Po
dość udanej imprezie, gdzie film urwał mi się w miejscu, gdzie zaczęliśmy grać
w grę z całowaniem moja głowa wydawała się być tykającą bombą. Zaraz po tym jak
obudziłam się u boku Jack’a poszłam do łazienki znajdującej się na korytarzu i
z przerażeniem patrzyłam w lustro jednocześnie dziwiąc się dlaczego zwierciadło
jeszcze nie pękło. Poplątane, posklejane włosy, w których walały się jakieś
paprochy. Na prawym policzku widniała czarna długa smuga wywodząca się z oka.
Ubrania były trochę pobrudzone i nie wiedziałam gdzie podział się mój drugi
but. „Dobra, Elsa, ogarnij się”- powiedziałam sama do siebie. Przekręciłam
zamek w drzwiach i napuściłam do wanny ciepłej wody, która parując miło muskała
moją skórę. Zanurzyłam się w cieczy przymykając nieco oczy z rozkoszy. Umyłam
dokładnie włosy, twarz i zmyłam makijaż. Wyszłam z wanny i z nadzieją
spojrzałam w lustro. Było o niebo lepiej i przymknięte dotąd powieki szerzej
się odtworzyły. Oczy nabrały dawnego blasku, a ból głowy zaczynał znikać- to
jedna z umiejętności, które posiada każdy strażnik. Bardzo szybko
przechodziliśmy proces regeneracji, który w normalnych warunkach trwałby
godzinami. Wytarłam się dokładnie białym, puchatym ręcznikiem po czym z
litością spojrzałam na moje dotychczasowe ubrania. Westchnęłam po czym
stwierdziłam, że owinę się ręcznikiem i pójdę do sypialni po jakieś ubrania.
Odtworzyłam drzwi i zrobiłam krok, ale odbiłam się od czegoś twardego i upadłam
boleśnie na podłogę. Szybko się pozbierałam i wstałam oblewając się rumieńcem.
-Elsa?-
zapytał zaskoczony chłopak, który dopiero teraz zrozumiał o co chodzi i także
się zaczerwienił.
-Em....-
zrobiłam poważną minę i mocniej zacisnęłam na sobie ręcznik- co tu robisz?-
zapytałam po czym uniosłam jedną brew i spojrzałam wyczekująco na złotowłosego.
-Eeeee....
idę? W sumie to korytarz....- odpowiedział chłopak przeczesując dłonią włosy.
-Eh!-
fuknęłam i udałam się szybkim krokiem do pokoju zostawiając zdezorientowanego
Sebastiana na korytarzu.
Weszłam do pokoju i odtworzyłam białą
szafę chwilę zastanawiając się co ubrać. W końcu stwierdziłam, że założę białe
rurki i miętową bluzkę na rękaw trzy czwarte. Po drodze chwyciłam beżowe
baletki z prostą kokardką i udałam się jak najszybciej do łazienki, gdzie
zostały moje ubrania i kosmetyczka. Szybko się ubrałam, uczesałam się w luźnego
kłosa, z którego wystawały pojedyncze włoski przez co warkocz przypominał
puchowe pióro po czym przerzuciłam moje dzieło przez ramię. Zadowolona ze swojego wyglądu zdecydowałam
się nie nakładać makijażu. Złapałam moje brudne ubrania i zaniosłam je do
pralni po czym wróciłam do swojego pokoju. Opadłam ciężko na łóżko i wzięłam
głęboki oddech. Poszłam do łazienki i zaczęłam się krzątać bez celu, sprzątać i
układać w szafkach, w których i tak był porządek. Upiększyłam nieco moje
dzwonki wietrzne i na koniec z dumą odtworzyłam okno i wsłuchiwałam się w
dźwięk obijających się o siebie kryształków lodu. Kątem oka zobaczyłam coś wyróżniającego się
na tle mojego pokoju. Gwałtownie odwróciłam się w tamtą stronę i ujrzałam
śnieżynkę iskrzącą się na czerwono. Zebranie strażników marzeń. Powoli wstałam
z łóżka i poszłam do łazienki zerknąć jak wyglądam. Poprawiłam włosy kilkoma
ruchami, zamieniłam puchate kapcie na buty na obcasie i czym prędzej udałam się
na dół mając już powoli dość tych ciągłych wezwań. Zeszłam po skrzypiących
schodach zastanawiając się czy inni też doprowadzili się do porządku. W salonie
siedzieli już North, Ząbek, Zając i Piasek.
