czwartek, 2 lipca 2015

Rozdział XXIII: "Ucieczka"

     Nadszedł dwunasty dzień mojego pobytu w lochach. Było to paskudne miejsce pełne myszy i szczurów, które przemykały w ciemnych zakamarkach jakich było tu pełno. Co noc rozbrzmiewał czyjś płacz przerywany przerażającymi jękami, od których miałam wrażenie, że jestem w zakładzie dla psychicznie chorych. Niekiedy słychać było napady szaleńczego śmiechu, jaki przyprawiał mnie o dreszcze i nie pozwalał zasnąć. Zaciskałam wtedy mocno moje poranione dłonie na uszach, ale to nic nie pomagało. Życie w celi było bardzo urozmaicone. Co róż kogoś mordowano, bito, poniżano lub zaprowadzano na stryczek. Wtedy dało się słyszeć albo donośne błaganie albo martwą ciszę piszczącą w uszach. Czułam się coraz gorzej i karciłam się w myślach, że nie uciekłam póki miałam jeszcze zapał, a przede wszystkim: siłę. Teraz leżałam całe dnie przerzucając się z boku na bok, by nie mieć odleżyn. Nawet nie wstawałam, a moje powieki tworzyły cieniutkie szparki. Na brzuchu pojawiła mi się jakaś czerwona wysypka, której starałam się nie drapać. Jestem strażniczką i gdybym tylko porządnie zjadła rany zagoiłyby mi się przez trzy dni, ale niestety. Nie miałam jak odzyskać sił. Jack coraz bardziej się denerwował. Próbował wszystkiego, ale umieszczono nas w celi, jakiej budowę sama nadzorowałam. Jest ona odporna na wszelkie czary, ale w mojej głowie narodził się pomysł. Jeśli tu zostanę będę słabnąć z dnia na dzień, aż w reszcie nie będę w stanie nawet się podnieść. Wykorzystajmy resztki moich sił i ucieknijmy stąd.
-Jack, uciekniemy- odparłam ochrypłym głosem do białowłosego, który nerwowo chodził po celi.
Chłopak podszedł do mnie, złapał za rękę i usiadł na podłodze gotowy wysłuchać mojego planu.
-Posłuchaj. Raz dziennie, kiedy słońce dosięgnie tamtej linii- wskazałam palcem na odcinek znajdujący się na podłodze narysowany białą kredą- strażnik przychodzi zabrać wiadro i nalać...- nie wiedziałam jakiego słowa użyć.
-Resztek.- dokończył białowłosy.
-Wtedy użyjemy naszych mocy, przytwierdzimy go do ziemi i wyjdziemy na dziedziniec, a potem polecisz ze mną.
-Zgoda. Ale czemu Ty wcześniej nie uciekłaś?- zapytał Jack gładząc kciukiem mój policzek.
-Bałam się. – przeniosłam wzrok na ścianę i uśmiechnęłam się z goryczą- bałam się śmierci...
Wyznaczona pora dziś już minęła, ale jutro wprowadzimy w życie nasz plan. Uśmiechnęłam się na myśl o wolności, jaką zapewni nam ucieczka. Dopiero jak człowiekowi coś zabierają to zaczyna to doceniać. Teraz dopiero zaczęłam tęsknić za zapachem kwiatów i możliwością biegu po zielonej łące skąpanej w letnim słońcu. Doceniłam kłótnie z Zającem, śniadania o siódmej rano, możliwość spania na miękkim materacu i dopływ ciepłej wody, w której mogłam się wykąpać dodając lawendowego płynu.
     Nadeszła wyznaczona pora. Słońce było kilka centymetrów przed białą linią.
-Jack, ale na pewno mnie uradzisz?
-Tak, a jeśli będzie mi ciężko to wystarczy tylko wyfrunąć z królestwa, a potem możesz przywołać Hasai.
Pokiwałam głową i usiadłam na łóżku. Gapiliśmy się na wschodzące słońce jak dwójka wariatów, ale byliśmy pewni swego. Chcieliśmy stąd uciec i zostawić mroczną celę za sobą. Oboje baliśmy się tego, co może się stać. Jesteśmy nieśmiertelni, ale Florence to czarownica, na pewno byłaby w stanie nas zabić. Nasze ciała drżały nie mogąc znaleźć innego ujścia energii, jakie zebrało się pod wpływem napływającej adrenaliny. Huk!, aż podskoczyłam- pierwsze drzwi. Serce zaczęło szybciej bić, a dłoni nie mogłam utrzymać nieruchomo. Drżały mimowolnie. Siedziałam na łóżku, a Jack skulony naprzeciw mnie na podłodze, by nikt nic nie podejrzewał. Huk- drugie drzwi. Czułam bijące z zawrotną prędkością serce, które było niczym uderzenia młota w mojej piersi. Starałam się wolno oddychać i uspokoić swoje trzęsące się ciało.
-No rybki, śniadanko!- usłyszałam donośny głos, za którym słychać było głośny trzask trzecich, ostatnich już, drzwi.
Nasza cela znajdowała się mniej więcej na środku lochów. Zanim mężczyzna doszedł do nas zawsze mijało sporo czasu, a Jack usiadł w miejscu, gdzie było widać nadchodzącego strażnika. Słyszałam stukot garnków obok sąsiedniej celi. Jack wysunął na przód lewą nogę- znak! Mężczyzna podszedł do krat nucąc pod nosem i będąc zapewne pewien, że ten dzień potoczy się tak jak zwykle. Gdy tylko strażnik odtworzył wejście rzuciłam w jego stronę lodowy promień i przymroziłam go do podłoża. Jack gwałtownie wstał, podbiegł do mężczyzny i nałożył mu na usta, a potem zawiązał z tylu głowy szmatkę, żeby nie zaczął krzyczeć i żebyśmy mieli więcej czasu. Biegliśmy do wyjścia, a ja pośpiesznie, trzęsącą się dłonią wkładałam klucze zabrane strażnikowi do zamka. Ten nie, den nie... nerwowo przebierałam stopami matali szukając kolejnego, który miałby pasować do zamka. Tak! Za czwartym razem się udało! Wybiegliśmy na mury, które z jednaj strony odsłaniały dziedziniec, a wolna przestrzeń przegrodzona była tylko cienkimi kolumnami. Zanim nasze oczy przyzwyczaiły się do światła minęło kilka sekund. Któryś ze strażników rzucił szybkie:
