środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział XXXV: "Nieoczekiwane wezwanie"

     Obudziłam się w swoim pokoju. Podniosłam się powoli podpierając się prawą ręką. Przypomniałam sobie wydarzenia poprzedniego dnia. Usiadłam po turecku. Biała kołdra w niebieskie wzory przykrywała mi blade nogi. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na zegarek. 9:12. Opadłam ciężko na materac, zakryłam twarz dłońmi i zaczęłam płakać. Łzy wypływały mi z kącików oczu i po chwili opadały głucho na poduszkę. Co ja teraz zrobię...? Przecież Jack mnie znienawidzi... i Jasper też. Wszyscy mnie znienawidzą. Czułam się jak niechciane dziecko, porzucone na pastwę wilkom. Tak bardzo chciałam, żeby wszystko było tak jak na początku. Czemu? Czemu wszystko an raz? Florence, bitwa, mama, tata, Jack, Jasper, Strażnicy, Roszpunka. Jeszcze bardziej zalałam się łzami. Kręciłam głową. To nie mogła być prawda. Dlaczego to akurat ja mam tak cierpieć?
     Musiałam wziąć się w garść. Jeśli nie stawię czoła problemowi to on będzie narastał, aż w końcu nie będę miała sił na jego pokonanie i przygniecie mnie jak wielki głaz.
     Usiadłam na łóżku. Zagarnęłam ręką włosy do tyłu i poszłam do łazienki. Umyłam dokładnie zęby, twarz i rozczesałam włosy. Od jakiegoś czasu noszę przedziałek na boku i tak mi wygodniej. Byłam zwykłą strażniczką. Przy Lunie czy Pauline, a nawet Amelii wyglądałam jak wieśniaczka. Nie miałam żadnych pięknych ozdób i dodatkowych mocy. Ale i bez tego byłam utalentowana i mogłam nieść radość dzieciom. Zważając na fakt, ze kiedy przyszłam z Jasper’em wszyscy strażnicy jeszcze gawędzili zapewne wszyscy nocowali u North’a. Ubrałam się w białe spodnie i niebieską, zwiewną bluzkę na ramiączka. Poprawiłam na szyi wisiorek od Jack’a i założyłam srebrną bransoletkę.
     Wyszłam zobaczyć jak to wszystko wygląda. Oparłam ręce na barierce i moim oczom ukazał się salon w całkowitym nieładzie. Stwierdziłam, że i tak nie mam nic do roboty, wiec chociaż raz się przydam i sprzątnę salon i kuchnię. Zeszłam szybkim krokiem na dół i zabrałam się do pracy zakasując rękawy. Najpierw pozmywałam naczynia, potem wyrzuciłam śmieci, a na koniec zamiotłam podłogę i ułożyłam ładnie poduszki na kanapie.
     W kuchni trzeba było uprzątnąć cały stół, więc zaniosłam świeczniki do kredensu, jedzenie wrzuciłam do wiadra, które potem zaniosłam Hasai. Wrzuciłam poplamiony obrus do kosza na pranie i zgarnęłam okruchy ze stołu. Kiedy tak sprzątałam czas szybko mi płynął i choć na chwilę zapomniałam o całej tej sytuacji.
     Kiedy już uporałam się z całym bałaganem usiadłam na czerwonej kanapie w salonie i z dumą rozglądałam się ciesząc oczy efektami mojej pracy. Spojrzałam na zegarek 11:00. Skoro jeszcze nikt nie wstał, a wszyscy zapewne będą przymierali stwierdziłam, że zrobię śniadanie. Wyjęłam chleb i inne rzeczy, stanęłam przy blacie i przez pół godziny robiłam kanapki, bo zrobić śniadanie dla dwunastu osób to nie lada wyzwanie. Nastawiłam czajnik wody, który musiałam nastawiać chyba 10 razy, by wypełnić kilka dzbanków na herbatę.
     Gdy skończyłam równo nakryłam do stołu, na środku postawiłam wazon z bzem, a po jego bokach duże talerze z kanapkami. Wytarłam ręce o fioletowy fartuch i uśmiechnęłam się. Stół wyglądał przepięknie, aż chciało się jeść. Bez wahania nacisnęłam biały przycisk w kuchni, który pełnił funkcje dzwonka na śniadanie. Kto wstał ten wstał, a kto nie ten był skazany na zimny posiłek albo resztki. Oparłam się uśmiechnięta o blat i patrzyłam jak wszyscy po kolei schodzą się do jadalni i zasiadają przy stole.
