środa, 5 sierpnia 2015

Rozdział XXXIV: " Wyznanie"

     Mieliśmy ruszyć na Florence równo miesiąc po tym, jak przedstawiłam strażnikom strategię. Trzeba było dorobić broni, wyszkolić żołnierzy, a przede wszystkim przygotować się na tą bitwę psychicznie, co każdy starał się zrobić, choć sądzę, że nikomu się nie udało... Przez ten miesiąc często spotykaliśmy się z wybraną szóstką na plotki, by rozluźnić atmosferę. Luna często rozmawiała z Jack’iem, a ja z Jasper’em i mogło by się wydawać, że to jedyne osoby dzięki którym na naszych smętnych twarzach zagościł uśmiech. Bez nich wszystko było bardzo monotonne, a dni tygodnia zlewały się w jedno. Każdy dzień wydawał się taki sam i w zasadzie taki był. Każdy w głowie toczył walkę z swoimi myślami „Co będzie jeśli...?” A jak zabiją jednego z nas? Jak zabiją mnie? Co mam zrobić gdy ktoś umrze? Może uciec..., stchórzyć...? Próbowaliśmy  wyrzucić z głowy te myśli, ale one nawracały nawet nie wiedząc kiedy. Jedyną odskocznia były spotkania raz, a czasem dwa razy w tygodniu z strażnikami. Siedzieliśmy wtedy zazwyczaj w salonie śmiejąc się i rozmawiając wszyscy razem. Każdy zapominał wtedy o urazach, bólu i cierpieniu. Bo w końcu czym było by życie gdybyśmy się ciągle zamartwiali? Niekończącym się więzieniem, w którym sami pełnilibyśmy wszystkie funkcje... Naczelnik, strażnik, więzień...
     Pewnego dnia przy jednej z kolacji ze strażnikami spotkało mnie coś, na co nie powinnam się zgodzić i co przysporzyło mi wiele cierpienia.
     Siedzieliśmy przy dużym, prostokątnym stole w jadalni, który był przykryty obrusem w kolorową kratkę. Na środku stał pozłacany świecznik, któremu towarzyszył duet rozstawiony po jego prawej i lewej stronie. Można było jeść ile dusza zapragnie i koić pragnienie winem.
-Elso....!- zwrócił się do mnie Jasper gwałtownie przechylając głowę w moją stronę jednak przenosząc na mnie wzrok dopiero po dłuższej chwili.
-Tak?- spojrzałam mu w oczy.
-Przejdziemy się na spacer...?- zapytał niepewnie unosząc lekko brwi do góry.
-Zgoda.- wstałam.
Wsunęliśmy po sobie krzesła i z uśmiechem na twarzach oraz umysłem przyćmionym paroma kieliszkami wina ruszyliśmy przed siebie na lodowe pustkowie. Kilkadziesiąt oddechów polarnym powietrzem rozjaśniło mi świadomość i byłam już całkiem trzeźwa choć nawet nie byłam pijana. Nie pozwoliłam sobie na tyle na ile pozwolił sobie North i Aro. Oni zdecydowanie przesadzili.... Ledwo co siedzieli na krzesłach!
-Elso...- zaczął Jasper z nadzieją patrząc mi w oczy- eh....- spuścił wzrok...- bo ja...- powiedział szybko i znów zamilkł.
-Powiedz...- zaczęłam delikatnie- co się stało...?
-Wysłuchaj mnie do końca- przystaliśmy naprzeciwko siebie- Nigdy nie chciałem, żeby przeze mnie rozpadał się Twój związek... – wzięłam już oddech i chciałam zaprzeczyć, ale anioł mi przerwał- nie! Daj mi skończyć!- wziął oddech i kontynuował tym samym tonem co wcześniej- Nigdy tego nie chciałem... I to nie było specjalnie... Ale ja... jak tak zaczęliśmy więcej ze sobą rozmawiać.... dostrzegałem w tobie coraz więcej zalet. Masz śliczne, śnieżnobiałe włosy- wziął na chwilę kosmyk w dłoń- piękne, turkusowe oczy, cudowną moc, delikatne dłonie. Jesteś mądra- chłopak nieco rozłożył ręce i spojrzał na moment w niebo, a potem kontynuował z uśmiechem na twarzy dając się ponieść emocjom- inteligentna, miła, taka ciepła, troskliwa, cierpliwa i.... – Jasper złapał mnie za ręce- śliczna....- w jego oczach widziałam radość jak u pięcioletniego dziecka.
Znieruchomiałam.... To znaczyło że on.... że on...
-Kocham Cię Elso.
Byłam oszołomiona. W głowie nagromadziło mi się tyle myśli, że nie nadążałam w żaden sposób z ich przetwarzaniem. On był bardzo przystojny... i mądry, miły, tajemniczy. Ale dopiero co rozstałam się z Jack’iem i może nie powinnam tak szybko zaczynać nowego związku. Ale chciałam być szczęśliwa, a Jasper mógł mi to dać. Tak bardzo tęskniłam za Jack’iem, ale pora zacząć nowe życie. Brać los w swoje ręce i pozwolić mu iść w właściwym kierunku. Może Jasper wypełni pustkę w moim sercu? Pozwoli mi zapomnieć o białowłosym? Na pewno uczyni mnie szczęśliwą, będzie o mnie dbał jak nikt inny. To dobry chłopak.
     Twarz anioła zaczęła się powoli przysuwać do mojej, która z kolei ani drgnęła. Myśli nadal biły się w głowie, a ja nadal nie wiedziałam jaką podjąć decyzję. Zostać sama czy być z Jasper’em? Nie wiem, nie wiem- to była odpowiedź na wszystko. Skąd wiem, że wybiorę źle albo dobrze? Ta decyzja mogła zaważyć na całej mojej przyszłości. Tak bardzo się wahałam.
