piątek, 29 maja 2015

Rozdział VI: "Życie..."

Ten rozdział dedykuję Dominice Jaroszewskiej. Jednej z moich najlepszych przyjaciółek, na którą zawsze mogę liczyć.

Zamknęłam oczy czekając na odejście z tego świata. Puszysta bluza nasiąknęła wodą i ciągnęła mnie na dno. Włosy spokojnie unosiły się wokół mnie oplatając ramiona. Jasne światło księżyca przeszywało wodę. Przypomniała mi się kochana Ania i rodzice, od których tak bardzo chciałam upragnionej miłości. Tak mocno ich wszystkich kochałam. Moja twarz przybrała blady kolor. Usta posiniały, a dłonie stały się sztywne. Zasnęłam...

Życie jest cenne, zdajemy sobie z tego sprawę dopiero kiedy przemija. Choć umierają osoby czasem nam nieznane, których może nigdy nie widzieliśmy, czujemy smutek. Łzy ciekną po policzkach nie wiadomo dlaczego. Przecież znamy tylko jego imię, nazwisko i okoliczności jego śmierci. Odechciewa nam się zabaw i radości, śmiechów i wygłupów. Przygnębieni snujemy się szkolnym korytarzem jak cienie ludzi, niczym duchy mające wystraszyć przechodniów nocą. Po szkole pełznie tylko cichy szmer „On nie żyje, on nie żyje”. Nawet dzieci się tak nie śmieją, choć nie wiedzą o co chodzi. W szkole panuje cisza- znak, że coś jest nie tak. Po kolei mijasz opuchnięte od łez  twarze i zeszklone oczy. Czujesz tylko przygnębienie. Patrzysz tępo w ścianę, a strumień łez spływa po policzkach...

Obudziłam się w dziwnym otoczeniu. Byłam przebrana w niebieską koszulę nocną i leżałam pod kołdrą w śnieżynki. Trzęsłam się z zimna. Koło łóżka stała parująca jeszcze herbata. Upiłam łyk. Gdzie ja jestem? Wnętrze było wypełnione czerwonymi ozdobami. Dominowało drewno. Nagle do pokoju wszedł strażnik zabawy.
-Jack...- powiedziałam uradowana i podniosłam się.
-No ładnie... Całe trzy dni nie odstępowałem Cię na krok, ale jak tylko wyszedłem się umyć, bo śmierdziało ode mnie na kilometr to ty się obudziłaś.
-Trzy dni?- zapytałam z niedowierzaniem.
-Tak, a teraz pięć razy tyle musisz leżeć. Pamiętasz co się stało?
-Tak... Wpadłam do jeziora... Lód się załamał. Ale Jack, gdzie ja jestem?
-W domu North’a. W każdym mąć razie- bezpieczna.
Wpatrywałam się w błękitne oczy chłopaka. Widać, że się spieszył, bo miał mokre włosy, a krople wody spływały mu po czole. Położyłam dłoń na policzku Jack’a i zaczęłam się do niego zbliżać. Kiedy nasze wargi dzielił centymetr białowłosy powiedział z żalem:
-Nie powinienem Cię dotykać Elso. Jestem zimny. Powinnaś się wygrzać- powiedział i odsunął się.
Błękitnooki powoli wstał i zmierzał w kierunku drzwi.
-Jack, całe trzy dni byłeś przy mnie, a teraz nie chcesz mnie widzieć?- zapytałam.
Białowłosy tylko odwrócił się i spojrzał mi w oczy mówiąc „Nie mogę. Jestem przy Tobie, a nie mogę Cię dotknąć. Patrząc na Ciebie będę cierpiał”.
-Nie!- wykrzyknęłam po czym odrzuciłam kołdrę na bok i podbiegłam do Jack’a.
-Co ty robisz? – zapytał spanikowany- wracaj do łóżka.
-Jeśli nie będziesz przy mnie to ja nie będę leżeć.
Białowłosy długo się zastanawiał. Rozważał chyba wszelkie możliwe opcje.
-Dobrze- odparł po długim milczeniu.
Chwyciłam jego dłoń. Błękitnooki nieco się przestraszył i wyrwał swoją dłoń z uścisku.
-Nie mogę...- powiedział cicho i spuścił głowę.
Widziałam w jego oczach ból. Unikał mojego wzroku. Dłonią delikatnie dotknęłam jego policzka i przykręciłam głowę, by zrozumiał, że chcę napotkać jego wzrok. Lekko zaczęłam pocałunek. Jack delikatnie ściskał moją wargę jakby się bał, że zrobi mi krzywdę. Chwyciłam jego dłonie i położyłam sobie na biodrach. Małymi krokami cofałam się w stronę łóżka. Kiedy się przy nim znaleźliśmy Jack podniósł mnie nie przestając całować i położył. Zanurzyłam rękę w jego gęstych, mokrych włosach. Drugą dłoń oparłam na jego klatce piersiowej. Kiedy głęboki pocałunek dobiegł końca chłopak ułożył się wygodnie obok mnie i położył dłoń na mojej tali. Wydawał się już nieprzejęty tym, co może mi zrobić. Tylko w jego błękitnych oczach widziałam troskę. Martwił się, że przez niego nie wyzdrowieję do końca albo się wyziębię. Położyłam głowę na piersi Jack’a i zasnęłam uśpiona rytmicznym biciem jego serca.
Rano czułam się dużo gorzej niż podczas mojego pierwszego przebudzenia. W kręgosłupie czułam ogromny ból. Zimny dreszcz przeszywał moje ciało. Kiedy próbowałam jakoś się ułożyć białowłosy się obudził. Widząc mój stan natychmiast wstał i szczelnie przykrył mnie kołdrą, a potem narzucił na nią gruby koc.
-To prze ze mnie.- odparł zmartwiony.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, a drzwi pokoju zamknęły się z hukiem. Po kilku minutach przyszli pozostali strażnicy. Zdecydowali, że położą mnie w salonie, gdzie wszyscy przebywają, by lepiej się mną zajmować.
Teraz wszyscy nade mną czuwali. Miewałam lepsze i gorsze dni. Zdarzało mi się, że przez dwanaście godzin miałam halucynacje i błądziłam pomiędzy światem rzeczywistym, a światem snu. Miewałam przebłyski świadomości. Słyszałam niektóre słowa. Inne zlewały się w niespójną całość i wirowały w mojej głowie. Tłuste włosy przylepiały się do mojej mokrej twarzy. Mocno schudłam. Moja waga i wyblakła cera była przyczyną zmartwień strażników. Zamiast dziećmi zajmowali się mną. Pewnego dnia, kiedy czułam się w miarę dobrze postanowiłam nie otwierać oczu i odpłynąć w mój zmyślony świat. O moje uszy obiła się rozmowa między Mikołajem, a Jack’iem, którą przeprowadzali niedaleko łóżka, na którym leżałam.
-Dlaczego to zrobiłeś? Wiesz jak ją krzywdzisz? –pytał North.
-Ale to będzie ona!
-Skąd wiesz?!
-Ma w sobie coś niezwykłego, kocham ją.
-Jest jeszcze 10 innych, skąd wiesz, że akurat ona? Odejdź od niej, póki jeszcze możesz. Nie powinniście być razem.
Po tym usłyszałam głośny trzask i odpłynęłam w świat snów. 

1 komentarz:

  1. Nareszcie wstawiłaś ! Super rozdział. Czekam z niecierpliwością na następny. Ps. Uzależniłam się od Twojego bloga bo jest taki piękny.

    OdpowiedzUsuń