poniedziałek, 28 grudnia 2015

Rozdział XLIX: "Elso, odwiedzaj nas czasem"

Z perspektywy Jack’a
     Odkąd tylko w bazie zaczął unosić się zapach ciasteczek, a na belach zostały zawieszone łańcuchy myślałem tylko o tym jak wspaniałe będą w tym roku Święta Bożego Narodzenia. Na Wigilię miało przyjść około 15 osób, więc zapowiadało się ciekawie. Oczywiście bez North’a, bo był to dla niego najbardziej zapracowany dzień w roku. Jednak Staruszek nie mógł się go doczekać tak samo jak my pomimo faktu, że nie miał możliwości spędzenia go w gronie najbliższych.
     Nie dziwię mu się. Radość dzieci jest czymś nieopisanym. Uśmiech, jaki wkrada się na ich usta, często ukazując ubytki w zębach, jest warty milion dolców i tysiąc słów. To najlepsze co może człowieka w życiu spotkać – szczęście dziecka. Nigdy nie pomyślałbym sobie, że ta praca jest taka wspaniała.

Z perspektywy Elsy
     W końcu zdecydowałam, że Wigilię spędzę w Arendelle. Z samego rana z Anną przystroiłyśmy ogromną choinkę w sali tronowej. W związku z tym, że liczyła ona sobie dobre 6 metrów musiałyśmy wieszać bombki na drabinach.
-Ale królowo! To służba zawsze stroiła choinkę! Królowej może coś się stać! I księżniczce tak samo!
-Oh! Dawid, nie przesadzaj! – krzyknęłam - lepiej byś mi pomógł i przyniósł tamte czerwone bombki – powiedziałam już z uśmiechem i wskazałam palcem na zielone pudełko leżące na podłodze.
      Ostatecznie tegoroczne, świąteczne drzewko było cudne. Całe iskrzyło się na żółto i czerwono, a ogromny, biały aniołek na samym szczycie sprawiał, że na jego widok od razu się uśmiechałam. Byłam zadowolona z faktu, że jednak zdecydowałam się zostać w Arendelle. Na wieczorną kolację zaprosiłyśmy wszystkich chętnych poddanych i wcale nie zamierzałyśmy stać tak jak niegdyś mama z tatą przy tronie i witać gości. Chciałyśmy ubrać się ładnie, ale bez przesady i usiąść z wszystkimi. Podzielić się opłatkiem z znajomymi i zjeść tyle uszek, ile tylko dało by radę. Nie zamierzałyśmy ściskać się gorsetami i non stop siedzieć prosto. Chciałyśmy się śmiać aż będą bolały nas brzuchy i jeść to, na co miałyśmy ochotę.
     Na Wigilii było cudownie. Spotkałam się z moją ukochaną April, o którą bardzo się martwiłam i Julią, która była niegdyś moją pokojówką. W rogu sali tronowej wznosiła się ogromna choinka, na którą, zgodnie z tradycją, każdy gość musiał powiesić choć jedną bombkę. Wznosiliśmy uroczyste toasty, a okazji do świętowania było wiele. Dostałam od Anny srebrną bransoletkę – taką, która pasowała do mojego wisiorka w kształcie gwiazdy, który kiedyś podarował mi Jack.
     Ja dałam mojej siostrze wysokie, czarne buty na obcasie oraz, korzystając z okazji, włożyłam na jej głowę diadem ze srebra i białych pereł, który nasze księżniczki nosiły od pokoleń. Niegdyś ja wkładałam go na uroczystości, ale teraz mam tiarę ze złota, szmaragdów i rubinów, którą miała kiedyś nosiła moja mama.
     Cztery długie stoły były zastawione najlepszym co mieliśmy do tej pory. Zazwyczaj były to dania z ryb i warzyw, które musiały do nas przybyć na statkach. Przez ostatni tydzień kucharki lepiły uszka (nieco im pomagałam), a rano musiały ugotować gar barszczu. Oczywiście dziękowałam im za to na kolanach i powiedziałam, że  wyczaruję im co tylko będę mogła.
    Nigdy wcześniej nie byłam taka szczęśliwa. Prawie sama przystroiłam cały pałac, w każdym zakamarku musiał choć wisieć łańcuch albo aniołek. W moim pokoju obowiązkowo musiała stać choinka, którą sama od góry do dołu przystroiłam. Wieczorem, przed ucztą, położyłam pod drzewkiem kilkanaście prezentów przeznaczonych dla moich przyjaciół. Miałam nadzieję, że North nie zapomni o Arendelle i napisałam mu karteczkę, by zabrał podarunki na północ.
     Po udanej Wigilii, gdy prawie wszyscy się już rozeszli stwierdziłam, że chyba i ja powinnam iść spać. Byłam zmęczona, ale jednocześnie bardzo radosna. Śmiałam się całą drogę pod nosem przypominając sobie żarty i zabawne sytuacje sprzed kilku godzin. Otworzyłam niebieskie drzwi do mojej komnaty i cały czas rechocząc się zamknęłam je i oparłam się o nie czołem. Odwróciłam się i spojrzałam mglistym wzrokiem na ładnie pościelone łóżko i choinkę. Zamrugałam kilka razy. Niemożliwe. Obok bożonarodzeniowego drzewka stali wszyscy moi przyjaciele z północy. Omiotłam ich spojrzeniem. Byłam bardzo zaskoczona.
-Witaj Elso – odezwała się Pauline.
Dziewczyna była ubrana w siwe spodnie i czarny sweterek, a na to srebrny wisiorek w kształcie księżyca.
-Ale...
-Ty nie przyjechałaś do nas, więc my przyjechaliśmy do Ciebie- odparł Jack wyprzedzając moje pytanie.
-A – Ale...- zająkałam się przez chwilkę, ale potem zamknęłam usta i uśmiechnęłam się delikatnie.
Crystal wyciągnęła w moją stronę ręce i zaczęła się do mnie zbliżać. Moje wargi rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Rozpostarłam ramiona i podbiegłam do czarnowłosej, a potem mocno ją uścisnęłam. Przywitałam się z wszystkimi po kolei, a potem przyniosłam opłatek, żebyśmy mogli się podzielić.
     Dostałam mnóstwo wspaniałych prezentów. Od Roszpunki otrzymałam piękną sadzonkę lapachy czerwonej i obiecała mi, że gdy posadzę ją wiosną to w ciągu tygodnia wyrośnie na trzymetrowe drzewo. Od Amelii dostałam szklaną kulę z domkiem w środku, od Luny miętową bluzkę, od Crystal piękną klamrę do włosów, od Liv torebkę, od Pauline pierścionek, od Iri cały koszyk olejków do kąpieli, od Anastazji bukiet kwiatów, od Wróżki, Zająca i Piaska zestaw kosmetyków, od Jack’a lakier do paznokci i piękną, srebrną szczotkę do włosów, a od Aro nowe siodło dla Hasai. Ode mnie wszyscy dostali ręcznie robioną ozdóbkę lub biżuterię, która bardzo ich ucieszyła. Zwłaszcza moje mieniące się na fioletowo lodowe kwiatki we włosy, które ślicznie wyglądały wciśnięte w warkocz Luny.
     Skończyło się na tym, że wszyscy siedzieliśmy na podłodze i śmialiśmy się. Tylko raz strażnicy zeszli na temat mojej wyprowadzki, ale gdy nic nie powiedziałam ucichli. Była Wigilia – zapewnie nie chcieli się kłócić. Jack zachowywał się normalnie, jakbym była jego starą, dobrą przyjaciółką. Zawsze chciałam, żeby tak było. Tęskniłam za nimi wszystkimi strasznie, moje serce biło jak szalone. Ale, pomimo to, było mi dobrze tu, gdzie byłam.
    Ani się obejrzałam zaczęło świtać i świadoma faktu, że nikomu zapewne nie chciało się wracać zaproponowałam nocleg u mnie.
     
