wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział XXVIII: "Z wizytą w Krainie Niedźwiedzia"

      Wylądowaliśmy na ogromnej, zielonej polanie pełnej nierówności i małych pagórków. Gdzieniegdzie były rozstawione namioty, po naszej prawej stronie, pod lasem widniał rząd tarczy w biało-czarno-niebiesko-czerwonych kolorach, które stały jakby na sztalugach. Zsiedliśmy z Hasai, a ja, dla jej własnego dobra, nakazałam smoczycy odlecieć w jakiejś bezpieczne miejsce, bo nie wiem jak tu traktują smoki skoro gdy tylko usłyszą ryk niedźwiedzia ruszają na jego polowanie. Zaczęliśmy zmierzać ku zamkowi z burej cegły łączącego się z murem takiego samego koloru, który otaczał, domyślając się, główny plac. Wszędzie było pełno zieleni, która dzięki zachmurzonemu niebu miała mocny kolor taki jaki posiadają rośliny w lasach deszczowych. Nie wzbudzaliśmy większego zainteresowania oprócz paru gapiów, którzy dziwnie się na mnie patrzyli otwierając szeroko oczy.
-Widać jesteś tu niespotykaną pięknością...- powiedział Jack mocniej ściskając moją dłoń- ale jesteś tylko moja i jestem zazdrosny- zaśmiał się chłopak po czym jedną ręką objął moje plecy, a drugą wsunął pod moje kolana i wzbił się w powietrze.
Nauczyłam się już, że nie należy się bać lotu z Jack’iem, ponieważ bardzo mnie kocha i nie pozwoliłby, żeby coś mi się stało. Tym bardziej od czasu, gdy wpadłam pod lód i chociaż tłumaczyłam mu, że to nie jego wina, On i tak uparł się przy swoim.
     Wylądowaliśmy na dziedzińcu. Słychać było kłótnie przy straganach, śmiechy dwóch plotkujących kobiet, radosne rżenie masywnych koni i krzyczące w szczęściu dzieci ganiające się między nogami przechodniów,  którzy o mało ich nie zdeptali. Weszliśmy przez duże, drewniane wrota do sali tronowej. Zamek został bardzo skromnie urządzony. Był to nieprzyjemny budynek, który wydawał mi się zimny tak jak jego mury. Ale stwierdziłam, że i tak jesteśmy tu tylko na chwilę w sprawie urzędowej.
-Witajcie w Krainie Niedźwiedzia!- radośnie odrzekła królowa wstając z tronu i rozkładając ręce na boki.
Faktycznie się zmieniła. Pierwsze kosmyki włosów miała spięte z tyłu, a reszta była rozpuszczona. Elinor wyglądała nawet młodziej, choć jej kruczoczarne włosy, niegdyś ściśle wiązane w dwa warkocze, przyozdobiły już siwe pasemka.
-Aaaaa!- usłyszałam pisk- Elsa!
Merida z hukiem odtworzyła wejście i biegła w moją stronę z rozłożonymi rękami.
-Merida!- pisnęłam.
Tak się cieszyłam, że mogłam ją zobaczyć. Z nią także bawiłam się w dzieciństwie i przyznam, że niewiele się zmieniła pomijając fakt, że jej burza rudych włosów była jeszcze większa. Przytuliłyśmy się mocno i zobaczyłam kątem oka jak Jack przewraca swoimi niebieskimi perełkami. Zapewne miał już dość, że z każdym muszę się tak witać. Po długim uścisku Merida udała się na miejsce obok jej ojca, który był pozbawiony jakichkolwiek manier i bardzo go nie lubiłam. Za to jego żona była wspaniale wychowaną kobietą umiejącą składnie się wypowiadać – w przeciwieństwie do jej męża, któremu zawsze mieszały się słowa. Tak kończą się związki z przymusu. Zero w tym miłości. Jest tylko służba państwu i wydanie na świat potomstwa, które przejmie królestwo. 
-Co Was tu sprowadza?- odezwała się królowa.
-Zapewne doszły Was wieści zza morza- rodzina królewska spuściła wzrok- chcę, żebyście pomogli mi odzyskać moje królestwo tak jak mój ojciec niegdyś pomógł Wam.
Po chwili namysłu król poważniej niż kiedykolwiek widziałam odrzekł:
-Zgoda.