-Mmmm, pięknie pachnie Elso- odparła Amelia.
-Zgadzam się!- poparł Zając.
Lubiłam patrzeć jak komuś świecą oczy na widok posiłku, który ja przygotowałam.
-Cześć Elso- usłyszałam nagle.
Jasper szedł w moją stronę i mocno mnie objął, a ja odwzajemniłam uścisk i pocałowałam go w policzek. Wszyscy zasiedliśmy przy stole gotowi do posiłku i kiedy już mieliśmy chwycić w ręce kanapki Ząbek odparła nieco zaniepokojona:
-A gdzie Jack?
Wszyscy spojrzeli w jej stronę.
-Pójdę mu zanieść kilka kanapek. Może źle się czuje albo nie chce wychodzić- uśmiechnęłam się drętwo i wstałam.
-No, nie dziwię się...- zaczął Aro splatając ręce na piersi- po tym co wczoraj z Jasper’em odpaliłaś...- uśmiechnął się chytrze.
-Niby co?- odparłam zaniepokojona.
-Elso...- zaczął łagodnie North- jak Jack wczoraj wrócił ze spaceru to wleciał szybko na górę zamrażając po drodze cały salon i schody.
-Się nie dziwie chłopakowi. Jak zaraz po rozstaniu jego była znajduje sobie chłopaka...- Aro zaczął oglądać paznokcie.
-Jak śmiesz?!- Jasper wstał.
-No, co mi zrobisz...?- odparł lekceważąco blondyn.
Stało się to czego, najbardziej się obawiałam. Jasna obręcz w oczach Jasper’a zaświeciła złowieszczo, a Aro przeszedł paraliżujący ból.
-Jasper, dość!- krzyknęłam.
Brunet odwrócił głowę w moją stronę i ruszył w stronę wyjścia.
-Dość!!!- ryknął North na całe gardło- siadać wszyscy! Już!!! A Ty Elso – zwrócił się do mnie przyjaźnie- zanieś Jack’owi jedzenie.
Posłusznie wstałam, chwyciłam pusty talerz i nałożyłam na niego kilka kanapek po czym udałam się na górę. Szłam korytarzem aż wreszcie dotarłam do drzwi białowłosego. Uniosłam dłoń zwiniętą w pięść, która na kilka sekund zamarła parę centymetrów od drzwi. Po chwilowym wahaniu zapukałam. Tak jak myślałam nikt się nie odezwał.
-Jack...- zaczęłam przybliżając się do drzwi- przyniosłam Ci śniadanie.
Odpowiedziała mi głucha cisza. Postanowiłam wejść do środka. Cały pokój był oblodzony. Wszystko wyglądało jak zatrzymane w czasie. Rozejrzałam się powoli po pomieszczeniu. Po dłuższej chwili zobaczyłam Jack’a. Siedział na parapecie z podwiniętymi pod siebie nie do końca nogami i czytał książkę. Wyglądał na pogrążonego w lekturze, uśmiechał się jak małe dziecko.
-Jack...?- chłopak gwałtownie odwrócił głowę w moją stronę, a potem nią potrząsnął i wrócił do lektury- Jack....- tym razem nie zareagował- Jack, przyniosłam Ci śniadanie- Niepewnie podeszłam do białowłosego i postawiłam mu talerz na kolanach- Jack.... odezwij się- nie wiedziałam jak cię zachować, co zrobić. W końcu zdenerwowana wyrwałam białowłosemu książkę z rąk i rzuciłam ją w kąt pokoju- Odezwiesz się w końcu?!- wykrzyknęłam zdezorientowana.
-Elsa?- zapytał.
-A niby kto?
-Przepraszam...- chłopak uśmiechnął się lekko i podrapał się zakłopotany po głowie rozczochrując tym samym włosy- myślałem, że mam zwidy- Odtworzyłam szeroko oczy nie mogąc uwierzyć w to co powiedział- Dziękuję za śniadanie- dodał po czym chwycił talerz i usiadł na parapecie i zaczął jeść jakby nigdy nic.
-Jack...?- zapytałam. Białowłosy podniósł głowę i spojrzał mi w oczy- wszystko dobrze?
-Mhm- przytaknął z pełną buzią i uśmiechnął się.
-To ja już pójdę- zrobiłam parę kroków i zamknęłam za sobą drzwi.