Nagle moje myśli przerwał dotyk ciepłych warg na moich ustach. Przestałam już myśleć, wyłączyłam się i odwzajemniłam pocałunek. To było piękne uczucie... jak połączenie ognia z lodem... tak niebezpieczne i ekscytujące, że gdy się je osiągnie ciało przeszywa nieopisana fala euforii, namiętności, pożądania i miłości. Zaczęłam powoli otwierać oczy. Ostatnie zetknięcie warg i odsunęliśmy się lekko od siebie. Kątem oka zobaczyłam coś innego niż biały, otaczający nas do tej pory puch. To była postać, a gdy odwróciłam głowę w jej stronę ujrzałam białowłosego. Miał bardzo siną twarz, po jego policzkach lały się łzy, a nogi trzęsły się próbując ostatkiem sił podtrzymać ciężar ciała.
-Jack!- z moich ust wyrwał się krzyk, a po policzkach spłynęły łzy. Chciałam pobiec do białowłosego. Nie wiem co mu bym powiedziała, ale nie chciałam, żeby to widział- To nie tak jak myślisz!- zrobiłam krok w stronę chłopaka, ale ktoś złapał mnie swoimi rękoma w talii przytrzymując lewą rękę podczas gdy prawa była wyciągnięta w stronę białowłosego. Ciepłe ciało przylgnęło do mich pleców, a miły, nierówny oddech spoczywał na moim karku.
-A jak?...!- powiedział Jasper surowo i głośno do mojego ucha, a potem przyciągnął do siebie drugą moją drugą rękę.
     Jack uciekł.
     Bardzo płakałam. Nie chciałam, żeby Jack przeze mnie cierpiał! To nie miało być tak!
     Powoli zsunęliśmy się na śnieg. Anioł okrył mnie swymi silnymi ramionami i kołysał się ze mną na boki uciszając delikatnie.
-Ciii... Już dobrze... Będzie dobrze...
Chłopak wstał na chwilę nie puszczając moich rąk i usiadł naprzeciw mnie. Anioł objął mnie delikatnie w pasie i uniósł do góry, a ja zrozumiałam, że miałam zapleść nogi dookoła jego bioder. Jasper trzymał dłonie na moich udach pilnując, żebym się nie zsunęła, ale moje silne nogi baletnicy obyły by się bez jego pomocy. Wtulałam się mocno w chłopaka, bo był moją jedyną ostoją... Z wszystkimi innymi się pokłóciłam albo się do siebie nie odzywamy. On był taki ciepły... Tak miły w dotyku.
     Jasper był podobny do Jack’a jak i był jego całkowitym przeciwieństwem. Czekoladowe, gęste włosy anioła opadały lekko na twarz i były mniej rozczochrane niż te białowłosego. Te same, wydatne, miłe usta, które z rozkoszą obejmowałam swoimi wargami. Zgrabny, mały nos i piękne oczy- te akurat były całkiem różne... Tęczówki Jack’a były jak ocean... miejscami zielone, czasem błękitne, granatowe, lazurowe... tworzyły piękną paletę barw przypominającą mi niebo po zachodzie słońca. Natomiast oczy Jasper’a były tak magiczne i tajemnicze, że nie było można przestać się w nie wpatrywać. Przeważała tam ciemna zieleń i granat przebijające się jak promienie słońca w morzu. I ta niezwykła, jasna obręcz wokół tęczówki, która jaśniała przy każdym zadawanym przez Jasper’a bólu, jak gdyby symbolizowała ona uśmiech diabła.
     Objęłam jeszcze mocniej anioła i przylgnęłam do niego całym ciałem.
-Idziemy do domu...- odparł zmierzając w kierunku domu North’a.
-Nie...- powiedziałam ochrypłym, nieco żałosnym, od płaczu głosem i pokręciłam przecząco głową resztką sił.
Anioł jakby czytał mi w myślach i bez zastanowienia stwierdził:
-Kiedyś musi nadejść czas powrotu do domu i trzeba się z tym zmierzyć. Zresztą wszyscy pewnie zasnęli, a Jack jest u siebie w pokoju.
Tym razem nie zareagowałam. Nadal wypłakiwałam się w ramię bruneta i  czułam się bezsilna... Tak bardzo, jakby przygniatał mnie ogromny ciężar, którego nie mogę się pozbyć.
     Jasper wspiął się na niewielkie wzgórze, a gdy stanął na szczycie moim oczom ukazała się ta sama, ciepła, niepozorna chatka, do której trafiłam dziewięć miesięcy temu.  Nawet z tak dalekiej odległości czułam jej ciepło miło otulające ciało jak miękki koc. Zapach ciastek i gorącej czekolady. Z oczu przestały lecieć łzy, ale nie wiedziałam dlaczego. Może się skończyły? A może już swoje wypłakałam?
     Anioł niepewnie przekręcił klamkę, a ja wtuliłam się w niego najmocniej jak potrafiłam obawiając się reakcji zebranych. Gdy tylko drzwi się uchyliły doszedł mnie gwar, zapach jedzenia i śmiechy.
-Udawaj, że śpisz...- szepnął brunet- tak będzie najlepiej.
Bez wahania zamknęłam powieki, które i tak od dawna chciały opaść. Weszliśmy do domu. Nagle wszyscy zamilkli i jak, się domyśliłam, patrzyli się na nas.
-North, mogę u Ciebie przenocować...?- zapytał Jasper.
-Aaa.. eee... yy... ee- siwobrody nie mógł się wysłowić.
-Nie będę spał z Elsą, o to się nie martw. Znajdę jakiś pokój na piętrze.
-W takim razie dobrze- powiedział święty po chwili zastanowienia.