-Więc proszę o powiadomienie ludzi, a ja przybędę za parę dni dysponując zarówno moimi pomysłami jak i tymi z sąsiednich królestw, które też zdecydowały się nam pomóc. Państwa też proszę o plany, które moglibyśmy wcielić w życie podczas ataku. Dziękuję za pomoc, zjawię się za kilka dni.
Ukłoniliśmy się z Jack’iem i zaczęliśmy zmierzać ku wyjściu.
-Zaczekajcie!- dobiegł nas głos rudej- Chyba nie myślicie, że Was nawet nie odprowadzę.
Dziewczyna podbiegła do nas z jabłkiem w buzi, na co przypomniał mi się poranny incydent z jabłkiem Jack’a. Merida odprowadziła nas na polanę, na której wylądowaliśmy.
„Już Hasai, tylko spokojnie”. Po chwili zjawiła się przed nami smoczyca, na której widok księżniczka Szkocji była najwyraźniej zafascynowana. Usiedliśmy na grzbiecie Hasai i pomachaliśmy Meridzie.
-Teraz jeszcze gdzieś?- zapytał Jack.
-Nie...- odpowiedziałam- to już wszyscy...
     Kiedy wróciliśmy do bazy North’a, która od jakiegoś czasu była też moim domem czekała na nas niespodzianka, na którą nie miałam ochoty. A był to zaledwie początek tego co miało się stać.
-Jack, Elsa, dobrze, że jesteście- mówił wyraźnie zdenerwowany święty.
-Co się stało?- ściągnęłam brwi.
Weszliśmy z głąb pokoju. Na niebie widniała zorza polarna, która ewidentnie nie pochodziła od strażników marzeń.
-Czeka nas wycieczka...!- mówiła podekscytowana Ząbek zwijając dłonie w pięści i przyciągając do siebie.
-Jack i Elsa na Hasai, reszta ze mną sańmi. Zrozumiano?- powiedział North zarzucając płaszcz i idąc w stronę garażu.
-O nie, nie, nie...- powiedział zając- ja idę tunelami.
-Nie gadaj!- ryknął radośnie Mikołaj i posadził Strażnika Wielkanocy na tylnym siedzeniu.
Ja tymczasem miałam zamiar usiąść na grzbiecie smoczycy.
-Pozwolisz, żebym prowadził- zapytał Jack- nie znasz drogi...
Już chciałam się zgodzić, gdy usłyszałam głośny ryk, który przykuł uwagę wszystkich znajdujących się w pomieszczeniu. „Ani mi się śni!”.
-Nie.- powiedziałam i usiadłam na grzbiecie.
Chłopak tylko westchnął i zaraz po tym słyszałam hałas ruszania sań. Czekała nas podróż, której nie znałam celu i która spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Kiedy wydostaliśmy się z bazy zapytałam Jack’a:
-Dokąd my jedziemy?
-Jeśli jest jakaś inna zorza na niebie to znaczy, że inni strażnicy wzywają swoich lub, w tym przypadku, gdy zorza była złota, wszystkich strażników jacy są.
-A z jakiej okazji?
-Nie wiem.
Po tych słowach chłopaka North swoją kulą odtworzył portal, przez którego przelecieliśmy. Znaleźliśmy się nad lasem, który zachwycał swoim wyglądem. W oddali znajdowała się chatka cała porośnięta mchem i bluszczem. Wylądowaliśmy przed budynkiem, skąd dochodziły radosne rozmowy co najmniej dwudziestu ludzi. Weszliśmy przez małe, drewniane drzwi niczego nie świadomi i nie mający pojęcia co się dzieje. Oczywiście North, Ząbek, Zając i Sandy nie uraczyli nas wiadomością co ma się stać. Czekaliśmy tak niepewni pośród tłumu świetnie bawiących się strażników popijających wino i jedzących przekąski serwowane na tacach. Wreszcie przez duży otwór w dachu, który my też posiadaliśmy, wyłoniła się okrągła, srebrna tarcza księżyca, której promienie padały na wycięcie w podłodze. Po chwili zdobiona kolumna zaczęła się unosić, a na niej widniał zielony kryształ, który bardzo przypominał nasz z tą różnicą, że w bazie North’a był niebieski. Wszyscy ucichli i zafascynowani patrzyli się w stronę święcącego coraz bardziej kryształu.
-Nowy strażnik- wyszeptałam, a Jack mi przytaknął.
W końcu światło coraz bardziej zanikało, a naszym oczom ukazał się wizerunek... Roszpunki?! Mało co nie zemdlałam na ten widok. Złapałam się za głowę i stałam wczepiona w Jack’a podczas gdy inni wiwatowali. W sumie powinnam się cieszyć, ale jakoś nie mogłam w to uwierzyć i dziwnie się czułam. Widać Strażnicy Natury, w których bazie, jak później się dowiedziałam, się znajdywaliśmy mieli lepsze sposoby na sprowadzenia strażnika niż wrzucanie go do worka i przez magiczne portale, co mnie cudem nie spotkało. Wysłali po Roszpunkę białego, pięknego jednorożca, który szybko wrócił z dziewczyną na grzbiecie. Gdy tylko księżniczka mnie zobaczyła przestraszona wtuliła się we mnie.
-Dajcie jej odpocząć, jutro znów zwołamy zebranie- odrzekł wysoki brunet o niebieskich oczach.
-Choć- pociągnęła lekko Roszpunkę jakaś kobieta o burzy czarnych loków i miłym usposobieniu.
-Nie, nie ruszam się stąd. Idę tylko z Elsą.
-To może zabierzemy ją do North’a, a jutro z nami wróci, zgoda?- powiedziałam.
-Zgoda.
Ku mojemu zdziwieniu nikt nie przejmował się zbytnio tym, że Roszpunka jest w dużym szoku i boi się chodź by ruszyć. Wszyscy byli uśmiechnięci i chyba myśleli, że to co tu zobaczyła jest normalne. Byłam zła na strażników natury, że tak ją potraktowali nic wcześniej nie wyjaśniając ani nie omawiając. Dla samego Jack’a, który od dawna był nieśmiertelny to, że ściągnięto go do North’a w worku, zaczęto przed nim wymachiwać pochodniami, a w jego uszach rozbrzmiewał dźwięk trąbek było kompletnym szokiem. Co dopiero dla dziewczyny, która ledwo co odzyskała rodziców i miała lęk przed światem. Zebraliśmy się powrotem. Ja i Roszpunka leciałyśmy na Hasai, a reszta strażników w saniach North’a. Gdy dolecieliśmy na miejsce usadziłyśmy z Ząbek (która w sumie jako jedyna martwiła się księżniczką tak jak ja) Roszpunkę na czerwonej kanapie w salonie, przykryłyśmy kocem i dałyśmy gorącą czekoladę do picia. Wszystkich pozostałych wygoniłyśmy, by dziewczyna nie czuła się zdezorientowana obecnością tak wielu ludzi obserwujących jej każdy krok. Na raz byłam zła, wściekła, pełna współczucia, smutna i troskliwa, bo teraz, gdy Florence opanowała Arendelle i z każdym dniem jest coraz silniejsza, postanowiono wybrać nowego strażnika. Jednak szkoda mi było Roszpunki, w której oczach widziałam czyste przerażenie. Miałam nadzieję, że się uspokoi i dzięki mnie zacznie znów normalnie się zachowywać. Zabrałam dziewczynę do mojego pokoju. Na ten czas Jack musiał wrócić do swojego.
-To mój pokój- szybkim krokiem udałam się na środek pokoju, który był wypełniony odcieniami niebieskiego i okręciłam się kilka razy z rękami wyciągniętymi na boki.
-Łał...- powiedziała Roszpunka odkładając na bok strach.

Pokazałam jej również łazienkę i opowiedziałam jej moją historię wybrania, która, biorąc pod uwagę ówczesne wydarzenia, była dużo lepsza niż ta jej. Z każdym moim słowem księżniczka była coraz bardziej zafascynowana światem strażników i wydaje mi się, że chciała zajmować się naturą, choć jeszcze nikt nie wiedział jaką dostanie moc. Późną nocą, gdy skończyłam moją opowieść strach dziewczyny zdawała się zastąpić pewność siebie. Pozostało tylko mieć nadzieję, że wszystko będzie dobrze.

Heh moje Perełki!
Po pierwsze: wpadłam na ciekawy pomysł, która część osób stosuje na swoich blogach.
Jeśli ktoś chce, niech wymyśli postać, którą chciałby być. Imię, wygląd, wiek,
zachowanie, charakter, może jakaś scena,w której ma wystąpić, wydarzenie, w którym ma brać udział, dialog, słowa, które ma wypowiedzieć.
Do jakiego rodu ma należeć, kim ma być, gdzie ma mieszkać. 
Napiszcie w komentarzach, a ja obiecuję, że prędzej czy później umieszczę Was w 
opowiadaniu. No i zgłoszenia przyjmuję cały czas pod tym postem, nawet dwa miesiące po jego dodaniu.
