Determinacja wypełniała mnie od środka.
Ręce zacisnęły się na wodzach aż do białości. Czułam przyśpieszone bicie
swojego lwiego serca dzielnie pompującego krew. Oczy szybko lustrowały każdy
gwałtowny ruch. Mięśnie napięły się lękliwie, a usta zacisnęły się w wąską
linię. Miałam za sobą tłum dzielnych wojowników gotowych oddać życie za sprawę.
Przystanęliśmy naprzeciw wschodniej strony zamku, od której dzielił nas
kilometr pustej polany pokrytej zżółkłą trawą. Stanęliśmy w kilku równych
rzędach na skraju lasu spowitego jeszcze tajemniczą mgłą. Oddychaliśmy głęboko.
Dłonie trzęsły się niepewnie. Serca panicznie trzepotały w piersi jak uwięzione
w klatce ptaki. Silni, zdeterminowani, wyszkoleni, gotowi.
To ja miałam wykonać pierwszy ruch. Nikt
nie miał prawa atakować jeśli ja tego nie zrobiłam. Spojrzałam niepewnie na
Jasper’a stojącego obok mnie. Chłopak patrzył gotowy do boju na zamek z szarej
cegły. Odwróciłam wzrok. Ze świstem wypuściłam powietrze tworząc małą chmurkę pary.
Zaczynamy...
Wyszłam kilka kroków do przodu
wyprostowana. Rozstawiłam lekko nogi. Przymknęłam powieki zbierając siły.
Odsunęłam zgiętą na wysokość twarzy rękę do tyłu rozszerzając palce u dłoni.
Gwałtownie wyrzuciłam dłoń do przodu tworząc lodową kulę uderzającą w ściany
zamku. Rozległ się huk. Chwilę wszyscy stali w milczeniu. Potem jednak zaczęli
się dołączać. Pomarańczowe języki zaczęły trawić mury, a zielone pnącza
wdzierały się w ich każdą szczelinę rozsadzając od środka. Słychać było krzyki.
Widziałam jak strażnicy ustawiają się na murach. W naszą stronę poleciał grad
strzał, których groty świeciły złowieszczo w świetle słabego, wschodzącego
słońca. Pauline z chytrym uśmiechem machnęła ręką w powietrzu, a broń zamieniła
się w popiół.
Widziałam ją przez ułamek sekundy,
widziałam ją... mogłam przysiądz, że uśmiechnęła się złowieszczo w naszą
stronę. A potem zniknęła za murami zamku. Czułam narastający gniew. Dłonie
mocno zacisnęłam w pięści. Nagle na horyzoncie zaczęły się pojawiać ciemne
sylwetki. Wszystko szło zgodnie z planem.
-Przygotować
się!- krzyknęłam przez ramię.
Szli
w naszą stronę. Gotowi poświęcić życie za czarownicę tak jak moi wojownicy byli
gotowi to zrobić za mnie. Masa czarnych rycerzy w ciężkich zbrojach maszerowała
równo w stronę lasu budząc grozę.
-Teraz!-
krzyknęłam głośno i ruszyłam w stronę żołnierzy. Pędziłam najszybciej jak
mogłam. Chwilę później obok mnie pojawiła się reszta. Rzuciliśmy się na armię z
wojowniczymi okrzykami. Lodowy, cienki miecz z łatwością przeszywał gardła
przeciwników. Otoczyliśmy żołnierzy, nie mieli drogi powrotu. Cały czas
przybywali nowi rycerze z zamku, by pomóc swoim towarzyszom. Kątem oka
zobaczyłam jak statki Stoika dobijają do brzegu. Pośpiesznie wbiłam broń w
pierś przeciwnika i ruszyłam w stronę morza.
„Hasai...
przybądź...” rzuciłam pośpiesznie nadal biegnąc. Smoczyca chwilę później
pojawiła się obok mnie, a ja z łatwością na nią wskoczyłam. Wojownicy z Berk
rzucili się w stronę murów. Zsiadłam z smoka i podbiegłam do Stoika.
-Niech
twoi żołnierze atakują tak długo, jak mogą. Szukajcie Florence, niedługo do was
dołączymy- powiedziałam pośpiesznie i zajęłam miejsce na grzbiecie Hasai.