               Z perspektywy Jack’a
Kiedy tylko drzwi zamknęły się za Elsą chwyciłem moją laskę i zacząłem walić promieniami lodu we wszystko co się dało. Nie! Nic nie było dobrze!!! Nie wiedziałem kogo winić. Czy siebie, czy ją. Ona też ma prawo do szczęścia, ale jak mogła tak szybko się z kimś związać?! Miałem prawo poczuć się pokrzywdzony! Ale to też moja wina... Gdybym tylko jej tak nie krzywdził... Bardziej o nią dbał... Eh! Nie wiedziałem, czy jestem zły czy zrozpaczony. Te dwa uczucia zdawały się występowa jedno po drugim, przeplatały się.
-Aaaaaaaaaaaaaa!!!- krzyknąłem i bezsilnie ukląkłem na podłodze.
Nie umiałem sobie z tym poradzić. Straciłem ją... na zawsze. Pozwoliłem jej odejść. Jak mogłem być taki głupi?! JAK?!

                Z perspektywy Elsy
     Nie wiedziałam co czuć. Czy udawał czy czuje się dobrze naprawdę? A jeśli tak to czemu oblodził cały pokój? I chociaż było to piękne to wątpię czy zrobiłby tak ze szczęścia. Zeszłam zdezorientowana na dół i udałam się do jadalni.
-I co z nim?- zapytała Ząbek gdy tylko mnie zobaczyła.
Musiałam szybko coś wymyślić. Jest chory? Nie. Spał? Nie. Myśl Elsa, myśl! Źle się czuł? Też nie.
-Nie był głody i dlatego nie zszedł- powiedziałam szybko po czym usiadłam i zaczęłam jeść śniadanie, a raczej to co z niego zostało.
Strażnicy przez moment mierzyli mnie niepewnym wzrokiem, ale po kilku sekundach wrócili do swoich zajęć.
     Po posiłku udałam się do Hasai trochę polatać i poćwiczyć umiejętności. Uwielbiałam latać, czułam się taka wolna, a wiatr zdawał się wywiewać z mojej głowy wszystkie smutki. Niestety powracały one zaraz po lądowaniu. Jednak wtedy mogłam odetchnąć, pomyśleć, dotlenić umysł przyćmiony złymi wizjami przyszłości.
     Po dwóch godzinach wylądowałyśmy w garażu, a naszym oczom ukazała się Amelia i jej towarzysz. Dziewczyna głaskała stworzenie po pysku, a te zadowolone parsknęło.
-Cześć.
-O! Elsa. Hej.
-Jest piękny. Jak ma na imię?- zapytałam podchodząc do zwierzęcia.
-Abaddon- odparła- A Twoja smoczyca?
-Hasai.
-Piękne imię.
-Dziękuję- uśmiechnęłam się- Dobrze Ci u nas?
-Oh, tak. Jesteście wspaniali. I te przecudne śniadania. Naprawdę jest świetnie.
-Cieszę się, że Ci się u nas podoba. Muszę już iść.
Amelia kiwnęła głowa i wróciła do głaskania Abaddon’a.
     Wróciłam do swojego pokoju i padłam ciężko na łóżko wykończona lotem.  Nie miałam zbyt wiele czasu na odpoczynek, bo po około 20 minutach niebieska śnieżynka na drzwiach mojego pokoju rozbłysła na złoto. To znaczyło czyjąś śmierć lub narodziny. Wstałam szybko z łóżka, rozczesałam włosy, poprawiłam ubranie i założyłam białe buty. Wyszłam z pokoju, na korytarzu spotkałam Ząbek i Zająca. Ten kolor uznawałam za najgorszy. Nie wiedziałam czy się cieszyć, czy denerwować, bo nic nie było widomo dopóki nie zeszło się na dół.
-North, co się dzieje?- zapytałam.
-Zebranie, u nas.
-Ale czemu?- odparłam jeszcze bardziej zdezorientowana.
-Nie wiem.
Jak to „nie wiem”?! Skoro zebranie było u nas to musiało się coś stać u strażników marzeń! Przecież gdy pokazała się postać w lodowej bryle zwoływało się zebranie albo gdy ktoś umarł, a z tego co widziałam wszyscy z strażników marzeń byli cali i zdrowi. Postaci w lodowej bryle też nie widziałam! Co się dzieje?!
W ciągu niespełna kilku minut sala główna zapełniła się strażnikami, którzy byli tak samo zdenerwowani jak ja nie wiedząc o co chodzi.
    Nagle przez nierówny trapez w dachu pokazała się srebrna tarcza księżyca. Wszyscy ucichli i wstrzymali oddechy.
-Mówiłam, że ta bitwa to zły pomysł! Teraz nas wszystkich spotka kara!- rozległ się kobiecy głos.
-Cisza!- syknął North.
Rozglądałam się nerwowo. Na drewnianej podłodze utworzył się czworokąt światła w którym ukazał się cień mojej osoby. Wszyscy wzięli głośne oddechy lub zasłonili usta dłońmi i spojrzeli na mnie.
-Ale, ale co się dzieje?- zapytałam zdenerwowana.
-Elso...- zaczął święty jak zwykle łagodnie- jeśli tak się dzieje to zazwyczaj znaczy, że księżyc odwołuje tego kogoś jako strażnika. Trzeba udać się do pokoju zmiany...
Zaczęłam nerwowo się rozglądać. W tłumie przede mną wychwyciłam Jack’a, który patrzył na mnie z troską. Oczy mi się zeszkliły. To nie mogła być prawda! Nie! Zaczęłam się trząść i próbowałam się uspokoić paroma głębokimi oddechami, które na nic się zdały. Znów utworzył się wąski korytarz, którego ściany były zastąpione strażnikami. Wszyscy patrzyli na mnie ze współczuciem. Nadal się trzęsłam. Ledwo co mogłam utrzymać się na nogach, które zdawały się być słabe jak patyki, jakby zaraz miały się złamać. Czułam jak moje ciało się ugina. Szłam na skazanie.



