niedziela, 12 lipca 2015

Rozdział XXVII: "Dalsze poszukiwania sprzymierzeńców"

     Po długich namowach Czkawki wreszcie zgodziliśmy się zostać na ucztę. Do osiemnastej zostały jeszcze trzy godziny, więc nie tracąc czasu brunet zaczął oprowadzać nas po wyspie.
-To Gronkiel – wskazał na sporego, masywnego smoka z dużą kulą na końcu ogona- są w różnych kolorach. Jedzą skały, więc są bardzo pożyteczne- dodał z przekonaniem kręcąc nieco głową i ruszył dalej.
Nagle obok bruneta wylądował smok z dwiema łapami, cały w niebieskim kolorze. Zsiadła z niego śliczna dziewczyna o blond włosach, z których cienkie pasmo było zaplecione w warkocz i związane razem z resztą innym kosmykiem, a potem przełożone przez ramię.
-Jack’ u, Elso... to Astrid- moja dziewczyna. Astrid, to Elsa i Jack. Jedni z sześciu strażników marzeń. Duchy zimy- przedstawił nas chłopak.
-Miło mi poznać- uśmiechnęłam się.
Dziewczyna miała na plecy zarzucone futro, na jaj ramionach widniały półkola z jakiegoś metalu. Astrid miała bordową bluzkę wpuszczoną w spódniczkę ozdabianą ćwiekami i małymi czaszkami. Dziewczyna posiadała wysokie buty obszyte futrem aż do kolan. Ja i Jack oraz Astrid i Czkawka wyglądaliśmy jak z dwóch różnych światów. Oni to byli prawdziwi wikingowie: czaszki, czerń, metal. Za to ja i Jach szczyciliśmy się bielą i delikatnością.
-A to Śmiertnik Zębacz- Czkawka wskazał na smoka.
-Tak, najlepsze smoki na świecie. Prawda Wichurka?- blondynka pogłaskała po pysku smoka.
-No... podyskutowałbym- powiedział Czkawka patrząc w niebo i chowając dłonie za plecy.
-Pewnie się boicie smoków, co?- zapytała Astrid z przekąsem mierząc nas wzrokiem jak słabszych rywali.
Uśmiechnęłam się chytrze. Myśli, że jestem taka słaba?
-Oj.... Astrid...- Czkawka podrapał się po głowie domyślając się chyba co planuję- wkopałaś się...- na te słowa jego dziewczyna tyko ściągnęła brwi.
-A słyszałaś o Smokach Duszy..?- zapytałam lekko przekręcając głowę w lewą stronę.
-Tak, ale to tylko legenda...
„Hasai, przybądź tu, ale zrób wejście, niech ta blondyneczka zobaczy co to smok...” z uśmiechem pomyślałam patrząc w niebo. Po kilku sekundach przed Astrid stanęła biała smoczyca w pełnej okazałości. Była około dziesięć razy większa od Śmiertnika. Blondynka nieco się przestraszyła i cofnęła.
-No widzisz?- pogładziłam Hasai po pysku posyłając serdeczny uśmiech.
Moja smoczyca była piękna. Mieniła się w słońcu niczym perła.
-To może się chcesz przelecieć?- zaproponowałam dziewczynie – porozmawiamy jak dwie kobiety, a nasi chłopacy jak dwóch mężczyzn. Co Ty na to?
-Pewnie- odparła Astrid, która starała się zamaskować strach, choć jej to zbytnio nie wychodziło.
Usiadłam na grzbiecie jako pierwsza i wyciągnęłam dłoń do blondynki, która przyjęła pomoc.
-Trzymasz się?- zapytałam. Ale miałam radochę!
-Tak, możemy lecieć.
Hasai jednym machnięciem skrzydeł oderwała się od ziemi i wzbiła w powietrze. Leciałyśmy długo w milczeniu. Wykonywałam różne piruety i manewry. Uśmiechałam się szatańsko czując, jak Astrid wbija mi palce w talię.
-Teraz rozumiesz?- zapytałam stromo zanurzając się z smokiem w dół.
-Tak... przepraszam... Nie powinnam.- odpowiedziała spokojnie, a w jej głosie usłyszałam skruchę.
-No, ja myślę!- odparłam entuzjastycznie i nakazałam Hasai lecieć już równo, wolno i w poziomie -chciałam Ci powiedzieć, że jesteś bardzo ładną kobietą- dodałam.
-Dziękuję! Ty też... Masz śliczne włosy.
-Ach, no tak... wyglądam jak staruszka...- wzięłam jedno pasmo w dłoń.
-Właśnie nie! A no i masz świetne buty!
-Naprawdę?
-Tak! Znasz miejsce, gdzie mogłabym takie kupić?
-Mój dom...- zachichotałam- jeśli chcesz to Ci takie załatwię.
-Dziękuję.
Zdecydowałyśmy się już wylądować, bo na pewno nasi chłopcy już się o nam martwili. Kiedy wylądowałyśmy zarówno Jack jak i Czkawka odetchnęli z ulgą.
-Co się stało?- zapytałam.
-Szczerze...?- zapytał Jack.
-Tak- odpowiedziała Astrid.
-Myśleliśmy, że się pozabijacie nawzajem...- odparł Czkawka.
Stałyśmy kilka sekund z Astrid w bezruchu otwierając szeroko oczy i buzię. Chłopacy patrzyli na nas jak na idiotki nie wiedząc czy uciekać czy zostać tu gdzie stoją. Nagle wybuchłyśmy niepohamowanym śmiechem. Wtedy Jack i Czkawka zaśmiali się cicho i podrapali po głowach. Za to ja i Astrid  już leżałyśmy na ziemi nie mogąc się uspokoić, bo kiedy już wyrównywałyśmy oddech to patrzyłyśmy sobie w oczy i na nowo wybuchałyśmy niepohamowanym przypływem energii. Kiedy już otarłyśmy łzy spływające strumieniami po policzkach od śmiechu, wstałyśmy, otrzepałyśmy się i ruszyłyśmy razem w stronę największego budynku na wyspie, gdzie miała odbyć się uczta.

Z perspektywy Jack’a
     Kiedy Astrid wspomniała o tym, ze boimy się smoków i zobaczyłem uśmiech Elsy to już wiedziałem co się święci... Na pewno pokaże jej kto tu rządzi. Za chwilę przyleciała Hasai i dziewczyna Czkawki trochę się bała. Niestety jej duma zapewne nie pozawalała jej odmówić przejażdżki z Elsą. Odleciały. Patrzyliśmy na sylwetkę smoka, która stawała się coraz mniejsza. Czkawka się do mnie przybliżył.
-Ej... stary – trącił mnie ramieniem- one się pozabijają.
Spojrzałem mu w oczy i zgaduję, że w moich tak jak w jego malował się strach. Naprawdę się bałem! Przecież widać, że obie mają mocne charaktery!
-Też tak myślę...- odparłem zmartwiony i usiadłem na trawie siadem skrzyżnym.- Pozostaje nam tylko czekać i mieć nadzieję, że wrócą całe. Widziałeś tą złość w oczach Elsy...?
-Astrid też ma charakterek. Nie da się tak łatwo...
Oboje westchnęliśmy i skubaliśmy źdźbła. Po dłuższym czasie unieśliśmy nagle głowy i ujrzeliśmy smoka, a na nim dwie sylwetki.
-Chociaż mamy pewność, że Elsa nigdzie Astrid nie zostawiła- powiedział bardzo poważnie Czkawka i wstał.
-Teraz pozostaje tylko zobaczyć, czy jedna z nich nie jest przypadkiem martwa...- powiedziałem i uśmiechnąłem się.
Kamień spadł mi z serca! Obie były całe i zdrowe! Dzięki Bogu!!!

Z perspektywy Elsy
      Uczta trwała około dwie godziny. Mieli tam naprawdę pyszne rzeczy, ale zachowanie niektórych mężczyzn pozostawiało wiele do życzenia. No cóż... nie wiem jak inni, ale mi nie bardzo uśmiecha się patrzeć na czyjeś rozdrobnione jedzenie znajdujące się w buzi. Może jestem jakaś nienormalna? Aczkolwiek stół był suto zastawiony, a ja jadłam tylko winogrona, sałatki, owoce i warzywa, których Wikingowie nawet nie tknęli. Oczywiście wszystko stało bezpośrednio na stole, bo obrus byłby tak ubrudzony, że nie widać by było nawet jego kawałka, a wszystko dlatego, że tyle resztek walało się po stole.  
-Dobrze, przepraszamy, ale musimy już się zbierać- powiedziałam do ucha Stoikowi.
-Zgoda- Ważki wstał, a ja się odsunęłam- Cisza!- ryknął, a tłum rozszalałych Wikingów ucichł patrząc wyczekująco w jego stronę- Elso, chciałabyś coś powiedzieć?
-Tak. Dziękuję wszystkim za to, że podejmą walkę o Arendelle – ich entuzjazm wyraźnie przygasł- Dziękuję z całego serca za to, że obronicie moje królestwo. Będę tu jeszcze wiele razy, więc będziecie mieli okazję mnie spotkać. A wszystko dlatego, że będziemy omawiać plan działania. Najpierw będę to robić z każdym państwem i przyjmować propozycję, a potem spotkamy się w wyznaczonym miejscu i wspólnie ustalimy jak to wszystko będzie się miało dziać. Dziękuję za gościnę, za ciepłe przyjęcie. Jesteście kochani!
Złapałam Jack’a za rękę i ruszyliśmy w stronę wyjścia, a za nami Czkawka i Astrid także trzymając się za dłonie. Odprowadzili nas na skraj wyspy, gdzie czekała Hasai.
-Do zobaczenia!
-Tak! Wpadajcie często!- krzyknął Czkawka.
Po jego słowach smoczyca wzbiła się w powietrze, a my pomachaliśmy parze z Berk, na co oni odpowiedzieli nam tym samym. Po kilku minutach lotu byliśmy już daleko od wyspy i nie widzieliśmy nawet jej zarysu.
-Mili są, prawda?- zapytałam
-Yhm, bardzo... Fajnie będzie do nich wpaść. Zdaje się, że Ty i Astrid także się zaprzyjaźniłyście?
-Ona jest świetną osobą. I jest śliczna.
-Tak, ale Ty i tak jesteś dla mnie najpiękniejsza- chłopak namiętnie pocałował mnie w szyję.
-Jack...- przez moje ciało przeszedł dreszcz- nie mogę się rozpraszać jeśli lecę.
-To wyląduj...- odparł nie przestając muskać ustami mojej szyi.
-Jack – odwróciłam się na chwilę- mam bitwę na głowie. Potem obiecuję, że Ci to wynagrodzę.  
Chłopak głęboko westchnął, a ja się odwróciłam. Lecieliśmy jeszcze chwilę i nasz wzrok przykuła z pozoru mała chatka, z której przez okna wydobywało się ciepłe światło, a z komina leciał szary dym przypominający mi o zimie w Arendelle. Szło się ulicą i zaglądało do okien, w których było widać ogień wesoło tańczący w kominku, roześmiane twarze dzieci, którym mama podstawiała właśnie pod nos kawałek murzynka*. Czuło się ten miły zapach świątecznych wypieków, który wypełniał czerwony zazwyczaj od mrozu nos. Widząc to, pomimo śniegu, który padał niemiłosiernie i minusowej temperatury, chcąc nie chcąc na twarz człowieka wkradał się nikły, delikatny uśmiech.
-Elso, wybieramy się gdzieś jutro?- zapytał z uśmiechem mój najlepszy towarzysz.
-Oczywiście- odparłam dając białowłosemu całusa w policzek.
On w odpowiedzi posłał mi jeden z tych swoich czarujących uśmiechów. Było po dwudziestej drugiej, więc cicho weszliśmy do domu otwierając kluczem drzwi. Udaliśmy się na palcach przez salon, by dojść do schodów i dalej do pokoju. Po drodze, na czerwonej kanapie w salonie spał North i głośno chrapał, a nad jego głową zbierała się pętla złotych nitek, które układały się w prezenty, śnieżynki i skarpety wieszane nad kominkiem. Niezbyt długo się zastanawiając chwyciłam koc leżący na sąsiedniej kanapie i przykryłam Mikołaja. Weszliśmy z Jack’iem cicho do pokoju. Podczas gdy ja się rozpakowywałam Jack brał kąpiel. Zdjęłam buty na obcasach, po czym odetchnęłam z ulgą. Wypakowałam z torebki grzebień, perfumy, które odłożyłam na półkę, a resztę zdecydowałam się zostawić, bo przecież jutro też gdzieś jedziemy.

     *    *     *
Po porannym śniadaniu, które od jakiegoś czasu jedliśmy wszyscy razem i szczerze mówiąc bardzo to polubiliśmy, ruszyliśmy w dalszą podróż mając na celu inne królestwo.
-To gdzie teraz?- zapytał Jack z pełną buzią obgryzając do końca zielone jabłko.
-Szkocja...
Chłopak wypluł nagle to, co miał w buzi.
-Co?! Jedziemy tam, gdzie faceci chodzą w spódniczkach?!!!
-Dokładnie...
*Chodzi tu o ciasto. Jest ciemnobrązowe, czarne, dlatego murzynek.
Hej moje perełki!
Nareszcie rozdział! Jej!!!
Postanowiłam jednak wstawić i nie katować Was więcej liczbą komentarzy, które muszą być.
Większość z Was pewnie wyjeżdża i po prostu nie może komentować.
Więc na wakacje będę dodawała rozdziały co dwa dni.
Będą mniej więcej takiej długości jak ten.
Jak ktoś chce ze mną popisać to walcie śmiało!
Dorabiam też pracując jako psycholog!
A tak na serio to jeśli macie ochotę to przez pocztę

Lub na hangoutsie w Google+

Mam do Was prośbę...
Ogromną!
Z racji tego, że pod koniec następnego tygodnia pojawi się kolejny blog
w moim wydaniu prosiłabym o
1.      Jakąś przenośnie, ciekawe, magiczne sformułowanie z słowem „liście” lub „pory roku”
2.      Jeśli jednak nie przychodzi Wam nic do głowy to proszę o pięć pierwszych słów jakie wpadną Wam do głowy po słowie „wojna”.
O odpowiedzi proszę w komentarzach.
Pozdrawiam cieplutko (bo pogoda nie wiem jak u Was, ale u mnie jest kitowo)!


5 komentarzy:

  1. Już przeczytałam! ^^ I ... pierwsza xD Bo się pierwsza dowiedziałam B)
    Rozdział kobieto znakomity! Reakcja Jacka na koniec rozwaliła system xD "faceci w spódniczkach" XD

    I ... też chcę latać na smoku! Załatw mi jednego ;-; Proooooszę..? *maślane oczka*

    JA CHCIEĆ WIĘCEJ! TERAZ! NATYCHMIAST! CHCĘ DO SZKOCJI XD *myśli chwilowo* Czekaj...a czy w Szwecji nie mieszka Merida? O.O ?!

    Jack jest taki słoooodki! Jezusie! ^-^ Dajcie mi takiego! Chociaż... chyba takiego znalazłam *rumieniec* Ty wiesz o co chodzi... ^0^ I wiesz o kogo chodzi ;-;

    ~Pozdrawiam Wilczo : *

    ~Your Nightmare~

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. Szkoda ,że niedługo wyjeżdżam i nie będę mogła czytać tych rozdziałów. Życzę weny i pozdrawiam cieplutko. Ps. Jeśli chodzi o drugiego bloga to możesz na mnie liczyć. Będę pierwsza ,która go odwiedzi.

    OdpowiedzUsuń
  3. MURZYNEK!!! <3 Kocham to ciasto <3
    Rozdzial super! "Faceci w spudniczkach?" XD Epic xd
    Pozdro i WENY!!
    I co do pytania to... wojna? Krew, smierc, przyjazn, patriotyzm i wrog xd
    Chyba o to chodzilo xd

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej! Wreszcie się doczekałam! :D Nic dodać nic ująć - rozdział świetny!!! :*
    Nie dziwię się chłopakom, że bali się, iż Elsa i Astrid się pozabijają... Myślę jednak, że w takiej bójce w przestworzach Elsa by wygrała XD Dobrze, że mają kolejnego sprzymierzeńca do walki i zaraz mam nadzieję, że kolejnego ;)
    Niestety nie mam żadnych "magicznych sformułowań" z liśćmi czy porami roku... Jednak wojna kojarzy mi się ze stratą, bólem, śmiercią, patriotyzmem i braterstwem... Sama w sobie wojna jest straszna.... Ale cóż...
    No nic. Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejny rozdział, życzyć Ci dużo weny i kolorowo Cię pozdrowić z wczorajszego łodzkiego festiwalu kolorów :*

    OdpowiedzUsuń