Nadszedł dwunasty dzień mojego pobytu w
lochach. Było to paskudne miejsce pełne myszy i szczurów, które przemykały w
ciemnych zakamarkach jakich było tu pełno. Co noc rozbrzmiewał czyjś płacz
przerywany przerażającymi jękami, od których miałam wrażenie, że jestem w
zakładzie dla psychicznie chorych. Niekiedy słychać było napady szaleńczego
śmiechu, jaki przyprawiał mnie o dreszcze i nie pozwalał zasnąć. Zaciskałam
wtedy mocno moje poranione dłonie na uszach, ale to nic nie pomagało. Życie w
celi było bardzo urozmaicone. Co róż kogoś mordowano, bito, poniżano lub
zaprowadzano na stryczek. Wtedy dało się słyszeć albo donośne błaganie albo
martwą ciszę piszczącą w uszach. Czułam się coraz gorzej i karciłam się w
myślach, że nie uciekłam póki miałam jeszcze zapał, a przede wszystkim: siłę.
Teraz leżałam całe dnie przerzucając się z boku na bok, by nie mieć odleżyn.
Nawet nie wstawałam, a moje powieki tworzyły cieniutkie szparki. Na brzuchu
pojawiła mi się jakaś czerwona wysypka, której starałam się nie drapać. Jestem
strażniczką i gdybym tylko porządnie zjadła rany zagoiłyby mi się przez trzy
dni, ale niestety. Nie miałam jak odzyskać sił. Jack coraz bardziej się
denerwował. Próbował wszystkiego, ale umieszczono nas w celi, jakiej budowę
sama nadzorowałam. Jest ona odporna na wszelkie czary, ale w mojej głowie
narodził się pomysł. Jeśli tu zostanę będę słabnąć z dnia na dzień, aż w
reszcie nie będę w stanie nawet się podnieść. Wykorzystajmy resztki moich sił i
ucieknijmy stąd.
-Jack,
uciekniemy- odparłam ochrypłym głosem do białowłosego, który nerwowo chodził po
celi.
Chłopak
podszedł do mnie, złapał za rękę i usiadł na podłodze gotowy wysłuchać mojego
planu.
-Posłuchaj.
Raz dziennie, kiedy słońce dosięgnie tamtej linii- wskazałam palcem na odcinek
znajdujący się na podłodze narysowany białą kredą- strażnik przychodzi zabrać
wiadro i nalać...- nie wiedziałam jakiego słowa użyć.
-Resztek.-
dokończył białowłosy.
-Wtedy
użyjemy naszych mocy, przytwierdzimy go do ziemi i wyjdziemy na dziedziniec, a
potem polecisz ze mną.
-Zgoda.
Ale czemu Ty wcześniej nie uciekłaś?- zapytał Jack gładząc kciukiem mój
policzek.
-Bałam
się. – przeniosłam wzrok na ścianę i uśmiechnęłam się z goryczą- bałam się
śmierci...
Wyznaczona
pora dziś już minęła, ale jutro wprowadzimy w życie nasz plan. Uśmiechnęłam się
na myśl o wolności, jaką zapewni nam ucieczka. Dopiero jak człowiekowi coś
zabierają to zaczyna to doceniać. Teraz dopiero zaczęłam tęsknić za zapachem
kwiatów i możliwością biegu po zielonej łące skąpanej w letnim słońcu. Doceniłam
kłótnie z Zającem, śniadania o siódmej rano, możliwość spania na miękkim
materacu i dopływ ciepłej wody, w której mogłam się wykąpać dodając lawendowego
płynu.
Nadeszła wyznaczona pora. Słońce było
kilka centymetrów przed białą linią.
-Jack,
ale na pewno mnie uradzisz?
-Tak,
a jeśli będzie mi ciężko to wystarczy tylko wyfrunąć z królestwa, a potem
możesz przywołać Hasai.
Pokiwałam
głową i usiadłam na łóżku. Gapiliśmy się na wschodzące słońce jak dwójka
wariatów, ale byliśmy pewni swego. Chcieliśmy stąd uciec i zostawić mroczną
celę za sobą. Oboje baliśmy się tego, co może się stać. Jesteśmy nieśmiertelni,
ale Florence to czarownica, na pewno byłaby w stanie nas zabić. Nasze ciała
drżały nie mogąc znaleźć innego ujścia energii, jakie zebrało się pod wpływem
napływającej adrenaliny. Huk!, aż podskoczyłam- pierwsze drzwi. Serce zaczęło
szybciej bić, a dłoni nie mogłam utrzymać nieruchomo. Drżały mimowolnie.