Hej moje Perełki!
Wiem, przepraszam za przerwanie w takim momencie.
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał.
No moim drugim blogu jest next, więc zainteresowanych zapraszam:

To chyba wszystko.
Dziękuję za całe sześć komentarzy pod ostatnim postem, które mnie bardzo ucieszyły.
Jesteście kochane!
Dziękuję za motywację!!!



5 komentarzy:

  1. Biedna Elsa. Mam nadzieję ,że wszystko dobrze się ułoży . Super rozdział I życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda mi Jack'a... ale to jego wina.
    Oj Elsa nabroiłaś! niech ktoś to odkręci!
    Jetem już tak ciekawa, że aż zaraz wybuchnę!!!! Pisz szybko next!
    Rozdział ekstra. I like it!

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedny Jack.......to przez niego to wszystko, ale widać, że to przeżywa.
    JA BARDZO PRZEPRASZAM ALE ŻE WHAAAAAT!!!!????? Co to znaczy, że Elsa odchodzi!? Tak być nie może! Odkręcaj to!
    Czekam na next! Weny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Biedny Jack... Bardzo przeżywa to rozstanie... Szczególnie, że widać, iż dalej kocha Elsę. Ale tak wgl: WHAT??!!! Dlaczego ją odwołują??!!! Przecież nie dość, że chce wszystkim pomóc, to ma przeprowadzić wojnę przeciwko tej wrednej Florence, która nie jest jakąś zwykłą kobietą, tylko królobójczynią!!! I nie wygląda na taką zwykłą kobietę... Ale moze jednak Elsa pozostanie strażniczką...? Ale z większą mocą...? (Taka cicha nadzieja...)
    No nic... Pisz szybko dalej next'a i do usłyszenia :*

    OdpowiedzUsuń
  5. *treść komentarza została usunięta za względu na nazbyt emocjonalną zawartość i przekroczony limit wykrzykników* Ja chcę next!

    OdpowiedzUsuń