-Elsa,
widziałaś może Jack’a?- zapytał zaniepokojony święty.
-Nie.
-Jak
tam po imprezie?- zapytał złośliwie Zając- Podobno nieźle się bawiliście...
Posiadałam
doskonałą zdolność oszukiwania ludzi, więc przyjaźnie się uśmiechnęłam i
powiedziałam:
-Tak,
było miło.
-Chyba
za miło- przerwał mi Strażnik Wielkanocy- Sporo wypiliście.
Chwilę
myślałam co odpowiedzieć.
-Czy
wyglądam na osobę, która dużo wypiła?- splotłam ręce na piersi i uśmiechnęłam
się chytrze.
-Jack!-
ryknął North przerywając naszą małą kłótnię.
Wszyscy
przenieśli wzrok na białowłosego z trudem wlokącego się po schodach. Miał
bardziej niż zwykle rozczochrane włosy, zmęczone oczy, byle jak założoną bluzę
i pomyślałam sobie, że tym razem laska naprawdę była mu potrzebna. Chłopak
szedł jak na skazanie ze spuszczoną, zapewne bolącą, głową.
-Ten
to się zabawił...- stwierdził Zając.
Jack
podniósł nieco głowę i posłał mu groźne, mordercze spojrzenie. Białowłosy
zbliżył się do czerwonej kanapy po czym położył się na niej zabierając mi tym
samym miejsce. Złośliwie usiadłam mu ciężko na stopy, które tylko strzyknęły przywołując
Jack’a do siedzącej pozycji.
-Ups,
przepraszam!- nacisnęłam na ostatnie słowo.
Chłopak
spojrzał na mnie złośliwie po czym przybrał pozycję siedzącą rozmasowywując
stopy.
-Jesteśmy
tutaj dlatego- odparł święty przechodząc do sedna sprawy.
Chwilę
potem okrągła, srebrna tarcza księżyca pojawiła się w nierównym otworze w
dachu. Jasne światło padło na prostokąt w podłodze, a chwilę później widniała
już przed nami postać dziewczyny w związanych w koka włosach.
-Strażniczka?-
zapytałam niedowierzając.
-Najwyraźniej....-
odpowiedział święty- Dobra! Zwołać zebranie! Szykować się ludzie! Będzie się
działo!
-Aleś
sobie wybrał termin...- zwróciłam się w stronę okrągłej tarczy księżyca, a
potem przeniosłam wzrok na Jack’a który siedział obolały na kanapie z
zeszklonymi oczami. Boże, czemu ja mu to zrobiłam, to było okrutne...
Spojrzałam na chłopaka z litością- pokaż....- powiedziałam w końcu.
-Nie,
już dość mi narobiłaś krzywdy- stwierdził smutno.
-Jack,
opatrzę ranę, Twoja moc zapewne nie działa tak jak powinna- chłopak dwoma
dłońmi zaczął tworzyć śnieżkę, która w ostatniej chwili wystrzeliła i trafiła w
elfa niosącego ciastka, a ten porażony promieniem znieruchomiał przykryty
szronem. Stworek przewrócił się głucho na podłogę, a Jack otworzył szerzej oczy
i spojrzał na mnie zaskoczony- No właśnie....- zacisnęłam usta i przez chwilę
pokiwałam głową przechyloną na bok.
Dotknęłam
delikatnie sinej stopy białowłosego, a chłopak zasyczał z bólu. Okryłam stopę
chłopaka grubą warstwą szronu, która od razu przyniosła Jack’owi widoczną ulgę.