     Ostatecznie wszyscy zostali w moim pałacu przez dwa kolejne dni. Razem jedliśmy śniadanie, tak jak u North;a i wygłupialiśmy się, a wieczorem, w pierwszy dzień świąt zabrałam wszystkich na zwiedzanie. Byłam w swoim żywiole. Cała aż jaśniałam od szczęścia.
     Święta szybko minęły. Ani się obejrzałam, a trzeba było się żegnać.
-Elso, odwiedzaj nas czasem – odparła z uśmiechem Iri zanim zmiażdżyła mnie w uścisku.
-Zgadzam się – uśmiechnęła się Amelia i także mnie przytuliła.
Nic nie odpowiadałam. Byłam pewna, że ich nie odwiedzę chyba, że zrobią zebranie.
Nie wiem dlaczego nie chciałam tam wracać, ale na samą myśl o tym moje serce łomotało głośniej niż kopyta koni uderzające o bruk.
-Pa? – z zamyślenia wyrwał mnie głos.
Przede mną stał Jack z lekko rozpostartymi ramionami. Przeraziłam się nieco.
-Pa – wyciągnęłam szybko rękę w jego stronę.
Chłopak lekko zdezorientowany uścisnął ją i wychodząc z pokoju rzucił szybkie „do zobaczenia”
    Mieszały się we mnie wszystkie możliwe uczucia. Radość, smutek, determinacja, przerażenie, szczęście. Byłam huraganem emocji i mogłam zmieść wszystko na swojej drodze. Łzawiły mi oczy, uśmiechałam się, byłam smutna, a moje serce trzepotało w piersi jak uwięziony w klatce ptak.
    
Z perspektywy Jack’a
   Od pewnego czasu miałem mętlik w głowie. Nie wiem w sumie dlaczego, przecież jasno zamknąłem wrota przeszłości na kłódkę i nie pozwalałem się im otworzyć. Masę czasu spędzałem w pokoju na górze i nieświadomie odpływałem myślami za te drzwi. Ale potem potrząsałem głową i napełniałem się poczuciem winy jak kieliszki trunkiem podczas przyjęcia – systematycznie.
      Systematyka. To było moje słowo. Wszystko robiłem systematycznie, jakby ktoś zaprogramował mnie na dane czynności i kazał wykonywać co jakiś odstęp czasu. Systematycznie kogoś raniłem. Systematycznie o kimś myślałem. Systematycznie chodziłem do tamtego pokoju i systematycznie odpływałem myślami. O tak – to było moje słowo.
     Często patrzyłem w lustro opierając się rękoma o umywalkę. Przymrużałem oczy i dokładnie oglądałem swoją siną twarz. Nie miałem już w sobie tego dawnego blasku, a moje oczy stały się szare jak jesienny krajobraz. Byłem zmęczony, choć nie wiedziałem czym. Czułem się jak wrak człowieka i , nie wiem jakim cudem, ale moja skóra jeszcze bardziej zbledła. Jednak nie była biała jak śnieg, ale szpeciły ją sine nici, które tworzyły dość gęstą sieć.
-Zmizerniałeś...
Dopiero wtedy dostrzegłem w lustrze Lunę opierającą się o framugę drzwi. Patrzyła na mnie z troską i bólem, które starała się ukryć. Ale ja widziałem jak przełyka ślinę i próbuje mówić opanowanym głosem, jak bierze głęboki wdech. Patrzyłem na jej odbicie i dostrzegłem , że zaczyna się do mnie zbliżać. Nagle poczułem dotyk jej delikatnej dłoni na moim nagim ramieniu. Gwałtownie odwróciłem głowę w jej stronę, ale zaraz potem przeniosłem wzrok z powrotem na lustro.
-Jack... Martwię się o ciebie – powiedziała cicho obserwując mnie w odbiciu.
Odwróciłem się w stronę Luny i przywołałem na usta lekki uśmiech. Objąłem dziewczynę w talii. Teraz jej delikatne dłonie spoczywały na mojej klatce piersiowej.
-Nie masz powodów – wyszeptałem przy jej twarzy i lekko musnąłem ustami jej policzek.
Ale ona wciąż patrzyła na mnie z troską. Jej oczy zaszły łzami.
-Hej, hej, hej....- wyszeptałem ujmując lekko podbródek Luny – nie płacz królewno... – powiedziałem miękko. 
Zacząłem delikatnie bawić się jej aksamitnymi blond włosami. Przybliżyłem się jeszcze bardziej do dziewczyny, żeby nasze ciała się stykały i ułożyłem głowę na jej ramieniu. W końcu zacząłem całować delikatnie jej nagi kark. Jej słone, ciepłe łzy moczyły mój policzek. W końcu oderwałem się od niej żeby spojrzeć w jej oczy. Miała twarz całą mokrą od łez, którą wykrzywił grymas cierpienia. Ona cała się trzęsła.
 Ściągnąłem brwi.
-Co się stało? – zapytałem lekko zdezorientowany.
Ale ona nie odpowiadała. Patrzyła tylko na mnie z cierpieniem. Wtedy uświadomiłem sobie na dobre jak bardzo raniłem ją każdego dnia. Ile sprawiałem jej bólu i cierpienia. Ile razy wbiłem jej nóż w serce.
     I wtedy, na zimnych kafelkach w łazience, kiedy patrzyłem na jej zapłakaną twarz, w pamięci mignęła mi scena z przeszłości. Kiedy rozstawałem się z Elsą i oboje płakaliśmy wtuleni w siebie, ze świadomością, że to nasze ostatnie chwile, że to nasz ostatni czuły dotyk i ostatni pocałunek.
Ścisnęło mnie w gardle. Zdałem sobie sprawę dlaczego wybrałem. Dlaczego z nią byłem. Te same jasne włosy... Ta sama delikatna twarz... Ten sam czuły dotyk... To samo zimno... Te same błękitne oczy... Wybrałem ją na jej podobieństwo. Chciałem mieć choć jej część przy sobie, podświadomie zatrzymać. Chociażby mieć do dyspozycji podobną do niej osobę, by móc ją codziennie całować. By nie pogrążyć się tak mocno w udręce, by oszukać serce wzrokiem.
     Wybrałem Lunę na podobieństwo Elsy...
      Teraz to zrozumiałem i byłem tego pewien; chciałem się oszukać, żeby nie cierpieć. Chciałem iść na łatwiznę...

Z perspektywy Liv
     Siedziałam w moim wzorowo poukładanym pokoju przy drewnianym biurku, na którym stała paląca się lampka. Z rogu mebla wyrastało kilka słabych, małych roślinek kwitnących na biało, które były zasługą Roszpunki. Raz na jakiś czas dało się słyszeć deszcz nacinający w okna albo świszczący w murach podmuch wiatru. Miałam skupiony, ale spokojny wyraz twarzy i nakładałam na paznokcie
lakier. W powietrzu wyczuwałam jakieś dziwne napięcie, jakąś ciężką atmosferę, którą można by kroić nożem. Może mi się tylko wydawało...? Wstałam dumna ze swojego dzieła i stwierdziłam, że pójdę do kuchni po szklankę mleka. Chwyciłam okrągłą klamkę i przekręciłam ją, a potem, patrząc ciągle na swoje paznokcie, zamknęłam delikatnie drzwi i postawiłam kilka kroków. Nagle poczułam, że odbijam się od czegoś miękkiego i z ledwością udało mi się nie upaść na ziemię. Podniosłam wzrok i ujrzałam chłopaka o brązowych, kilkucentymetrowych włosach tkwiących w nieładzie, szarych oczach, dość mocnych rysach szczęki, który był ubrany w siwą, cienką bluzę z kapturem i czarne jeansy.
Spojrzałam na swoje paznokcie i zauważyłam, że na dwóch ostatnich palcach lakier jest całkiem rozmazany i ma odciski.
-Ty kretynie! – wydarłam się na niego pokazując przodem swoją dłoń – Wiesz, ile nad tym siedziałam?!
Chłopak wydał się zszokowany.
-Eee.. Em.. Przepraszam... – powiedział lekko zdezorientowany – Ale to ty na mnie wpadłaś i to ty nie patrzyłaś pod nogi – powiedział nieśmiało lekko się uśmiechając.
-Ja?! To – to ty... Ygh!
Odwróciłam się na pięcie i mrucząc pod nosem różne epitety dotyczące tego chłopaka szłam spięta do kuchni. Weszłam do pomieszczenia, chwyciłam butelkę z mlekiem i nalałam sobie zawartości naczynia do szklanki.
-Debil...
Zakręciłam butelkę i wzięłam łyk.

Z perspektywy Elsy
Sylwester minął mi spokojnie. Razem z Anną poszłyśmy na rynek, żeby oglądać fajerwerki. Założyłyśmy śliczne, czarne, koronkowe kreacje i wysokie buty. Mocno się pomalowałyśmy i pokręciłyśmy włosy – chciałyśmy wyglądać bosko.
-Elso...?
-Hm? – mruknęłam dalej wpatrując się w niebo.
-Wiesz.... Cieszę się, że przyjechałaś. Nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłam... Dziękuję, że tak się mną zajmujesz i jesteś dla mnie taka kochana. Czasem mam wrażenie, że na za dużo mi pozwalasz.
-Anno... – powiedziałam trochę ciężko i przez chwilę na nią spojrzałam, a potem znów przeniosłam wzrok na czyste, atramentowe niebo usłane diamentami- Wiem, za czym ja tęskniłam kilka lat temu. I wiem też, że nie jesteś dzieckiem. Ja też w twoim wieku już nim nie byłam. Nie mogę ci pozwalać na wszystko, i mam nadzieję, że to rozumiesz, ale chcę dać ci choć część wolności jaka ci się należy. Widzisz, gdyby nie Jack... siedziałabym nadal samotna w tym wielkim pokoju, zmęczona rolą jaką miałam odgrywać. Mam nadzieję, że Kriss jest podobny do Jack’a...
-Ale teraz nie jesteście razem? – nie wiem czy było to pytanie czy twierdzenie.
-Nie.. – szepnęłam, a z moich ust wydostał się pióropusz pary, który wzniósł się ku górze – Los płata różne figle – uśmiechnęłam się lekko, a moje oczy zaszły łzami – Widocznie tak miało być- zrobiłam kilkusekundową przerwę- Ale póki co... zrobię wszystko, by rodzice byli z nas dumni...  – po moim policzku spłynęła jedna łza, a potem opadła na bluzkę.

     Siedziałam spokojnie w mojej komnacie przy białym biurku wykonanym w barokowym stylu skrobiąc coś piórem na pergaminie. Dmuchnęłam w górę próbując odgonić niesforny, biały kosmyk przysłaniający mi widok. Był czwarty stycznia i nic nie zapowiadało, że ten dzień będzie jakiś niezwykły. Wstałam lekko zdenerwowana i poszłam szybko do łazienki. Przykucnęłam obok białej szafki i pociągnęłam za złoty uchwyt. Wyjęłam błękitne pudełko i zaczęłam szukać w nim spinki, którą po chwili przymocowałam kosmyk do reszty włosów. Wróciłam do pracy i założyłam nogę na nogę. Ktoś zapukał do drzwi.
-Proszę – powiedziałam łagodnie nie odrywając wzroku od pergaminu. Dopiero gdy słyszałam trzask zamykanych drzwi wolno przeniosłam spojrzenie na mężczyznę.
-Dzień dobry Wasza Wysokość.
-Dzień dobry Filipie. Co cię tu sprowadza?
-Ktoś do Waszej Wysokości przyszedł.
-Oh... – westchnęłam – Pewnie znowu ktoś proszący o pracę.
Wstałam i zaczęłam zakładać buty na wysokim obcasie. Pognałam do łazienki i szybko rozpuściłam włosy związane dotąd w ścisły warkocz. Otworzyłam szafę i narzuciłam na plecy biały płaszcz zapinany pod szyją szmaragdową broszką.
-I jak? – zapytałam.
-Wasza Wysokość jak zwykle wygląda olśniewająco – starszy mężczyzna ukłonił się lekko i uśmiechnął.
Gdy wyszłam z mojej komnaty lokaj gdzieś zniknął. Szłam szybkim tempem w stronę sali tronowej kiwając tylko głowami do tych, którzy mi się kłaniali. Przed wielkimi, białymi wrotami wyprostowałam się, wzięłam wdech i dałam znak, by strażnicy odtworzyli drzwi.
-Elsa?
Uszło ze mnie całe życie. Zacisnęłam mocno szczękę i szłam prosto przed siebie z kamienna twarzą nawet nie obdarzając ]chłopaka spojrzeniem.
-Elsa, przyszedłem do ciebie, bo chciałem z tobą porozmawiać. Wiesz...
Chłopak chciał skończyć, ale gdy zobaczył moją reakcję – zrezygnował. Weszłam po kilku schodkach i zasiadłam na tronie kładąc ręce na podparciach w ten sposób, że dłonie swobodnie zwisały z ich krawędzi. Przez kilka sekund patrzyłam prosto przed siebie, a potem kiwnęłam do straży głową, żeby opuściła pomieszczenie. Dopiero wtedy przeniosłam wzrok na Jack’a.
-Słucham – odparłam spokojnie.
-Chciałem z tobą porozmawiać...
-Proszę – weszłam mu w słowo.
-Ale... na osobności.
-Jesteśmy sami – powiedziałam lekceważąco.
-Eh...
Białowłosy spuścił głowę i zbierał siły, a potem przeniósł na mnie wzrok. Zawsze tak robił.
-Ja i Luna... – chłopak zrobił kilkusekundową przerwę – rozstaliśmy się.
Zatkało mnie, ale nawet nie drgnęłam.
-I co w związku z tym? – mój głos nieco zadrżał.
Skarciłam się w myślach.
-Elso... nie wiem jak mam ci to wytłumaczyć... Coś się ze mną dzieje. Nie wiem co – białowłosy przełknął głośno ślinę – ale... ale ja cię kocham...
Podniosłam się gwałtownie.
-Nie chcę tego słuchać – odparłam władczym tonem mrugając usilnie, żeby łzy, które zebrały się w oczach nie spłynęły po policzkach.
Zaczęłam zmierzać do wyjścia.
-Elsa! Zaczekaj!
-Zostaw mnie. – rzuciłam przez ramię otulając się ramionami.
-Proszę...!
Nie kontrolowałam już łez.
-Nie! Odejdź! – krzyknęłam błagalnie.
Było już dobrze, a on jak zwykle wszystko zepsuł. Miałam już nadzieję, że wszystko się ułożyło, że przeszłość nie będzie mnie już nękać, ale najwyraźniej się pomyliłam. Musiałam uciec.
Jack złapał mnie mocno za nadgarstek.
-Wysłuchaj mnie! – krzyknął.
Zamarłam. Łzy przestały spływać po policzkach. Odwróciłam się w jego kierunku. Chłopak oddychał głęboko, patrzył w podłogę, a potem przeniósł na mnie swój wzrok.
-To ja jestem tu królową – powiedziałam chłodno i wyprostowałam się – i to ty masz słuchać mnie! – wyrwałam nadgarstek z uścisku i pognałam do wyjścia. Wrota się za mną zamknęły, a ja zsunęłam się po nich plecami jak małe dziecko i ukryłam twarz w dłoniach.
-Co ja najlepszego narobiłam...- szepnęłam cicho. 


Hej Moje Perełki!
Mam nadzieję, że Święta Wam miło minęły, a ja swoim rozdziałem Was nie zawiodłam. 
Tym dość mocnym akcentem kończymy zapewne rok ^^ 
W styczniu powinien pojawić się kolejny rozdział. Dziękuję za komentarze i za to, że ostatni post miał ponad 700 wyświetleń :*:*:*:*:*
Jesteście wszyscy naprawdę kochani!
Pozdrawiam i życzę wystrzałowego sylwestra!!!



26 komentarzy:

  1. Ło boziu już lecę czytać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i kolejny cudowny, świetny, piękny, wspaniały rozdział! Mega! na hangu mi marudzisz ze beznadziejny! Oh, przestań! Świetnie piszesz i kropka.
      No. Siem wściekłam xD Nie ruszać mych pazurków! >;D Heheh
      Biedna Elsa, biedny Jack. :C Luna z resztą też. Jack się nią po prostu bawił. :C
      No... Nic więcej nie napiszę bo jak wiesz spieszę się- zaraz wychodzę z domu. Wybacz! :*
      Buziaki, kochana! Weny! Zdrówka!
      (miło minęły, miło :*) Super sylwestra! :* :* :*

      Usuń
    2. Dziękuję, ale nadal utrzymuję, że pierwsza część jest taka sobie.
      No... Lunie też współczuję ♥ Ale postaram się to jakoś jej potem wynagrodzić ;)
      Jeszcze raz wielkie dzięki i pozdrawiam cieplutko :*

      Usuń
  2. Biedna Elsa .... Biedny Jack.... w sumie Jack nie Bo to on rani. Jak zawsze rodziła kochana wspaniały i opisy również. Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy biedni! xd
      Jak ja kocham waszą autokorektę ^^ "wełny" zamiast "weny" , "rodziła" zamiast "rozdział".... hehe...
      Dziękuję i pozdrawiam ciepło :*

