środa, 22 lipca 2015

Rozdział XXX: "Przecież nie może zwolnić wszystkich"

     Roszpunka była piękna. Jej chytry, satysfakcjonujący uśmiech idealnie pasował do jej stroju. Jak widać wszyscy byli zadowoleni z wyglądu i umiejętności nowej strażniczki, które dawały duże pole do popisu. Złotowłosa podeszła do mnie z uśmiechem i obróciła się.
-I jak?- zapytała szczęśliwa.
-Jesteś cudna...- odparłam przytulając kuzynkę. Zamyśliłam się na chwilę. Szkoda, że księżyc nie podarował jej żadnego towarzysza- a czy nie dostałaś żadnego zwierzaka?- zapytałam nie mogąc się powstrzymać.
-Nie...- ściągnęła brwi kuzynka.
-A czy nie widziałaś nic podejrzanego tam w pokoju?
Roszpunka zastanowiła się kilka sekund, a ja i Jack wpatrywaliśmy się w nią w milczeniu. Nagle złotowłosa pobiegła bez słowa w stronę pokoju zmiany, a my z Jack’iem, po chwilowym szoku, zachichotaliśmy pod nosem i znów się przytuliliśmy. Czekaliśmy chwilę słuchając gwaru przyjęcia, śmiechów innych strażników. Byliśmy tylko obserwatorami, raz na jakiś czas udało nam się wychwycić wzrokiem radosnego North’a czy rozentuzjowaną Ząbek. Nagle naszą uwagę przykuło rytmiczne stukanie. Coraz głośniejsze, aż wreszcie wszyscy goście przerwali zabawę i zwrócili głowy w stronę drzwi do pokoju zmiany. Klamka po raz drugi się przekręciła, a naszym oczom ukazała się ta sama Roszpunka prowadząca obok siebie jasnego konia z czarną, falowaną grzywą. Tupał mocno w drewno i parsknął.
Zachichotałam pod nosem.
-Najlepsze zostawia się na koniec- powiedziałam szeptem do białowłosego trzęsąc się ze śmiechu.
Jack także się uśmiechnął i znów przenieśliśmy wzrok na złotowłosą. Ściągnęłam brwi. Wszyscy podeszli do zwierzęcia i otoczyli ściśle strażniczkę natury. Stwierdziłam, że pierwsza jazda jest najważniejsza i Roszpunka powinna gdzieś iść.
-Hej!- krzyknęłam głośno, a wzrok wszystkich zgromadzonych przeniósł się na mnie.
Uniosłam wysoko rękę, a z mojej dłoni wystrzelił lodowy promień, który osiadł na całym suficie i wkrótce zaczął sypać na zebranych drobny, błyszczący śnieg przypominający diamenty i iskrzący się w tysiącu świateł, które wypełniały pomieszczenie. (łohoho... ale przyszalałam z tą długością zdania....-dop. aut.) Wskazałam wzrokiem Roszpunce wyjście, a ta pojęła sygnał i szybko przedostała się w stronę drzwi. Wymknięcie się nowej strażniczki zauważyło zaledwie kilka osób. Reszta podziwiała pył padający z sufitu.
-My się chyba zbierzemy co?- zapytałam Jack’a.
Żadnego z nas nie ciągnęło zbytnio do takich przyjęć. Woleliśmy wrócić do domu i porozmawiać, a ewentualnie napić się trochę wina.
-Yhm.- przytaknął chłopak.
Zaczęliśmy szukać Mikołaja.
-North!- wykrzyknęłam gdy zobaczyłam siwobrodego. Przepchałam się przez tłum do strażnika, który teraz uważnie na mnie patrzył- pożycz mi kulę, chcielibyśmy wrócić- powiedziałam.
Święty natychmiast sięgnął do kieszeni płaszczu patrząc w górę, a po chwili wyciągnął średniej wielkości kulę i podał mi ją.
-Macie, tylko nie zgubcie!- krzyknął przez tłum.
-Dobrze!
Zaczęłam zmierzać do wyjścia, gdzie czekał Jack z moim płaszczem w ręku.
-Masz?- zapytał.
Potwierdziłam ruchem głowy i wyszliśmy na zewnątrz.
