Zostaliśmy sami. Szczerze mówiąc nie
wiedziałam co powiedzieć, jak zacząć. Niektórzy wydawali się mili i
zainteresowani, a inni byli tu z przymusu. Zastanawiałam się jak Księżyc mógł
wybrać takich aroganckich i próżnych ludzi na strażników.
-No,
odezwiesz się w końcu piękna?- zapytał lekceważąco blondyn, jeden ze strażników
natury, jakby chciał to jak najszybciej załatwić i wracać do swojej nory- niby
taka wybranka Księżyca, a tak mało mówi....- dodał oglądając paznokcie.
-Ej...
może się uspokój.... bo zaraz ty będziesz wybrany, ale pod względem dostania w ryj!-
odparł groźnie Jack stając obok mnie.
Wzięłam
głęboki oddech i dotknęłam lekko klatki piersiowej chłopaka.
-Spokojnie...-
wyszeptałam- jak to „wybranka”?- zwróciłam się do Aro.
-Normalnie.
Dostałaś dużą moc...
-Taką
jak każdy- przerwałam mu.
-i
jesteś pierwszą osobą, której księżyc powierzył tak potężne zwierze...
Większość z Nas dostaje takie bezużyteczne badziewie jak ten tu...- wskazał na
towarzysza Amelii.
-Ej...!-
oburzyła się dziewczyna.
-Dobra,
nie kłóćcie się!- krzyknęłam- zebraliśmy się tu w innym celu. Wszyscy
wyciągnijcie przed siebie dłonie i pokażcie swoje moce.
Strażnicy
wykonali polecenie, a ja powiodłam po nich wzrokiem. Amelia miała moc wody,
która skupiała się w jej włóczni w kształcie przeźroczystego pędzla
wypełnionego wodą ozdobionego niebieskimi diamencikami. Pomimo typowo
żywiołowej mocy dziewczyna była strażnikiem aniołów o czym świadczyły jej duże,
białe skrzydła. Luna także okazała się panować nad wodą, ale w zdecydowanie
większym stopniu niż strażniczka aniołów. Domyślałam się, że to dlatego, iż Amelia
nie mogłaby mieć dwóch silnych mocy. Pauline, tak jak myślałam, znakomicie
panowała nad ogniem. Wystawiła rękę, a na niej pojawił się duży płomień. Potem
uniosła dłoń do góry, a na każdym z jej palców tańczył delikatny płomyczek. W
końcu dziewczyna zamknęła dłoń w pięść i jej moc zniknęła. Roszpunka wystawiła
dłoń, nad którą pojawił się kwiat. Zostali tylko chłopcy, którzy nie wystawili
przed sobą rąk.
-Aro?-
zapytałam i przekręciłam głowę z nieco mrocznym wyrazem twarzy.
Blondyn
gwizdnął, a przez otwór a dachu wleciał ogromny orzeł. Drugi gwizd przywołał
białe wilki.
-Zwierzęta...-
szepnęłam sama do siebie, ale szybko się opamiętałam, by nie dać strażnikowi
natury satysfakcji.
-Jasper?-
zapytałam.
Chłopak
podszedł do mnie wolnym, sztywnym krokiem patrząc gdzieś w przestrzeń poza mną,
jakby przenikał mnie wzrokiem. Jack zrobił krok w moją stronę, ale North
wystawił przed nim rękę. Gdy Anioł był blisko mnie przeniósł wzrok na moje
oczy, a jego wyraz twarzy zdecydowanie się zmienił. Z mrocznego, nieobecnego na
pełen współczucia, troski. Jasper położył mi swoje dłonie na ramionach.
