Z perspektywy Jack’a
Walczyliśmy bardzo długo, a kiedy zobaczyłem,
że Elsa biegnie na górę w głąb zamku od razu ruszyłem za nią. Musiałem jej
pomóc. Niestety była zmuszona pokonać Florence sama. Walka z potworami trwała
długo, kątem oka widziałem, jak czarownica trzyma mocno białowłosą za szczękę i
karze jej na nas patrzeć. Modliłem się w myślach, żeby Elsa jakoś się uwolniła
i ją pokonała. Gdybym tylko miał jak, pomógł bym jej. Ale diamentowe potwory
wciąż nacierały, nie miałem nawet chwili na jeden oddech. Wszystko działo się
tak szybko... I kiedy potwory rozpadły się na małe drobinki dostrzegłem na
podłodze Jasper’a... Z jego dużej rany lała się krew, a On leżał na podłodze ze
łzami w oczach i patrzył w sufit. Podbiegłem do niego ile sił, rzuciłem broń
gdzieś w bok i przyjrzałem się jego ranie.
-Stary,
wszystko będzie dobrze...- powiedziałem pośpiesznie nie wiedząc co robić.
Brunet
powoli odwrócił głowę w moją stronę i przeniósł na mnie swój załzawiony,
wrażliwy wzrok.
-Już
za późno... – uśmiechnął się słabo.
-Nawet
tak nie myśl! Proszę! Nie umieraj!
-Powiedz
Elsie... Powiedz Elsie, że będę szczęśliwy.- zrobił chwilę na oddech- i że ją
kochałem... – jedna łza spłynęła powoli po
jego policzku i roztrzaskała się o podłogę- Niech sobie z kimś ułoży
życie... niech będzie szczęśliwa... – dodał po czym odwrócił głowę.
Patrzył
chwilę bez celu, jakby szukając czegoś w powietrzu. Wolno i płytko oddychał.
Nawet już nie walczył. Wiedział, że jest za późno. Nie mogłem nic zrobić, nie
wiedziałem co robić z rękami, jak postąpić, co powiedzieć...
Umarł...
Patrzyłem
jak wydaje ostatnie tchnienie, jak jego klatka piersiowa opada na zawsze. Przeszły
mnie dreszcze, pierwszy raz w życiu widziałem jak ktoś umiera. Obok mnie zebrał
się wieniec osób opłakujących przyjaciela... W końcu do pomieszczenia wpadła
Elsa. Najpierw była radosna, ale potem uśmiech zszedł jej z twarzy. Bałem się
jej reakcji, ale obiecałem sobie, że ją wesprę, bo zareagowałbym tak samo,
gdyby Luna zginęła. W końcu zostaliśmy tylko we dwójkę przy martwym ciele
chłopaka. Mijały sekundy, minuty,
godziny, ale na rozmyślaniach czas leciał szybko. I w zasadzie analizowałem
całe swoje życie.
Elsa co róż wybuchała panicznym płaczem.
Przyniosłem jej koc, bo cała drżała jakby było jej zimno. W końcu białowłosa
była tak wyczerpana, że choć siedziała to jej powieki się przymykały.
Zauważyłem to i zbliżyłem się do niej, objąłem ją delikatnie, a ona bezwładnie
opadła na moje ramię. Siedziałem tak jeszcze chwilę zapatrzony w ciało Jasper’a.
Wziąłem Elsę na ręce i ruszyłem do wyjścia. Szedłem wolno i patrzyłem wprost
przed siebie z kamienną twarzą, nie pozwalając sobie na najmniejszy gest.
Wyszedłem na dziedziniec, na którym hulał mocny wiatr. Słychać było tylko i
wyłącznie jego mroczne podmuchy. Wzbiłem się wraz z śpiącą Elsą w powietrze i
leciałem w stronę bazy. Wszystko zdawało się strasznie, a po snach Piaska ani
śladu.
Dotarłem do domu, niezdarnie odtworzyłem
drzwi i wszedłem do środka. W bazie było dziwnie cicho, nie słychać było nawet
tego ciepłego dźwięku sypania się złotego pyłu. Udałem się na górę po schodach,
po drodze nie spotkałem nikogo. Wszedłem do pokoju Elsy. Dziwnie mi było tam
wejść, nie bywałem tam od tygodni. Przypomniały mi się stare czasy. Ułożyłem
delikatnie białowłosą na łóżku i przykryłem ją biało – niebieską kołdrą.
Odgarnąłem jej brudne kosmyki z czoła. Patrzyłem tak na nią chwilę. Dawno nie
widziałem jak śpi, brakowało mi tego. Elsa przekręciła się powoli na bok i przykryła
się szczelniej kołdrą. Wypuściłem ze świstem powietrze i udałem się w stronę
pokoju Luny...
Z perspektywy
Elsy
Obudziłam się z ogromnym bólem głowy i gdy
tylko przypomniałam sobie co się wczoraj stało wtuliłam się mocniej w kołdrę
chowając w niej twarz, która zaraz potem stała się mokra od łez. W końcu, po
kilku minutach płaczu, spojrzałam zamglonym wzrokiem na zegarek: 15:18. Nie
obchodziła mnie godzina, chciałam tylko samotności. Chciałam się utopić we
własnych łzach albo zawisnąć na drzewie, byle by tylko znów usłyszeć jego głos.
Przekręciłam się na drugi bok i spojrzałam na okno, za którym szalała śnieżyca.
Nagle usłyszałam skrzypnięcie drzwi, drgnęłam
na ich dźwięk, ale nie ruszyłam się z miejsca.
-Elsa?-
odparła Pauline z nutką zaniepokojenia.
Przewróciłam
się na drugi bok i spojrzałam na strażniczkę zmęczonymi oczyma.
-Przyniosłam
Ci śniadanie- postawiła mi okrągłą tacę na szafce obok łóżka. Nastąpiła chwila
ciszy. Dziewczyna podeszła do mnie i przyklękła obok materaca.
-Jak
się czujesz kochanie? – dotknęła dłonią mojego czoła, jakby miało to pomóc.
-Źle-
wychrapałam.
-Trudno,
żeby było inaczej... – cicho westchnęła- Pamiętaj, że zawsze możesz się do nas
zwrócić. Wszyscy się o Ciebie martwią. A Jack to już w ogóle.- dziewczyna
chwilę jeszcze popatrzyła na mnie ciepłym wzrokiem, a potem oznajmiła – To ja
już idę. A Ty kochanie zjedz chociaż śniadanie, dobrze?
Pokiwałam
lekko głową i obserwowałam oddalającą się postać Pauline. Podniosłam się powoli
na jednej ręce i odgarnęłam z twarzy kilka brudnych kosmyków. Wzięłam głęboki oddech.
Będę się musiała
nauczyć żyć bez niego...
Wstałam
lekko chwiejnym krokiem z zamiarem pójścia do łazienki i zobaczenia swojego
odbicia w lustrze, chociaż nie ciekawiło mnie ono zbytnio. Po porannej toalecie
niemrawo odtworzyłam szafę, wyjęłam z niej wygodne, jasnoniebieskie jeansy i
siwy, nieco brokatowy sweter. Ubrałam się i związałam włosy w niedbały kok
podpinając kilka wystających kosmyków wsuwkami. Usiadłam ciężko na łóżku i
spojrzałam na szafkę nocną, na której stała taca z dwiema kanapkami i zimnym
już kakao. Wzięłam powoli jedną kanapkę i zbliżyłam do twarzy po czym z wielkim
trudem odgryzłam kawałek. Byłam wyczerpana.
Po spożyciu posiłku pościeliłam łóżko. Nie
mogłam nigdzie znaleźć sobie miejsca. Nawet czytanie jednej z moich ulubionych
książek, w której zwykle zagłębiałam się bezgranicznie tracąc poczucie czasu,
nie przynosiło mi ukojenia. Patrzenie w
okno i porządki także nic nie pomagały. Włóczyłam się po pokoju bez sensu. Moje
myśli nagle zajęło miejsce, w którym się znajdowałam. Zaczęłam bez
zastanowienia liczyć ile czasu tam mieszkałam. Minęły miesiące – to był mój dom.
Niedługo miałam się wyprowadzić do Arendelle. Obowiązki i mieszkańcy zajmą mi
czas i nie będę go tracić na użalanie się nad sobą. Zapomniałam już jak
wyglądała moja wielka komnata, w której spędzałam pierwsze chwile z Jack’iem.
Teraz ja będę królową, teraz ja będę rządzić i teraz ja będę ustalać zasady,
które często wprawiały mnie w irytację. Jednak rządy mojego ojca nie były aż
takie złe. W wielu królestwach panowały gorsze warunki niż u nas. Byłam pewna,
że odbudowanie Arendelle zajmie dużo czasu. Ale nie te fizyczne. Mury można
odnowić lada dzień, ale poczucie bezpieczeństwa ludzi i zaufanie będzie się
odbudowywać miesiącami. Tęskniłam za swoim ogromnym oknem przy którym stał
biały kufer przykryty grubym materacem, na którym siedziałam zimą i czytałam
książki. Patrzyłam co jakiś czas na szybę podziwiając płaty śniegu spadające
leniwie na ziemię i upijałam łyk parującej, słodkiej herbaty z cytryną. Tęskniłam
za odczuciem zimna, dzięki któremu miękki koc sprawiał mi nie lada przyjemność.
Coraz bardziej upewniałam się w tym, że chłód wypełniał mnie także od środka.
Wzdrygnęłam się i potarłam dłońmi ramiona.
Wciągnęłam ze świstem powietrze i ruszyłam do drzwi. Chwyciłam niepewnie
srebrną, okrągłą klamkę i po kilku sekundach zastanowienia przekręciłam ją
otwierając tym samym drzwi. Nie wiem co mną kierowało, ale chciałam czymś zająć
myśli, chodźmy zmęczeniem, jakie mogło opanować moje nogi po długiej wspinaczce
po schodach. Dom North’a był większy niż się wydawał. Było tam całe mnóstwo
asymetrycznych, wąskich schodów i malutkich korytarzyków oraz opuszczonych
pokoi. Nigdy nie szwendałam się po tych labiryntach, ale zawsze byłam ciekawa
co tam jest. Stąpałam powoli po skrzypiących , starych schodach patrząc na
pajęczyny okupujące ciasne kąty. Powietrze było rześkie i chłodne, a z moich
ust ulatywały co jakiś czas pióropusze pary. Cisza zdawała się mi kojąca, a
skrzypienie drewna wprawiało mnie w swego rodzaju hipnozę. Stąpałam wąskimi,
krętymi korytarzami myśląc co chwilę, że pewnie się zgubię. Napotkałam pierwsze
drzwi oblepione grubą warstwą kurzu. Otworzyłam je, a moim oczom ukazało się
dość małe pomieszczenie pełne światła wpadającego prze duże, rzeźbione okna. Na
podłodze leżał stary, zniszczony, czerwono – biało – czarny dywan, którego
kolory dawno wyblakły pod warstwą kurzu. W kącie stała ciemna, chropowata,
dwudrzwiowa szafa, na której pająki miały swoje małe królestwo. Obróciłam się
powoli i lekko się uśmiechnęłam zauważając na suficie mały, kryształowy
żyrandol. Ten pokój był przepiękny. Postanowiłam przeszukać inne pomieszczenia.
Zamknęłam drzwi i znów wyruszyłam na wędrówkę po schodach.
Jasper,
Jasper,
Jasper,
Jasper,
Jasper...
To
imię wypowiadałam z każdym krokiem. Tworzyło razem z skrzypiącym drewnem i odgłosem stąpania
pewnego rodzaju melodię. W końcu do rytmu wkradło się kapanie łez na podłogę,
które nie wiem kiedy zebrały mi się w oczach i spływały grubymi kroplami aż do
brody.
Załamanie.
Ból
.
Strata.
Uklękłam
bezsilne na podłodze podpierając się jedną ręką i zaciskając mocno powieki.
Wystarczyła jedna myśl, jedna chwila, jedno słowo, jedno imię... Byłam
wyczerpana. Czułam, jakbym łamała się wpół. Jakby ktoś rozdzierał moje serce.
Zagryzłam mocno wargę i z nieustającym wodospadem łez zmusiłam się do pójścia
dalej. Kolejny schodek, i kolejny... Serce bolało coraz bardziej. Drzwi,
odetchnęłam. Otarłam łzy z policzków łkając cicho. Przekręciłam klamkę i
weszłam do pokoju. Okrągły, biało – czarny dywan. W rogu pomieszczenia stało
podłużne lustro oprawione w grubą, czarną ramę. Przetarłam warstwę kurzu, jaka
na nim spoczywała i zobaczyłam fragment swojego odbicia. Miałam lekko
podkrążone oczy, brudne włosy nie umyte po wczorajszym dniu i kilka niegroźnych
zadrapań. Rozejrzałam się po pokoju. Na środku ściany stała komoda z trzema
szufladami na środku i dwoma drzwiczkami po bokach. Mebel miał długie, wywijane
nogi, białą, chropowatą strukturę i ciemnosrebrne uchwyty w kształcie okręgów.
Przyklękłam przy szafce i odtworzyłam pierwszą szufladę. Walało się w niej
kilka gwoździ i uchwytów. W drugiej szufladzie widniało kilka starych listów,
które z zainteresowaniem wyjęłam. Papier już wyblakł, mało co nie rozsypał mi
się w rękach dlatego delikatnie z nim postępowałam. Data była z przed dobrych
200 lat, a adresatem była Ząbek. Szybko domyśliłam się, że to listy miłosne i
odłożyłam je na miejsce z myślą, że gdybym ja takowe posiadała nie życzyłabym
sobie, żeby ktoś je czytał. Odtworzyłam trzecią szufladę. Był w niej lekko
zakurzony album. Zaciekawione wyjęłam przedmiot i delikatnie odtworzyłam. Na
pierwszym zdjęciu widniał North z splecionymi na piersi rękoma, na których
widocznie było widać tatuaże. Brodacz uśmiechał się sprytnie i musiałam
przyznać, że korzystnie wyszedł na tej fotografii. Kolejne zdjęcia uwieczniały
urodziny strażników albo ich kłótnie czy wyjątkowe zdarzenia. Natknęłam się na
fotografię Jack’a. Ale nie był to ten sam Jack, którego znałam. Wyglądał na
młodszego choć nadal przypominał 17-latka, miał białe włosy, wiec już wtedy był
strażnikiem. Chłopak miał siną karnację i kruchą posturę, był naprawdę
chłopcem. Całkiem nie przypominał teraźniejszego Jack’a o jasnej karnacji,
szerokich ramionach, umięśnionej sylwetce i spokojnym wyrazie twarzy. Teraz był
bardziej dużo męski, stanowczy i spokojny. Nie przypominał już rozbawionego
chłopca z uśmiechem na twarzy i wątłą posturą.
Strażnicy także się w pewnym sensie
starzeli. Ale tyczyło się to tylko tych, którzy stali się nieśmiertelni w
młodym wieku. Ja też z miesiąca na miesiąc nabierałam poważniejszych rysów
twarzy.
Dalej przerzucałam strony oglądając
uważnie każdą fotografię. Nagle natknęłam się na coś zaskakującego. Nie wierzyłam
własnym oczom. Zobaczyłam zdjęcie, na którym jest Luna, Pauline, Amelia, Aro i
Zając. Nikt z nich nie znał się przed zebraniami na tyle dobrze, by robić sobie
zdjęcia. Zaciekawiona przewróciłam następną stronę i zobaczyłam siebie ubraną w
białą, puchatą bluzę i siedzącą przy stole z kubkiem gorącej czekolady w ręku.
Były też zdjęcia ze śniadań, gdzie każdy niemrawo siedział przy stole i mieszał
łyżeczką w kubku. Uśmiechnęłam się delikatnie. Następnie były zdjęcia moje i
Jack’a. W środku śnieżycy, w lato u mnie w zamku, na wzgórzu pełnym kwiatów i w
bazie North’a. Na większości się przytulaliśmy, na niektórych całowaliśmy. Było
to około 20 fotografii. Na końcu widniało jedno zdjęcie Jack’a i Luny jak
szczęśliwi trzymają się za ręce.
Zamknęłam lekko album i odłożyłam go na
miejsce. Byłam zdziwiona. Ktoś musiał ciągle uzupełniać ten album. Może Ząbek,
skoro w szufladzie były jej listy.
Nie chciałam sobie tym zawracać głowy.
Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół po schodach. Na szczęście pamiętałam drogę i
szybko wróciłam do swojego pokoju nie spotykając nikogo po drodze. Usiadłam na
łóżku i głęboko westchnęłam. Było po 22... Poszłam do łazienki i po dokładnym
wyszorowaniu się odpłynęłam w świat snów.
Hej Moje Perełki!
Wiem, że LA jeszcze nie dodałam, ale zrobię to wtedy,
gdy będę miała więcej czasu, a na ten weekend mam dużo nauki i i tak się cieszę, że udało mi się dodać rozdział.
gdy będę miała więcej czasu, a na ten weekend mam dużo nauki i i tak się cieszę, że udało mi się dodać rozdział.
Mam nadzieję, że będziecie dla mnie wyrozumiałe.
Wiem, że wygląd miał być inny, ale nie pasował do tematyki bloga i było tak wszystkiego za dużo.
Jak Wam się podoba? Aniasam, dobrze się czyta?
Pojawiła się też nowa playlista, proszę, napiszcie mi co o niej sądzicie.
To chyba wszystko. Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem, które dodały mi dużo siły!
Czekam na wasze komy i pozdrawiam cieplutko ♥
Jak Wam się podoba? Aniasam, dobrze się czyta?
Pojawiła się też nowa playlista, proszę, napiszcie mi co o niej sądzicie.
To chyba wszystko. Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem, które dodały mi dużo siły!
Czekam na wasze komy i pozdrawiam cieplutko ♥
Ojeju. El jest totalnie dobita. Biedna :C no ale w koncu go kochala, to logiczne że jest załamana. A co z tym listem od Jaspera? Bo albo mi się zdawało, albo w poprzednim rozdziale coś mówił że jak zginie to zostawił list. Z resztą każdy tak powiedział... I Luna, i El, i Jack i chyba Jasper.... No nie wiem. Buziaczki siostrzyczką i życzę weny!!
OdpowiedzUsuńP.S. Czytam na telefonie wiec nie mogę posłuchać muzyki...
UsuńMiśka! Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńDobija mnie myśl, że Elsa straciła kolejną ważną dla niej osobę. Mama, ojciec i Jasper... Mam nadzieję, że kiedyś wreszcie się podniesie...
Ciekawią mnie te zdjęcia... Bo kto je robił? Kto był takim tajemniczym fotografem? (Ząbek miała jakiegoś kochasia? XD)
Co się zmieni teraz w życiu i Elsy i Jack'a? Bo oprócz próby przetrwania po stracie i ogarnięcia ogólnego bałaganu myślę, że będą starać się ułożyć swoje życie na nowo... Czy razem ze sobą? (Byłoby fajnie XD)
Jestem bardzo ciekawa co wymyślisz i już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału!
Weny, czasu i jak najwięcej pomysłów :*
Jaki cudowny rozdział! Tyle uczuć, wszystko tak realistycznie opisane ♡
OdpowiedzUsuńNie lubiłam Jaspera, ale jego śmierć jest taka smutna... Żal mi Elsy, mam nadzieję, że Jack szybko zerwie z Luną i się opamięta.
Gorąco pozdrawiam i życzę weny! Johanna Malfoy :)
Zatkało mnie. Dawno nie czytałam twoich rozdziałów. Jasper umarł, tajemniczy album, Jack. Jestem super ciekawa co będzie dalej, a jednocześnie boje się. Nie zamierzam kończyć, nie tu. Czekam i pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńBiedna Elsa, tak bardzo jej współczuję. Chciałabym ją teraz przytulić i pocieszyć. Jestem też ciekawa co to za tajemniczy pokój............
OdpowiedzUsuńWygląd i Play lista świetna! Czekam na next!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOj no nie, znowu mam ochotę przytulić Elsę... jej ból jest tak realistycznie opisany... naucz mnie tego xd
OdpowiedzUsuńTajemniczy album i zdjęcia... hmm, dodatkowo jej autor... Ciekawe co ukrywa Ząbek ^^
Cudowny rozdział... czekałam i czekałam, a jak zobaczyłam nowy rozdział niemal krzyknęłam z radości ;D
Pozdrawiam cieplutko i życzę weny ;*
Ahh, jaka ta miłość okrutna :v Szkoda mi Elsy, że musi tak cierpieć i nie może cieszyć się zwycięstwem, do którego dążyła tak długo. Powrócą jej obowiązki monarchy, ciekawe jak sobie z nimi poradzi. Tak bym chciała, żeby nie wyprowadzała się z siedziby Strażników! :< Sądzę, że tajemniczy album jest prowadzony przez Pana Księżyca. Listy miłosne Ząbek? Idę o przekonanie, że są od Zająca, ale kto wie, kto wie... ^^
OdpowiedzUsuńCzekam. ♥
Weny, czasu, czasu i czasu!
Wszyscy piszą, że żal im Elsy itp. A mi? Mi bardziej żal Jack'a, bo nie zdaje sobie sprawy z tego, że kocha El, albo zdaje ale nie chce jej tego okazać. El jest smutna,, ale to normalne po stracie bliskiej osoby. Ja osobiście nie lubiłam Jaspera, bo nie było Jelsy. Chociaż była ale z innych imion. Ale ja wolę oryginalną Jelsę. Jack x Elsa. Yhy.
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny. Świetnie opisane uczucia i te takie inne.... (XD) ... no... pokoje, czynności.
Trochę przykro, że nie masz czasu, więc ja ci go będę życzyć.
Życzę ci CZASU, CZASU, CZASU, CZASU, CZASU i CZASU. A i jeszcze WENY x 100.
Pozdrawiam Jelsową miłością.
Przesadziłam? ~Snowmooon
Nie, skądże.~Mózg (ja mam mózg?)
No tak. W końcu to blog o Jelsie. ~Snowmoon
To był sarkazm. ~Mózg
Dobra cicho! ~Snowmoon
PS. Czy tylko mnie bardzo ciekawi tajemniczy pokój i listy miłosne Ząbka?
Hej ;) Chciałabym zaprosić Cię na nowy rozdział u mnie :*
OdpowiedzUsuńGenialny !
OdpowiedzUsuń-Julka
A Ząbek z kim pisała? 0_o
OdpowiedzUsuń