                                                                       *  * *
     Weszliśmy do domu. Dawno nie było tam tak cicho. W powietrzu plątały się tylko wynalazki North’a, a na stoiskach stały pomalowane zabawki. Czuć byłą tą samą, magiczną, radosną energię co zwykle, która wypełniała pomieszczenie. Milczenie przerywał tylko świst latających sprzętów i dźwięk pyłu krążącego w domu. Ten charakterystyczny, delikatny dźwięk sypania świecących drobinek kojący dla ucha. Weszliśmy po schodach na górę do mojego pokoju. Jack od razu poszedł się wykąpać, a ja wypakowywałam niektóre rzeczy z torebki. Myślałam o Roszpunce. Poradzi sobie? Przecież jest taka bojaźliwa, ma tyle obaw do świata, którymi napawała ją jej przybrana matka. Przypomniałam sobie jednak złotowłosą kiedy wyszła z pokoju zmiany. Jest silna, da radę. Jej spryt i przebiegłość nie ma sobie równych. Kiedy trzeba jest też życzliwa, miła i ma wielkie serce, którym z każdym się dzieli. Ta ostatnia myśl sprawiła, że na moje wydatne usta wkradł się delikatny uśmiech.
     Po długiej kąpieli z dodatkiem olejku o zapachu czekolady od razu poprawił mi się i tak dobry humor. Wyszłam z wanny z uśmiechem przyozdabiającym moją nawilżoną buzię. Ułożyłam nieco poplątane włosy, umyłam zęby i twarz, a następnie wyszłam z łazienki. Kiedy zrobiłam parę kroków podszedł do mnie Jack bez koszulki i mocno objął. Nastała chwila mojego zaskoczenia po czym odwzajemniłam uścisk.
-Kocham Cię- powiedział czule białowłosy.
-Kocham Cię- odpowiedziałam wiedząc, że „ja też” to nie to samo.
Dotknęłam fantazyjnie pleców Jack’a, a na jego skórze pojawił się wzór z szronu. Słyszałam głośny wdech chłopaka.
-Pięknie pachniesz....- powiedział.
Zaśmiałam się dziewczęco i zaczęłam powoli zmierzać w stronę łóżka ciągnąc białowłosego za sobą. Położyłam się delikatnie, a Jack powoli ukląkł nade mną mając kolana po obu stronach mojego brzucha. Chłopak zaczął namiętnie całować mnie w usta zapewniając mi niezwykłą rozkosz dopełnioną jego czułym dotykiem. Pocałunki stawały się coraz dłuższe i stopniowo przenosiły się na szyję. Przymknęłam powieki pozwalając mojemu ciału w pełni odebrać zmysłowość dotyku Jack’a. Przygryzłam wargę i wbiłam paznokcie w skórę pleców chłopaka. Odtworzyłam na chwilę oczy i zobaczyłam na twarzy białowłosego szeroki uśmiech. Jack długo obdarowywał mnie zmysłowymi pocałunkami. Moje ciało przeszywały przyjemne dreszcze. Zatopiłam dłoń w zimnych włosach chłopaka. Każda komórka mojego ciała krzyczała „więcej”. Jack delikatnie muskał opuszkami palców moją odkrytą talię co sprawiało mi ogromną przyjemność. Po długim czasie zaczęłam odwzajemniać pocałunki. Delikatnie przekręciłam białowłosego na lewą stronę nie przestając muskać wargami jego zimnych ust. Usiadłam okrakiem na podbrzuszu Jack’a i pochyliłam się opierając dłonie o jego klatkę piersiową. Byłam już centymetr od ust chłopaka gdy zatrzymałam się, a na mojej twarzy pojawił się chytry uśmiech. Chciałam zobaczyć minę białowłosego, który był przygotowany na rozkosz mającą się wydarzyć za kilka sekund. Chłopak odtworzył oczy i przez chwilę jego twarz przyozdobił grymas zdezorientowania. Po chwili jednak Jack także się uśmiechnął, a potem mocno objął mnie w talii i gwałtownie przysunął do siebie co sprawiło, że moja twarz znacznie przybliżyła się do jego. Nie czekając dłużej zaczęłam całować białowłosego próbując odwdzięczyć się mu za przyjemność jaką mnie obdarował...
Tkwiliśmy tak pogrążeni w potrzebie czułości jeszcze godzinę, a potem opadliśmy ciężko na materac z brakiem tchu. Przystaliśmy tylko  na pocałunkach i dotyku. Nie doszło do niczego więcej. Jack nie wymagał ode mnie tego, czego się obawiałam. A więc dotrzymał obietnicy. Zmęczeni zasnęliśmy wtuleni w siebie.
     Rano jak zwykle zeszliśmy na śniadanie. Wszyscy wyglądali na wyspanych i pełnych dobrego humoru o czym świadczyły szerokie uśmiechy na ich twarzach.
-Późno wróciliście?- zapytałam siadając do stołu i wsuwając krzesło, a potem popatrzyłam po wszystkich.
-Ja i Ząbek wróciliśmy tak o północy, reszta nie wiem- odezwał się Zając biorąc miskę z sałatką.
Przeniosłam wzrok na North’a, od którego teraz spodziewałam się odpowiedzi.
-Ja.... tak jakoś o drugiej... nie pamiętam dobrze.- powiedział siwobrody drapiąc się po głowie- a no i Sandy wyszedł wcześniej niż wy, bo musiał się zająć snami- dodał i szybko wrócił do posiłku.
Śniadanie jedliśmy w radosnej atmosferze śmiejąc się i żartując. W końcu temat zszedł na Roszpunkę.
-No... Ona bardzo się zmieniła...- powiedział Zając.
-Ale czuję, że będzie świetną strażniczką- odparł z przekonaniem North.
Wszyscy zmierzyli go niedowierzalnym wzrokiem.
-Ja to czuję....!- powiedział święty szeroko otwierając oczy- całym brzuchem!
Strażnicy przez kilka sekund zaciskali mocno usta, a potem nie mogąc już wytrzymać zaczęli się głośno śmiać. North nieco się zaczerwienił i próbował zapchać sobie buzię jedzeniem.
-A tak a propos.... mam pomysł- powiedziałam, kiedy wszyscy się już opanowali i w spokoju dokańczali posiłek. Strażnicy spojrzeli na mnie wyczekująco- pomyślałam, że przecież nie możecie pomagać ludziom, jeśli nie są to dla Was bliscy....- wszyscy wydali z siebie potwierdzający pomruk- ale jeśli zrobią to wszyscy strażnicy, a przynajmniej większość to księżyc nie może odebrać wszystkim roli strażnika...
Trwaliśmy tak w ciszy. Każdy zapewne toczył w swojej głowie walkę z myślami, które mówiły „za” i „przeciw”. Ja tkwiłam w niepewności nie mając pojęcia czego się spodziewać. Czy ktoś mnie poprze, a może wszyscy uznają to za brednię? Milczenie przerywało tylko brzdąkanie czapeczek elfów, które zawsze krzątały się niedaleko. Każdą twarz wykrzywił grymas zastanowienia, który objawiał się ściągniętymi brwiami i wzrokiem wbitym gdzieś w jakiś nieważny punkt.
-Zgadzam się...- czyjś głos wreszcie przerwał tępą ciszę. Chwilę potrwało zanim wszyscy wyrwaliśmy się z transu, ale potem doszło do mnie, że to słowa Ząbek.
-Ja też- odparł Zając.
-Ja też.
-Ja też.
Nad głową Piaska pojawił się duży napis „Yes”. Uśmiechnęłam się- wszyscy się zgodzili.
-Postanowione!- oznajmił North swoim donośnym głosem wstając z miejsca i opierając dłonie na stole- Więc jutro zwołujemy zebranie!- zakończył po czym odszedł gwiżdżąc pod nosem.
Zapewne udał się do swojego gabinetu gdzie konstruował zabawki. Wszyscy się rozeszliśmy i wróciliśmy do swoich obowiązków, które nieubłagalnie wzywały. Wróciliśmy z Jack’iem do pokoju. Założyłam niebieską, jednolitą sukienkę nad kolana i białe, wysokie kozaki okryte puchem. Włosy zaplotłam w warkocza i przełożyłam przez ramię.
-Gotowa?- zapytał białowłosy wychodząc z łazienki.
-Gotowa- potwierdziłam.
Zmierzaliśmy oboje ku drzwiom wyjściowym.
-Pa kochanie- pocałowałam Jack’a na pożegnanie.
-Pa śnieżynko, zobaczymy się za dwie godziny.
Uśmiechnęłam się i jeszcze raz pocałowałam chłopaka. Było to długie i płomienne złączenie naszych warg, bo żadne nie chciało się pożegnać. Jeszcze raz szeroko się uśmiechnęłam.
-No leć już!- powiedziałam.
Białowłosy bez słowa odtworzył drzwi i dał się ponieść wiatrowi. Westchnęłam i odwróciłam się z zamiarem pójścia do garażu North’a. Weszłam do dużego pomieszczenia wydrążonego w lodowcu, które było jedynym miejscem w bazie świętego pozbawionym tego radosnego ciepła panującego w domu Mikołaja. Podeszłam do Hasai i pogłaskałam ją po pysku. „Jak zwykle piękna...” „Tak jak ty” odpowiedziała głębokim, kobiecym głosem z lekką chrypką. Czym prędzej zgrabnie zajęłam miejsce na grzbiecie smoczycy i ruszyłyśmy do pracy. Miałyśmy za zadanie trochę ochłodzić klimat w Rosji i północnej Europie. Za to Jack’owi przypadła północna Ameryka. Mieliśmy spotkać się za dwie godziny na południu.
                                                            * * *
Drugiego dnia zgodnie z postanowieniem North’a zwołaliśmy zebranie mające na celu pomoc Arendelle.
-Elso, zgromadzenie zarządziłem, ale co ma ich przekonać do walki o twoje królestwo?- powiedział niepewnie święty, pełen obaw.
-Dam radę- uśmiechnęłam się i ruszyłam na podest.
Stanęłam na podwyższeniu. Miałam na sobie błękitną sukienkę odcinaną w pasie. Włosy z gracją opadały mi na odsłonięte ramiona. Przede mną zgromadził się tłum złożony z wszystkich strażników, którzy uważnie mi się przypatrywali i wydawali się przygotowywać do analizy każdego mojego wypowiedzianego słowa. Przełknęłam głośno ślinę.
-Witam wszystkich tu zebranych!- odparłam głośno uprzedzając słowa głośnym oddechem- Jesteście tutaj, bo chciałabym o coś Was poprosić- przerwałam na chwilę- o obronę mojego królestwa!- strażnicy wydali pomruk niedowierzania.
-Po co? Nie możemy!- rozległy się krzyki, które z każdą sekundą narastały odbijając się echem w mojej głowie.
-Cisza!!!- krzyknęłam.
Wszyscy zaprzestali debat.

Z perspektywy Jack’a.
- No, charakterną sobie wybrałeś...- szepnął do mnie North na co się uśmiechnąłem.
-Wiem, że nie widzicie tu korzyści...- zaczęła Elsa. Mówiła władczym tonem, w końcu była następczynią tronu- Dlatego zaraz Wam je tu przedstawię... Wojsko Florence i sama ona zatruwa przyrodę, rośliny, więc strażnicy natury będą mieli dużo pracy i sami będą bardziej wykończeni fizycznie. Wojsko zabija ludzi, matki i ojców, więc dzieci będą miały niespokojne sny. Ludzie Florence zatruwają wodę, nadużywają ognia, niszczą ziemię. Strażnicy żywiołów też nie będą ucieszeni.... Aniołowie też będą słabnąć na siłach, bo nie uda im się być przy każdym, a przez to wiara w nich będzie słabła.... Więc wszyscy na tym stracimy... A wojsko Florence śmiało podbija sąsiednie tereny i pustoszy wszystko jak zaraza. Jeśli wszyscy podejmiemy walkę księżyc nie będzie mógł ukarać każdego, bo zabraknie mu strażników! Zróbcie to dla mnie, ale i dla Was!- Elsa przerwała na chwilę dając tłumowi szansę na przemyślenie sytuacji- Kto jest ze mną?!- zapytała krzykiem władczo.
-My!
-Kto jest ze mną?!- powtórzyła głośniej.
-MY!!!
Udało jej się namówić kolejnych ludzi na walkę z Florence. Ma dziewczyna talent. I to moja dziewczyna....

Z perspektywy Elsy
     Cieszyłam się. Moja radość była niewyobrażalnie wielka. Zgodzili się walczyć, a niektórzy z nich mieli wielki talent o ogromnym potencjale.
-Poproszę po dwóch przedstawicieli każdej grupy strażników o zostanie w bazie, reszta niech wraca. Potem każdy zwoła zebranie u siebie i powiadomi co ustaliliśmy. Wybierajcie.
Powstał chaos, w którym każdy próbował się jakoś porozumieć. Strażnicy pozbijali się w grupy, w których najpierw nominowali kandydatów, a potem głosowali. Każdy mówił głośno, żeby go usłyszano, inni przekrzykiwali tego pierwszego, a On jeszcze bardziej podnosił głos. I tak tworzył się niesamowity hałas. W końcu strażnicy zaczęli wracać do domów, aż wreszcie w bazie zostało tylko dwanaście osób. Pierwsza od lewej stała wysoka dziewczyna, a w oczy rzucały się jej ogromne, białe, piękne skrzydła z piór, których końcówki dosięgały kostek strażniczki. Postać miała ciemnobrązowe, lekko kręcone włosy do połowy pleców na końcu nieco zaczesane na lewą stronę. Jej duże, zielone oczy osłaniał od góry półokrąg długich i gęstych rzęs. Dziewczyna była ubrana w miętową, zwiewną sukienkę bez ramiączek z dekoltem w serce, która z przodu była nad kolano, a z tyłu sięgała kostek. Miętowe paznokcie wypiłowane na migdały z biało- niebiesko- granatowymi liniami idealnie komponowały się z sukienką. Dzięki białym, na oko piętnastocentymetrowym szpilkom strażniczka była bardzo wysoka. W ręku dziewczyna trzymała długi, biały pędzel przyozdobiony niebieskimi diamencikami. Obok strażniczki stało mistyczne zwierzę, które było połączeniem kilku innych. Jej przyjaciel miał postawę konia, był biały i pokryty małymi łuskami, które tylko na szyi przybrały kształt dużych, ostrych trójkątów nałożonych na siebie. Zwierze miało na każdej z czterech kończyn dwa palce zakończone czarnymi pazurami. Od nóg, łba i ogona przyjaciela dziewczyny odchodziły delikatne, jedwabne włosy z gracją opadające na ciało. Niebieskie, świecące oczy, nad którymi znajdowały się nieco zakręcone, srebrne rogi, wydawały się hipnotyzować tego, kto w nie spojrzy. Na szyi zwierzęcia widniał wieniec, dużych, błękitnych kwiatów, które nigdy nie wysychały.
-Jak masz na imię?- zapytałam.
-Amelia- odpowiedziała dziewczyna ciepłym, dziewczęcym głosem.
Jej towarzysz ubrany w białą koszulę i czarne spodnie oraz glany był bardzo przystojny. Chłopak miał czarne, rozczochrane jak Jack włosy, jasną cerę i hipnotyzujące, niebiesko – zielone oczy, które były otoczone jasną obręczą złowieszczo świecącą błękitnym światłem. Miał na imię Jasper i wydawał się chytrym strażnikiem, który nosił na plecach czarno- szare skrzydła równie piękne jak te Amelii. Razem stanowili parę wybraną przez strażników aniołów.
Drugą parą były dwie dziewczyny, które zostały wybrane przez strażników żywiołów.
Jedna z nich miała duże, turkusowo- błękitne oczy i jasną, prawie że promieniejącą blaskiem twarz, którą oplatały puszyste, pofalowane włosy do pasa spięte dwoma pasmami u góry w kolorze ciemny blond. Dziewczyna byłą ubrana w zwiewną sukienkę do kolan, która na dole fantazyjnie się zawijała. Na górze była śnieżnobiała, potem stopniowo przechodziła w błękit, a następnie w ciemny granat. Strażniczka była boso. Pomyślałam, ze nareszcie spotkałam kogoś takiego jak Jack. Na prawym nadgarstku dziewczyna miała błękitną bransoletkę wykonaną z świecących diamencików. Cała jej kreacja była posypana jakby srebrnym pyłem, który dodawał dziewczynie uroku. Obok nóg strażniczki pałętał się śnieżnobiały, puchaty piesiec.
-A twoje imię?
-Luna.
Druga strażniczka zapewne władała ogniem. Była to średniego wzrostu dziewczyna o ciemnobrązowych włosach do pasa stopniowo przechodzących w jasny blond, które tworzyły piękną kompozycję loków- sprężynek. Strażniczka miała na sobie sukienkę przed kolano odcinaną w pasie i dalej ciągnącą się wyraźnymi falami w żywym, czerwono- pomarańczowym kolorze. Kreacja była na grube ramiączka i miała dekolt  w serce. Na stopach dziewczyny widniały kryte, czarne, wiązane buty na dość grubym obcasie zwężającym się ku dołowi. Na lewej ręce strażniczka ognia miała złotą, cienką bransoletkę. Szyję dziewczyny przyozdabiał żółto- pomarańczowy wisiorek w kształcie słońca (takie jak na fladze w królestwie Roszpunki- dop. aut.) Strażniczka miała pełne, pomalowane mocną, czerwoną szminką usta i ciemne powieki przyozdobione czarną kreską wykonaną eye linerem. W ręce dziewczyna trzymała wyższą od niej włócznie z czerwono-pomarańczowym, dużym diamentem na końcu osłoniętym cienkimi szlaczkami z metalu. Cała konstrukcja miała szary, surowy kolor, a kiedy dziewczyna stuknęła nią o podłogę z jej końca posypały się iskry. Na czubku włóczni zasiadał ognisty, piękny ptak z długim ogonem z pawich piór. To zapewne był młody Feniks. Piękne stworzenie rozłożyło skrzydła , które zajmowały się ogniem i przysiadł dumnie niczym orzeł.
-Imię?- znów zapytałam.
-Pauline.
Te dwa przeciwieństwa tworzyły parę od strażników żywiołów. Kolejna, ostatnia już, dwójka pochodziła od strażników natury. Była nią Roszpunka i jasnowłosy chłopak. Strażnik miał pociągłą twarz i był bardzo przystojny. Ubrany był w brązowe spodnie i szarą bluzę w zielone pnącza. Miał błękitno – szare oczy i wydawał się przebiegły.
-A Twoje imię?
-Aro- odpowiedział unosząc pochyloną dotychczas głowę do góry.
Wszyscy oni byli silnymi, pewnymi siebie strażnikami tworzącymi potężną grupę. Miałam nadzieję, że dojdziemy do porozumienia....

Hej moje perełki!
Z okazji tego, że ten rozdział jest tym trzydziestym (już?!)
 postanowiłam, że będzie bardzo długi.(Ma ok. 2700 słów)
Jak widzicie dodałam postacie, mam nadzieję, że ich autorki są z nich zadowolone.
Będzie o nich więcej w kolejnym rozdziale.
Dodawanie postaci oczywiście wciąż aktualne.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i że którykolwiek fragment przypadł Wam do gustu.
Czekam na opinie i wrażenia w komentarzach, o które bardzo proszę.
Pozdrawiam i do następnego posta!




5 komentarzy:

  1. WOW! Rozdział przerósł moje oczekiwania! Pozwól, że podzielę rozdział na części. Najpierw Roszpunka i jej super koń - tak wgl trochę nie ufam coś tym strażnikom natury, bo są strasznie roztrzepani i przypominają mi tego czarodzieja Radagasta z filmu "Hobbit". Jednak Roszpunka sama w sobie będzie taką odskocznią od reguły. Potem... Scena miłosna Jacka z Elsą <3 Była naprawdę zmysłowa XD (i tak, mogłabyś pisać erotyczną książkę XD). I wreszcie strażnicy zgodzili się pomóc! Wydawali się wręcz bezużyteczni, skoro nie chcą pomóc w wojnie, w której mogą (i raczej na pewno) zginą dzieci, na których przecież tak bardzo im zależy. No i na koniec te postacie strażników <3 Jestem naprawdę pod wrażeniem twoich umiejętności opisywania :* Postacie są naprawdę piękne (zauważam gdzieś podobieństwo XD) i fajnie, że stworzyłaś też innych strażników (oprócz wcześniej przytoczonych strażników natury), którzy wywodzą się z różnych środowisk, bo chyba tak to mogę nazwać.
    Owszem rozdział jest długi, ale czytało się go z zapartym tchem, że i tak wręcz łaknie się więcej.
    Życzę zatem weny! i to bardzo dużo i pomysłów na ciąg dalszy oraz serdecznie Cię pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki slooooooooodki rozdział! :)
    Jej! Jestem w opowiadaniu! Juhu! Skąd wiedziałaś, że chciałam pieśca? Medium? XD! Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG !!! Ten rozdział jest wspaniały, fantastyczny, uroczy i..... brak mu słów. Czekam na następny i życzę weny. A ! Podobno można postacie dodawać? Jakbyś mogła to mam pewną koncepcję na osobę. Byłby to wysoki chłopak o czarnych włosach, rozczochranych. Oczy głębokie, brązowe z nutą czerni. Cerę lekko siwą z licznymi sincami oraz zadrapaniami po walkach. Byłby typem samotnika ,który skrywa swoją mroczną stronę. A na imię pomysłu nie mam. Proszę. Napisz mi czy ten pomysł może być.

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG !!! Ten rozdział jest wspaniały, fantastyczny, uroczy i..... brak mu słów. Czekam na następny i życzę weny. A ! Podobno można postacie dodawać? Jakbyś mogła to mam pewną koncepcję na osobę. Byłby to wysoki chłopak o czarnych włosach, rozczochranych. Oczy głębokie, brązowe z nutą czerni. Cerę lekko siwą z licznymi sincami oraz zadrapaniami po walkach. Byłby typem samotnika ,który skrywa swoją mroczną stronę. A na imię pomysłu nie mam. Proszę. Napisz mi czy ten pomysł może być.

    OdpowiedzUsuń