piątek, 24 lipca 2015

Rozdział XXXI: "Omówienie sytuacji"

     Zostaliśmy sami. Szczerze mówiąc nie wiedziałam co powiedzieć, jak zacząć. Niektórzy wydawali się mili i zainteresowani, a inni byli tu z przymusu. Zastanawiałam się jak Księżyc mógł wybrać takich aroganckich i próżnych ludzi na strażników.
-No, odezwiesz się w końcu piękna?- zapytał lekceważąco blondyn, jeden ze strażników natury, jakby chciał to jak najszybciej załatwić i wracać do swojej nory- niby taka wybranka Księżyca, a tak mało mówi....- dodał oglądając paznokcie.
-Ej... może się uspokój.... bo zaraz ty będziesz wybrany, ale pod względem dostania w ryj!- odparł groźnie Jack stając obok mnie.
Wzięłam głęboki oddech i dotknęłam lekko klatki piersiowej chłopaka.
-Spokojnie...- wyszeptałam- jak to „wybranka”?- zwróciłam się do Aro.
-Normalnie. Dostałaś dużą moc...
-Taką jak każdy- przerwałam mu.
-i jesteś pierwszą osobą, której księżyc powierzył tak potężne zwierze... Większość z Nas dostaje takie bezużyteczne badziewie jak ten tu...- wskazał na towarzysza Amelii.
-Ej...!- oburzyła się dziewczyna.
-Dobra, nie kłóćcie się!- krzyknęłam- zebraliśmy się tu w innym celu. Wszyscy wyciągnijcie przed siebie dłonie i pokażcie swoje moce.
Strażnicy wykonali polecenie, a ja powiodłam po nich wzrokiem. Amelia miała moc wody, która skupiała się w jej włóczni w kształcie przeźroczystego pędzla wypełnionego wodą ozdobionego niebieskimi diamencikami. Pomimo typowo żywiołowej mocy dziewczyna była strażnikiem aniołów o czym świadczyły jej duże, białe skrzydła. Luna także okazała się panować nad wodą, ale w zdecydowanie większym stopniu niż strażniczka aniołów. Domyślałam się, że to dlatego, iż Amelia nie mogłaby mieć dwóch silnych mocy. Pauline, tak jak myślałam, znakomicie panowała nad ogniem. Wystawiła rękę, a na niej pojawił się duży płomień. Potem uniosła dłoń do góry, a na każdym z jej palców tańczył delikatny płomyczek. W końcu dziewczyna zamknęła dłoń w pięść i jej moc zniknęła. Roszpunka wystawiła dłoń, nad którą pojawił się kwiat. Zostali tylko chłopcy, którzy nie wystawili przed sobą rąk.
-Aro?- zapytałam i przekręciłam głowę z nieco mrocznym wyrazem twarzy.
Blondyn gwizdnął, a przez otwór a dachu wleciał ogromny orzeł. Drugi gwizd przywołał białe wilki.
-Zwierzęta...- szepnęłam sama do siebie, ale szybko się opamiętałam, by nie dać strażnikowi natury satysfakcji.
-Jasper?- zapytałam.
Chłopak podszedł do mnie wolnym, sztywnym krokiem patrząc gdzieś w przestrzeń poza mną, jakby przenikał mnie wzrokiem. Jack zrobił krok w moją stronę, ale North wystawił przed nim rękę. Gdy Anioł był blisko mnie przeniósł wzrok na moje oczy, a jego wyraz twarzy zdecydowanie się zmienił. Z mrocznego, nieobecnego na pełen współczucia, troski. Jasper położył mi swoje dłonie na ramionach.
-Tylko pamiętaj, że mam Ci pokazać. To jak ćwiczenie, nie bój się...- powiedział bardzo troskliwie i przyjaźnie. Aż zrobiło się ciepło w sercu. Czarnowłosy oddalił się kilka kroków. Jego błękitna obręcz dookoła tęczówek zabłysnęła, a moje ciało wypełnił przeszywający ból. Jakby ktoś zadał mi poważny cios, którego nie mogłam zlokalizować. Czułam jakby ktoś miażdżył moje narządy, zaciskał pętlę na szyi pozbawiając oddechu. Ciało przeszywały dreszcze, a ja padłam na kolana. Do twarzy zaczęła napływać krew. Ból był tak ogromny, że nie mogłam się ruszyć. W końcu Jasper zaprzestał robić ze mnie królika doświadczalnego i odpuścił, a ja padłam na podłogę rozkładając ręce i ciężko oddychając, jakbym właśnie uchroniła się od śmierci. Czarnowłosy szybko do mnie podbiegł i pomógł mi wstać.
-Byłaś dzielna... – odparł.
-Wymieńcie jakie moce mają inni członkowie waszej grupy strażników.- odparłam gdy otrząsnęłam się z szoku, który niedawno przeżyłam.
-Czytanie w myślach, pióra niektórych są jak strzały- przebijają na wylot, zadawanie bólu wzrokiem, nadzwyczajna siła, rażenie światłem, władza nad wiatrem- odparła Amelia.
Zaraz po jej wypowiedzi Jasper zrobił gwałtowny ruch skrzydłami do przodu i chwilę później wzrok wszystkich zebranych spoczął na piórze huśtającym się jeszcze nieco na boki, które utkwiło w grubej belce. Kąciki ust czarnowłosego się podniosły, ale wzrok ani myślał zejść z drewnianej podłogi.
-Wszystkie cztery żywioły- odparła Luna.
-Jeszcze jedno!- wtrąciła się Amelia jakby nagle sobie coś przypomniała- wiatr u aniołów nie jest bezpośrednio związany z żywiołem. Jest to ruch skrzydeł wytwarzający go... O tak.- machnęła skrzydłami tak jak Jasper, a po  pomieszczeniu przeszła fala powietrza, która nie pozwalała nikomu zbliżyć się na krok do jej źródła.
-Zwierzęta, roślinność, zielarstwo, leki- odparła Roszpunka.
Kiwnęłam głową.
-Będziemy potrzebowali dużo specyfików na gojenie się poważnych ran- ściągnęłam brwi- coś co ja kiedyś miałam. Złoty płyn, w którym były zatopione zielone listki.
-Dobrze, mamy- odparł blondyn.
-Czy możecie walczyć w każdej chwili? Czy macie jakieś zajęcia, które musicie wykonać właśnie w jakimś dniu?- zapytałam.
Wszyscy pokręcili głowami, co bardzo mnie ucieszyło.
-Dobrze, omówię strategię z przywódcami królestw i pokażę wam ją.
-Zaraz zaraz... Ja dobrze rozumiem? To ludzie mają decydować? A nie tak dogodne istoty jak my?
-Każdy z nas był kiedyś człowiekiem i chyba nie przystoi nam tak o nich mówić. Pozatym każdy z nas nadal nim jest. Chodź by w części...
-Ale....!- Aro miał chyba ochotę na kłótnię.
Roszpunka macnęła palcem, a na ustach chłopaka pojawiła się zielona chusta. Strażniczka posłała mi uśmiech.
-Jeśli ktoś chce zostać to bardzo chętnie. Możemy zawsze bliżej się poznać...- zaproponowałam i spojrzałam na North’a, który kiwnął głowa na znak udzielonej zgody. 
W końcu to jego dom.
Aro bez wahania wyszedł. Roszpunka się ze mną pożegnała i także udała się do wyjścia. Reszta została.
-Świetnie!- odparłam entuzjastycznie- nie wiedzą co stracili- wskazałam wzrokiem drzwi- zapraszam do kuchni!- ruszyłam przodem, a ze mną strażnicy z lekka zdezorientowani.
Weszliśmy do pomieszczenia, gdzie długi i duży stół zastawiały różne pyszności. Mnóstwo ciast, wypieków, świeżych bułek, kurczaków, sałatek, owoców. Amelia i Jasper przystali przy wejściu do kuchni i chwilę się zastanawiałam co mają zamiar zrobić, ale zanim przełamałam się żeby o to zapytać już uzyskałam odpowiedź. Aniołowie chowali skrzydła, by mogli normalnie usiąść przy stole. Włócznie zostały oparte o ścianę, a wszyscy zajęli swoje miejsca.
-A więc wznoszę toast za waszą zgodę- odparłam unosząc wąski kieliszek do góry
-Za naszą zgodę!- krzyknęli wszyscy chórem unosząc naczynia, a następnie zbliżając je do ust.
Siedziałam między Luną, a Pauline. Obie różniły się jak.... ogień i woda??? To chyba trafne porównanie, bo jest ono po części dosłowne. Luna była bardzo rozgadaną dziewczyną o promiennym uśmiechu. Strażniczka ognia natomiast wolała się zagłębiać w trudne tematy.
-A właśnie!- zaczęłam odstawiając na stół szklankę z sokiem- czemu chodzisz boso?- zapytałam.
-Bo buty nie są mi potrzebne! Nie jest mi zimno, a tak jest przynajmniej wygodniej.- odpowiedziała Luna.
-Bo wiesz... zawsze pytałam Jack’a, ale on nie był skory do odpowiedzi chociaż też chodzi boso.
-Naprawdę?!- wykrzyknęła blondynka.
-Jack kochanie!!! Chodź tu....- białowłosy ruszył w moją stronę.
-Spójrz...- powiedziałam do Luny wskazując stopy chłopaka.
-A no tak!
-Macie wiele wspólnego...- powiedziałam. – oboje umiecie też latać- dokończyłam.
-Umiesz latać?- zapytał Jack.
-Tak! Choć- odparła rozentuzjowaną strażniczka ciągnąc białowłosego za rękę.
Chłopak na pewno chciał iść, ale zatrzymał się na chwilę i spojrzał na mnie. Wiedziałam, że chodziło mu o  pozwolenie, więc powoli kiwnęłam głową i się uśmiechnęłam. Luna pociągnęła chłopaka na zewnątrz, a ja wdałam się w pogawędkę z Pauline. Potem niestety ona musiała się zbierać, a Jack jeszcze nie wrócił. Odprowadziłam ją do drzwi.
-Wiesz, świetnie mi się z Tobą rozmawiało. No i jesteś śliczna...- powiedziałam.
-Dziękuję. Mi też się z Tobą super rozmawiało. Po bitwie musimy jakoś rozwinąć naszą znajomość. Chętnie poznałabym Cię bliżej- powiedziała strażniczka.- musze wracać. Pa, trzymaj się.
Przytuliłyśmy się na pożegnanie.
-Pa!
Zamknęłam drzwi. Pauline była świetną osobą, wrażliwa, miła, a nie- głupia i pusta. Była bardzo mądra i błyskotliwa, i potrafiła to w pełni wykorzystać. Uświadamiając sobie, że właśnie opuściła mnie osoba, z którą rozmawiałam postanowiłam przysiąść się obok Jasper’a, który bardzo mnie zaciekawił zarówno swoim specyficznym wyglądem jak i zachowaniem. Kiedy odsunęłam dość głośno krzesło czarnowłosy gwałtownie odwrócił głowę w moją stronę, a po chwili się uśmiechnął.
-Mogę się przysiąść?
-Jasne!- odparł.
-Wiesz... masz wspaniałą moc... nie to co moja...-Chłopak uśmiechnął się gorzko- czy powiedziałam coś nie tak?
-Nie.., tylko....eh... nie zrozumiesz mnie...
-A skąd wiesz?- odparłam nieco zadziornie.
-Moja moc potrafi tylko niszczyć, a twoja może tworzyć.
Chwycił moją dłoń i położył na stół po czym odwrócił. Jasper zrobił okrąg na wewnętrznej stronie mojej ręki, a potem w tym miejscu pojawił się szron.
-Przykro mi.... jestem w stanie Cię zrozumieć. Ale patrz jakie masz skrzydła- usiłowałam go pocieszyć- są piękne.
-Fakt, je lubię. Chcesz się przelecieć- ściągnęłam brwi- ze mną.... no choć... Proszę....- spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi oczami,  nie mogłam odmówić, bo pałał radością, którą widzę  w nim po raz pierwszy.
Wyszliśmy z bazy North’a. Chłopak wziął mnie na ręce, rozwinął skrzydła i wzbił się w powietrze. Lecieliśmy bardzo szybko, a wiatr delikatnie rozwiewał mi włosy. Skrzydła Jasper’a były bardzo silne, potężne i ogromne, ale taż bardzo piękne choć niebezpieczne. Piętnaście minut później wylądowaliśmy przed domem. Weszliśmy na chwilę do środka. Przy stole siedział Zając, Ząbek, Luna, North i Amelia. Około godziny osiemnastej strażnicy zaczęli się zbierać. Pożegnałam się z wszystkimi i ruszyłam do kuchni, żeby posprzątać. Jak zwykle ja i Ząbek zostawałyśmy same z tym bałaganem, a mężczyźni rozsiadali się na kanapie i dyskutowali zadowoleni. Kiedy już uporałyśmy się z sprzątaniem ruszyłyśmy do swoich pokoi wycieńczone pracą, spragnione odpoczynku. Weszłam do błękitnego pomieszczenia, sięgnęłam po pidżamy i ruszyłam do łazienki. Kiedy z niej wyszłam, czysta i wykąpana, zauważyłam, że Jack’a nie ma w pokoju. Wcześniej pomyślałam, że pewnie rozmawia jeszcze z North’em albo Zającem, ale zwykle o tej porze już wracał do pokoju. Lekko zaniepokojona udałam się na dół. Salon świecił pustkami. „Jest u siebie? Niemożliwe...” pomyślałam i odtworzyłam drzwi z granatową śnieżynką.
-Jack?- zapytałam i weszłam.
Bardzo się zdziwiłam, bo białowłosy od jakiegoś czasu zawsze sypia u mnie, a z swojego pokoju prawie, że nie korzysta.
-Co się stało, że dziś śpisz u siebie...?- zapytałam.
-Nic.- odburknął i ułożył się wygodniej na łóżku.
-Jack.... nie podoba mi się ten ton.- odparłam całkiem poważnie splatając ręce na piersi.
-A mi się nie podobało jak latałaś z Jasper’em!- białowłosy wstał- Jak mogłaś?!- krzyknął zbliżając się do mnie.
-A ty jak mogłeś zniknąć na tyle czasu z Luną?! No jak?! Nas nie było może piętnaście minut! A wy na pewno świetnie się bawiliście!
-Ale ja Cię nie zdradziłem!
-A ja tak?- zapytałam z wyrzutem.
-Widziałem, jak się na niego patrzysz!- Jack był coraz bliżej- Jak się do niego kleisz!!!
-Nieprawda!- broniłam się.
-W czym jest lepszy ode mnie?! Że ma skrzydła jak panienka?!
-Nie mów tak o nim!
-Bronisz go!?
-Tak! Bo nie jest niczemu winien! Zresztą ja też nie!
Jack złapał mnie za nadgarstki i mocno przygwoździł je, a zarazem mnie, do drzwi.
-Jak mogłaś mi to zrobić?!- wykrzyczał białowłosy.
-Nic ci nie zrobiłam- po moim policzku spłynęła samotna łza i straciłam wolę walki.- naprawdę.
Chłopak nie odpowiedział. Wpatrywał się we mnie uporczywie i wzmacniał uścisk na moich nadgarstkach. Jack głośno oddychał. Nie miałam z nim szans... Stałam się bezsilna.
