niedziela, 21 czerwca 2015

Rozdział XVIII: "Najlepsze zostawia się na koniec..."


     Witam moich kochanych czytelników! Z okazji urodzin naszej głównej
bohaterki (tak, dziś 21 czerwca) mam dla Was 
niesamowity rozdział, pełen niespodzianek. Mam nadzieję, że mój pomysł się spodoba.
Miłego czytania!

    Z zachwytem przeglądałam się w lustrze z każdej strony. Delikatnie dotykałam mojej twarzy nie wierząc, że mogła stać się aż tak cudowna. Moja cera była gładka, delikatna i pozbawiona wszelkich niedoskonałości. Nie posiadałam żadnych przebarwień na mojej bladej skórze. Byłam... przepiękna. Nawet jeszcze bardziej wyszczuplałam, a moja talia przybrała wyraźne wcięcie, węższe niż niegdyś, przed zmianą. W każdym aspekcie byłam idealna. Przeszłam się kawałek. „Trochę będzie mi niewygodnie zawsze chodzić w takich butach” pomyślałam. Zaraz potem przekonałam się jednak, że to nic trudnego, moja noga nawet się nie zachwiała podczas marszu. Chodziłam cały czas wyprostowana, nie byłam już w stanie zmusić kręgosłupa do skrzywienia się, nie potrafiłam już chodzić zgarbiona jak większość społeczeństwa. Po prostu nie mogłam! Odwróciłam się w stronę podestu w kształcie okręgu, na którym zaszła moja przemiana. Stała na nim błękitna walizka z wzorkiem w śnieżynki. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, a potem podeszłam do kufra, wyciągnęłam rączkę i zaczęłam pewnym krokiem zmierzać do drzwi. Gotowa na opinie innych. Gotowa na nowe życie. Kiedy już prawie złapałam za klamkę poczułam coś dziwnego. Ściana zrobiła się jaśniejsza, a mój cień pociemniał. Zamarłam na chwilę. Powoli odwróciłam się w stronę światła. Wydobywało się ono z wrót osadzonych na ścianie równoległej do tej, na której znajduje się wejście do salonu. Blask wyraźnie odznaczał kontury zamkniętych drzwi. Ściągnęłam brwi i zaczęłam zmierzać w przeciwną stronę zostawiając walizkę przy ścianie. Zastanawiałam się gdzie wyjdę i co tam jest.
     Powoli przekręciłam klamkę i poczułam przyjemny chłód. To chyba drzwi na zewnątrz. Kiedy już wyszłam z budynku blask, przez który byłam zmuszona mrużyć oczy, ustał. Kilkukrotnie zamrugałam pozwalając moim źrenicom się rozszerzyć. Pośród grubych płatków śniegu opadających leniwie na ziemię stał ogromny smok. Gad miał biały kolor i dumnie prężył się przede mną ukazując swoje atuty. Przestraszyłam się, nieco skuliłam i bacznie obserwowałam każdy ruch bestii. Po chwili jednak spojrzałam w jej oczy. Były błękitne i patrzyły na mnie przyjaźnie, łagodnie. Nieco się wyprostowałam i powoli wysunęłam trzęsącą się rękę w jej kierunku. Smok zbliżył się do niej, a ja zamknęłam oczy. Nagle poczułam dotyk gładkich łusek na mojej dłoni. Niepewnie uniosłam powieki i zobaczyłam smoka dotykającego łbem mojej ręki. Powoli dołączyłam drugą dłoń i spojrzałam bestii prosto w oczy. Uśmiechnęłam się i nabrałam pewności siebie. Nagle śnieg ustał i padło na nas jasne, srebrne światło księżyca. „Mam na imię Hasai*”- usłyszałam kobiecy, nieco ochrypły głos**.  „Czytasz mi w myślach?” „Tak i jestem tu, by godnie dotrzymywać Ci towarzystwa” „A-ale jak?” „Kryłam się pod ziemią przez tysiące lat, aż wreszcie obudziła mnie twoja czystość duszy bijąca silną aurą, jestem”. Uśmiechnęłam się szeroko. Byłam bardzo zaskoczona. Ja? Czystość duszy? Obeszłam powoli, teraz już wiedziałam, smoczycę. Miała cztery silne, krótkie łapy zakończone szarymi, krótkimi, ostrymi szponami. Długą szyję  wyginała z gracją niczym łabędź. Od kącików oczu i dolnej szczęki ciągnęły się długie na metr, ostre kolce, które były niczym spłaszczone sople w jaskiniach umieszczone równolegle do pyska. Dolną szczękę także chroniły, krótsze już, nieco okrągłe kolce. Na końcu nieco podłużnego łba widniały dwa otwory, z których wydobywała się para. Ciało Hasai było pokryte gładkimi aczkolwiek bardzo twardymi łuskami w kolorze perłowym, gdzieniegdzie jasnoszarym i jasnoniebieskim. Na ogromnych skrzydłach łuski stopniowo się wydłużały przypominając pióra ptaka.
-Jesteś piękna- odparłam z fascynacją.
„Dziękuję”. Smoczyca posiadała też bardzo długi ogon spłaszczony na końcu i podzielony na trzy części, z których dwie tworzyły kąt 180 stopni, a trzecia przedzielała ten kąt na pół. Pierwsza część miała 180 stopni, a dwie pozostałe, znajdujące się na górze- po 90 stopni. Zakończenia ogona były niczym małe haczyki, które, domyślając się, bardzo boleśnie wbijały się w skórę i wyrywały jej kawałki. Delikatnie pogłaskałam Hasai po szyi.
-Naprawdę jesteś piękna.
„Dobra, dobra, koniec tych pochlebstw, pora polatać” Niepewnie spojrzałam na grzbiet smoczycy, który był jedynym miejscem bez łusek. „No wskakuj!”-dodała Hasai radosnym tonem i trochę się pochyliła. Zajęłam miejsce na grzbiecie i mocno złapałam się szyi smoczycy, a ta chwilę potem wzbiła się w powietrze. Poczułam mocne uderzenie wiatru o moje barki. „Trzymasz się?”. Nie miałam pojęcia, że smoki mogły aż tak szybko latać! Nawet Jack nie dorównywał Hasai prędkością. Porywisty, północy wiatr we włosach był czymś niesamowitym, a smoczyca zdawała się płynąć w powietrzu. Po krótkim locie zdecydowałyśmy wspólnie, że pora pokazać się strażnikom. Podleciałyśmy do głównego wejścia, w których na pewno nikt się mnie nie spodziewał. Zapukałam radośnie. Drzwi odtworzył nie kto inny jak North.
-Zawołaj wszystkich na zewnątrz.
-Ale...
-Zawołaj.- odparłam spokojnie, ale z lekkim naciskiem.
Mikołaj tylko pokiwał głową, a ja, dalej z uśmiechem wlepionym na twarz, cofnęłam się. Nagle przez drzwi zaczęli wychodzić zmęczeni goście, którzy ożywiali się w jednej sekundzie, gdy tylko zobaczyli Hasai. Pierwszy wyszedł Jack, którego oczy przybrały nienaturalnie ogromny rozmiar (ale w granicach normalności, bez oczu na pół twarzy XD).
-Elso, jesteś piękna- odparł chwilkę przed spotkaniem się naszych warg.
-Obie jesteśmy piękne.- powiedziałam już po pocałunku patrząc na smoczycę. 
Wszyscy byli zadziwieni podarunkami od Księżyca. Nikomu jeszcze nie pozwolił posiadać aż tak wielkiej władzy. Hasai okazała się nieco nieufna i każda próba dotyku przez kogoś innego niż ja kończyła się pokazaniem jej pięknych, białych, ostrych kłów. „Łapy przy sobie”. Kiedy już wszyscy inni strażnicy udali się do swoich domów i królestw zaprowadziłam Hasai do garażu na sanie North’a, bo tylko tam mogła się zmieścić. Następnie poszłam do swojego pokoju nie zapominając o  błękitnej walizce w białe śnieżynki. Kiedy weszłam do pokoju bardzo chciało mi się spać. Niestety czekała mnie jeszcze długa kąpiel, po której zrobiłam się jeszcze bardziej senna. Potem musiałam wyszczotkować moje długie, śnieżnobiałe włosy i umyć zęby. Wybiegłam z łazienki jak opętana, owinięta w ręcznik, z szczoteczką w buzi, bo nagle przypomniałam sobie o podarunku. W środku walizki znajdowała się koszula nocna, kilka par dwuczęściowych pidżam, wygodne buty, bluza, kilka bluzek i spodni. Ciągle przeglądałam rzeczy i w końcu doszłam do wniosku, że to musiała być magiczna walizka, bo mogłam tam włożyć całą rękę. Na samym dnie znajdowała się szczotka do włosów, lusterko, kilka spinek, gumek do włosów i szczoteczka do zębów. Oczywiście zarówno ubrania jak i inne prezenty były w kolorach: białym, błękitnym, srebrnym, fioletowym i perłowym. Bardzo się ucieszyłam, bo były to moje ulubione barwy. Szybko wróciłam do łazienki z pidżamami w ręku, przepłukałam jamę ustną i się ubrałam.
-Nareszcie spać- powiedziałam cicho, sama do siebie, po czym padłam na łóżko i nawet nie zdążyłam dobrze się przykryć kołdrą, gdy już zasnęłam.
Kiedy odtworzyłam oczy do mojego pokoju wszedł Jack.
-O, nareszcie śpiąca królewno. Jest już po dwunastej, bałem się, że będę musiał Cię pocałować, żebyś się obudziła. Chodź na śniadanie, a raczej to, co z niego zostało.
Powoli wstałam i udałam się do łazienki. Po piętnastu minutach byłam gotowa. Ubrałam czarne rurki i białą, grubą, puchatą bluzę z dużym kapturem i bąbelkami, która przypominała mi tą, którą kiedyś wyczarował mi Jack. Zeszłam na dół po schodach śmiejąc się w myślach, że pewnie ze śniadania niewiele zostało. Kiedy spojrzałam przed siebie ujrzałam wielki stół, a na nim mnóstwo pysznych rzeczy.
-Wszystkiego najlepszego!- odparli strażnicy chórem.
-Ale z jakiej to okazji?
-Eeee.....- podrapał się po głowie North- no bo „witamy nową strażniczkę” było za długie, a „wszystkiego najlepszego” chociaż nam równo wychodziło...
Zaśmiałam się cicho zakrywając usta dłonią i usiadłam do stołu. Moje oczy na pewno chciałyby spróbować wszystkiego po kolei, ale żołądek odmówił im posłuszeństwa i nie chciał zjeść więcej niż trochę jajecznicy, jedną kanapkę i budyń czekoladowy. Nagle przestałam jeść.
-Co się stało Elso?- zapytała Ząbek.
-Hasai... co ona będzie jeść?- zastanawiałam się.
No bo nie naje się nawet gdybym jej dała dziesięć kurczaków, warzyw pewnie nie tknie... Co miałabym jej dać?
-Sama poleciała na polowanie.- uspokoił mnie Jack.
„Hasai... wracaj już” Jedzenie było przepyszne. Uśmiechałam się na myśl, że strażnicy tak mnie witają, że chcą mnie w swoim gronie. Zamierzałam nie siedzieć bezczynnie i pomagać im w dawaniu dzieciom nadziei. Ponadto zdaniem North’a miałam doskonałe pomysły na zabawki i mogłabym dla niego projektować prezenty na Boże Narodzenie. Chciałam też pomagać biednym, chodźmy moją mocą, która zdawała się mieć większy potencjał od tej Jack’a. Nagle o okna obił się śnieg. „Jestem”, usłyszałam i uśmiechnęłam się.
-Dziękuję za posiłek, jesteście kochani.
Wyszłam na zewnątrz i przytuliłam się do smoczycy na powitanie. „Zaczynamy lekcję latania?” W odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam i wskoczyłam na grzbiet Hasai, a ta wzbiła się w powietrze. Robiła piruety i opowiadała mi o sztuczkach wykonywanych przez jeźdźców podczas walki. Była
bardzo mądra. Inteligencją wydawała się znacznie mnie przewyższać. Hasai pokazała mi też coś niezwykłego. Był to przykład silnej więzi między smokiem, a jego jeźdźcem. „Spójrz teraz”. Kilkukrotnie zamrugałam. O mój dobry Boże! Widziałam całkiem inaczej! Kiedy tylko chciałam mogłam zajrzeć wewnątrz każdego liścia. Mogłam widzieć każdy zakątek lasu, jaki chciałam. Kiedy tak widziałam moje tęczówki miały taki kolor jak oczy mojej smoczycy.
-To niezwykłe- odparłam zdumiona.
„Tak, zgadzam się w stu procentach”. Latałyśmy tak kilka godzin. Bardzo bolały mnie nogi, ponieważ mięśnie musiały być cały czas napięte. Ale pomimo wycieńczenia uśmiechałam się, bo to było wspaniałe. Ja i Ona stanowiłyśmy jedność szybującą w powietrzu. Dzięki niej słyszałam soki pulsujące w drzewach i śpiew każdego, najmniejszego ptaka nucącego w głębinach lasu. Powiew świeżego, arktycznego powietrza wypełniał moje płuca. To było moje życie. Do tego byłam powołana od urodzenia. Do bycia strażniczką. 
*Imię naszej smoczycy czyta się tak, jak się pisze. Dodatkowo akcent pada na pierwszą sylabę.
**Głos i zachowanie naszej Hasai są bardzo podobne jak Saphiry z Eragona (film, polecam). 

Mam nadzieję, że Wam się podoba taki tok wydarzeń. Zaskoczeni?
Przeczytałam wszystkie artykuły w wikipedii o smokach. I dużo opisów w internecie, żeby wiedzieć jak to mam wszystko ubrać w słowa (miejmy nadzieję, że mi się udało). 
Bardzo dużo się napracowałam, także nad rysunkiem.
Uwierzcie, przetrząsnęłam cały internet w poszukiwaniu imienia dla smoczycy.
Najbardziej podoba mi się Saphira, ale moja duma nie pozwoliła mi na nadanie smoczycy
takiego imienia, jakie jest w filmie, musiałam mieć coś innego.
Najchętniej zapytałabym Was o zdanie, ale nie chciałam, żebyście się domyślili.

Moim stałym czytelnikom baaardzo dziękuję za wsparcie, komentowanie, dawanie mi energii. Niejednokrotnie przez wasze komentarze się poryczałam, po prostu, ze szczęścia. Nikt wcześniej aż tak nie doceniał mojej pracy, wydawało mi się, że piszę przeciętnie. Dzięki Wam ciągle się uśmiecham. Z każdym nowym wyświetleniem przybywa mi energii, a gdybym z każdym wyświetleniem miała się coraz bardziej uśmiechać to mój uśmiech byłby dosłownie od ucha do ucha.

Dziękuję więc Matyldzie, Korze, Yuki, Puli, Layli, Hikaru, Oli (przy Twoich komentarzach zawsze ryczę), Girl of Fire i innym, którzy się nie podpisują, ale też dostarczają mi energii.
I dziękuję też wszystkim tym, którzy czytają, ale nie dodają komentarzy. 

Ostatnio, powiem szczerze, trochę się niepokoję. Ilość komentarzy się zmniejsza. A jeśli już to dodają je zwykle te same osoby (którym jestem dozgonnie wdzięczna).