Siedziałam na łóżku, a Jack skulony naprzeciw mnie na podłodze, by nikt nic nie
podejrzewał. Huk- drugie drzwi. Czułam bijące z zawrotną prędkością serce,
które było niczym uderzenia młota w mojej piersi. Starałam się wolno oddychać i
uspokoić swoje trzęsące się ciało.
-No
rybki, śniadanko!- usłyszałam donośny głos, za którym słychać było głośny trzask
trzecich, ostatnich już, drzwi.
Nasza
cela znajdowała się mniej więcej na środku lochów. Zanim mężczyzna doszedł do
nas zawsze mijało sporo czasu, a Jack usiadł w miejscu, gdzie było widać
nadchodzącego strażnika. Słyszałam stukot garnków obok sąsiedniej celi. Jack
wysunął na przód lewą nogę- znak! Mężczyzna podszedł do krat nucąc pod nosem i
będąc zapewne pewien, że ten dzień potoczy się tak jak zwykle. Gdy tylko
strażnik odtworzył wejście rzuciłam w jego stronę lodowy promień i przymroziłam
go do podłoża. Jack gwałtownie wstał, podbiegł do mężczyzny i nałożył mu na
usta, a potem zawiązał z tylu głowy szmatkę, żeby nie zaczął krzyczeć i żebyśmy
mieli więcej czasu. Biegliśmy do wyjścia, a ja pośpiesznie, trzęsącą się dłonią
wkładałam klucze zabrane strażnikowi do zamka. Ten nie, den nie... nerwowo
przebierałam stopami matali szukając kolejnego, który miałby pasować do zamka. Tak!
Za czwartym razem się udało! Wybiegliśmy na mury, które z jednaj strony
odsłaniały dziedziniec, a wolna przestrzeń przegrodzona była tylko cienkimi
kolumnami. Zanim nasze oczy przyzwyczaiły się do światła minęło kilka sekund.
Któryś ze strażników rzucił szybkie:
-Zbiegowie!
Wszyscy
wznieśli na nas wzrok, a potem zaczęli zmierzać ku nam zapewne po to, by nas
złapać. Biegliśmy najszybciej jak tylko potrafiliśmy aż wreszcie dotarliśmy do
schodów. Jack objął mnie w pasie i odbił od ziemi, a potem wzbił się w
powietrze. Serce nawet nie śmiało się uspokoić. Posypał się za nami grad
strzał. Jedna z nich przedarła się przez moją suknię, ale nic więcej.
Wylądowaliśmy daleko w lesie i byliśmy pewni, że nikt nas nie goni. Nie wysłali
pościgu z racji na umiejętności Jack’a. Pewnie pomyśleli, że będziemy lecieć
cały czas, a przecież kiedy białowłosy chce, to może lecieć bardzo szybko. Kiedy
tylko wylądowaliśmy Jack mocno mnie objął, a ja odwzajemniłam się także
uściskiem.
-Elso,
udało nam się!- wykrzyczał chłopak triumfalnie łapiąc mnie w pasie i podnosząc
do góry.
-Tak,
udało nam się.
Po
tych słowach Jack spontanicznie mnie pocałował. „Hasai, odszukasz mnie?”
zapytałam patrząc z nadzieją w niebo. „Zawsze i wszędzie” usłyszałam w
odpowiedzi. Promiennie się uśmiechnęłam, a zaraz potem stała przed nami
smoczyca. Podbiegłam do niej i uściskałam zimny pysk. „Cieszę się, że Cię
widzę. Chciałam Cię uwolnić, ale Ci- spojrzałam z pogardą i parsknęła w stronę
Jack’a- dali mi coś, co mnie uśpiło”.
-Jack,
Ty lecisz z nami?
-Nie,
osobno będzie szybciej, a Hasai miała by za ciężko.
„No,
ważysz ze sto kilo...”
Wskoczyłam
na grzbiet smoczycy, a ta wzbiła się w powietrze. Wzięłam głęboki oddech, by
jak najwięcej świeżego tlenu dotarło do moich płuc. „Nareszcie wolna...”
pomyślałam. Dotarliśmy do bazy North’a po jakiś piętnastu minutach. Jak tylko
weszliśmy do Sali głównej wszyscy strażnicy rzucili się w naszą stronę.
-Jak
dobrze was widzieć- powiedziała zapłakana Ząbek.
Nawet
oczy Mikołaja i Zająca się zeszkliły, a był to niecodzienny widok.
-Elso-
zaczął North- chcieliśmy Ci pomóc, ale nie mogliśmy. Wiesz jakie są zasady. Ale
zrobiliśmy wszystko, by pomóc Jack’owi.