-Dzięki...-
odparł układając w uśmiech zaciśnięte wargi.
-Nie
ma za co, a teraz idź się ogarnij łobuzie, zaraz zejdą się goście- powiedziałam
po czym wstałam i udałam się na górę.
Cieszyłam
się, że chwilę porozmawiałam z Jack’iem.
* * *
Wszyscy
już się u nas zebrali, cały salon był
zatłoczony. Miałam wrażenie, że strażnicy tak samo jak ja mieli już dość tych
ciągłych spotkań, a tego w szczególności, bo przypadło ono dzień po hucznej
imprezie, po której większość z nich była na wpół przytomna.
-No
więc Księżyc wybrał nowego strażnika. Należy on do strażników marzeń. Nie wiemy
nic więcej. Elso, leć po tą dziewczynę- odparł North.
-Eeee....
ja?- zapytałam.
-Tak,
Ty. Bierz Hasai i lećcie, dasz sobie radę.
-Dobrze-
powiedziałam i ruszyłam w kierunku garażu świętego.
Szybko
z moją smoczycą dotarłyśmy na właściwe miejsce. Moim oczom ukazała się
drewniana, kwadratowa, mała, przytulna chatka ozdobiona kwiatami i bluszczem.
Jedno, małe okienko było zasłonięta białą, koronkową firanką nadającą całej
budowli uroku. Dach w kształcie stożka był wykonany ze słomy , a fioletowe
drzwi w błękitne wzorki zachęcały do zapukania w nie. Dom znajdował się w
środku lasu, niedaleko pluskał strumyk, który w świetle słońca wyglądał jak
miliony diamentów. Śpiew ptaków kojąco wypełniał uszy, a liście miło tańczyły
na wietrze. Słońce co kilka metrów przebijało się przez warstwę sosnowych igieł
i tworzyło smugi światła delikatnie opadające na ziemię. Jasnozielona trawa
została przyozdobiona niskimi, kolorowymi kwiatami rozsianymi po całej okolicy.
-Jak
tu pięknie....- powiedziałam z zachwytem próbując pochłonąć wzrokiem ten
przepiękny widok- zostań tu...- zwróciłam się do Hasai.
Zaczęłam
zmierzać wolnym krokiem w stronę uroczej chatki nadal podziwiając okolicę.
Stanęłam przed pięknie zdobionymi drzwiami i zapukałam dwa razy.
-Już
idę!- odpowiedział mi dziewczęcy, ciepły głos.
Słyszałam
szurnięcie krzesła i kroki, które swą głośnością obwieszczały mi gdzie jest ich
właściciel. Potem ktoś odtworzył mi drzwi. Pierwsze co zauważyłam to ślepe
białka oczu dziewczyny nie posiadające tęczówek. „Jest ślepa.....”- pomyślałam.
Na początku nieco się przeraziłam i ze świstem wciągnęłam powietrze, ale potem
się uspokoiłam.
-Wiem,
ale przyzwyczaisz się...- odparła dziewczyna.
-J-ja
przepraszam... – wysapałam i zmieszałam się.
-Nic
nie szkodzi.
Dziewczyna
była mniej więcej mojego wzrostu i wieku. Jej krótkie, blond włosy były
związane w idealnego koka. Żaden włosek nie stał jej na głowie, na której
nosiła około trzycentymetrową opaskę zwężającą się ku dołowi w czarno-różowo-fioletową
kratkę. Jej małe piegi okupujące nos i policzki były bardzo widoczne na jasnej
cerze. Dziewczyna miała na sobie sukienkę do kostek na krótki rękaw z dekoltem
w kształcie trapezu. Strój miał pasek czarnych, małych, okrągłych guziczków
rozciągających się od środka dekoltu do okolic pępka. Na biodrach sukienka
miała mało widoczne odcięcie- od tego miejsca strój przypominał kieliszek do
szampana. Sukienka była w różowo-fioletowych barach ze złotymi elementami.
-Jestem
Elsa- odparłam.
Sine
wargi dziewczyny ułożyły się w serdeczny uśmiech.