Wzbiłyśmy
się wysoko widząc wszystko dokładnie. W zamku zostało dużo żołnierzy, a nasze
oddziały powoli pokonywały wojsko na polanie. Zniżyłam się nad budowlę, a moja
smoczyca poraziła przeciwników lodowym promieniem, dzięki któremu zastygli w
bezruchu. Musiałam walczyć. Kazałam Hasai zostawić mnie na polanie, a samej
lecieć do punktu medycznego, by przenosić poważnie rannych.
Pomagałam sobie mocą, rozcinając każdego
mrocznego rycerza wpół. Widziałam, że Amelia szarpie się z dość dużym potworem.
Rzuciłam w jego stronę lodowy nożyk, który wbił mu się w głowę, ale nie minęło
kilka sekund miałam już kolejnego przeciwnika. Nigdzie w tłumie nie mogłam
znaleźć Jasper’a.
Widziałam tylko błyski, wstęgi wody i
ognia przecinające powietrze, korzenie wyrastające spod ziemi, rośliny
oplatające czarne zbroje, wilki rozszarpujące ciepłe ciała. Zaskoczony wzrok
wpatrujący się w głęboką ranę, krzyki żywych, szczęk zbroi, iskry sypiące się z
mieczy, ostatnie tchnienia poległych, zimne ciała martwych...
Kolejny mroczny rycerz padł na ziemię.
Ostatni. Ruszyliśmy w stronę zamku. Najpierw szybkim chodem, który stopniowo
zmieniał się w bieg. Krzyczałam na całe gardło. Dobiegliśmy do murów. W środku toczyła
się przegrana bitwa. Kolejny raz przecięłam czyjąś tętnicę. Szybko rozejrzałam
się dookoła i gdy dostrzegłam schody pobiegłam w ich stronę odbijając po drodze
kilka ciosów. Minęłam bliźniaczki, które stojąc plecami do siebie sprawnie
odbijały ciosy przeciwników. Biegłam zdeterminowana na górę, gdzie
najprawdopodobniej Florence miała swoją komnatę. A raczej pokój tortur, w
którym wycinała swoim ofiarom serca i wyjmowała je z ich ciała jeszcze ciepłe i
bijące. Parujące narządy trzymała w swojej delikatnej dłoni patrząc na nie dopóki nie przestawały pracować.
Dotarłam na szczyt z niewielką eskortą, która przyłączyła się do mnie po
drodze. Weszliśmy gotowi do boju do dużej komnaty wyłożonej purpurowym dywanem.
Było cicho, nie słychać było przeraźliwych wrzasków ani szczęku mieczy. Nasze
kroki głucho niosły się przez pomieszczenie. Pomieszczenie było połączone z skromnym
wejściem, w miejscu którego pojawiła się Florence. Spojrzała na nas swoimi
wielkimi oczyma i uśmiechała się chytrze. Miała na sobie czarną, dużą koronę
przypominającą kształtem mniejsze i większe kolce. Spojrzałam na nią groźnie, a
ta roześmiała się szczerze.
-Naprawdę
myślisz, że mnie pokonasz? – zrobiła krótką przerwę – Ile ty masz lat dziecko? –
zapytała z uśmiechem gestykulując w powietrzu dłonią – szesnaście?- prychnęła. –
Dobrze, spróbuj, ale bez tych żołnierzyków – jednym machnięciem ręki przywołała
do życia potwory wykonane z czarnego szkła złowieszczo iskrzącego się w świetle
listopadowego słońca. Odwróciłam się z obawą w stronę najbliższych. Tkwiłam tak
chwilę w niepewności. Przygryzłam wargę i ruszyłam do drugiej komnaty. Kobieta
stała plecami do mnie, twarzą do dziwnego lustra, u podnóża którego stało
kilkadziesiąt żółtych świec, których płomyki odbijały się majestatycznie w
powierzchni zwierciadła. Rzuciłam w stronę Florence lodowe kolce, które pod
wpływem jej jednego, niedbałego machnięcia ręki rozpadły się na tysiąc
kawałków. Nie poddawałam się, ale Ona odbijała każdy mój cios. W końcu
odwróciła się i spojrzała na mnie z litością.
-Naprawdę...?-
zapytała mrużąc oczy.
