niedziela, 31 maja 2015

Rozdział VII: "Powrót"

     Dni mijały szybko. Jack często przy mnie był. Trzymał za rękę i obdarowywał wzrokiem pełnym troski. Zimne dreszcze przestały mnie nawiedzać, a zawroty głowy ustały. Nie miałam już halucynacji, nie zacierała się granica między światem żywych a umarłych. Pozostały tylko bóle pleców, nóg i brak apetytu. Jednak z dnia na dzień moja cera nabierała naturalnych kolorów, a na policzkach pojawiły się wypieki. Na twarzy coraz częściej gościł uśmiech. Pewnego dnia Jack oznajmił:
-Wracamy do domu. Czujesz się na tyle dobrze, że mogę sam się Tobą zająć.
Wszyscy ciepło mnie pożegnali. Szczególnie Ząbek, z którą bardzo się zaprzyjaźniłam. Jack wziął mnie na ręce. Chciałam zaprotestować, ale nogi nie były w stanie mnie utrzymać. Kiedy tylko opierałam na nich swój ciężar miałam wrażenie, że zaraz się złamią. Zaczynały się trząść i wyginać, by zaraz potem stracić równowagę. Białowłosy owinął mnie czerwonym kocem w kratkę, posłał wszystkim luzacki uśmiech i uniósł się w powietrze. Nie poznawałam Jack’a. Przy nich był inny. Ciągle kłócił się z Zającem. Chodził inaczej, śmiał się dużo więcej, wygłupiał, a jego oczy nie przypominały już oceanu, do którego ma się ochotę wskoczyć i odkryć jego najgłębiej skrywane tajemnice. Widać było, że Jack cieszył się z powrotu do zamku. Kiedy dotarliśmy do mojej komnaty zauważyłam, że trochę się zmieniło. Wszystko było równo poukładane, ktoś zmienił pościel. Teraz w pokoju dominowały biel i błękit.
-I jak?- zapytał chłopak.
-Jack, a jak może być? Jest pięknie...-rozmarzyłam się.
-Cieszę się- odparł z uśmiechem kładąc mnie do łóżka i przykrywając kołdrą- zaraz wrócę-dodał tajemniczo.
 Zdążyłam tylko podnieść rękę i wziąć oddech kiedy drzwi się zamknęły. Nagle poczułam się senna. Przymknęłam powieki i w mgnieniu oka zasnęłam. Kiedy się obudziłam przez duże okna wpadało srebrne światło księżyca, panowała ciemność, a Jack spał spokojnie na fotelu obok łóżka.  Przekręciłam się tylko na drugi bok i uśmiechnęłam sama do siebie po czym znów odpłynęłam w sferę snów.
    Kiedy otworzyłam oczy do pokoju wpadały jasne promienie wschodzącego słońca. Wstałam i poszłam do łazienki umyć tłuste włosy. Gdybym poszła do restauracji to spokojnie kucharz mógłby smażyć na nich ryby. Kiedy moja fryzura nabrała blasku od razu poczułam się lepiej. Akurat kiedy wychodziłam z łazienki otworzyły się drzwi komnaty. Jack powoli wszedł z dwoma talerzami zapełnionymi kanapkami.
-Oooo... jak miło- odparłam.
Podbiegłam do łóżka i zaczęłam jeść. Kanapki były we wszystkich kolorach. Rzodkiewka, pomidory, ogórki, szynka, ser, sałata i jajka. Kiedy napełniliśmy już brzuchy zaczęłam czytać książkę. Zasłoniłam twarz masywną księgą i uparcie czytałam. Nawet nie zauważyłam, jak Jack wchodzi i wychodzi kiedy chce. Nagle podszedł do mnie, chwycił książkę i odciągnął na dół. Drugą dłoń trzymał za plecami. Ściągnęłam brwi. Co on kombinuje? Jack wygodnie usiadł na łóżku i pokazał mi dłoń zwiniętą w pięść, którą potem rozłożył. Moim oczom ukazało się małe, ciemnoniebieskie pudełeczko.
-To dla ciebie- odparł zadowolony.
Uchyliłam wieczko. Zobaczyłam wisiorek w kształcie gwiazdy. Miał intensywnie błękitny kolor, a w jego środku sypał śnieg.
-Jaki piękny. Jack, dziękuję- powiedziałam z zachwytem po czym rzuciłam się na białowłosego obsypując jego twarz pocałunkami- założysz mi?
Jack pokiwał głową i już po chwili na mojej szyi pojawił się piękny wisiorek na srebrnym, cieniutkim łańcuszku.
-To coś więcej niż wisiorek- powiedział.
Ściągnęłam brwi w geście braku zrozumienia wypowiedzianych przez niego słów. Białowłosy widząc to zaczął tłumaczyć.
-Kiedy wszystko będzie dobrze wisiorek będzie błękitny, tak jak teraz. Kiedy będzie działo się coś złego mi albo twojej rodzinie śnieg będzie padał na ciemnoniebieskim tle, a kiedy Ty będziesz w niebezpieczeństwie tło będzie czarne. Ja mam taki sam, tylko w formie księżyca- wyciągnął z pod bluzy wisiorek w kształcie sierpa.
W nim też padał śnieg, tak samo jak w moim.
-Mój też tak zmienia kolory, ale staje się ciemnoniebieski kiedy dzieje się coś złego Tobie albo strażnikom. Reszta działa tak samo.
-Dziękuję- powiedziałam czule i pocałowałam Jack’a w policzek.
-Elso, muszę iść. Tylko proszę, nigdzie nie choć. Nie chcę Cię znowu wlec na biegun, żebyś zrozumiała, że masz siedzieć w zamku.
Pokiwałam głową na znak zrozumienia po czym Jack odleciał. Podeszłam do szafy trochę chwiejnym krokiem i zobaczyłam, że wszystkie sukienki są zbyt cienkie. Będzie mi w nich za zimno. No nic, musiałam poprosić Jack’a, żeby mi potem coś wyczarował. Pozostało mi tylko moje łóżko. Nie miałam czego sprzątać, a tak najbardziej lubiłam zajmować myśli. Wszystkie książki przeczytałam już po kilkanaście razy. Udałam się więc do łazienki, zgarnęłam szczotkę do włosów i usiadłam wygodnie na łóżku. Zaczęłam czesać moje blond włosy i patrzyłam tępo w jeden punkt na podłodze. Jak mogę pomóc biednym dzieciom? Tak bardzo chciałabym coś dla nich zrobić. One nie miały nawet połowy tego co ja, kiedy byłam mała. Już wiem! Będę codziennie zanosić na biedne dzielnice koszyk z jedzeniem. Jack na pewno mi pomoże. Chociaż będę miała pewność, że ludzie nie umrą z wygłodzenia. Pozatym Jack mógłby wyczarowywać im koce, żeby nie marzli. Tak, to świetny pomysł! Potem nie myślałam o niczym. Patrzyłam dalej na podłogę i czesałam włosy.
-Elsa!- wyrwał mnie z namysłu Jack.
Spojrzałam szybko na białowłosego i odłożyłam szczotkę na komodę obok łóżka.
-Co?- zapytałam ze zdziwieniem.
-Twoje włosy- powiedział śmiertelnie poważnie chłopak wskazując palcem na moją głowę.
Na jego twarzy pojawił się najpierw delikatny uśmiech, a kąciki ust skakały w górę i w dół. Wreszcie nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. Przestraszona podbiegłam do lustra i zobaczyłam co się stało. Musiałam czesać włosy bardzo długo. Całe się naelektryzowały. Do tego były jeszcze długie i na głowie miałam jedną wielką szopę.
-Chyba piorun w Ciebie strzelił- powiedział przez śmiech Jack.
-Ej- odparłam urażona, ale po chwili znów spojrzałam w lustro i zaczęłam się z siebie śmiać.
Skończyło się tak, że oboje z twarzami spuchniętymi od łez leżeliśmy na podłodze. Kiedy już opanowaliśmy śmiech nasze oczy połączyła niewidzialna niteczka.
-Jesteś taka śliczna.- powiedział Jack dotykając mojego policzka- ale Elsa, na podłodze jest zimno. Jeszcze twój stan zdrowia się pogorszy i znowu będziesz musiała długo leżeć.
-Masz rację- odparłam spuszczając wzrok.
Wstałam i położyłam się do łóżka. Zaraz potem Jack przyniósł mi herbatę i przypomniały mi się tematy, jakie mam z nim poruszyć.
-Jack, mam do ciebie parę spraw.
-Hm?
-Chciałabym, żebyś wyczarował mi jakieś ciepłe ubrania. Jestem teraz takim zmarzlakiem, że we wszystkich sukienkach będzie mi za zimno.
-Nie ma sprawy. Jeszcze coś?
-Tak... pomyślałam, że moglibyśmy pomagać biednym dzieciom, dawalibyśmy im koce, bo wyczarować je to żaden problem i zanosilibyśmy im kosze z jedzeniem.
Myślałam, że Jack się ucieszy, ale schylił głowę i stwierdził:
-Wiesz, Elso, jestem strażnikiem. Nie mam prowadzić fundacji charytatywnej tylko dawać dzieciom nadzieję...
-Dawać nadzieję, by potem nie spełnić obietnic?!- rozzłościłam się- nienawidzę fałszywej nadziei. Wynoś się stąd! Nie powinniście się nazywać strażnikami!
Białowłosy posłusznie wstał i wyszedł. Zaczęłam płakać. Byłam po prostu zła, że Jack odmawia pomocy dzieciom. Woli dawać fałszywą nadzieję. Jak on może! Jak on śmie nazywać się strażnikiem?!
Płakałam jeszcze dobre pół godziny po czym zasnęłam ze zmęczenia. Obudził mnie dziwny ból w piersi. Zaspana spojrzałam na wisiorek, był ciemnoniebieski! Szybko pobiegłam do rodziców i Ani, ale wszyscy smacznie spali. Na chwilę się uspokoiłam, ale zaraz potem ogarnęło mnie przerażenie. Jack! Ubrałam płaszcz i wybiegłam poza bramy zamku. Nigdzie nie widziałam chłopaka. Biegłam na oślep przed siebie przez łzy wywołując jego imię. Nagle pośrodku wichury jaka rozgrywała się poza granicami miasta ujrzałam Jack’a. Leżał na ziemi i przeklinał pod nosem.
-Jack!- rzuciłam się mu na ratunek.
-Spokojnie- uspokoił mnie gestem ręki- nic mi nie jest- odparł i spojrzał na wisiorek- chociaż wiemy, że działa.
-Co ci się stało?- odparłam zaniepokojona.
-W mieście ktoś tak wypucował szybę, że myślałem, że okno jest otwarte. Niestety wleciałem tam z dużą prędkością i rozbiłem szybę. Trochę się poharatałem i szkło powchodziło mi w skórę. Doleciałem tylko tutaj, dalej nie miałem siły.
Pomogłam białowłosemu wstać i zaprowadziłam go do zamku. Kiedy weszliśmy do mojej komnaty posadziłam chłopaka na łóżku i szybko pobiegłam do łazienki. Napuściłam ciepłej wody do wanny i wróciłam po chłopaka.
-Wejdź do wody, ale w bieliźnie.
-Nic mi nie jest. To tylko trochę... Nie musisz się tak mną zajmować...
-Do wanny, ale już!- nakazałam.
Jack posłusznie wszedł do wody. Chwyciłam moją pęsetę i wyjmowałam ze skóry chłopaka drobne kawałki szkła, których najwięcej miał na rękach. Kiedy miałam pewność, że wyjęłam całe szkło zostawiłam go, żeby się umył. Wyszedł z łazienki jak zwykle w tej swojej niebieskiej bluzie i brązowych spodniach.
-O nie!- odparłam zmierzając w kierunku chłopaka.
-Co?!- Jack rozłożył ręce na bok.
-Nie będziesz w tym spał. Rozbieraj się.
-Dlaczego?!
-Bo tak, nie będziesz chodził i spał w tym samym. Jeszcze pobrudzisz mi pościel! Dam Ci pidżamy.
-O nie! Prawdziwi faceci nie śpią w pidżamach.
-Dam Ci takie ładne, w kratkę.
-Nie!
-To tylko spodnie, dobrze?- zapytałam, bo nie chciałam wdawać się w dyskusje.
-No dobra...- odparł zrezygnowany.
Kiedy już pościeliłam łóżko przygotowałam dla Jack’a kołdrę i poduszkę. Wkrótce potem oboje położyliśmy się do łóżka.
-Elsa, ciągle nam się coś dzieje. Nie ma dnia, żeby któreś z nas właśnie nie leżało w łóżku z powodu choroby albo czegoś innego.

2 komentarze:

  1. Biedny Jack. Tak mi go szkoda. Rozdział jak zwykle niesamowity i czekam niecierpliwie na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale extra rozdział oby tak dalej

    OdpowiedzUsuń