-Zbiegowie!
Wszyscy wznieśli na nas wzrok, a potem zaczęli zmierzać ku nam zapewne po to, by nas złapać. Biegliśmy najszybciej jak tylko potrafiliśmy aż wreszcie dotarliśmy do schodów. Jack objął mnie w pasie i odbił od ziemi, a potem wzbił się w powietrze. Serce nawet nie śmiało się uspokoić. Posypał się za nami grad strzał. Jedna z nich przedarła się przez moją suknię, ale nic więcej. Wylądowaliśmy daleko w lesie i byliśmy pewni, że nikt nas nie goni. Nie wysłali pościgu z racji na umiejętności Jack’a. Pewnie pomyśleli, że będziemy lecieć cały czas, a przecież kiedy białowłosy chce, to może lecieć bardzo szybko. Kiedy tylko wylądowaliśmy Jack mocno mnie objął, a ja odwzajemniłam się także uściskiem.
-Elso, udało nam się!- wykrzyczał chłopak triumfalnie łapiąc mnie w pasie i podnosząc do góry.
-Tak, udało nam się.
Po tych słowach Jack spontanicznie mnie pocałował. „Hasai, odszukasz mnie?” zapytałam patrząc z nadzieją w niebo. „Zawsze i wszędzie” usłyszałam w odpowiedzi. Promiennie się uśmiechnęłam, a zaraz potem stała przed nami smoczyca. Podbiegłam do niej i uściskałam zimny pysk. „Cieszę się, że Cię widzę. Chciałam Cię uwolnić, ale Ci- spojrzałam z pogardą i parsknęła w stronę Jack’a- dali mi coś, co mnie uśpiło”.
-Jack, Ty lecisz z nami?
-Nie, osobno będzie szybciej, a Hasai miała by za ciężko.
„No, ważysz ze sto kilo...”
Wskoczyłam na grzbiet smoczycy, a ta wzbiła się w powietrze. Wzięłam głęboki oddech, by jak najwięcej świeżego tlenu dotarło do moich płuc. „Nareszcie wolna...” pomyślałam. Dotarliśmy do bazy North’a po jakiś piętnastu minutach. Jak tylko weszliśmy do Sali głównej wszyscy strażnicy rzucili się w naszą stronę.
-Jak dobrze was widzieć- powiedziała zapłakana Ząbek.
Nawet oczy Mikołaja i Zająca się zeszkliły, a był to niecodzienny widok.
-Elso- zaczął North- chcieliśmy Ci pomóc, ale nie mogliśmy. Wiesz jakie są zasady. Ale zrobiliśmy wszystko, by pomóc Jack’owi.
-Rozumiem...
-To była zasadzka- powiedział Jack- wiedzieli, że po Ciebie przyjdę. Czekali na mnie, zarzucili sieć, a potem zawlekli siłą do tej złej kobiety- ciągnął dalej z pochyloną głową- chciała ode mnie wyciągnąć jak zmusić dzieci na całym świecie, by w nią uwierzyły... nie powiedziałem- skończył białowłosy i powoli uniósł bluzę ukazując siną plamę i złamane dwa żebra.
-Jack, czemu mi nie powiedziałeś?- moje oczy się zeszkliły.
-Nie chciałem Cię martwić. A pozatym- i tak się niedługo zagoi.
Poszliśmy na górę do mojego pokoju, który uległ diametralnej zmianie. Przypominał nieco szpital i chyba taki był cel tego wystroju. Łóżko zostało przykryte białą narzutą. Z mebli pozdejmowano zbędne bibeloty. Na komodzie zostało tylko zdjęcie moje i Jack’a oraz wazon z czerwonymi różami. Z szafki nocnej zniknęły chusteczki i niedoczytana książka. Zawieszono białe sztory*, którym trzeba było dokładnie się przyjrzeć, by zobaczyć o ton ciemniejsze zawijasy malujące się na całej ich powierzchni. Firanka była jednolita, bez wyszywanych kwiatów i szlaczków. Czuć było czystość, ale przytłaczał smutek. Kazałam usiąść białowłosemu na łóżku, a ja popędziłam do łazienki po lek. Nasz strażnik-lekarz  potrafił stworzyć najlepsze lekarstwa, które były mieszaniną ziół i magii. Znalazłam w wiklinowym koszyczku fiolkę, która w podstawie miała okrąg i zwężała się ku górze, a otwór miała zatknięty korkiem w kształcie migdała. W środku znajdowało się kilka zielonych listków, które do połowy zalewał złoty płyn w konsystencji przypominający rtęć. Wolną przestrzeń wypełniały małe żółte kuleczki fruwające niczym świetliki. Poszłam spokojnie do pokoju i usiadłam obok chłopaka, który już zdążył zdjąć bluzę przeczuwając co się święci.
-Będzie bolało? – zapytał Jack z nadzieją w głosie.
„Zrastanie żeber?” pomyślałam zmartwiona i ściągnęłam brwi.
-Nie..- odparłam łagodnie i wylałam płyn na posiniałe miejsce, a ten szybko zaczął wsiąkać.
-Aaaaaa!!!- Jack zaczął zwijać się z bólu i już chciał dotknąć miejsca, gdzie wylałam płyn, ale powstrzymałam go łapiąc za nadgarstek.
Białowłosy strasznie się rzucał, więc przycisnęłam jego nadgarstki do materaca i usiadłam na niego okrakiem.
-Jack, spójrz na mnie.
Chłopak z trudem uspokoił się, ale dochodził mnie jego głośny i szybki oddech, który próbował uspokoić.
-Jeszcze chwila, wytrzymaj.
Jeszcze przez jakiś czas widziałam na twarzy Jack’a wymalowane cierpienie. Kiedy wszystko minęło puściłam nadgarstki chłopaka i pocałowałam w usta zanurzając dłoń w jego mokrych od potu włosach.
-Byłeś dzielny- odparłam z uśmiechem gładząc kciukiem policzek Jack’a, a On delikatnie ujął moją twarz w dłonie.
-Kocham Cię Elso- powiedział jeszcze lekko sparaliżowany bólem i podniósł się, by złożyć na moich ustach czuły pocałunek.





 No cóż, mam dla Was trochę ogłoszeń.
1. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Starałam się zastosować do rad udzielonych pod poprzednim postem. No i myślę, że długość też powinna Was zadowolić. 
(Czekam na Wasze opinie...)
2. Planuję zmienić wygląd bloga (ten mnie nie zadowala), więc nie zdziwcie się jak za każdym razem kiedy będziecie wchodzić wszystko będzie wyglądać całkiem inaczej...
3. Planuję rozpocząć nowe opowiadanie, ale na innym blogu, bo będzie to całkiem inna historia, bez jakiegokolwiek śladu jelsy. Rozdziały będą tam jednak rzadziej dodawane, bo chciałabym, żeby były mega dopracowane (jak i wygląd bloga) i pisane tylko i wyłącznie w nagłym przypływie weny, bo takiego pomysłu nie można spieprzyć. Inspiracją była dla mnie jedna z najpiękniejszych animacji jakie widziałam, która wyszła spod ręki studia ghibli. 
(jak już będzie to oczywiście Was o tym powiadomię)
4. Jak widzicie dodałam piosenki. Znajdzie się tam coś chyba dla każdego i układając listę zdałam sobie jak różnej muzyki słucham. Znajdą dla siebie tam coś fani muzyki spokojnej, dołującej, nieco podniosłej. Od skrzypiec, przez Taylor Swift, Adama Lamberta, jedną z najpiękniejszych japońskich piosenek jaką w życiu słyszałam po coś do tańczenia wprost z drugiej części dirty dancing.
To chyba wszystko. Jak ktoś ma jakieś rady (lub prośby) to bardzo chętnie je przyjmę. A no i propozycje co do nowego wyglądu bloga też. 
PS. Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem...