-Tylko
pamiętaj, że mam Ci pokazać. To jak ćwiczenie, nie bój się...- powiedział
bardzo troskliwie i przyjaźnie. Aż zrobiło się ciepło w sercu. Czarnowłosy
oddalił się kilka kroków. Jego błękitna obręcz dookoła tęczówek zabłysnęła, a
moje ciało wypełnił przeszywający ból. Jakby ktoś zadał mi poważny cios,
którego nie mogłam zlokalizować. Czułam jakby ktoś miażdżył moje narządy,
zaciskał pętlę na szyi pozbawiając oddechu. Ciało przeszywały dreszcze, a ja
padłam na kolana. Do twarzy zaczęła napływać krew. Ból był tak ogromny, że nie
mogłam się ruszyć. W końcu Jasper zaprzestał robić ze mnie królika
doświadczalnego i odpuścił, a ja padłam na podłogę rozkładając ręce i ciężko
oddychając, jakbym właśnie uchroniła się od śmierci. Czarnowłosy szybko do mnie
podbiegł i pomógł mi wstać.
-Byłaś
dzielna... – odparł.
-Wymieńcie
jakie moce mają inni członkowie waszej grupy strażników.- odparłam gdy
otrząsnęłam się z szoku, który niedawno przeżyłam.
-Czytanie
w myślach, pióra niektórych są jak strzały- przebijają na wylot, zadawanie bólu
wzrokiem, nadzwyczajna siła, rażenie światłem, władza nad wiatrem- odparła
Amelia.
Zaraz
po jej wypowiedzi Jasper zrobił gwałtowny ruch skrzydłami do przodu i chwilę
później wzrok wszystkich zebranych spoczął na piórze huśtającym się jeszcze
nieco na boki, które utkwiło w grubej belce. Kąciki ust czarnowłosego się
podniosły, ale wzrok ani myślał zejść z drewnianej podłogi.
-Wszystkie
cztery żywioły- odparła Luna.
-Jeszcze
jedno!- wtrąciła się Amelia jakby nagle sobie coś przypomniała- wiatr u aniołów
nie jest bezpośrednio związany z żywiołem. Jest to ruch skrzydeł wytwarzający
go... O tak.- machnęła skrzydłami tak jak Jasper, a po pomieszczeniu przeszła fala powietrza, która
nie pozwalała nikomu zbliżyć się na krok do jej źródła.
-Zwierzęta,
roślinność, zielarstwo, leki- odparła Roszpunka.
Kiwnęłam
głową.
-Będziemy
potrzebowali dużo specyfików na gojenie się poważnych ran- ściągnęłam brwi- coś
co ja kiedyś miałam. Złoty płyn, w którym były zatopione zielone listki.
-Dobrze,
mamy- odparł blondyn.
-Czy
możecie walczyć w każdej chwili? Czy macie jakieś zajęcia, które musicie
wykonać właśnie w jakimś dniu?- zapytałam.
Wszyscy
pokręcili głowami, co bardzo mnie ucieszyło.
-Dobrze,
omówię strategię z przywódcami królestw i pokażę wam ją.
-Zaraz
zaraz... Ja dobrze rozumiem? To ludzie mają decydować? A nie tak dogodne istoty
jak my?
-Każdy
z nas był kiedyś człowiekiem i chyba nie przystoi nam tak o nich mówić. Pozatym
każdy z nas nadal nim jest. Chodź by w części...
-Ale....!-
Aro miał chyba ochotę na kłótnię.
Roszpunka
macnęła palcem, a na ustach chłopaka pojawiła się zielona chusta. Strażniczka
posłała mi uśmiech.
-Jeśli
ktoś chce zostać to bardzo chętnie. Możemy zawsze bliżej się poznać...-
zaproponowałam i spojrzałam na North’a, który kiwnął głowa na znak udzielonej
zgody.
W
końcu to jego dom.
Aro
bez wahania wyszedł. Roszpunka się ze mną pożegnała i także udała się do
wyjścia. Reszta została.
-Świetnie!-
odparłam entuzjastycznie- nie wiedzą co stracili- wskazałam wzrokiem drzwi-
zapraszam do kuchni!- ruszyłam przodem, a ze mną strażnicy z lekka
zdezorientowani.
Weszliśmy
do pomieszczenia, gdzie długi i duży stół zastawiały różne pyszności. Mnóstwo
ciast, wypieków, świeżych bułek, kurczaków, sałatek, owoców. Amelia i Jasper
przystali przy wejściu do kuchni i chwilę się zastanawiałam co mają zamiar
zrobić, ale zanim przełamałam się żeby o to zapytać już uzyskałam odpowiedź.
Aniołowie chowali skrzydła, by mogli normalnie usiąść przy stole. Włócznie
zostały oparte o ścianę, a wszyscy zajęli swoje miejsca.
-A
więc wznoszę toast za waszą zgodę- odparłam unosząc wąski kieliszek do góry
-Za
naszą zgodę!- krzyknęli wszyscy chórem unosząc naczynia, a następnie zbliżając
je do ust.
Siedziałam
między Luną, a Pauline. Obie różniły się jak.... ogień i woda??? To chyba
trafne porównanie, bo jest ono po części dosłowne. Luna była bardzo rozgadaną
dziewczyną o promiennym uśmiechu. Strażniczka ognia natomiast wolała się zagłębiać
w trudne tematy.
-A
właśnie!- zaczęłam odstawiając na stół szklankę z sokiem- czemu chodzisz boso?-
zapytałam.
-Bo
buty nie są mi potrzebne! Nie jest mi zimno, a tak jest przynajmniej wygodniej.-
odpowiedziała Luna.
-Bo
wiesz... zawsze pytałam Jack’a, ale on nie był skory do odpowiedzi chociaż też
chodzi boso.
-Naprawdę?!-
wykrzyknęła blondynka.
-Jack
kochanie!!! Chodź tu....- białowłosy ruszył w moją stronę.
-Spójrz...-
powiedziałam do Luny wskazując stopy chłopaka.
-A
no tak!
-Macie
wiele wspólnego...- powiedziałam. – oboje umiecie też latać- dokończyłam.
-Umiesz
latać?- zapytał Jack.
-Tak!
Choć- odparła rozentuzjowaną strażniczka ciągnąc białowłosego za rękę.
Chłopak
na pewno chciał iść, ale zatrzymał się na chwilę i spojrzał na mnie.
Wiedziałam, że chodziło mu o pozwolenie,
więc powoli kiwnęłam głową i się uśmiechnęłam. Luna pociągnęła chłopaka na
zewnątrz, a ja wdałam się w pogawędkę z Pauline. Potem niestety ona musiała się
zbierać, a Jack jeszcze nie wrócił. Odprowadziłam ją do drzwi.
-Wiesz,
świetnie mi się z Tobą rozmawiało. No i jesteś śliczna...- powiedziałam.
-Dziękuję.
Mi też się z Tobą super rozmawiało. Po bitwie musimy jakoś rozwinąć naszą znajomość.
Chętnie poznałabym Cię bliżej- powiedziała strażniczka.- musze wracać. Pa,
trzymaj się.
Przytuliłyśmy
się na pożegnanie.
-Pa!
Zamknęłam
drzwi. Pauline była świetną osobą, wrażliwa, miła, a nie- głupia i pusta. Była bardzo
mądra i błyskotliwa, i potrafiła to w pełni wykorzystać. Uświadamiając sobie,
że właśnie opuściła mnie osoba, z którą rozmawiałam postanowiłam przysiąść się obok
Jasper’a, który bardzo mnie zaciekawił zarówno swoim specyficznym wyglądem jak
i zachowaniem. Kiedy odsunęłam dość głośno krzesło czarnowłosy gwałtownie
odwrócił głowę w moją stronę, a po chwili się uśmiechnął.
-Mogę
się przysiąść?
-Jasne!-
odparł.
-Wiesz...
masz wspaniałą moc... nie to co moja...-Chłopak uśmiechnął się gorzko- czy
powiedziałam coś nie tak?
-Nie..,
tylko....eh... nie zrozumiesz mnie...
-A
skąd wiesz?- odparłam nieco zadziornie.
-Moja
moc potrafi tylko niszczyć, a twoja może tworzyć.
Chwycił
moją dłoń i położył na stół po czym odwrócił. Jasper zrobił okrąg na wewnętrznej
stronie mojej ręki, a potem w tym miejscu pojawił się szron.
-Przykro
mi.... jestem w stanie Cię zrozumieć. Ale patrz jakie masz skrzydła- usiłowałam
go pocieszyć- są piękne.
-Fakt,
je lubię. Chcesz się przelecieć- ściągnęłam brwi- ze mną.... no choć...
Proszę....- spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi oczami, nie mogłam odmówić, bo pałał radością, którą
widzę w nim po raz pierwszy.
Wyszliśmy
z bazy North’a. Chłopak wziął mnie na ręce, rozwinął skrzydła i wzbił się w
powietrze. Lecieliśmy bardzo szybko, a wiatr delikatnie rozwiewał mi włosy.
Skrzydła Jasper’a były bardzo silne, potężne i ogromne, ale taż bardzo piękne
choć niebezpieczne. Piętnaście minut później wylądowaliśmy przed domem.
Weszliśmy na chwilę do środka. Przy stole siedział Zając, Ząbek, Luna, North i
Amelia. Około godziny osiemnastej strażnicy zaczęli się zbierać. Pożegnałam się
z wszystkimi i ruszyłam do kuchni, żeby posprzątać. Jak zwykle ja i Ząbek
zostawałyśmy same z tym bałaganem, a mężczyźni rozsiadali się na kanapie i
dyskutowali zadowoleni. Kiedy już uporałyśmy się z sprzątaniem ruszyłyśmy do
swoich pokoi wycieńczone pracą, spragnione odpoczynku. Weszłam do błękitnego
pomieszczenia, sięgnęłam po pidżamy i ruszyłam do łazienki. Kiedy z niej
wyszłam, czysta i wykąpana, zauważyłam, że Jack’a nie ma w pokoju. Wcześniej
pomyślałam, że pewnie rozmawia jeszcze z North’em albo Zającem, ale zwykle o
tej porze już wracał do pokoju. Lekko zaniepokojona udałam się na dół. Salon świecił
pustkami. „Jest u siebie? Niemożliwe...” pomyślałam i odtworzyłam drzwi z
granatową śnieżynką.
-Jack?-
zapytałam i weszłam.
Bardzo
się zdziwiłam, bo białowłosy od jakiegoś czasu zawsze sypia u mnie, a z swojego
pokoju prawie, że nie korzysta.
-Co
się stało, że dziś śpisz u siebie...?- zapytałam.
-Nic.-
odburknął i ułożył się wygodniej na łóżku.
-Jack....
nie podoba mi się ten ton.- odparłam całkiem poważnie splatając ręce na piersi.
-A
mi się nie podobało jak latałaś z Jasper’em!- białowłosy wstał- Jak mogłaś?!-
krzyknął zbliżając się do mnie.
-A
ty jak mogłeś zniknąć na tyle czasu z Luną?! No jak?! Nas nie było może
piętnaście minut! A wy na pewno świetnie się bawiliście!
-Ale
ja Cię nie zdradziłem!
-A
ja tak?- zapytałam z wyrzutem.
-Widziałem,
jak się na niego patrzysz!- Jack był coraz bliżej- Jak się do niego kleisz!!!
-Nieprawda!-
broniłam się.
-W
czym jest lepszy ode mnie?! Że ma skrzydła jak panienka?!
-Nie
mów tak o nim!
-Bronisz
go!?
-Tak!
Bo nie jest niczemu winien! Zresztą ja też nie!
Jack
złapał mnie za nadgarstki i mocno przygwoździł je, a zarazem mnie, do drzwi.
-Jak
mogłaś mi to zrobić?!- wykrzyczał białowłosy.
-Nic
ci nie zrobiłam- po moim policzku spłynęła samotna łza i straciłam wolę walki.-
naprawdę.
Chłopak
nie odpowiedział. Wpatrywał się we mnie uporczywie i wzmacniał uścisk na moich
nadgarstkach. Jack głośno oddychał. Nie miałam z nim szans... Stałam się
bezsilna.
-Jack,
boli.
Nic.
-Jack...
boli...- powiedziałam przez łzy.- Jack....- wręcz błagałam.
Nagle
chłopak jakby się obudził i puścił mnie odsuwając się daleko. Przestraszona
złapałam się prawą dłonią za lewy nadgarstek. Białowłosy patrzył na swoje
dłonie z łzami w oczach. Przerażona wybiegłam z jego pokoju potykając się po
drodze i popędziłam wzdłuż korytarza. Nadgarstki bardzo mnie bolały, a po policzkach spływały strumienie łez. Biegłam najszybciej
jak mogłam.
-Elsa!-
usłyszałam za sobą krzyk. Należał do Jack’a.
Jednak
nie zatrzymałam się. Dobiegłam do błękitnych drzwi i zamknęłam się w swoim
pokoju.
Wiem, że jest
chaotycznie i bardzo Was za to przepraszam.
Na stronie
pojawiły się moje rysunki. Są na górze po prawej stronie w osobnej zakładce.
To chyba na
tyle.
Co myślicie o
pozostałych strażnikach?
O Lunie?
O Jasperze?
O Aro?
A wasze zdanie
na temat ostatniej sceny?
Pozdrawiam
ciepło i proszę, komentujcie i dajcie znać, że żyjecie....
Czemu? ! Jack ty durniu! Masz zaraz przeprosić Else! Płakać mi się chciało gdy czytałam końcówkę. A jeśli chodzi o strażników to wszyscy wydawają się mili i fajni. Życzę weny i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZajefajny rozdział! Z Jackiem było cudownie.........., ale Elsa! Nic między nami nie ma! Zaprzyjaźniłam się tylko z nim! Przecież to TWÓJ UKOCHANY! My tylko gadaliśmy i pokazywaliśmy sobie swoje umiejętności! SERIO!
OdpowiedzUsuńAle Jack! Ty też nie jesteś bez winy! Jak mogłeś tak potraktować Elsę? Szkoda, że poleciałam, bo najchętniej walnęłabym cię w twarz! Podpadłeś mi! Elsa to DZIEWCZYNA, a nie jakiś twardziel!
Ta końcówa..........normalnie się poryczałam! Szczególnie, że to z mojej winy! Matko, ty serio powinnaś książkę napisać!
Czekam na next! Weny!
Przepraszam za nieobecność. Nie miałam kiedy napisać.
OdpowiedzUsuńJESTEM TAM!!!!!!!!! AAAAAAAAAA(...)AAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!! (Tak znów mi odbija. Ale to przez mojego brata!;-))
EJ!!!!!!! Mój zwierzak nie jest badziewiem! Czy ja mogę dostać namiary do tego całego Aro?! Chciała bym pokazać mu jak potrafi być bezużyteczny!!!!!
Jack!!! Jak mogłeś?! Biedna Elsa. To nie jej wina! Nie może mieć Jaspera za przyjaciela?!
Pozdro i Weny♥♥♥
Niektórzy strażnicy wyglądają na naprawdę miłych, ale niektórzy faktycznie stali się strasznie wredni i zgorzkniali jak np. ten Aro. Kurcze... Jack trochę mnie przeraża. Przecież między Elsą a Jasperem nic nie zaszło, a on zachowuje się jak totalny palant. Rozumiem, że mógł poczuć się zazdrosny, ale żeby robić coś takiego Elsie? Nie zdziwię się jak faktycznie między nią a Jasperem nawiąże się jakaś więź, bo nie tylko się rozumieją to wydaje się naprawdę przystojny... Mam jednak nadzieję, że Jack się opamięta i naprawi to co psuje... A tak wgl Elsa wybranką? Brzmi ciekawie. Już nie mogę doczekać się co dalej :*
OdpowiedzUsuńHej jestem nowa! Strasznie podoba mi się twój blog. Czekam ma nexta :D
OdpowiedzUsuń