      Usuń
  3. Wow! Ile Elsa dostała prezentów XD Święta w tym roku i u Elsy i u mnie można zaliczyć do udanych. Fajnie, że ma takich wiernych przyjaciół, którzy o niej nie zapominają.
    Nie spodziewałam się, że i Jack i Elsa będą tak cierpieć, że nie są razem... Szkoda, że wygląda to jak wygląda.. Mam nadzieję, że popchnie się to w jakimś dobrym kierunku.
    A tak wgl kim jest ten nowy facet w brązowych włosach?
    No nic. Życzę Ci udanego Sylwestra i na Nowy Rok duuuużo pomysłów i jeszcze wiecej weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No no, czasem zazdroszczę tej naszej bohaterce tych wszystkich fajnych kosztowności.
      No cóż, zrobiła się z tego nie lada intryga, trochę dramat, ale chyba do tego cały czas dążyłam, żeby nic nie działo się bez przyczyny.
      O "facecie w brązowych włosach" przekonacie się na pewno co nie co w następnym rozdziale ;)
      Pozdrawiam ciepło i mam nadzieję, że szybko zobaczę u Ciebie kolejny rozdział ♥

      Usuń
  4. WOW....no....tego to ja się....nie spodziewałam. Jack po prostu się mną bawił!? ,,Zakochał się we mnie,, bo tak bardzo przypomniałam mu Else. No, uraziło mnie to w serce, ale.....szczerze, to podejrzewałam, że już przestaje mnie kochać. No cóż, miło było mieć chłopaka, nawet takiego fikcyjnego :'''''(
    Czekam na next, Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, moja biedulko... Ale spójrz na to z innej strony. Gdyby nie Twoja postać nigdy bym na ten pomysł nie wpadła, a uważam go za bardzo udany.
      A Jack'iem się nie przejmuj ;)
      Pozdrawiam cieplutko i dziękuję za komentarz ♥

      Usuń
  5. Rozdział ŚWIETNY !!! Elsa spokojnie wdech , wydech ,wdech , wydech . Już dobrze . A ty Jack JAK MOGŁEŚ !!! Wybrałeś biedną Lunę na podobieństwo Elsy żeby nie cierpieć , a Elsa ?!!!>? CZY TY CHOCIAŻ RAZ O NIEJ POMYŚLAŁEŚ ?>!!!>@>@? CO ONA CZUJE ?!?>! ROZPRAWIĘ SIĘ Z TOBĄ !!! ZOBACZYSZ !!
    PS. Rozdział = Cudo !! *o* Jak ty to robisz ? ?:/ Naucz mnie mistrzu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło ♥♥♥
      Jack debil jeden, do czego ja doprowadziłam? Wszyscy go nienawidzą xd
      Może zacznę zbierać armię przeciwko temu durnemu duchowi zimy...?
      Nie sądzę, żeby ten rozdział był cudem, bywały dużo lepsze, z których byłam naprawdę dumna, ale cóż.
      Jak ja to robię......? W sumie, nie wiem. Nie mam pojęcia, samo wychodzi. Trzeba się po prostu chyba wprawić. Hahaha xd Chyba zacznę robić jakieś kursy czy coś, ale w moich tekstach też jest sporo błędów i braków.
      A tak w ogóle. To weszłam na Twojego bloga. Ładnie dość piszesz, więc myślę, że u Ciebie zostanę ^^
      Pozdrawiam ciepło i będę czekać na kolejny post u Ciebie.

      Usuń
    2. A ja go nie nienawidzę... Ale reszta w moim komentarzu

      Usuń
  6. Już się nie mogę doczekać kolejnego rozdziału ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. El! Ty ciemna maso! Miałaś szansępogodzenia się z Jackiem!! Co ty narobiłaś!?
    Rozdział jak zwykle super.
    Pozdro, weny.

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja będę inna niż wszyscy (jak zwykle zresztą) i postawię się na miejscu Jack'a: Co on musi teraz czuć? Jakie myśli muszą się kłębić w jego głowie? Jak Bardzo Musiała Zaboleć Go Reakcja Elsy? Czuję, że specjalnie w drugiej części nie było perspektywy Elsy... Może chciałaś dać nam do myślenia? Może chciałaś, żebyśmy sami odpowiedzieli sobie na te pytania? Może nie miałaś pomysłu na jego perspektywę? A może po prostu nie miałaś czasu? Albo zwyczajnie Ci się ni chciało? Tego to ja już nie wiem... Może się dowiem, a może nie... Tego też nie wiem... I zaraz wyjdzie na to, że niczego nie wiem XD Ale tego też nie wiem... Dlaczego nie wiem? Nie wiem... Matko... Tak się teraz śmieję, że przeżywam mniejszą traumę po tym rozdziale, niż miałam... I to ja się martwię o twój umysł??? Chyba powinnam o swój XD

    Dobra, już dobra teraz o rozdziale:
    Co do łazienkowego fragmentu:
    Wyobraziłam sobie, jak Jack nagle upada na podłogę (podczas, gdy wszystko sobie uświadomił) a Luna patrzy na niego taka zdziwiona. Postawiłam się również na miejscu Luny i zrobiło mi się niemiłosiernie przykro. Coś czuję, że będzie kolejny wrak człowieka... Powiem Ci ciekawostkę (która pewnie nie jest ciekawa) wiesz, że ja postanowiłam "zniszczyć" (mam nadzieję, że nie byłam tak bardzo bezwzględną wobec mnie jak mi się wydaje) życie Elsy jak pisałam rozdział, w którym gadała z Will'em w lesie. I teraz pytanko: "Dobrze, że tak zrobiłam???" Pytam, bo bardzo się liczę z twoim zdaniem. A wracając do rozdziału (bo coś za dużo o mnie i jest mi z tym źle)
    Nie zgadzam się z Rainbow. Trzeba również postawić się na miejscu Elsy (i tak potem postawiasz się na czyimś miejscu i starasz się uratować pół świata, a świat cie potem ma w * przepraszam za słowo* dupie...)
    To jest dla niej na prawdę trudne: Teraz kiedy już myślała, że jej życie się układa, kiedy jej rany się zagoiły (w jakimś stopniu) kiedy już nie miała poczucia kłującego poczucia winy o to, że jej były (jaki wstyd zapomniałam jego imienia... Zapewne za pięć sekund sobie przypomnę) dopiero co umarł, a ona czuje się "magiczne" w towarzystwie Jack'a... Wraca ten przez którego cierpiała i mówi, że ją kocha, a teraz dla niej najgorszą rzeczą jest to, że odwzajemnia to uczucie. Luna, biedna Luna.... Przeżywała tak wiele cierpień, po to by teraz dowiedzieć się, że chłopak, którego kocha nad życie, był z nią z powodu podobieństwa... Nie wiem czemu, ale czuję, że będzie próbowała się zemścić. Jack- czuje * ponownie przepraszam za słowo * cholerne poczucie winy i braku własnej wartości. Czuje, że wszystkich rani... Czułyście to kiedyś? Jeśli nie to nie pomstujcie na niego. On jest teraz zagubiony... Chyba nigdy jeszcze tak bardzo nie był zagubiony... Czuje się winny, że rani wszystko i wszystkich (tu cytuję) "systematycznie". Czuje, że wykorzystał Lunę i ma wyrzuty sumienia...
    O jeju... To chyba mój najdłuższy komentarz w życiu, a byłby dłuższy, gdybym praktycznie nie spała na siedząco.
    Wikuś, zadowolona z tych komentarzy, bo możesz być "zaszczycona" (mhmm...) bo to chyba najdłuższe w moim życiu. Mam nadzieję, że nie znudziłam. Dobrej nocy. Kocham :* <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam na zmianę przy czytaniu Twoich komentarzy napad szczęścia i płaczu. Uwielbiam czytać długie komy, a jeśli widzę, że na kogoś wywierają one taki wpływ to jedyne czego chcę to doskonalenie się w pisarstwie. Nawet jeśli ktoś ma dość Jack'a, Elsy, Luny czy kogokolwiek innego to mam chociaż dowód, że moje opowiadanie wywiera na nim jakiekolwiek emocje.
      Co do Twojego komentarza - to jest on wspaniały, niezwykły i jestem dumna, że mam taką bystrą czytelniczkę.

      Bardzo się cieszę, że zanim ocenisz stawiasz się na czyimś miejscu - to umiejętność wyniesiona z życia, by nie oceniać tylko z perspektywy, z której się patrzy. Dlatego czasem tak mieszam te perspektywy, żebyście się nauczyli, że to, co przedstawiam nie zawsze musi być prawdą, i nie zawsze skazuje przeciwną stronę od razu za najgorsze.
      Moje opowiadanie ma dużo wspólnego z życiem. Tu nie ma dobrych i złych (no, może poza Florence, ale w życiu też się zdarzają takie wiedźmy), są tylko pośredni, bo nie ma ludzi doskonałych. Elsa i Jack żyją z ogromnym poczuciem winy. Przypominam, że Jack dokonał tego wyboru podświadomie, bo chyba mało jasno to zaznaczyłam w rozdziale. Co by wyście zrobili gdyby to wasz wybranek kilka tygodni temu zmarł, a wam robi się ciepło przy innym chłopaku? Przecież to niedorzeczne.
      Co do tego, że postanowiłaś "zniszczyć" życie Elsy to tak coś podejrzewałam i teraz mam dowód! Buhahahahaha! XD
      Nie no: czy dobrze zrobiłaś? Nie da się na to pytane odpowiedzieć. Możesz to zrobić tylko w odpowiedni lub nieodpowiedni sposób. Czytelnicy zazwyczaj utożsamiają się z bohaterem gdy jest on realistyczny, nie przesadzony i nie jak aniołek.
      Chłopak Elsy, który zginął miał na imię świętej pamięci Jasper [*]
      Oczywiście, że jestem zaszczycona! Prężę się teraz dumnie na łóżku w moich czerwonych pidżamach w czarno zieloną kratkę! XD Bardzo, bardzo się cieszę z tych wszystkich trzech komentarzy. Dziękuję Ci za nie bardzo i jestem świadoma jakie było to poświęcenie, więc ja też dziś wezmę się za nadrabianie strat u Ciebie.
      Pozdrawiam cieplutko ♥♥♥

      Usuń
    2. Jakie poświęcenie! Powiem Ci, że jak zazwyczaj trudno mi sklecić długie komentarze, to te "wypłynęły" ze mnie :D :* <3 ^.^

      Usuń
  9. W drugiej części nie było perspektywy Jack'a*
    Przepraszam za błąd

    OdpowiedzUsuń
  10. Wow! Nooo... to jest... smutne, dziwne? Poprostu inne. Tak mocny akcęt na koniec roku. To ja boję się co będzie na początku 2016! Czekam na nexta:-)
    Pozdrawiam i weny :-* <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Jack! Ty barani łbie wreszcie sobie to uświadomiłeś, tylko dlaczego na niekorzyść Luny! Okey, próbuję Cię rozumieć, no po prostu próbuję jednak wybacz (uwielbiam Lunę) nie potrafię tego pojąć, po raz pierwszy nie potrafię, co się ze mną dzieje!
    Mam świadomość, iż mógł to być nieświadomy i niezamierzony wybór, ale musiałbyś jej to wszystko wytłumaczyć... w jakiś sposób wynagrodzić, aby dziewczyna nie czuła się jak ostatnie ścierwo.
    A ty Elso... no cóż rzeczywiście niezbyt fajnie się zachowałaś w tej sytuacji, ale okey, nie mnie to ocenić xd hahah.
    Jednak i ty powinnaś odbyć poważną rozmowę z Jackiem, ale najpierw zrobić sobie rachunek sumienia :)
    A co do reszty:
    Przygotowania do świąt i radość Elsy z tego powodu świetnie opisana, jeju ten zamek musiał naprawdę przepięknie wyglądać. *_*
    Sporo prezentów, ten gest z koronami świetnie oddaje istotę pokoleń ^^
    Ogólnie rozdział na szóstkę ;) Z resztą jak zwykle!

    Pozdrawiam i życzę weny! <3
    Udanego sylwestra również ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sądziłam, że ktoś aż tak bardzo lubi Lunę, ale cieszę się że zyskała waszą przychylność ^^
      Jack... On sam się zagubił. Ciężko mu się wyplątać z tego co narobił bez poczucia winy. Dobrze chociaż, że zdaje sobie sprawę z tego jaki jest okrutny i próbuje jakimś cudem to wszystko odkręcić.
      Elsa? Nie wiem co ona złego zrobiła, ale ok xd Najgorsze jest gdy nie wiesz, co dokładnie czujesz i myślę, że ona teraz tego doświadcza. Ba! Ja to wiem! XD
      Jezu, a ja się tak martwiłam, że te święta są tak okropnie opisane :* Byłam pewna, że to same nudy.
      Pozdrawiam cieplutko! ♥

      Usuń
  12. Po tym rozdziale mam tak sprzeczne uczucia, że nawet nie wiem, jak je nazwać.
    Według mnie ani Elsa, ani Jack, ani nawet Luna nie jest niczego winna. Tak po prostu chciał los.
    Dobra, zrzućmy to na fatum i mojry, które przędą cholerną nić życia...
    Jack w końcu uświadomił sobie, dlaczego był z Luną ("brawo, geniuszu. Dawno już się tego domyśliłam"). Ale czy to było dla niego dobre? Czy nie lepiej, żeby zakończył historię z Elsą i zaczął od nowa? Wiem, że to blog o Jelsie i sama mega chcę, by byli razem, ale w sumie naszły mnie teraz takie myśli... i nie wiem, co o nich uważać.
    Zaś Elsa... cholera, no, rozumiem ją i to bardzo. Nie chciała rozmawiać z Jackiem, bo choć ona uświadomiła sobie, że warto zacząć wszystko od nowa. Ale czasem słusznie?...
    Kurczę no, nie wiem, co myśleć! Wiem tylko, że zapewne poprę każdą decyzję Elsy, bo każda wydaje mi się równie racjonalna.
    Fragment z lakierem boski :D
    Gorąco pozdrawiam i życzę dużo weny! Johanna Malfoy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama na Twoim miejscu nie wiedziałabym co myśleć. Każdy ma jakąś swoją osobną historię i kierują nim inne impulsy.
      Łooł... No nie pomyślałabym, że ktoś tu nie będzie chciał Jelsy xd Ale teraz się chociaż wszyscy uspokoili i nie dostaję miliona komów dlaczego to ich rozdzieliłam xd
      A Elsa? Ona też sama nie wie co myśli. Sądzę, że kiedy się wyprowadzała nie kierowała nią chęć startu od nowa tylko ucieczki. Do tego Jasper, który umarł jakieś parę tygodni temu, a Elsie robi się ciepło przy innym chłopaku. Gdybym była w takiej sytuacji to zmuszałabym się siłą, żeby uciec od Jack'a i nie mieć poczucia winy.
      Bardzo dziękuję za komentarz :*
      PS. Ja cały czas u Ciebie nadrabiam rozdziały.
      Pozdrawiam ciepło ♥

      Usuń