-Rozumiem...
-To
była zasadzka- powiedział Jack- wiedzieli, że po Ciebie przyjdę. Czekali na
mnie, zarzucili sieć, a potem zawlekli siłą do tej złej kobiety- ciągnął dalej
z pochyloną głową- chciała ode mnie wyciągnąć jak zmusić dzieci na całym świecie,
by w nią uwierzyły... nie powiedziałem- skończył białowłosy i powoli uniósł
bluzę ukazując siną plamę i złamane dwa żebra.
-Jack,
czemu mi nie powiedziałeś?- moje oczy się zeszkliły.
-Nie
chciałem Cię martwić. A pozatym- i tak się niedługo zagoi.
Poszliśmy
na górę do mojego pokoju, który uległ diametralnej zmianie. Przypominał nieco
szpital i chyba taki był cel tego wystroju. Łóżko zostało przykryte białą
narzutą. Z mebli pozdejmowano zbędne bibeloty. Na komodzie zostało tylko
zdjęcie moje i Jack’a oraz wazon z czerwonymi różami. Z szafki nocnej zniknęły
chusteczki i niedoczytana książka. Zawieszono białe sztory*, którym trzeba było
dokładnie się przyjrzeć, by zobaczyć o ton ciemniejsze zawijasy malujące się na
całej ich powierzchni. Firanka była jednolita, bez wyszywanych kwiatów i
szlaczków. Czuć było czystość, ale przytłaczał smutek. Kazałam usiąść
białowłosemu na łóżku, a ja popędziłam do łazienki po lek. Nasz
strażnik-lekarz potrafił stworzyć
najlepsze lekarstwa, które były mieszaniną ziół i magii. Znalazłam w wiklinowym
koszyczku fiolkę, która w podstawie miała okrąg i zwężała się ku górze, a otwór
miała zatknięty korkiem w kształcie migdała. W środku znajdowało się kilka
zielonych listków, które do połowy zalewał złoty płyn w konsystencji przypominający
rtęć. Wolną przestrzeń wypełniały małe żółte kuleczki fruwające niczym
świetliki. Poszłam spokojnie do pokoju i usiadłam obok chłopaka, który już
zdążył zdjąć bluzę przeczuwając co się święci.
-Będzie
bolało? – zapytał Jack z nadzieją w głosie.
„Zrastanie
żeber?” pomyślałam zmartwiona i ściągnęłam brwi.
-Nie..-
odparłam łagodnie i wylałam płyn na posiniałe miejsce, a ten szybko zaczął
wsiąkać.
-Aaaaaa!!!-
Jack zaczął zwijać się z bólu i już chciał dotknąć miejsca, gdzie wylałam płyn,
ale powstrzymałam go łapiąc za nadgarstek.
Białowłosy
strasznie się rzucał, więc przycisnęłam jego nadgarstki do materaca i usiadłam
na niego okrakiem.
-Jack,
spójrz na mnie.
Chłopak
z trudem uspokoił się, ale dochodził mnie jego głośny i szybki oddech, który
próbował uspokoić.
-Jeszcze
chwila, wytrzymaj.
Jeszcze
przez jakiś czas widziałam na twarzy Jack’a wymalowane cierpienie. Kiedy
wszystko minęło puściłam nadgarstki chłopaka i pocałowałam w usta zanurzając
dłoń w jego mokrych od potu włosach.
-Byłeś
dzielny- odparłam z uśmiechem gładząc kciukiem policzek Jack’a, a On delikatnie
ujął moją twarz w dłonie.
-Kocham
Cię Elso- powiedział jeszcze lekko sparaliżowany bólem i podniósł się, by
złożyć na moich ustach czuły pocałunek.
No cóż, mam dla Was trochę ogłoszeń.
1. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Starałam się zastosować do rad udzielonych pod poprzednim postem. No i myślę, że długość też powinna Was zadowolić.
(Czekam na Wasze opinie...)
2. Planuję zmienić wygląd bloga (ten mnie nie zadowala), więc nie zdziwcie się jak za każdym razem kiedy będziecie wchodzić wszystko będzie wyglądać całkiem inaczej...
3. Planuję rozpocząć nowe opowiadanie, ale na innym blogu, bo będzie to całkiem inna historia, bez jakiegokolwiek śladu jelsy. Rozdziały będą tam jednak rzadziej dodawane, bo chciałabym, żeby były mega dopracowane (jak i wygląd bloga) i pisane tylko i wyłącznie w nagłym przypływie weny, bo takiego pomysłu nie można spieprzyć. Inspiracją była dla mnie jedna z najpiękniejszych animacji jakie widziałam, która wyszła spod ręki studia ghibli.
(jak już będzie to oczywiście Was o tym powiadomię)
4. Jak widzicie dodałam piosenki. Znajdzie się tam coś chyba dla każdego i układając listę zdałam sobie jak różnej muzyki słucham. Znajdą dla siebie tam coś fani muzyki spokojnej, dołującej, nieco podniosłej. Od skrzypiec, przez Taylor Swift, Adama Lamberta, jedną z najpiękniejszych japońskich piosenek jaką w życiu słyszałam po coś do tańczenia wprost z drugiej części dirty dancing.
To chyba wszystko. Jak ktoś ma jakieś rady (lub prośby) to bardzo chętnie je przyjmę. A no i propozycje co do nowego wyglądu bloga też.
PS. Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem...
5 komentarzy= next
Do następnego rozdziału!
Więc... rozdział super! Wydostali się! Jest!!!!! Fajnie ,że chcesz prowadzić drugiego bloga ,sama muszę się przyznać ,że rozmyślam nad stworzeniem nowego opowiadania. Jestem ciekawa jak będzie wyglądał blog. Czekam na następny i pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńTak! Tak! Tak! Jelsa jest na wolności! Juhu! Nareszcie! Nowy wygląd bloga? Jestem ciekawa!
OdpowiedzUsuńCzekam na next!
Super next! W końcu się wydostali. JJJJJJJEEEEEEEEJJJJJJ!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńBiedny Jack. To musiało boleć. Auć
Super muzyka. Nowy wygląd to super pomysł! Również jestem ciekawa ;-)
Weny!♥
Sory za nie obecność. Pojechałam do babci malować płot xD
UsuńWreszcie się wydostali! :D żebyś widziała jakiego banana ma teraz na twarzy! XD
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę super! Świetnie się czytało! Ci strażnicy są trochę beznadziejni, że nic nie mogą zrobić...
Ale przerażające jest to jak jedna zła osoba u władzy może zniszczyć całe królestwo... Mam nadzieję, że ta wredna jędza zostanie szybko odsunięta od tronu i potraktowana tak samo jak ona traktuje swoich poddanych...
Bardzo cieszę się, że zakładasz nowego bloga, bo naprawdę świetnie czyta się twoje opowiadania! Mam nadzieję, że wena będzie przychodziła Ci często i serdecznie Cię pozdrawiam :*
A przy okazji jeszcze raz chciałam Ci podziękować za miłe słowa napisane pod moim blogiem. Dałaś mi wiatru w żagle i tylko jak moja wredna wena wróci będę pisać dalej.
Usuń:*
Niesamowicie pozytywnie ^^
OdpowiedzUsuńPkt 1.: jestem bardzo mile zaskoczona tym rodzialem, poprostu miod malina :D jest dopracowany, a i dlugosc w sam raz ;)
~~*[spojler]*~~ jak znam twoje pomysly, zaraz znowu pewnie ich pokiereszujesz, pobijesz albo zrobisz jakakolwiek krzywde :D ale nie ma dymu bez ognia >:3
Pkt 2.: jestem zadowolona z aktualnego wygladu bloga, chociaz jeszcze pewnie przegladne go dokladniej na kompie :D (telefon marny sluga :v) to samo kwestii muzyki, zedytuje albo dopisze co o tym sadze jak bede miec lepszy dostep ^^ ale sadzac juz po samej ilosci gatunkow muzyki musi, ale to MUSI byc ona wyjatkowo-wielobarwno-gustowna ^^
I wreszcie pkt 3.: jestem jak najbardziej na TAK twojemu kolejnemu blogowi :3 rzadko dodawane rodzialy? To nie problem! Jesli blog jest schludny i do tego ma fabule nie z tej ziemii, to na dobry kawalek mozna poczekac dluzej niz tydzien :D i tak uwazam ze nas, obecne tutaj czytelniczki, najzwyczajniej w siwecie ROZPIESZCZASZ taka iloscia rozdzialow :D ale apetyt rosnie w miare jedzenia ^^
Pkt 4.: Weny ~~~*<3 i czekam na next ^^
Miałam racje ^^ muzyka świetna <3
UsuńHej ;) Tak więc dotarłam już do tego rozdziału. Twój blog jest cudowny, masz świetny styl i potrafisz idealnie opisywać każdą emocję i sytuację. Zazwyczaj nie byłam fanką opowiadań nie na podstawie książek, ale dzięki Tobie zmieniłam zdanie ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w najbliższym czasie znów znajdę czas na czytanie! Ciepło pozdrawiam :) Johanna Malfoy
PS. Kocham Jacka *.*