąkach tworzyliśmy wielkie, białe morza. Sprawialiśmy, że wierzby naprawdę płakały, a z igieł świerków zdawały się spływać małe diamenty. Grubą warstwą śniegu przykryliśmy aleje brzóz, a te wyglądały jak przysypane białym puchem małe pagórki. Każdy listek pokrywaliśmy fantazyjnym wzorem, który mienił się pod wpływem światła. Miło było patrzeć na rozżarzone słońce za horyzontem, które budziło diamenty w płatkach śniegu. Kiedy dotarliśmy na zachodzie widniała różowo- pomarańczowa wstążka, a na zachodzie zarysowywały się zielone barwy przypominające zorzę polarną. Zapukaliśmy do drzwi. Odtworzył nam zmartwiony North, którego nastrój zmienił się w jednej sekundzie z przygnębienia w radość. 
-Och Elso, zapraszam. – weszliśmy w głąb pokoju- i co?- zapytał, a w jego pięknych oczach dostrzegałam nadzieję.
-Przepraszam, po prostu byłam zaskoczona, ale zgadzam się.- odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem i dmuchnęłam, a z moich ust wyleciały małe płatki śniegu, które przez chwilę wirowały w pomieszczeniu.
Wszyscy byli bardzo zaskoczeni, o czym świadczyły ich wielkie z niedowierzania oczy.
-Masz taką moc jak Jack? Dziwne....- odparł Mikołaj.
-Już się zaczęło...- zapiszczała wróżka łapiąc w dłoń kosmyk moich włosów.
-No cóż, rzadko kiedy się zdarza, by księżyc obdarowywał tą samą mocą dwie osoby,- oświadczył North drapiąc się po głowie- ale cóż, niech się dzieje wola nieba!- dodał po chwili.
-A, wróżko, co się zaczęło?- zapytałam ściągając brwi.
-Już zaczęłaś się zmieniać, jutro już będziesz w pełni strażniczką- odpowiedziała dość tajemniczo.
-A-ale jak, o co chodzi?- lekko się zaniepokoiłam.
-Zaczęłaś już przybierać taką postać, jaką będziesz na zawsze- zaczął wyjaśniać Jack- jeśli księżyc wybiera śmiertelnika najpierw zachodzą drobne zmiany, a następnego dnia od wybrania strażnik wybiera się do pokoju i zmienia się tak, jak chce tego Księżyc.
-Więc to nie koniec?!- wykrzyknęłam zaskoczona łapiąc w dłoń kosmyk moich śnieżnobiałych włosów.
-No... nie- podsumował zając.
Więc jeszcze mogę się jakoś zmienić?! Po kolacji Jack zaprowadził mnie na górę do pokoju.
-Jack- odparłam, gdy chłopak już miał wychodzić- zostaniesz dzisiaj ze mną?- zapytałam niepewnie.
-Oczywiście- odparł białowłosy i zamknął drzwi.
Zaraz potem podszedł do łóżka i zdjął bluzę po czym założył wielką, rozciągniętą bluzkę na krótki rękaw. Jack szybko wsunął się pod kołdrę, a potem mocno mnie objął. Odwdzięczyłam się tym samym. Teraz było całkiem inaczej. Chłód jego ciała był czymś normalnym, nie wyczuwałam różnicy. Kiedy nasze emocje szły ku górze od dotyku naszych dłoni po naszych ciałach rozchodził się szron w pięknych wzorach. Nasze usta malowały się cienką warstwą lodu lub dużymi płatkami śniegu, które wyglądały, jakby wrosły nam w wargi.
     Rano kiedy odtworzyłam oczy Jack nadal był przy mnie. Z kącików ust leciała mu ślina, a głowę opierał na swojej lewej ręce. Wstałam delikatnie i podeszłam do lustra. Przeraziłam się! Nic się nie zmieniłam, moje włosy nie poplątały się podczas snu, pod oczami nie było worków, a tęczówki były tak piękne, że zdawały się świecić. Kiedy ze strachem dotykałam mojej twarzy do łazienki wszedł Jack.
-Co się stało kochanie?- zapytał i ucałował mnie w policzek na dzień dobry.
-Jack..- odparłam wystraszona- przez noc nic się nie stało! Włosy mam idealnie proste i ułożone, zero sińców pod oczami, chociaż zasnęłam po północy.
Białowłosy nagle popadł w paniczny śmiech. Klęczał aż na podłodze, a ja stałam zdezorientowana nie wiedząc o co chodzi.
-Eh... przepraszam, myślałaś, że będziesz rano wyglądać tak jak kiedyś? Kochanie, nie zmienimy się nigdy, nigdy- odparł chłopak i delikatnie mnie pocałował.
Splotłam ręce na piersi i udałam lekko obrażoną.
-No przepraszam, ale miałaś taką minę, że bałem się, że coś Ci się stało,  a Ty wypalasz z tekstem, że nic się nie zmieniłaś. No szykuj się, zaraz odbędzie się ceremonia zmiany.  

Według nakazu ubrałam się, rozczesałam włosy i nałożyłam na twarz lekki makijaż. Kiedy byłam już gotowa białowłosy chwycił mnie za rękę i zeszliśmy do Sali głównej, gdzie znajdował się wielki globus. Zebrał się tam spory tłum, byli to ci sami goście, co wczoraj, na wyłonieniu strażnika. Wszyscy obdarzali mnie promiennym uśmiechem, a ja niepewnie zeszłam po schodach. Zaczęłam powoli iść w stronę pokoju zmiany, strachliwie oglądałam się za siebie. Musiałam wejść tam sama. W pomieszczeniu panowała niesamowita jasność i minęło kilka sekund zanim moje oczy przyzwyczaiły się do ostrego światła. Stanęłam na podwyższeniu w kształcie okręgu i zamknęłam oczy. Poczułam wokół siebie jakąś moc, która delikatnie muskała moje ciało. Czułam, jak na moich nogach powoli rosną obcasy. Kiedy światło osłabło, a na ciele nie czułam już tego magicznego dotyku zdecydowałam się odtworzyć oczy. Podeszłam do lustra, które stało do mnie dotychczas tyłem. W odbiciu ujrzałam dziewczynę z długimi, śnieżnobiałymi włosami dosięgającymi bioder. Miała na sobie piękną, białą, długą sukienkę, która przylegała do ciała. Była bez ramion, wykończona tylko wzorkiem w kształcie szlaczków. Za nią ciągnął się długi, półprzeźroczysty biały materiał. Cała kreacja nieco mieniła się srebrem i błękitem. Na nogach miała białe, wysokie buty, które na obcasach miały powtykane duże płatki śniegu, przypominały one te, które tworzą się podczas pocałunków moich i Jack’a. Moje paznokcie nagle urosły. Były bardzo długie, pomalowane na biało. Jednak zdecydowanie dominującej bieli nie wyglądałam jak jeden, wielki płatek śniegu. Sukienka miała srebrne i błękitne elementy, które doskonale kontrastowały z wisiorkiem od Jack’a, który ni stąd, ni zowąd, pojawił się na mojej szyi. Moje włosy dzielił na równe połowy przedziałek znajdujący się na środku głowy. Pierwsze kosmyki, wyraźnie krótsze od reszty włosów zawijały się lekko do środa na końcach. Moje oczy przybrały lazurową barwę, a wokół źrenic pojawiła się biała obręcz. Niegdyś różowe usta zmieniły swój kolor na jasnośliwkowy, przetarłam je nawet dłonią, ale to nie była szminka. Miały mieć taką barwę już na zawsze? Już na zawsze miałam być taka piękna? 

Obiecałam, więc dziś jest, następny rozdział prawdopodobnie pojawi się w niedzielę.
No więc jak? Podoba wam się nowa Elsa?

5 komentarzy:

  1. Jest prześliczna! Widzę ,że wena dopisuję? Nie cierpliwie czekam na niedzielę! Ps. Przez ten rozdział uśmiecham się dobrowolnie i nie mogę przestać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział naprawdę zarąbisty! Oczywiście, że nowa Elsa jest super! Świetnie ukazałaś jej przemianę! Nie mogę już się doczekać co będzie dalej!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepiękny rozdział! Piszesz tak genialnie, że zaraz przeczytam go drugi raz. Te wszystkie opisy, uczucia, cała w ogóle fabuła wciągają nieziemsko.
    Niedziela, nadchodź szybko, bo nie daruje i zatłukę! xD
    Elsa jest piękna. Ciekawa jestem czy taż będzie potrafić latać.
    Weny!♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale przepiękny <3 Przepiękny rozdział, przepiękna Elsa i przepięknie wszystko opisane *-* Cudo :o Naprawdę, najlepszy blog :) Nie mogę się doczekać dalszej części ♥ Z tego mógłby być fajny film :D Jak będę dorosła, skontaktuję się z twórcami bajek i podsunę im ten blog :D <3 Oglądałabym Xd ~Ola

    OdpowiedzUsuń