piątek, 31 lipca 2015

Rozdział XXXIII: "Elsa... zaczynamy nowe życie"


Ten rozdział dedykuję Puli z bloga Serce skute lodem
Za wsparcie i siłę, jaką mi dajesz...

     Skierowałam się w stronę schodów i zbiegłam po nich bez słowa mijając North’a i Ząbek, którzy ze zdziwieniem zmierzyli mnie wzrokiem. Udałam się szybko do garażu, a moje buty wystukiwały w drewnie rytmiczny, silny dźwięk. „Hasai, do Roszpunki”. Wzbiłyśmy się w powietrze. Zimny powiew wiatru uderzył w moje barki, a łzy nie wiadomo kiedy spłynęły mi po bladych policzkach. Pośpiesznie otarłam je ręką, a potem głośno i płytko zaczerpnęłam powietrza. Och.... co ja narobiłam? Jestem okropna... Zraniłam go.... ale... ja i Jasper naprawdę nic nie robiliśmy. Tak bardzo kochałam Jack’a. Przed oczami przeleciały mi wszystkie nasze wspólnie spędzone chwile. Gdy włosy mi się mocno naelektryzowały od czesania i białowłosy stwierdził, że uderzył we mnie piorun. Nasze pierwsze spotkanie gdy uchronił mnie od wymazania mi pamięci. Gdy się wygłupialiśmy i gdy siedzieliśmy do czwartej nad ranem popijając herbatę i rozmawiając o wszystkim. Ale zaraz potem przypomniałam sobie mój wypadek... uh.... On się za to nadal obwinia... Właśnie dlatego musieliśmy to zakończyć... Krzywdziliśmy się nawzajem i nie mogliśmy ze sobą być- dla dobra nas obojga. Ale najgorsze jest to, że będziemy się codziennie widzieć, a za każdym razem gdy spojrzymy sobie w oczy nasze serca będzie przebijać kolejna szpilka. „Elsa.... spokojnie... zaczynamy nowe życie.... będzie dobrze.... będziesz szczęśliwsza... weź się w garść....” pomyślałam. Zapomniałam wtedy o Hasai, a ta rzekła „będzie, będzie.... masz mnie.... pamiętaj. Dasz radę, jesteś silna”. Uśmiechnęłam się przez łzy i przytuliłam się do szyi smoczycy.
     Lot szybko mi minął i ani się obejrzałam byłam już u Roszpunki. Najpierw udałam się do Ani, gdzie we trójkę usiadłyśmy przy stoliku na ogromnym balkonie i popijałyśmy herbatę. Siostra nieco się trzęsła. Była ubrana w długą sukienkę, a na nią kożuch do ziemi zapinany pod szyją. Roszpunka miała na sobie sztuczne, białe futro. Tylko ja siedziałam w cienkich ubraniach nieprzejęta pogodą, która w listopadzie nie była zbyt przyjemna.
-Dziękuję kochane, ale nie mogę długo zostać, bo mam dziś do objechania dwa królestwa i musze ustalić z królem i królową strategię.
-Żegnaj Elso... Będę tęsknić....- Anna mocno się do mnie przytuliła.
Tak bardzo chciałabym być z nią. Przeszła mi przez głowę myśl, że skoro nie jestem już z Jack’iem to Anna mogłaby mieszkać w bazie North’a, ale szybko znalazłam argumenty przeciw. Jest dużo do załatwienia, ciągle są tam strażnicy, a ja wolałabym, żeby siostra miała spokój. Wyszłam z pokoju Anny i udałam się do sali tronowej.

                                                                   * * *
-Dobrze- zgarnęłam plany z dużego biurka i włożyłam je pod pachę- pokażę je innym.
Król wstał i wyciągnął w moją stronę rękę, a ja ją uścisnęłam.
-Widzimy się pojutrze- powiedział patrząc mi w oczy.
-Tak- kiwnęłam głową- Do zobaczenia Wasza królewska mość.
-Do widzenia Elso.
Odwróciłam się i wyszłam trzymając pod ręką pięć rulonów planów i map terenów, które są potrzebne do stworzenia strategii odpowiedniej dla nas i która będzie wykorzystywała naszą małą liczbę na korzyść. Plan był taki, że jedna trzecia nas atakuje od frontu i walczą długi czas utrzymując Florence w myśli, że jest nas tylko mała garstka. Byłby to dobry sposób, bo raczej nie spodziewa się ona dużego wojska i będzie miała co do nas lekceważące podejście.
„Berk”.
Stoik zaproponował, ze weźmie dwadzieścia procent swoich ludzi na ląd, a reszta będzie atakować morzem, by rozpocząć atak ze wszystkich stron.
-Moi ludzie pójdą w pierwszej linii. Są ciężcy i dobrze walczą- pójdą jak burza.
Zgadzałam się z nim i ucieszyłam się, że udało się już połączyć plany obu państw. Po omówieniu całego planu z uśmiechem udałam się nad urwisko, gdzie czekała na mnie Hasai, a przy niej zgromadził się spory tłum gapiów podziwiających jej łuski, szpony, skrzydła i moc. Byłam z niej dumna. Usadowiłam się już na gładkim grzbiecie i chciałam powiedzieć „ruszaj!”, ale usłyszałam czyjś głos.
-Czekaj!- była to niska staruszka w dwóch siwych warkoczach niedbale leżących na ramionach- to dla ciebie- podała mi paczkę owiniętą brązowym papierem. Przyjęłam podarunek nieco zaskoczona- otwórz....- powiedziała kobieta i pogoniła mnie wzrokiem oraz ruchem dłoni.
Nadal zdziwiona odwiązałam czerwoną, skromna kokardkę i delikatnie rozwinęłam papier. Wyjęłam podarunek. Był to piękny, brązowy płaszcz obszyty białym futrem zapinany na guzik pod szyją.
-Piękny! Dziękuję!- czym prędzej zarzuciłam podarunek na plecy i zapięłam na co tłum cicho zaklaskał- naprawdę prześliczny, dziękuję jeszcze raz.  
-Ależ nie ma za co dziecko...
-Trzymajcie się!- krzyknęłam, a Hasai wzbiła się w powietrze.
Słońce jeszcze niezbyt chętnie chyliło się ku zachodowi, więc z radością stwierdziłam, że dam radę złożyć wizytę także Szkotom.

                                                                   * * *
      Usiadłam wyczerpana na łóżku i wzięłam głęboki oddech. Rozwiązałam buty i odstawiłam je obok szafki nocnej. Rozpięłam płaszcz i spojrzałam na niego z uśmiechem.
-Piękny...- powiedziałam do siebie.
Wstałam zakładając na nogi grube kapcie i podeszłam do komody obok drzwi. Gdy tylko weszłam rzuciłam na nią plany i mapy. Usiadłam na łóżku przez kilka sekund odbijając się na jego materacu i rozłożyłam przed sobą wszystkie plany. Związałam włosy w wysokiego koka i zakasałam rękawy.
-Elsa... bierzemy się do roboty.
„Więc oni biorą jedną trzecia ludzi i wystawiają na główną bramę... Stoik idzie od morza i przez drabiny na mury, a smoki zaraz przed starciem będą ziały ogniem. Szkocja pójdzie zwyczajnie, główną bramą”- myślałam. Oczywiście jestem „Panna Perfekcyjna” i wszystko dla jasności musiałam robić przy linijce i kolorami.  Taka już jestem.
     Plan uległ drobnym zmianom, które wprowadziłam po głębszym namyśle.
     Uff..... skończyłam ostatnią linię, otarłam czoło ręką i spojrzałam na zegarek. Druga w nocy.... pięknie. Szybko zebrałam plany i odłożyłam na szafkę. Odtworzyłam szafę w poszukiwaniu pidżam i zamarłam na chwilę. Przypomniałam sobie co Jack powiedział przed tym jak wyszłam. Faktycznie... jego rzeczy już nie było. Nie dane było mi go też widzieć po tym jak wróciłam, co mnie w jakimś stopniu ucieszyło. Od jego widoku tylko rozbolałoby mnie serce. Szybko wróciłam do rzeczywistości: wyciągnęłam satynową, niebieską koszulę nocną przed kolano na ramiączka. Bardzo lubiłam satynowe koszule nocne czego już nie mogłam powiedzieć o pościeli, która się zsuwała. Jednak ten materiał był dla mnie pewnego rodzaju ukojeniem i czułam się jakbym spała na jedwabiu.
     Obudziłam się rano bardzo wypoczęta. Delikatne, białe światło przebijało się przez błękitne sztory i oświetlało moje łóżko. Było mi tak miło, że najchętniej przeleżałabym tak cały dzień. Niestety musiałam wstać i znów narobić sporo kilometrów. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się nieobecnym wzrokiem po pokoju. W pierwszych, polarnych promieniach słońca mieniły się drobinki kurzu. Było to moje piękne królestwo dopełnione mnóstwem detali w moim wykonaniu, na które teraz nie mam czasu. W lewym górnym rogu pięły się błękitne kryształy, które na słońce reagowały w ten sposób, że zmieniały kolor na delikatny fiolet. Przy oknie miałam białe dzwoneczki z mnóstwem fioletowych kwiatków. Uwielbiałam, kiedy podmuch lodowego wiatru wprawiał kryształy w drgania, bo ich uderzenia były symfonią na chwilę odbijającą się w uszach.
     Po porannej toalecie, z którą szybko się uporałam zdecydowałam ubrać się z błękitną sukienkę odcinaną w pasie i kremowe buty na obcasie. Rozpuszczone włosy spięłam dwoma pasmami u góry i założyłam naszyjnik od Jack’a, który niedawno znalazłam zakopany w kosmetyczce. Bałam się już, że go zgubiłam, ale na szczęście nie. Dumna ze swojego wyglądu chwyciłam torebkę leżąca na pufie i ruszyłam w stronę jadalni, skąd po śniadaniu zamierzałam się udać do garażu North’a.
-Dzień dobry!- odparłam radośnie lekko się wysilając i zajęłam miejsce przy stole zawieszając torebkę na krześle.
Kiedy właśnie robiłam sobie kanapkę w jadalni pojawił się Jack.
-Dzień dobry!- odparł podobnym tonem co ja i usiadł koło mnie z racji, że było to jedyne wolne miejsce, a zawsze siedzieliśmy na tych samych.
Starałam się nie patrzeć mu w oczy. Wolno jadłam patrząc gdzieś nieobecnym wzrokiem i trzymając w prawej, uniesionej dłoni niewielką kanapkę. Co jakiś czas wysiliłam się na podniesienie kubka lewą ręką i zbliżenie go do ust.
-Elso, jedziesz dziś przedstawić im plany?
-Yhm...- odpowiedziałam wolno nie patrząc nawet na  świętego.
-A zdążymy dziś zwołać zebranie?- zapytał.
Przeniosłam na niego wzrok, odłożyłam kanapkę na mały talerzyk i zastanowiłam się chwilę.
-Tak....- zaczęłam- dam radę.- dodałam pewnie i wróciłam do posiłku.
Kiedy skończyłam delikatnie wstałam, zarzuciłam torebkę przez ramię, podziękowałam za posiłek i wyszłam. Tak bardzo chciałabym, żeby Jack przytulił mnie teraz na pożegnanie. Tak bardzo mi go brakowało...

                                                                          * * *
     Wszyscy przywódcy ochoczo zgodzili się na przedstawiony plan i każdemu dałam jego jeden egzemplarz, żeby mógł przedstawić go swoim ludziom. Moje wizyty były bardzo krótkie i ograniczały się do szybkiej wymiany „dzień dobry”, wręczenia planu i pożegnania się. Szczerze mówiąc nie miałam nawet ochoty na coś więcej, bo powoli męczyła mnie praca listonosza. Jednak obiecałam sobie, że pokonam Florence i odpowie ona za to, co zrobiła mi i moim bliskim.
     Gdy dotarłam do bazy North pośpiesznie zwołał zebranie. Na niebie pojawił się nowy rodzaj zorzy. Dotąd była złota, która zwoływała wszystkich gdy albo ktoś się rodził albo ginął. Na zebrania poszczególnych strażników były odpowiednie kolory. Strażnicy marzeń- czerwony, strażnicy natury- zielony, strażnicy żywiołów- pomarańczowy, strażnicy aniołów- niebieski. Jednak gdy mieliśmy zebrać się w ustalonym gronie dwunastu osób na niebie pojawiały się wszystkie te kolory, co budziło we mnie duży podziw. Był to piękny spektakl tańczących na granatowym niebie barw, który obserwowały gwiazdy i księżyc.  
     Wszyscy strażnicy dość szybko przybyli, a ja przedstawiłam im plan. 20 % wojska Stoika wraz z jedną trzecią armii z królestwa Roszpunki i wszystkimi wojownikami ze Szkocji mieli pojawić się niedaleko głównej bramy. Plan był taki, żeby wywabić przeciwników na polanę, co powinno się powieść zważając na fakt, że przed strzałami będą nas chronić strażnicy z mocą lodu i ognia, a smoki z Berk zamierzają atakować ognistymi kulami zamek. Będziemy Florence grać na nerwach aż nie wypuści swoich ludzi na zewnątrz. Będziemy starali się zamknąć jej żołnierzy w ciasnym okręgu i nie dawać im możliwości powrotu. Wtedy Stoik zaatakuje zamek od morza i będzie miał znaczną przewagę, bo zostanie tam tylko garstka osób. Strażnicy natury z mocą roślinności pójdą na zamek, by roślinami roztrzaskać jego mury.  W lesie wystarczająco daleko od pola bitwy zrobimy punkt medyczny, gdzie będą osoby z mocami leczniczymi. Wszelkie moce działające na dużą odległość będą osłaniać innych.
    Kiedy przedstawiłam moją propozycję strażnikom wszyscy uznali, ze to dobry plan i po dostarczeniu im rozrysowanej strategii wrócili powiadomić o tym swoich ludzi. Kiedy wszyscy zaczęli się zbierać nagle nastała cisza przerywana tylko czyimś szeptem.
-Naprawdę...?- udało mi się wychwycić.
Wszyscy patrzyli na mnie i na Jack’a, a ja nie wiedziałam co robić ani jak zareagować. Potrwało to może minutę i wszyscy zaczęli wychodzić.
-Elsa...!- poczułam czyjąś delikatną dłoń na ramieniu. Odwróciłam się i moim oczom ukazał się obraz zatroskanej Luny- Chodź...- odeszłyśmy kawałek i przystanęłyśmy przy schodach- Elsa... ja...- dziewczyna splotła palce i unikała przez chwilę mojego wzroku- ja nie chciałam, żebyście przez ze mnie się rozstali... Ja nie wiedziałam. Między nami naprawdę nic nie ma. Przepraszam....
-Luna...!- westchnęłam i wysiliłam się na przyjazny uśmiech....- wiem... nic się nie stało. Nie winię Cię. To nasza sprawa i to tylko nasza wina..
-Na pewno się nie gniewasz...?
-Na pewno....- odpowiedziałam.

Uściskałyśmy się i blondynka pomachała mi na pożegnanie. Kątem oka dostrzegłam jak Jasper i Jack tkwią w męskim uścisku i klepią się po plecach. Potem białowłosy kiwnął kilka razy głową z gorzkim uśmiechem i także się pożegnali. Czy Jasper także przepraszał Jack’a tak jak Luna mnie? Czy się pogodzili czy dalej się nienawidzą? Niepotrzebnie wmieszałam w to Lunę i wiem, że to nie jej wina. Bardzo ją lubię i nie byłaby zdolna do takich rzeczy. Mam nadzieję, że jakoś to się ułoży i że wszystko będzie dobrze... 


Hej moje Perełki!
Teraz rozdziały będą nieco rzadziej, bo mam dużo spraw na głowie i jestem bardzo nimi zmęczona.
Planuję zmienić wygląd bloga (znowu), bo ten mi nie odpowiada i 
uważam, że jest brzydki.
A wy co o nim sądzicie?
Może macie jakieś pomysły co mogłabym zmienić?
Rozdział to nie jakieś cudo, ale myślę, że nie jest taki zły zważając na ilość opisów, która
powinna Was zadowolić.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał.
I proszę- komentujcie!
Dajcie znak życia!
Pozdrawiam cieplutko!


7 komentarzy:

  1. Bardzo dziękuję za dedykację :* <3 <3 <3
    Szkoda mi Elsy... Bardzo przeżywa to rozstanie, ale fakt, że teraz najważniejsza jest ta wojna... Plan działania wygląda spoko, ale by równie dobrze wygladało to w praktyce. Luna i Jasper przyjęli na klatę ich rozstanie... Może jednak się jeszcze pogodzą...?

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedna Elsa. Cały czas myśli o Jacku. Ciekawe czy on też tak cierpi jak ona. Dobra życzę abyś szybko załatwiła swoje sprawy i czekam na rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda mi elsy :( (tia... jestem nowa ) nie mogę się doczekać nexta ;) dawaj szybko go mi tu teraz i ma jack wrócić do elsy bo... nie wiem co ci zrobię , ale jak zrobię to będzie źle? What? Dobra nie zwracaj na to uwagi, ale jelsa ma byc!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem co masz do wyglądu bloga - mi się podoba. Jackowi i Elsie życzę szybkiego powrotu związku, który był naprawdę piękny. Człowieku, naucz mnie tak pisać sceny Jelsowate, bo nie mam w tym kierunku talentu :\

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to nie masz?! Dziewucho, jak czytam Twoje sceny to aż mi się ciepło robi w środku...

      Usuń
    2. Wiktoria, ja nie umiem pisać romansów! To, że tamte scenki jako tako wyszły to cud!

      Usuń
  5. Ufff....dobrze, że się z Elsą pogodziłam. To wszysko zrzerało mnie od środka! Ok, rozdział przecudny. Strategia wygląda dobrze, myślę, że się uda!
    Czekam na next, weny!

    OdpowiedzUsuń