Zaczęliśmy wchodzić po schodach, a ja, pogrążona w niepewności jutrzejszego dnia, którego bardzo się obawiałam, zasnęłam wtulona w bruneta.

Hej moje perełki!
Wiem, że trochę krótko, ale chciałam dojść do tego momentu.
Rozdziały będą rzadziej, bo mam naprawdę urwanie głowy.
Jest tu jeszcze ktoś? Halo? Ktoś jeszcze czyta to badziewie?

Uwaga! Uwaga! Do wszystkich!
To, że piszę tak a nie inaczej to tylko i wyłącznie moja sprawa i wiem, że
jeśli piszecie, że mnie zabijecie to wyzwala w was to duże emocje, ale bez przesady!
Nie patrzycie wcale na technikę!
Nie czytaliście nigdy normalnej książki, która nie kończyła się happy endem???
Będę pisać tak, jak JA będę chciała.
Wiem, że może zbytnio poważnie do tego podchodzę, ale zacznijcie akceptować to co się dzieje.

No... to chyba wszystko...
Jak kogoś uraziłam to przepraszam.
Do następnego rozdziału!



6 komentarzy:

  1. Oj Miśka! Rozdział świetny! Może dobrze, że Elsa znalazła Jaspera i stał się dla niej kimś więcej, ale tak myślę, że ona chce na siłę wypełnić pustkę po stracie Jack'a. Swoją drogą okropnie mi go żal...
    Wiesz jak czasem ludzi porywają emocje i nawet podczas czytania jakiejkolwiek książki, gdy coś nie dzieje się po twojej myśli to (przynajmniej ja) obrażam się na autora, jak mógł dopuścić, by tak się stało. Ciągnij dalej swoją koncepcję i nie przejmuj się pogróżkami!
    Oj nie mogę się odczekać kolejnego rozdziału.. :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Więc... rozdział super i znowu chciało mi się ryczeć. Rozumiem cie. Gdy pisałam w zeszycie to opowiadanie z mojego bloga koleżanka ciągle nie była zadowolona bo komuś się coś stało ,pokłócili się itp.Dlatego postanowiłam jej nie słuchać i pisać według mojego pomysłu oraz weny. Jeśli kiedykolwiek napisałam takie coś w komentarzu ,że powinno być tak ,a nie inaczej to najmocniej przepraszam. Chyba mi wybaczysz. Życzę ci dużo weny i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ok, nie zabiję XD
    Ale........smutno tak bez Jelsy.......a może ja (czyli Luna) bedę z Jackiem, a jak dojdzie co do czego, ja i Jasper pogodzimy Else i Jacka? To by było coś!
    Ok, świetny rozdział! Smutny, bo szkoda mi Jacka, ale i tak cudo! Czekam na next! Weny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam tego bloga odkąd napisałaś pierwszy roździał,ale nie komentowałam musisz wiedzieć że kocham twoje opowiadanie i szczerze mam nadzieję że Elsa i Jasper będą ze sobą dłużej. POLUBIŁAM TEN PARRING!!!. Wiem,że to blog o Jelsie ale błagam zrób to dla mnie i niech będą razem!Plose.
    Niecierpliwie czekam na next i życzę weny!
    Twoja wierna czytelniczka Aga.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie pogódz Else i Jacka plisss bez nich to nie to samo pliss!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Sorry, że mnie nie było przez jakiś czas, ale byłam pochłonięta innymi blogami No i w końcu doszłam do ciebie (taka kolejka) Nie spodziewałam się że Jack będzie płakał ale ok. Podoba mi się to, że oboje to tak przeżywają, a wiedzą że nie mogą być razem. Takie Gnomeo i Julia (nie romeo) Ale wierzę że Jelsa będzie i nieważne co będzie i tak będzie świetne bo piszesz to tak oddając wszystkie emocje i wgl. Mam nadzieję, że szybko go nie skończysz ;) pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń