poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział XXV: "Nie ma sprawy"

     Siedzieliśmy tak w jadalni jeszcze jakieś dwie godziny. Wypiliśmy jedną butelkę czerwonego wina, którą z wprawą odtworzył Zając. North radośnie rozlewał napój do lśniących kieliszków nieco zwężających się ku górze, a gdyby się je odwróciło wyglądałyby jak manekin bez głowy z piękną, rozkloszowaną suknią. Ale najbardziej na piciu wina ucierpiał obrus, który był przyprawiony czerwonymi plamami, wysmarowany tłuszczem i nafaszerowany resztkami jedzenia. Skończyliśmy ucztę około dwudziestej pierwszej. Zostałam z Ząbek, żeby posprzątać, a reszta poszła do salonu. 
-Kochasz Go, prawda?- odparła swoim spokojnym i ciepłym tonem.
Spojrzałam w stronę Jack’a siedzącego na czerwonej kanapie i żywo rozmawiającego o czymś z Zającem. Często się kłócili, ale to była tylko oznaka ich wzajemnej przyjaźni, której wypierali się jak garbaty krzywego kręgosłupa- przeczyli, ale wszyscy i tak wiedzieli swoje.
-Tak, i to bardzo...- odpowiedziałam i uniosłam kąciki ust.
-Widać...- Ząbek również posłała mi delikatny uśmiech.
Kiedy sprzątnęłyśmy było po dwudziestej drugiej, więc wszyscy zdecydowali się przenocować u North’a. Na strażnika marzeń najpierw wybrany został Piasek, który rozproszył ciemność i pokonał Czarnego Pana w średniowieczu. Następnie pojawił się Mikołaj, później Zając, potem Ząbek no i w końcu mój Jack. Choć North został wybrany jako drugi to w jego domu znajdowało się miejsce wszystkich spotkań strażników marzeń i każdy miał tam swój pokój, w którym mieszkał zaraz po tym jak Księżyc powołał go na strażnika. Na własny dom trzeba było sobie zasłużyć długimi latami dobrej pracy, dlatego każdy już zakorzeniał się u North’a i urządzał pokój wedle własnego gustu, a potem ciężko mu było się rozstać z tym magicznym miejscem. Na drugim piętrze znajdował się korytarz, który z jednej strony miał wolną przestrzeń przegrodzoną tylko drewnianymi kolumnami, przez którą było widać ogromny globus i resztę Sali Głównej. Na drugiej ścianie korytarza w kształcie okręgu, który otaczał całą bazę znajdowały się drzwi do pokoi strażników. Każdy miał swój choć ja i Jack w zasadzie korzystaliśmy tylko z mojego. Kiedy skończyliśmy udałyśmy się do salonu.
-No, już koniec, chodźcie.- powiedziałam radosnym tonem.
Wszyscy wstali z czerwonej kanapy i razem ruszyliśmy na górę. Żegnaliśmy się na korytarzu pośpiesznie dodając ostatnie słowa swoich opowieści i znikaliśmy za drewnianymi drzwiami, gdzie każdy miał swoje małe królestwo. Ja i Jack weszliśmy do mojego pokoju, który kiedy tylko poczułam się lepiej znów przerobiłam na jeden wielki błękit, by sterylność mnie już nie przytłaczała i nie przypominała mi tamtych okropnych dni. Poszłam wziąć szybką kąpiel.
-Jack...- odparłam stojąc przy łóżku i pocierając niebieskim ręcznikiem moje mokre włosy.
-Hm?
-Chciałabym jutro wybrać się do Anny...
-Nie ma sprawy, o której lecimy?
-My?- byłam zaskoczona tym, że Jack chce ze mną lecieć.
-Tak, my- odparł wstając z łóżka.
Chłopak podszedł do mnie powoli i delikatnie mnie przytulił, a potem odsunął się trzymając w dłoniach moje drobne ramiona na długość rąk.
-Ostatnio puściłem Cię samą i jak na tym wyszedłem? Na krok Cię nie odstąpię...
Nie wiedziałam co powiedzieć, ale Jack miał rację.
-A do łazienki mogę iść sama?- zaśmiałam się.
-Nie!- wykrzyknął radośnie chłopak i gwałtownie wziął mnie na ręce po czym zaniósł do łazienki i postawił na zimne kafelki, którymi była wyłożona podłoga.
Umyłam się już, więc było mi obojętne czy był czy nie. Zgarnął szczoteczkę i zaczął myć zęby kiedy ja z bólem w oczach próbowałam rozczesać włosy. Kiedy skończyliśmy wyszliśmy z łazienki z szerokimi uśmiechami na twarzy.
Kiedy Jack już wygodnie ułożył się na materacu ja pobiegłam do łazienki, żeby schować kosmetyki i moją sukienkę, którą tam zostawiłam. Potem musiałam jeszcze pochować szczotkę do włosów, która leżała na komodzie.
-Długo jeszcze?- powiedział Jack przewracając się na łóżku jak zniecierpliwione dziecko.
-Już zaraz.
Przypiłowałam jeszcze zadartego paznokcia i zaplotłam włosy w warkocz.
-No, nareszcie- powiedział uśmiechnięty chłopak kiedy przykryłam się kołdrą.
Wtuliłam się mocno w tors białowłosego i nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam.
      Nazajutrz kiedy zjedliśmy śniadanie pobiegliśmy z Jack’iem do pokoju, żeby się zapakować. Ubrałam wygodne spodnie, puchatą, białą bluzę i kryte, białe, wiązane buty na platformie. Uczesałam się w wysokiego kucyka i złapałam brązową torebkę przez ramię. Spakowałam tam perfumy, szczotkę, pomadkę, pilniczek i dwie paczki chusteczek na wszelki wypadek, gdyby białowłosy dostał od gorąca krwotoku z nosa.
-Gotowa.
-Gotowy.
I ruszyliśmy w stronę wyjścia trzymając się za ręce. Udaliśmy się do garażu na sani North’a, gdzie była Hasai. „Witaj Elso”. „Witaj” odpowiedziałam radosnym tonem gładząc smoczycę po pysku. „Weźmiesz nas oboje?” zapytałam z nadzieją. „Oczywiście”. Wsiadłam pierwsza, a za mną Jack, który objął mnie w pasie. „Ruszamy!”. Zimne powietrze gwałtownie uderzyło w moje barki i nieco przechyliłam się do tyłu. „Do Roszpunki” odparłam po kilku sekundach lotu. Minęliśmy klucz łabędzi lecących na południe, których ruch skrzydeł tworzył rytmiczny świst przyjemny dla uszu. Wylądowaliśmy na dużym placu wyłożonym brukową kostką. Przy większym podmuchu powietrza z drzew spadały pomarańczowe, czerwone i żółte liście, które przez kilka sekund tańczyły na wietrze, a potem z gracją opadały na ziemię. Ostre barwy jesieni doskonale kontrastowały z bezchmurnym, błękitnym niebem. Doszedł mnie zapach jabłecznika wydobywający się z pobliskiego domu. Razem z Jack’iem wzięliśmy głośny, głęboki oddech, by jak najwięcej tego cudnego zapachu wypełniło nasze małe noski. Ruszyliśmy w stronę dużego zamku zbudowanego z szarej cegły (taka w ogóle istnieje? XD- dop, aut.). Na szczycie wież pięły się tuziny fioletowych dachówek pięknie kontrastujących z bluszczem, jaki obrastał północną ścianę i dosięgał do okiem trzeciego piętra. Weszliśmy przez drewniane, ogromne wrota, jakie odtworzyli nam mężczyźni w żółto, czerwono zielonych mundurach. Obaj mieli wąsy, które czyniły ich podobnych do baśniowych żołnierzy. Szliśmy długim korytarzem wprost do Sali Tronowej, do której prowadziły jasne, drewniane wrota ozdobione żelaznymi, czarnymi zawijasami. Kiedy drzwi się przed nami odtworzyły przeszliśmy jeszcze parę kroków i ukłoniliśmy się królowi i królowej.
-Witamy, co Was tu sprowadza?- odparł władca tej krainy.
-Chciałabym zobaczyć się z Anną. Zapewne słyszeliście, że mój ojciec zginął, a rządy w Arendelle przejęła Florence.
-Tak, niestety- odparła kobieta już nie z taką wyniosłością i dumą lecz smutkiem.- Anna jest obok pokoju Roszpunki. Słudzy Was tam zaprowadzą.
-A, jeszcze jedno- nieśmiało podniosłam ręce kiedy zbliżyło się do nas dwóch mężczyzn. –czy podejmą państwo walkę o moje królestwo. Mój ojciec pomógł Wam odzyskać córkę, proszę, pomóżcie nam.- wręcz błagałam.
Władcy spojrzeli na siebie i porozumieli się wzrokiem.
-Dobrze- powiedział władca- masz rację Elso.
-Dziękuję, potem przylecę jeszcze raz i omówimy szczegóły.
W odpowiedzi dostałam tylko skinienie głowy i mogłam spokojnie odwrócić się i udać do siostry. Szliśmy korytarzem za dwoma mężczyznami prowadzącymi nas do Anny. Wreszcie przystaliśmy przy purpurowych drzwiach, na których były namalowane piękne, kwiatowe wzory, ku mojemu zdziwieniu, charakterystyczne dla naszego kraju. Zapukałam nieśmiało i zaraz potem ktoś pewnie i głośno powiedział:
-Proszę!
Powoli uchyliłam drzwi i spojrzałam na Annę siedzącą na łóżku i przeglądającą album ze zdjęciami. Siostra odwróciła głowę i zaraz przeniosła ją na dawne miejsce, ale chyba dopiero wtedy doszła do jej umysłu wiadomość kogo widzi. Znów odwróciła się i szybko do mnie podbiegła rzucając mi się na szyję.
-Elsa!- zaskoczona dopiero po kilku sekundach odwzajemniłam uścisk.- Jak miło Cię widzieć! Tak się cieszę, że nic Ci nie jest!
-I ja również, nawet nie wiesz jak się o Ciebie martwiłam...

Hej Perełki!
Nareszcie! Teraz rozdziały będą dodawane systematycznie co dwa dni.
7 komentarzy = następny rozdział



6 komentarzy:

  1. Uuu wysoki próg XD Na pewno tyle będzie komentarzy jak i nie więcej.
    Rozdział super! Dobrze, że Ani nic się nie stało, a na szczęście królestwo Roszpunki przyjdzie na pomoc Arendelle. Oby ta decydująca bitwa poszła w dobrą stronę i nikt z głównych i innych ważnych bohaterów nie ucierpiał... Pozdrawiam Cię cieplutko i czekam na ciąg dalszy :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zwykle oczarowałaś mnie swoim rozdziałem. To słodkie, że Jack tak troszczy się o Elsę... Oooo...
    Jak już odbiorą Arandelle tej całej Florence to niech zostawią ją na czubku Lodowego Wierchu! Albo na zimne tortury!!!!!!! Tak żeby zapamiętała jak to jest zadzierać z Elsą!
    Pisać te komy!! Ja chcę następny rozdział!
    Weny!♥

    OdpowiedzUsuń
  3. No Anka na pewno się stęskniła i będzie teraz próbowała udusić Else XD. Rozdział super i czekam niecierpliwie na następny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział! To jest takie Swiiiiiiiiiiiittttttttt! Uwielbiam i czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  5. Cala butelka wina xd ale maja spust xd
    super rozdzial ;)
    Czekam na nexta
    Pozdro i WENY!!"

    OdpowiedzUsuń