Nie wiem, czy to dlatego, że przestaliście je po prostu dodawać czy przestaliście do mnie zaglądać. Jeśli to pierwsze to nie mam pretensji, schemat komentarza zawsze jest taki sam, ale byłoby mi bardzo przykro, jeśli ta druga wersja okazałaby się prawdziwa. Więc, ten jeden raz, proszę wszystkich bez wyjątku, o dodanie komentarza z głośnym "Ja jestem!". 
Jeśli chcecie jako anonimowy to nie ma sprawy, proszę tylko o podpis: imieniem, pseudonimem, imieniem, jakie chcielibyście mieć (na moim blogu można zmyślać ile wlezie: "fikcja literacka" jak to mawiała nasza pani polonistka z podstawówki). 
Wiem, ,że to głupie, ale jeśli lubicie tego bloga:
Proszę, zróbcie to dla mnie.


6 komentarzy:

  1. Ja jestem, byłam i zawsze będę wchodzić i czytać Twojego bloga. Chyba twój blog najbardziej mnie wciągną. Życzę weny i czekam niecierpliwie na następny. Ps rysunek śliczny.


    OdpowiedzUsuń
  2. JA JESTEM!!!!
    Super rozdział! Elsa na smoku- to musi być super widok. Jak ja kocham takie blogi! Jesteś super pisarką i myślę, że przestali dodawać komy, a nie nie czytają. Możesz mnie mnie liczyć, bo będę czytać twoje blogi do końca.
    Świetny rysunek!
    Weny!☺

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem i muszę przyznac, ze ten rozdział należy do moich ulubionych!!! Połączyłas tu ze soba trzy filmy i super ci to wyszło! Zawsze byłam na twoim blogu, ale nie miałam jakoś okazji komentować ze względu na bark czasu. Mam nadzieje jednak, ze mi to wybaczysz!
    ~Matylda

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem!
    Uwielbiam czytać Twojego bloga. Zawsze jest dla mnie odskocznią od codziennych zajęć. I najlepsze jest to, że dodajesz kolejne rozdziały tak często, a każdy jest długi i masz ochotę na więcej. Masz bardzo oryginalne pomysły i świetny styl pisania. Co do samego rozdziału - wielkie WOW! Nie spodziewałam się smoka! Dobrałaś do niego cudne imię. I jeszcze tak dobrze dogaduje się z Elsą <3. Fakt, że moje komentarze często są bardzo schematyczne, ale często nie wiem jak mam ubrać w słowa to co myślę - jestem pod wielkim wrażeniem i nie potrafię się wysłowić.
    Pozdrawiam Cię cieplutko i życzę więcej tak cudownych pomysłów i oby Ci się nigdy nie kończyły :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Wow. No po prostu wow :D Heh, nie wiedziałam że moje komentarze wywrą na Ciebie takie emocje :') Strasznie mi się ciepło zrobiło! Jak pisałam te komy wiedziałam że będą one dla Ciebie wsparciem w pisaniu i wgl. a że blog stał się moim ulubionym, no to czemu by nie? < ;) > I zawsze jak je pisałam to właściwie nie patrzyłam na odpowiedzi, no i także nie wchodziłam codziennie i nie patrzyłam czy jest coś nowego, bo niestety nie miałam zbyt dużo czasu < Koniec semestru, nowe znajomości i nowa szkoła > I teraz te wszystkie rozdziały nadrabiam < Od tego zaczynając > No i sobie czytam i czytam, myśląc ciągle jak wspaniale wszystko opisujesz, aż dochodzę do tego ostatniego *-* Czytając podziękowania dla mnie z dopiskiem ,, (przy Twoich komentarzach zawsze ryczę) " Nie wiedziałam aż co powiedzieć :') Pierwsze co zrobiłam to sprawdziłam czy przypadkiem nie ma tu jakieś innej Oli :P xd Ale gdy zauważyłam odpowiedź na mój komentarz że zadzwonię do produkcji filmowej żeby podsunąć im Twój blog na film (Co zrobię! :D) To naprawdę mi się zrobiło ciepło! :D Dziękuję. Ja nic takiego nie zrobiłam, ale Ty za to wysłałaś do mnie jakąś pozytywną energię ^^ Ehhh... ale się rozpisałam... mój najdłuższy komentarz ever :p Warto :)
    Ps.
    Ja jestem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Ola
      Wiedziałam że o czymś zapomnę :D

      Usuń