-A
ja Anastazja- powiedziała blondynka- Wejdź.
-Później
mi pokażesz, teraz chodź.
-Ale
gdzie?- zapytała zaskoczona dziewczyna gdy pociągnęłam ją za rękę.
Chwilę
później Anastazja ze świstem wciągnęła powietrze i nieco uniosła ramiona, a
potem odtworzyła szerzej swoje mroczne oczy.
-Co
się stało?- zapytałam gdy Anastazja przybrała normalną postawę.
-Nic,
widziałam Twoją przeszłość....- powiedziała otrzepując suknię, spokojna jakby
widzenie przeszłości było równoznaczne z tym, że oddychamy.
-M-moją
przeszłość...?- zapytałam.
-Tak,
mam taką zdolność, wiem już gdzie chcesz mnie zabrać i po co- uśmiechnęła się.
-No,
nie będę ci musiała wszystkiego tłumaczyć- roześmiałam się szczerze po chwili,
a Anastazja ze mną.
Lot minął nam na miłej rozmowie.
-Czuję
prądy powietrza-odparła zdumiona dziewczyna i wyciągnęła prawą rękę w bok
podczas gdy lewą trzymała mnie w pasie.
Zawsze
serdecznie się uśmiechała i mówiła spokojnie, jakby jej głos nigdy nie słuchał
emocji.
-Jesteśmy
na miejscu- odparłam-Przepraszam, na pewno Ci zimno, ale nie pomyślałam, żeby
wziąć ci jakąś narzutę. Mi nigdy nie jest zimno.... Ale u North’a jest ciepło,
wytrzymasz?
-Tak,
jakoś dam radę...- stwierdziła Anastazja.
Kiedy weszliśmy do salonu wszyscy byli tak
samo zdziwieni jak ja na początku. Potem jednak powitali serdecznie nową
strażniczkę. Uzgodniliśmy, że jeszcze tego samego dnia wybierzemy się do jej
domu po jej rzeczy.
To był naprawdę ciężki dzień, ale podobała
mi się nowa strażniczka. Okazało się, że jest nieśmiertelna już od kilkunastu
lat. Wróciłyśmy do jej domu, który był naprawdę przepięknie urządzony. Na
środku stał stolik z czerwonymi tulipanami w niebieskim wazonie. Nie było tam w
zasadzie osobnych pokoi, wszystko mieściło się w jednym pomieszczeniu. Tylko
kuchnię dzielił murek, na którym znajdował się blat. Wyjątkowe połączenia
ciemnego drewna, błękitu i różu napawały mnie zachwytem. Jej dom był
przepiękny, aż nie mogłam uwierzyć w to, że sama go urządziła, i to z takim
gustem!
-Masz
przepiękny dom.
-Dziękuję-
odpowiedziała spokojnie.
Anastazja
miała zamieszkać u nas przez jakiś czas, nie wiedzieliśmy czy zostanie z nami
czy księżyc od razu da jej dom. W końcu nie znam drugiej osoby z takimi
zdolnościami.
Byłam tak wykończona, ze po powrocie do
domu od razu zasnęłam.
Hej moje
Perełki!
I ja chyba tak
samo jak Elsa zaraz padnę....
Męczyłam się
strasznie z tym rozdziałem i mam ogromną nadzieję, że tego nie widać.
Postaram się w
ciągu tygodnia wstawić jeszcze jeden rozdział.
Będę teraz
bardzo zajęta, na początku roku mam dwie prace klasowe i muszę się pouczyć.
W roku szkolnym
postaram się wrzucać rozdział co weekend o ile nie będę miała
nieregularnych z
niemieckiego....
Same
widziałyście ile jest postów przy lipcu a ile przy sierpniu.
Nie wiem jak to
się stało, ale teraz rozdziały będą jeszcze rzadziej. Mam nadzieję, że nie
przestaniecie mnie czytać.
Czekam na
komentarze, za które dziękuję, naprawdę, wtedy skaczę ze szczęścia.
Do następnego!