Po drugie: Proszę o głos w ankiecie na samej górze.
Po trzecie: Pojawił się kolejny blog w moim wydaniu.
Jest już wstęp i prolog, więc zapraszam zainteresowanych.
http://kwiatypokrytepopiolem.blogspot.com/

4 komentarze:

  1. Wow! Zaraz zajrzę na Twojego nowego bloga! A wracając jeszcze do tego. Roszpunka będzie fajną strażniczką i jestem ciekawa jaką dasz jej moc skoro jest strażnikiem natury, choć pozostali są strasznie dziwni... Heh. Życzę Ci by pogoda za oknem nie przygnębiała za bardzo i by twoje opowiadania dalej sprawiały, że czuję, iż zaczyna świecić słońce :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. Mam Internet! Będę mogła czytać, ale niestety rozdział będzie jak wrócę. Pozdrawiam z Ustronia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jej! Roszpunka będzie strażniczką! Juhu! Świetny rozdział!
    Hmmmmm z dodaniem postaci to mnie zaciekawiłaś! Ja się zgłaszam! To tak:
    -Chciałabym mieć na imię Luna. Mam włosy w kolorze ciemnego blondu, oczy duże, turkusowo-błękitne, cerę mam zawsze bardzo jasną. Ubraną w błękitno-biało-granatową (czyli tak, że góra jest śnieżnobiała, potem zaczyna wpadać w błękit, a na końcach granatowy) baaaaardzo zwiewną suknie zrobioną z lodu i szronu do kolan całą obsypaną kryształkami lodu (zaraz do tego dojdę) przez co bardzo ładnie się błyszczy. Będę chodzić boso (bo nie przepadam na butami :) ) Włosy sięgają mi do pasa i są bardzo miękkie i puszyste. Niech będą one pofalowane i spięte dwoma pasmami u góry (chyba wiesz o co mi chodzi) , a na prawym nadgarstku może być bransoletka z błękitnych i granatowych diamencików. Zachowanie typowe jak Jack, czyli na luzie, jestem też zabawna i szalona. Dla informacji (takich dodatkowych) chodzę na aikido (taka sztuka walki XD) Skoro Strażnicy Natury wybrali nowego strażnika, to niech strażnicy marzeń wybiorą mnie na nową strażniczkę! Mogłabym mieć moc lodu? Taką jak Elsa? Wierz mi czy nie, ale jeszcze przed powstaniem krainy lodu marzyłam o takiej mocy! Chciałabym być najlepszą psiapsiułą naszej Jelsy!
    Pewnie proszę o dużo, ale taka już jestem XD, Jak coś to napisz na Hangout! Czekam na twoją odpowiedź! PAPA!

    OdpowiedzUsuń
  4. Roszpunka zostanie strażniczką! Roszpunka zostanie strażniczką!
    Świetny rozdział.
    Ja również się zgadzam z dodawaniem postaci. Wiesz jak mam na imię ;)
    1.Wygląd: Bardzo ciemne brązowe włosy do połowy pleców lekko kręcące się na końcu zaczesane na lewą stronę. Duże zielone oczy, gęste i długie rzęsy. Wysoka. Długie chude nogi, wcięcie w talii. Paznokcie migdały, pomalowane na miętowo z wzorkami niebiesko-biało-granatowymi. Piękne białe skrzydła.
    2. Ubranie: Miętowa sukienka nad kolana z przodu, z tyłu ciągnie się po ziemi jak u panny młodej. Bez ramiączek, dekolt w serce. Kiedy wieje wiatr wygląda jak falująca woda. Białe 15 centymetrowe szpilki, w ręce długi pędzel którym w powietrzu mogę malować wodą.
    3. Charakter: Cierpliwa ,ale gdy już się zdenerwuje to nie odpuszczę szybko. Rzadko uśmiech na ustach, jednak czasami się zdarza. Potrafię dogadać się z każdym.(Tak, to nie charakter). Miła, wredna, dokuczliwa.
    4. Towarzysz: Prześle Ci zdjęcie na e-mail
    5.Pochodzenie:Księżyc. Bezpośrednia córka Księżyca.
    6. Zamieszkanie: Mój dom jest wszędzie. W cieniu lasu. W morzu, jeziorach, strumykach.
    8.Zachowanie: Często schowana w cieniu.
    No i to tyle. Dialogi, wydarzenia itp do Twojej dyspozycji.
    Pozdrawiam gorąco i czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń