piątek, 2 października 2015

Rozdział XLII: "Bitwa"

     Determinacja wypełniała mnie od środka. Ręce zacisnęły się na wodzach aż do białości. Czułam przyśpieszone bicie swojego lwiego serca dzielnie pompującego krew. Oczy szybko lustrowały każdy gwałtowny ruch. Mięśnie napięły się lękliwie, a usta zacisnęły się w wąską linię. Miałam za sobą tłum dzielnych wojowników gotowych oddać życie za sprawę. Przystanęliśmy naprzeciw wschodniej strony zamku, od której dzielił nas kilometr pustej polany pokrytej zżółkłą trawą. Stanęliśmy w kilku równych rzędach na skraju lasu spowitego jeszcze tajemniczą mgłą. Oddychaliśmy głęboko. Dłonie trzęsły się niepewnie. Serca panicznie trzepotały w piersi jak uwięzione w klatce ptaki. Silni, zdeterminowani, wyszkoleni, gotowi.
     To ja miałam wykonać pierwszy ruch. Nikt nie miał prawa atakować jeśli ja tego nie zrobiłam. Spojrzałam niepewnie na Jasper’a stojącego obok mnie. Chłopak patrzył gotowy do boju na zamek z szarej cegły. Odwróciłam wzrok. Ze świstem wypuściłam powietrze tworząc małą chmurkę pary.
     Zaczynamy...
     Wyszłam kilka kroków do przodu wyprostowana. Rozstawiłam lekko nogi. Przymknęłam powieki zbierając siły. Odsunęłam zgiętą na wysokość twarzy rękę do tyłu rozszerzając palce u dłoni. Gwałtownie wyrzuciłam dłoń do przodu tworząc lodową kulę uderzającą w ściany zamku. Rozległ się huk. Chwilę wszyscy stali w milczeniu. Potem jednak zaczęli się dołączać. Pomarańczowe języki zaczęły trawić mury, a zielone pnącza wdzierały się w ich każdą szczelinę rozsadzając od środka. Słychać było krzyki. Widziałam jak strażnicy ustawiają się na murach. W naszą stronę poleciał grad strzał, których groty świeciły złowieszczo w świetle słabego, wschodzącego słońca. Pauline z chytrym uśmiechem machnęła ręką w powietrzu, a broń zamieniła się w popiół.
     Widziałam ją przez ułamek sekundy, widziałam ją... mogłam przysiądz, że uśmiechnęła się złowieszczo w naszą stronę. A potem zniknęła za murami zamku. Czułam narastający gniew. Dłonie mocno zacisnęłam w pięści. Nagle na horyzoncie zaczęły się pojawiać ciemne sylwetki. Wszystko szło zgodnie z planem.
-Przygotować się!- krzyknęłam przez ramię.
Szli w naszą stronę. Gotowi poświęcić życie za czarownicę tak jak moi wojownicy byli gotowi to zrobić za mnie. Masa czarnych rycerzy w ciężkich zbrojach maszerowała równo w stronę lasu budząc grozę.
-Teraz!- krzyknęłam głośno i ruszyłam w stronę żołnierzy. Pędziłam najszybciej jak mogłam. Chwilę później obok mnie pojawiła się reszta. Rzuciliśmy się na armię z wojowniczymi okrzykami. Lodowy, cienki miecz z łatwością przeszywał gardła przeciwników. Otoczyliśmy żołnierzy, nie mieli drogi powrotu. Cały czas przybywali nowi rycerze z zamku, by pomóc swoim towarzyszom. Kątem oka zobaczyłam jak statki Stoika dobijają do brzegu. Pośpiesznie wbiłam broń w pierś przeciwnika i ruszyłam w stronę morza.
„Hasai... przybądź...” rzuciłam pośpiesznie nadal biegnąc. Smoczyca chwilę później pojawiła się obok mnie, a ja z łatwością na nią wskoczyłam. Wojownicy z Berk rzucili się w stronę murów. Zsiadłam z smoka i podbiegłam do Stoika.
-Niech twoi żołnierze atakują tak długo, jak mogą. Szukajcie Florence, niedługo do was dołączymy- powiedziałam pośpiesznie i zajęłam miejsce na grzbiecie Hasai.
Wzbiłyśmy się wysoko widząc wszystko dokładnie. W zamku zostało dużo żołnierzy, a nasze oddziały powoli pokonywały wojsko na polanie. Zniżyłam się nad budowlę, a moja smoczyca poraziła przeciwników lodowym promieniem, dzięki któremu zastygli w bezruchu. Musiałam walczyć. Kazałam Hasai zostawić mnie na polanie, a samej lecieć do punktu medycznego, by przenosić poważnie rannych.
     Pomagałam sobie mocą, rozcinając każdego mrocznego rycerza wpół. Widziałam, że Amelia szarpie się z dość dużym potworem. Rzuciłam w jego stronę lodowy nożyk, który wbił mu się w głowę, ale nie minęło kilka sekund miałam już kolejnego przeciwnika. Nigdzie w tłumie nie mogłam znaleźć Jasper’a.
     Widziałam tylko błyski, wstęgi wody i ognia przecinające powietrze, korzenie wyrastające spod ziemi, rośliny oplatające czarne zbroje, wilki rozszarpujące ciepłe ciała. Zaskoczony wzrok wpatrujący się w głęboką ranę, krzyki żywych, szczęk zbroi, iskry sypiące się z mieczy, ostatnie tchnienia poległych, zimne ciała martwych...
      Kolejny mroczny rycerz padł na ziemię. Ostatni. Ruszyliśmy w stronę zamku. Najpierw szybkim chodem, który stopniowo zmieniał się w bieg. Krzyczałam na całe gardło. Dobiegliśmy do murów. W środku toczyła się przegrana bitwa. Kolejny raz przecięłam czyjąś tętnicę. Szybko rozejrzałam się dookoła i gdy dostrzegłam schody pobiegłam w ich stronę odbijając po drodze kilka ciosów. Minęłam bliźniaczki, które stojąc plecami do siebie sprawnie odbijały ciosy przeciwników. Biegłam zdeterminowana na górę, gdzie najprawdopodobniej Florence miała swoją komnatę. A raczej pokój tortur, w którym wycinała swoim ofiarom serca i wyjmowała je z ich ciała jeszcze ciepłe i bijące. Parujące narządy trzymała w swojej delikatnej dłoni  patrząc na nie dopóki nie przestawały pracować. Dotarłam na szczyt z niewielką eskortą, która przyłączyła się do mnie po drodze. Weszliśmy gotowi do boju do dużej komnaty wyłożonej purpurowym dywanem. Było cicho, nie słychać było przeraźliwych wrzasków ani szczęku mieczy. Nasze kroki głucho niosły się przez pomieszczenie. Pomieszczenie było połączone z skromnym wejściem, w miejscu którego pojawiła się Florence. Spojrzała na nas swoimi wielkimi oczyma i uśmiechała się chytrze. Miała na sobie czarną, dużą koronę przypominającą kształtem mniejsze i większe kolce. Spojrzałam na nią groźnie, a ta roześmiała się szczerze.
-Naprawdę myślisz, że mnie pokonasz? – zrobiła krótką przerwę – Ile ty masz lat dziecko? – zapytała z uśmiechem gestykulując w powietrzu dłonią – szesnaście?- prychnęła. – Dobrze, spróbuj, ale bez tych żołnierzyków – jednym machnięciem ręki przywołała do życia potwory wykonane z czarnego szkła złowieszczo iskrzącego się w świetle listopadowego słońca. Odwróciłam się z obawą w stronę najbliższych. Tkwiłam tak chwilę w niepewności. Przygryzłam wargę i ruszyłam do drugiej komnaty. Kobieta stała plecami do mnie, twarzą do dziwnego lustra, u podnóża którego stało kilkadziesiąt żółtych świec, których płomyki odbijały się majestatycznie w powierzchni zwierciadła. Rzuciłam w stronę Florence lodowe kolce, które pod wpływem jej jednego, niedbałego machnięcia ręki rozpadły się na tysiąc kawałków. Nie poddawałam się, ale Ona odbijała każdy mój cios. W końcu odwróciła się i spojrzała na mnie z litością.
-Naprawdę...?- zapytała mrużąc oczy.
Rzuciłam się na nią z krzykiem. Płomienie nienawiści tańczyły w moich oczach jak cyganki na ulicach Paryża. Czarownica przytrzymała mnie mocno za nadgarstek i wbiła we mnie swoje lodowe spojrzenie. Próbowałam się jej wyrwać, szarpałam się.
-Jesteś żałosna- wysyczała zbliżając do mnie swoją twarz po czym rzuciła mnie na ścianę, w którą boleśnie uderzyłam głową i upadłam.
Podniosłam się powoli, ale było to ciężkie, ponieważ widziałam niewiele poza ciemnymi plamami. Nagle poczułam jak czarownica łapie mnie za przedramię i stawia na nogi. Zamrugałam kilkukrotnie i po odzyskaniu wzroku zadałam cios przeciwniczce. Ona odbiła go z łatwością i sama zaatakowała. Z trudnością odbijałam ciosy, a Florence szła jak burza wbijając we mnie swój stalowy, nienawistny wzrok. Czarownica złapała mnie lewą dłonią za nadgarstki i zawlokła przed wejście, a potem ustawiła mnie przodem do walczących. Złapała mnie prawą dłonią za szczękę i zmusiła, bym spojrzała na strażników wykończonych walką z powracającymi ciągle do życia potworami. Jasper, którego moc nie działała na czarno diamentowe bestie mocno zaciskał zęby odbijając każdy cios. Miał mnóstwo zadrapań na rękach i twarzy. Moje oczy zaszły łzami, a kobieta z satysfakcją wysyczała mi do ucha:
- A teraz patrz, jak oni za ciebie giną...
Znów odwróciłam wzrok i poczułam mocne szarpnięcie, na rozkaz którego musiałam patrzeć na moich cierpiących bliskich. Oni byli dla mnie jak rodzina.
     Nagle wstąpiła we mnie wściekłość. Jednym szarpnięciem wyrwałam się z uścisku Florence i zaczęłam okładać ją ciosami, które czarownica coraz mniej skutecznie odbijała. Kobieta była wyraźnie zaskoczona, a w pewnym momencie narastał w niej strach. Triumfowałam. Nie wiem ile to trwało, ale w końcu powaliłam Florence na ziemię. Przerażona odsunęła się jak najdalej ode mnie i skuliła się w kącie jak małe, przestraszone dziecko po przejściach.
     Zbliżyłam się do niej zaciskając mocno wargi i tworząc z nich cienką linię.
-Wykorzystałaś mojego ojca, wykorzystałaś moje królestwo, ale mnie nie wykorzystasz.
Oddychałam głęboko stojąc nad nią. Wykonałam w końcu gwałtowny ruch, jeden ruch, jedno przecięcie mieczem, jeden świst powietrza, jedna sekunda, jedna ścięta głowa.
     Wygraliśmy...
     Patrzyłam przez chwile na odciętą głowę Florence zastygłą w wyrazie lęku i szoku. Podbiegłam do okna, na dziedzińcu nie zostało wiele czarnych rycerzy. Oczy mi się zeszkliły, po policzkach spłynęło kilka łez. Oparłam głowę o drewnianą framugę okna sięgającego do ziemi. Uśmiechnęłam się lekko. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odwróciłam się i pobiegłam do sąsiedniej komnaty podzielić się z pozostałymi dobrą nowiną. Chciałam przytulić Jasper’a. Pocałować go z łzami lejącymi się po policzkach ze szczęścia. Uśmiechałam się na myśl o spotkaniu z chłopakiem.
     Wbiegłam radosna do drugiego pomieszczenia. Uśmiech zszedł mi z twarzy w jednym momencie, gdy zobaczyłam wianuszek osób klęczących przy kimś. Pauline spojrzała na mnie smutno, a reszta poszła w jej ślady. Stałam jak sparaliżowana u wejściu do komnaty i patrzyłam na wszystkich zaskoczona. Co się stało...? Zdezorientowana wodziłam po wszystkich wzrokiem. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Serce mocno uderzało w mojej drżącej piersi. W pewnym momencie słyszałam tylko jego łomot. Podeszłam zesztywniała do kręgu bojąc się co lub kto tam jest. Nie myślałam, wszystko działo się szybko. Amelia i Pauline ustąpiły mi miejsca i zobaczyłam go... Zobaczyłam jego... W jednym momencie moje oczy zaszły łzami. Zaczęłam drżeć. Podbiegłam i uklękłam obok Jasper’a. Mocno przycisnęłam ucho do jego klatki piersiowej. Pustka... jego serce przestało bić... Potok łez natychmiast zmoczył moje policzki. Drżącą dłonią dotknęłam jego lodowatej twarzy. Długo szlochałam patrząc na jego martwe oczy, które straciły blask. Na jego martwo rozchylone wargi. Nie mogłam w to uwierzyć. Mocno przytuliłam się do jego zimnego ciała przykładając głowę do jego klatki piersiowej.
-Nie...- szeptałam zalewając się łzami.
     Chłopak miał dużo zadrapań, a lewy bok brzucha przeszywała głęboka rana wypełniona szkarłatną mazią. Jego twarz była pokryta nierównomierną warstwą brudu.
     Brałam gwałtowne, świszczące oddechy. Za każdym razem gdy na niego spojrzałam na nowo wybuchałam płaczem. Odsunęłam się od niego powoli i chwyciłam jego zimną dłoń. Kręciłam przecząco głową z niedowierzaniem. To nie mogło się stać. Dlaczego on? Tak bardzo go potrzebowałam... Drżącą dłonią zamknęłam jego oczy pozbawione blasku i ostatni raz złączyłam z nim wargi. Nie miałam siły się podnieść. Większość strażników poszła, kilka zostało razem ze mną. W końcu zabrakło mi już łez. Policzki spuchły, a oczy otaczały czerwone place. Z czasem moje spojrzenie stało się puste. Nie wiem ile tam siedziałam. Ale wiem, że trzymałam go za rękę. Cały czas.
     Moje ciało przechodziły niemiłe dreszcze. Po raz pierwszy od kilku miesięcy było mi zimno. Nie mogłam się z nim rozstać... nie teraz... Kołysałam się na boki. Słyszałam tylko swój głęboki oddech i kruki kraczące za oknem. Jedna łza osadziła się początkowo na rzęsach, a potem spadła na moje kolano nawet nie osuwając się po policzku.
- Przepraszam...- wyszeptałam cicho.
Odezwałam się pierwszy raz od kilku godzin. Jack, który jako jedyny przy mnie został gwałtownie odwrócił głowę z moją stronę. Ale ja nie zwracałam na to uwagi. Dla mnie najważniejsze było to, że Jasper’a już przy mnie nie będzie. Że zginął walcząc za mnie, że to ja go w to wszystko wciągnęłam. Tak bardzo go kochałam... Kolejna łza opadła swobodnie na moją nogę. Za oknami panował mrok, jedynie światło kilku świec, jakie przyniósł Jack oświetlało blade, martwe ciało chłopaka. Patrzyłam na niego pusto nie myśląc kompletnie o niczym. Czułam pustkę. Jakby jakaś część mnie umarła, jakby ktoś zabrał część mnie.
     Po kilku godzinach na nowo wybuchłam niepohamowanym potokiem łez. Byłam przerażona. Moim ciałem od kilku godzin wstrząsały dreszcze. Zdawałam się zamarzać. Nie miałam jakiegokolwiek wyobrażenia przyszłości. Jutrzejszego dnia. Wszystko to... zdawało się zniknąć. Jak zgaszony płomień świecy. Dla kogoś to był tylko jeden ruch mieczem, a dla mnie całe życie... Szlochałam. Głuchą ciszę wypełniały tylko moje płytkie wdechy. Nie potrafiłam się ruszyć. Nigdy w życiu nie czułam takiej bezsilności. I psychicznej i fizycznej. Tylko dlaczego to spotkało akurat Jego...? Dlaczego... Przecież tak bardzo go potrzebowałam...
     Siedziałam tak na środku sali, na purpurowym dywanie, przykryta czerwonym kocem, patrząc na martwą twarz Jasper’a oświetlaną prze blask kilku świec. Byłam jak dziecko we mgle na przemian wpadające w melancholię i rozpacz. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, ile tam siedzę, ale Jack nie odezwał się ani słowem.
     Nie mogłam myśleć, przeszkadzało mi zbyt głośne bicie mojego przestraszonego serca. Delikatnie brałam wdechy, przy których moja klatka piersiowa mocno drżała. Byłam bezsilna... Straciła najbliższą mi osobę....
    Nie wiedziałam co się teraz stanie... nie miałam jakiegokolwiek obrazu przyszłości... przyszłości bez Jasper’a...


Dziś zostawiam Was z rozdziałem i czekam na opinie, bo chyba nie muszę go komentować.
Do zobaczenia moje kochane!



28 komentarzy:

  1. Piękne i mega smutne! Nie, nie, nie. Tylko nie Jasper! :'C mówiłam już że świetnie opisujesz uczucia?! Ten rozdział to dowód! Świetny. I co Florence?! Łyso ci ?! XD ale na poważnie. Szkoda mi El. Biedna. :'C Taka załamana :(
    Ale co tam. Piękny! Buziaki, kochana i dużo wełny!!! ;* ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. :'( :'( :'( :'( :'( :'( :'( :'( :'( :'(
    Wiesz jak kocham emotki i chętnie nimi zakleiłabym cały ten komantarz.
    Przykro mi, że Jasper zginął to mało powiedziane. Płaczę. Dosłownie. Kurde, naprawdę go polubiłam i to jest już jego koniec?! Elsa po tym się nie podniesie... A przynajmniej nie prędko. To dla niej cios w samo serce. Mógł zginąć każdy. Ale dlaczego akurat on? Przecież straciła część siebie... Osobę, którą kochała ponad wszystko...
    Jedyne co dobre to to, że ta obślizgła Florence wreszcie zginęła. Zasłużyła na to. Wreszcie Arendelle zostało odbite. I oby w miasteczku zapanował wreszcie spokój...

    Gratuluję Ci świetnego rozdziału i nie mogę doczekać się więcej. (Tak, jestem głodna na kolejną część :*). Życzę Ci ogromnej weny i pomysłów! Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mam pojęcia, co napisać. To było zarazem piękne i straszne. Smutne i wesołe. Czarownica nie żyje.....Jasper nie żyje.....Elsa załamana. To wszystko jest piękne, ale też smutne. Pięknie opisałaś uczucia El. Naprawdę pięknie. Jestem bardzo ciekawa, co teraz będzie.
    Czekam na next, życzę weny i przesyłam mrooooźne całuski! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny rozdział! Świetne opisy bitwy, no i uczuć... perfekcja :)
    Czuję się źle z tym, że cieszę się ze śmierci Jaspera... Czy to normalne? Czy powinnam się z tego cieszyć? Podświadomie czułam, że on zginie, przecież inaczej Jack i Elsa nie mogliby być razem. Bo ja wciąż mam wrażenie, że ona cały czas myślała o Jacku...
    Świetnie opisałaś załamanie Elsy, bardzo realistycznie!
    I co? Mówiłam, że ucieszę się z nowego rozdziału i się ucieszyłam :P
    Gorąco pozdrawiam i życzę weny! Johanna Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jest tak pięknie i dokładnie napisany. Bardzo mo się podoba, mimo iż jest przepełniony smutkiem i żalem. Wiedziałam, a raczej przeczuwałam że ktoś bardzo ważny umrze i stało się. Nie chcęzdradzać swoich emocji do końca, ale powiem tylko, że jestem pod mega wrażeniem.
    Rozdział długi^^ wiec się cieszę. Czekam na kolejny z niewyobrażalną ciekawością!

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie mam pojęcia, co napisać. To było zarazem piękne i straszne. Smutne i wesołe. Czarownica nie żyje.....Jasper nie żyje.....Elsa załamana. To wszystko jest piękne, ale też smutne. Pięknie opisałaś uczucia El. Naprawdę pięknie. Jestem bardzo ciekawa, co teraz będzie.
    Czekam na next, życzę weny i przesyłam mrooooźne całuski! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mam pojęcia, co napisać. To było zarazem piękne i straszne. Smutne i wesołe. Czarownica nie żyje.....Jasper nie żyje.....Elsa załamana. To wszystko jest piękne, ale też smutne. Pięknie opisałaś uczucia El. Naprawdę pięknie. Jestem bardzo ciekawa, co teraz będzie.
    Czekam na next, życzę weny i przesyłam mrooooźne całuski! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Od czego tu zacząć... Chyba od tego, że jestem pod ogromnym wrażeniem.
    Z powodu 1: Jasper umarł :c i nie da się go już uratować...
    Powód 2: opisy, emocje, akcja... no po prostu rewelka. Takie rzeczy niesamowicie trudno się pisze, bynajmniej ja mam takie zdanie
    Powód 3: reakcja Elsy i Jack przy niej, który dopełnia to wszystko...
    Dobrze, że chociaż Florence nie żyje. Chociaż w pewnym sensie zaszedł tu pewien handel - ktoś ważny za kogoś ważnego.
    Po prostu mój system wybuchł od tego wszystkiego *-*
    Czekam na dalsze losy naszych ukochanych bohaterów :* Weny, czasu i herbatników ♥

    OdpowiedzUsuń
  9. Czy Elsa będzie teraz z Jackiem?
    Wiem, nieczuła menda ze mnie, ale ciekawa jestem. Byłoby słodko gdyby Jack pomógł jej się z tego podnieść... w sumie nie muszą być razem, jako przyjaciele mi chyba bardziej pasują w twojej historii.













    No dobra. Mam wrażenie, że nagminnie łamiesz serca swoim postaciom i dlatego wolałabym, by byli przyjaciółmi. Przynajmniej Luna nie przeżyłaby zawodu miłosnego.

    Ps. Brakuje mi cię, Wika, na moim blogu :/ Aż tak źle piszę?

    OdpowiedzUsuń
  10. Prawie płakałam żebys jeszcze trochę dłużej pisała to bym ryczała. To było smutne. Ale nie to ze Jasper umarł tylko ze Elsa to tak wszystko przeżywa i przez to wszystko myślałam że to Jack. Jestem kolejną nieczułą bestią na tym bblogu v.v



    Opisałaś to tak ppięknie.... brakuje mi słów.

    Pozdrawiam i życzę weny!!!!

    OdpowiedzUsuń
  11. Ufff, przebrnęłam przez wszystkie rozdziały ^^
    Oto mój pierwszy komentarz na tym blogu od dłuższego czasu... poproszę o famfary hahah ;)

    *Elsa w Twoim opowiadaniu, prezentuje się lepiej niż ta z frozen ^^ Ta wersja wymiata
    * Masz bardzo ciekawy i zarazem prosty sposób pisania (Ten jest najlepszy) i w ogóle zazdroszczę Ci umiejętności opisywania uczuć ( Ja w tym zakresie leżę i kwiczę). Talent... talent i jeszcze raz... wielki talent. ^^
    * Twoje genialne pomysły odbijają się echem w mojej głowie. To komplement... ^^
    * Nie potrafię wyłapać, żadnych błędów, co niezmiernie mnie cieszy ^^
    I wiele, wiele innych pochwał które drążą po mojej głowie, więc lepiej będzie, jeśli nie będę się rozpisywać aż zanadto, bo stracę poczucie czasu xd

    A co do rozdziału...
    Piękny, wzruszający, pełen emocji. I tych dobrych i tych złych.
    Jasper'a mi szkoda... polubiłam go [*]
    Elsa i te jej odczucia wewnętrzne, normalnie... mam ochotę wejść w jakiś magiczny sposób do tego opowiadania i ją wyściskać...
    Jednym słowem, jestem zachwycona <3

    Pozdrawiam i tym komentarzem posyłam Ci moc weny, niechże ona oświetli Ci drogę ku wiecznemu pisarstwu ;3

    Zapraszam również na mojego bloga ^^
    http://magiczny-swiat-rachel-trust.blogspot.com/
    (Kochana, mam nadzieję, że się nie obrazisz za taką malutką reklamę)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojeju! Dziękuję! ♥
      Tak bardzo się cieszę, że przeczytałaś mojego bloga ^^ I jeszcze ci się podoba!!! Jestem wniebowzięta!!! Komentarz śliczny, tyle tam pochwał. Aż mi się zrobiło ciepło w sercu. Bałam się, że jak zaczniesz czytać mojego bloga to uciekniesz z krzykiem, a tu proszę! Strasznie, strasznie, strasznie się cieszę. Jestem przeszczęśliwa!!!
      Jeszcze raz dziękuję za komentarz, za wszystkie komentarze pod tym rozdziałem, które przyprawiają mnie o zawrót głowy. Bardzo Wam dziękuję!
      Za reklamę się nie gniewam ;) Nie ma sprawy, służę pomocą w takich sprawach ^^

      Usuń
    2. Jesteś wobec siebie zbyt samokrytyczna... Pokochałam tego bloga ^^ a co mi tam, dodam go nawet do obserwowanych. To tylko czysta formalność ^^

      Mnie w sumie jest teraz wstyd, bo trochę długo zajęło mi ogarnianie tego opowiadania. ^^
      Ale się udało i wcale nie żałuję poświęconego czasu na to ;)

      Usuń
  12. Cudny rozdział! Świetnie opisane uczucia El! Nie będę marudzić... Dobra muszę aż raz bo go uwielbiałam: Nie! Czemu akurat Jasper?! Dobra koniec marudzenia... Twoja decyzja... Szanuję....
    No to (a co mi tam) wełny, weny, czasu wolnego i czego se tam jeszcze zażyczysz ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Cześć!Nie dawno znalazłam twojego bloga i bardzo mi się podoba chociaż brakujem mi tu Jelsy!!!
    I skoro Jaspera już nie ma... To Jack ma szanse z Elsą !Niech oni się pogodzą ... Proszeee :)
    Czekam na next!
    -Julka

    OdpowiedzUsuń
  14. Cześć 🙋 niedawno weszłam na Twojego bloga i przeczytałam go odrazu i.... Jest świetny! Kobieto masz talent! I wiem że prowadzisz też drugiego bloga, chciałam zapytać kiedy mniej więcej tam pojawi się rozdział

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem w trakcie jego pisania, ale szczerze : naprawdę nie wiem. Mam zaledwie 600 słów, i nie wiem kiedy będę miała czas cokolwiek tam dodać, bo w tym tygodniu.. eh... szkoda gadać.. mam nadzieję, że w następnym się poluzuje i wszyscy będą szczęśliwi ^^
      Bardzo się cieszę, że przeczytałaś mojego bloga i że ci się podoba.
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń
    2. Dzięki za odpowiedź
      Weny!😊

      Usuń
  15. Nominowałam Cię do la:3
    Wiecej: http://jelsa-chlodna-milosc.blogspot.com/2015/10/nominejszyn.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
  16. Nominowałam cię do LA! A co tam taki świetny blog zasługuje (tak samo jak jego autorka ;)) Link >>> http://pamietnikjackafrosta.blogspot.com/2015/10/zapomniane-la-przepraszam-vv.html <<<

    OdpowiedzUsuń
  17. Kóżwa, napisałam długiego komentarza i mi się usunął! Dobra.. zacznę jeszcze raz..
    To tak. Rozdział naprawdę udany. Rozpłakałam się-naprawdę -_- :'(
    Ehh wystarczy poruszająca scena i już się rozklejam..

    Ale co tam..

    Życzę ci weny i czasu, bo go jest tak mało.. i żeby Elsa się pozbierała po utracie Jaspera

    I przepraszam za nieaktywność, ale uurokii szkoołyyy.... o.o

    OdpowiedzUsuń
  18. Jako iż post o wyglądzie bloga został usunięty, a ja wyczytałam z rozmowy twojej i Lelusia, że wygląd bloga się zmienił... I jest ŚLICZNY ta nawet z dużych liter ;)
    PS. Tak wiem o czym gadacie O.o
    I nie to wcale nie stąd że mamy grupową rozmowę na hanguscie czy jak to się tam pisze XD

    OdpowiedzUsuń
  19. Od ostatniego posta minęła (patrzy w kalendarz) jedenaście dni. Why?! Why, ja się pytam?!

    Dziwnie jest bez twoich komów ---> elsastraznikiem.blogspot.com

    Dobra, już obiecuję, że przestanę dodawać ciągle ten link. Chyba że znowu dodasz rozdział po dwóch tygodniach...

    OdpowiedzUsuń
  20. Rozdział jest naprawdę dobry... No naprawdę nie wiem, co więcej napisać. Wzruszyłam się.

    OdpowiedzUsuń
  21. Piszesz świetnie chciałambym kiedyś ci dorównać !!<3

    OdpowiedzUsuń