niedziela, 17 maja 2015

Rozdział I: "Zwykły dzień z niezwykłym zakończeniem"

     Uniosłam leniwie oczy, a kiedy ostre światło dotarło do moich źrenic mocno zacisnęłam powieki i przykryłam kołdrą  głowę. 
- O nie, nie! Wstajemy, ale już!- doszedł mnie łagodny aczkolwiek nieznoszący sprzeciwu głos Julii.
Julia była moją pokojówką od kiedy pamiętam, zawsze była przy mnie. Czasem ocierała mi łzy i zastępowała zbyt zajętą matkę. Kiedy byłam mała kołysała mnie na kolanach tak jak to robią matki kiedy ich dzieci są smutne, by dodać im otuchy, by pokazać, że się je kocha. 
- Panienka się spóźni na naukę baletu!
Uchyliłam lekko jedno oko, zdjęłam kołdrę z twarzy i uśmiechnęłam się do Julii stawiającej mi tacę z jedzeniem na szafkę obok łóżka. 
-Wiedziałam, że Cię to przekona...-odparła z satysfakcją kładąc ręce na biodrach.
     Kochałam balet. Na szczęście moi rodzice uznali, że to jedyne z zajęć jakie wybrałam,  godne księżniczki. Pozwalali mi też od czasu do czasu jeździć konno. W czasie tańczenia mogłam się oderwać od teraźniejszości, od problemów. Byłam wolna jak ptak, szybowałam w chmurach. Nie miałam tylko partnera, z którym mogłabym tańczyć. Czasem go sobie wyobrażałam, mój książe z bajki. Płynęłam z nim patrząc mu głęboko w oczy i uśmiechając się pomimo wycieńczenia. 
     Zrzuciłam kądrę na bok i postawiłam stopy na drewnianej podłodze, przeciągnęłam się, zacmokałam i nieco nieobecnym wzrokiem spojrzałam na tacę. Jajka na miękko, bułki, rogaliki i... gorąca czekolada! Od razu się ożywiłam, czy może być coś lepszego niż gorąca czekolada? Energicznie chwyciłam szklankę i upiłam łyk. Zajrzałam do szafy i po chwilowym zastanowieniu wybrałam niebieską sukienkę do ziemi- taką jaka „przystoi księżniczce” (przynajmniej tak mawiali moi rodzice).

Poszłam do łazienki, ubrałam się i uczesałam w warkocza, po czym przełożyłam go przez ramię. Z zadowoleniem patrzyłam w lustro, bo moje włosy sięgały już prawie do pasa. Z kubkiem w ręku wyszłam na korytarz i po cichu przemykałam się do naszej służby. Upijając łyk weszłam przez białe małe drzwi z tabliczką, na której widniał napis „tylko dla służby”. Na wszystkich twarzach od razu zaistniał uśmiech. Nasza służba składała się w większości z ludzi o ciemnej barwie skóry. Byli to zazwyczaj pulchni ludzie o pogodnym nastawieniu pomimo, czasem, nędznego życia. 
-Witaj Elso!- Odezwała się April, moja ulubienica.
-A co dzisiaj ciekawego na śniadanie?- zapytałam jedną ręką opierając się o blat, a drugą trzymając kubek. 
Wszyscy obecni w pomieszczeniu dziwnie się do mnie uśmiechnęli, a April pokazała nożykiem, którym obierała ziemniaki, na zegarek. 8:15! Wyplułam czekoladę do zlewu, postawiłam kubek na blacie i popędziłam w stronę jadalni. Za sobą słyszałam głośne śmiechy naszej służby. Biegłam co sił w nogach. Przed drzwiami wyhamowałam, wyprostowałam plecy i nieco przygładziłam włosy. Przekręciłam lekko klamkę i weszłam do jadalni. Nasza jadalnia była w purpurowych barwach. Po środku widniał długi stół nakryty zazwyczaj czerwonym obrusem. Przez ogromne okna wpadało światło. Nie przepadałam za tym miejscem. Zawsze panował tam zaduch. Od zapachu skansenu od razu odechciewało mi się jeść. Niestety ani mama ani tata nie lubili zbytnio wietrzyć pomieszczeń. Nieopodal nas zawsze stał ktoś, kto był na skinienie palca przy kimś z mojej rodziny. Zazwyczaj był to Adam. Starałam się go obdarzać promiennym uśmiechem. Moi rodzice nie popierali tak bliskich kontaktów ze służbą, choć szanowali ich ciężką pracę i dawali im należyte wynagrodzenie.  
-Witaj mamo, witaj tato.
Zajęłam swoje miejsce i zaczęłam jeść lody śmietankowe w pięknym, kryształowym kielichu. 
-Elso, dlaczego się spóźniłaś?- zapytał oficjalnym tonem tata.
-Ja...- spuściłam głowę i dodałam ciszej- zaspałam...
-To jedyny posiłek, jaki możemy zjeść razem! Jeśli to się powtórzy będą konsekwencje- dodał ostrzegawczo.
     Spuściłam cicho powietrze i uśmiechnęłam się na myśl o spokojnym posiłku.
Przyszedł czas na naukę baletu. Szybko się przebrałam i zaczęłam się rozciągać. Madame Zolta dawała mi niezły wycisk, ale to jej zawdzięczałam tą wspaniałą technikę jaką ze sobą reprezentuję. Czasami się złościłam, ale potem miałam czarno na białym, że to tylko dla mojego dobra.

Po dwugodzinnym treningu padłam ciężko na łóżko. Dyszałam uśmiechając się sama do siebie. Nagle drzwi trzasnęły, a moim oczom ukazała się Ania. Moja kochana młodsza siostra. Uśmiechała się i usiadła na rogu łóżka.
-No zgadnij! – mówiła skacząc jak mała, podniecona dziewczynka- zgadnij co się stało!
- Hmm...- przybrałam zamyślony wyraz twarzy- chłopak?
-Tak!- wykrzyknęła i rzuciła mi się na szyję.
- Cieszę się, a jak ma na imię? 
-Dave.
-To opowiadaj! – odparłam z uśmiechem na twarzy.
- Przystojny i wysportowany. Do tego mądry i z rodziny królewskiej!
- Och! Ideał!- odparłam mrużąc brwi i kładąc rękę na sercu 
- Jak dobrze mieć taką siostrę! Ok, to ja lecę!
- Leć, leć, strój się!- Anka odwróciła się i pokazała mi język mrużąc przy tym oczy po czym wyszła.
     Och! Anka jest o dwa lata młodsza ode mnie i już umawia się z chłopcami! A ja mam już piętnaście lat i żaden mnie nie chce. Usiadłam wygodniej opierając brodę na pięści. Tak bardzo mażyłam o miłości. O kimś, kto będzie mnie cenił ponad wszystko, kto obejmie mnie czułym ramieniem, gdy będę smutna. Ktoś kto mnie będzie chronił i dawał nadzieję, na którego widok będę się uśmiechać od ucha do ucha. Na myśl którego będę miała „motylki w brzuchu”. 
     Wstałam i wymknęłam się z mojej komnaty. Szłam dyskretnie w stronę drzwi bocznych. Wyszłam przez nie do ogrodu. Och! Jak pięknie było wiosną! Przechadzałam się powoli patrząc na kwitnące róże, pary motyli szybujących obok siebie i niebo błękitne bez żadnych chmur. Przymknęłam oczy pozwalając gładzić swoją twarz promieniom słońca, słuchałam śpiewu ptaków. Spojrzałam w stronę, skąd dochodził śpiew. Siedział tam rząd szpaków iskrzących się na fioletowo w promieniach słońca. Wyglądały jak mali, czarni żołnierze strzegący bram miasta. Z fantazji obudził mnie skrzeczący głos Pani Matyldy- mojej nauczycielki od geografii.
- Co tu Panna robi?! Już 10 minut temu powinnaś być w klasie!

 Przewróciłam oczami i udałam się za nauczycielką. Moi rodzice uważali, że to najlepsza nauczycielka w całym królestwie. Choć uczyłam się dobrze to niechętnie siedziałam na lekcjach. Zresztą tak samo Anka, która ucinała sobie niekiedy drzemki. 
Dobiegł wieczór. Stwierdziłam, że poćwiczę jeszcze troszkę i szybko narzuciłam pointy. Panowała już ciemność, a ja sunęłam po drewnianej podłodze . Wirowałam niczym płatek śniegu nocą. Samotny, gotowy za moment upaść na ziemię. Robiłam szybko obroty, kiedy nagle coś dużego śmignęło za oknem. Nieco przestraszona podeszłam bliżej.


4 komentarze:

  1. Dopiero zaczynam, proszę komentujcie, jestem ciekawa waszego zdania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Juz uwielbiam tego bloga. Oh balet!!!!!! Kocham to!!!! To opko jest tak bardzo oryginalne!!!! I bardzo tez ładnie opisałaś na koncu jej taniec i napisałaś poprawnie pointy i wogóle uwzgledniłaś tu balet!!!!!
    Sama chodzę do szkoły baletowej wiec masz u mnie ogromnego plusa!!!! Pisz dalej!!!
    ~Matylda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromnie się cieszę, że Ci się podoba. A moją inspiracją co do baletu była książka "kwiaty na poddaszu". Tam wszystko jest dokładnie opisane, każdy ruch. Specjalnie dla Ciebie postaram się dodać więcej tego pięknego tańca.

      Usuń
  3. Fajnie napisane : )

    Pozdrawiam
    Nagmerrie

    OdpowiedzUsuń