-Jack, boli.
Nic.
-Jack... boli...- powiedziałam przez łzy.- Jack....- wręcz błagałam.
Nagle chłopak jakby się obudził i puścił mnie odsuwając się daleko. Przestraszona złapałam się prawą dłonią za lewy nadgarstek. Białowłosy patrzył na swoje dłonie z łzami w oczach. Przerażona wybiegłam z jego pokoju potykając się po drodze i popędziłam wzdłuż korytarza. Nadgarstki bardzo mnie bolały, a po  policzkach spływały strumienie łez. Biegłam najszybciej jak mogłam.
-Elsa!- usłyszałam za sobą krzyk. Należał do Jack’a.
Jednak nie zatrzymałam się. Dobiegłam do błękitnych drzwi i zamknęłam się w swoim pokoju.

Wiem, że jest chaotycznie i bardzo Was za to przepraszam.
Na stronie pojawiły się moje rysunki. Są na górze po prawej stronie w osobnej zakładce.
To chyba na tyle.
Co myślicie o pozostałych strażnikach?
O Lunie?
O Jasperze?
O Aro?
A wasze zdanie na temat ostatniej sceny?
Pozdrawiam ciepło i proszę, komentujcie i dajcie znać, że żyjecie....


5 komentarzy:

  1. Czemu? ! Jack ty durniu! Masz zaraz przeprosić Else! Płakać mi się chciało gdy czytałam końcówkę. A jeśli chodzi o strażników to wszyscy wydawają się mili i fajni. Życzę weny i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajefajny rozdział! Z Jackiem było cudownie.........., ale Elsa! Nic między nami nie ma! Zaprzyjaźniłam się tylko z nim! Przecież to TWÓJ UKOCHANY! My tylko gadaliśmy i pokazywaliśmy sobie swoje umiejętności! SERIO!
    Ale Jack! Ty też nie jesteś bez winy! Jak mogłeś tak potraktować Elsę? Szkoda, że poleciałam, bo najchętniej walnęłabym cię w twarz! Podpadłeś mi! Elsa to DZIEWCZYNA, a nie jakiś twardziel!
    Ta końcówa..........normalnie się poryczałam! Szczególnie, że to z mojej winy! Matko, ty serio powinnaś książkę napisać!
    Czekam na next! Weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam za nieobecność. Nie miałam kiedy napisać.
    JESTEM TAM!!!!!!!!! AAAAAAAAAA(...)AAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!! (Tak znów mi odbija. Ale to przez mojego brata!;-))
    EJ!!!!!!! Mój zwierzak nie jest badziewiem! Czy ja mogę dostać namiary do tego całego Aro?! Chciała bym pokazać mu jak potrafi być bezużyteczny!!!!!
    Jack!!! Jak mogłeś?! Biedna Elsa. To nie jej wina! Nie może mieć Jaspera za przyjaciela?!
    Pozdro i Weny♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Niektórzy strażnicy wyglądają na naprawdę miłych, ale niektórzy faktycznie stali się strasznie wredni i zgorzkniali jak np. ten Aro. Kurcze... Jack trochę mnie przeraża. Przecież między Elsą a Jasperem nic nie zaszło, a on zachowuje się jak totalny palant. Rozumiem, że mógł poczuć się zazdrosny, ale żeby robić coś takiego Elsie? Nie zdziwię się jak faktycznie między nią a Jasperem nawiąże się jakaś więź, bo nie tylko się rozumieją to wydaje się naprawdę przystojny... Mam jednak nadzieję, że Jack się opamięta i naprawi to co psuje... A tak wgl Elsa wybranką? Brzmi ciekawie. Już nie mogę doczekać się co dalej :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej jestem nowa! Strasznie podoba mi się twój blog. Czekam ma nexta :D

    OdpowiedzUsuń