5 komentarzy= next

Do następnego rozdziału!

9 komentarzy:

  1. Więc... rozdział super! Wydostali się! Jest!!!!! Fajnie ,że chcesz prowadzić drugiego bloga ,sama muszę się przyznać ,że rozmyślam nad stworzeniem nowego opowiadania. Jestem ciekawa jak będzie wyglądał blog. Czekam na następny i pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak! Tak! Tak! Jelsa jest na wolności! Juhu! Nareszcie! Nowy wygląd bloga? Jestem ciekawa!
    Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super next! W końcu się wydostali. JJJJJJJEEEEEEEEJJJJJJ!!!!!!!!!!
    Biedny Jack. To musiało boleć. Auć
    Super muzyka. Nowy wygląd to super pomysł! Również jestem ciekawa ;-)
    Weny!♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sory za nie obecność. Pojechałam do babci malować płot xD

      Usuń
  4. Wreszcie się wydostali! :D żebyś widziała jakiego banana ma teraz na twarzy! XD
    Rozdział naprawdę super! Świetnie się czytało! Ci strażnicy są trochę beznadziejni, że nic nie mogą zrobić...
    Ale przerażające jest to jak jedna zła osoba u władzy może zniszczyć całe królestwo... Mam nadzieję, że ta wredna jędza zostanie szybko odsunięta od tronu i potraktowana tak samo jak ona traktuje swoich poddanych...
    Bardzo cieszę się, że zakładasz nowego bloga, bo naprawdę świetnie czyta się twoje opowiadania! Mam nadzieję, że wena będzie przychodziła Ci często i serdecznie Cię pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A przy okazji jeszcze raz chciałam Ci podziękować za miłe słowa napisane pod moim blogiem. Dałaś mi wiatru w żagle i tylko jak moja wredna wena wróci będę pisać dalej.
      :*

      Usuń
  5. Niesamowicie pozytywnie ^^
    Pkt 1.: jestem bardzo mile zaskoczona tym rodzialem, poprostu miod malina :D jest dopracowany, a i dlugosc w sam raz ;)
    ~~*[spojler]*~~ jak znam twoje pomysly, zaraz znowu pewnie ich pokiereszujesz, pobijesz albo zrobisz jakakolwiek krzywde :D ale nie ma dymu bez ognia >:3
    Pkt 2.: jestem zadowolona z aktualnego wygladu bloga, chociaz jeszcze pewnie przegladne go dokladniej na kompie :D (telefon marny sluga :v) to samo kwestii muzyki, zedytuje albo dopisze co o tym sadze jak bede miec lepszy dostep ^^ ale sadzac juz po samej ilosci gatunkow muzyki musi, ale to MUSI byc ona wyjatkowo-wielobarwno-gustowna ^^
    I wreszcie pkt 3.: jestem jak najbardziej na TAK twojemu kolejnemu blogowi :3 rzadko dodawane rodzialy? To nie problem! Jesli blog jest schludny i do tego ma fabule nie z tej ziemii, to na dobry kawalek mozna poczekac dluzej niz tydzien :D i tak uwazam ze nas, obecne tutaj czytelniczki, najzwyczajniej w siwecie ROZPIESZCZASZ taka iloscia rozdzialow :D ale apetyt rosnie w miare jedzenia ^^
    Pkt 4.: Weny ~~~*<3 i czekam na next ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej ;) Tak więc dotarłam już do tego rozdziału. Twój blog jest cudowny, masz świetny styl i potrafisz idealnie opisywać każdą emocję i sytuację. Zazwyczaj nie byłam fanką opowiadań nie na podstawie książek, ale dzięki Tobie zmieniłam zdanie ;)
    Mam nadzieję, że w najbliższym czasie znów znajdę czas na czytanie! Ciepło pozdrawiam :) Johanna Malfoy
    PS. Kocham Jacka *.*

    OdpowiedzUsuń