Rzuciłam
się na nią z krzykiem. Płomienie nienawiści tańczyły w moich oczach jak cyganki
na ulicach Paryża. Czarownica przytrzymała mnie mocno za nadgarstek i wbiła we
mnie swoje lodowe spojrzenie. Próbowałam się jej wyrwać, szarpałam się.
-Jesteś
żałosna- wysyczała zbliżając do mnie swoją twarz po czym rzuciła mnie na
ścianę, w którą boleśnie uderzyłam głową i upadłam.
Podniosłam
się powoli, ale było to ciężkie, ponieważ widziałam niewiele poza ciemnymi
plamami. Nagle poczułam jak czarownica łapie mnie za przedramię i stawia na
nogi. Zamrugałam kilkukrotnie i po odzyskaniu wzroku zadałam cios
przeciwniczce. Ona odbiła go z łatwością i sama zaatakowała. Z trudnością
odbijałam ciosy, a Florence szła jak burza wbijając we mnie swój stalowy,
nienawistny wzrok. Czarownica złapała mnie lewą dłonią za nadgarstki i zawlokła
przed wejście, a potem ustawiła mnie przodem do walczących. Złapała mnie prawą
dłonią za szczękę i zmusiła, bym spojrzała na strażników wykończonych walką z
powracającymi ciągle do życia potworami. Jasper, którego moc nie działała na czarno
diamentowe bestie mocno zaciskał zęby odbijając każdy cios. Miał mnóstwo
zadrapań na rękach i twarzy. Moje oczy zaszły łzami, a kobieta z satysfakcją
wysyczała mi do ucha:
-
A teraz patrz, jak oni za ciebie giną...
Znów
odwróciłam wzrok i poczułam mocne szarpnięcie, na rozkaz którego musiałam
patrzeć na moich cierpiących bliskich. Oni byli dla mnie jak rodzina.
Nagle wstąpiła we mnie wściekłość. Jednym
szarpnięciem wyrwałam się z uścisku Florence i zaczęłam okładać ją ciosami,
które czarownica coraz mniej skutecznie odbijała. Kobieta była wyraźnie
zaskoczona, a w pewnym momencie narastał w niej strach. Triumfowałam. Nie wiem
ile to trwało, ale w końcu powaliłam Florence na ziemię. Przerażona odsunęła
się jak najdalej ode mnie i skuliła się w kącie jak małe, przestraszone dziecko
po przejściach.
Zbliżyłam się do niej zaciskając mocno wargi i tworząc z nich cienką
linię.
-Wykorzystałaś
mojego ojca, wykorzystałaś moje królestwo, ale mnie nie wykorzystasz.
Oddychałam
głęboko stojąc nad nią. Wykonałam w końcu gwałtowny ruch, jeden ruch, jedno przecięcie
mieczem, jeden świst powietrza, jedna sekunda, jedna ścięta głowa.
Wygraliśmy...
Patrzyłam przez chwile na odciętą głowę
Florence zastygłą w wyrazie lęku i szoku. Podbiegłam do okna, na dziedzińcu nie
zostało wiele czarnych rycerzy. Oczy mi się zeszkliły, po policzkach spłynęło
kilka łez. Oparłam głowę o drewnianą framugę okna sięgającego do ziemi. Uśmiechnęłam
się lekko. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odwróciłam się i
pobiegłam do sąsiedniej komnaty podzielić się z pozostałymi dobrą nowiną.
Chciałam przytulić Jasper’a. Pocałować go z łzami lejącymi się po policzkach ze
szczęścia. Uśmiechałam się na myśl o spotkaniu z chłopakiem.
Wbiegłam radosna do drugiego
pomieszczenia. Uśmiech zszedł mi z twarzy w jednym momencie, gdy zobaczyłam
wianuszek osób klęczących przy kimś. Pauline spojrzała na mnie smutno, a reszta
poszła w jej ślady. Stałam jak sparaliżowana u wejściu do komnaty i patrzyłam
na wszystkich zaskoczona. Co się stało...? Zdezorientowana wodziłam po wszystkich
wzrokiem. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Serce mocno uderzało w mojej
drżącej piersi. W pewnym momencie słyszałam tylko jego łomot. Podeszłam
zesztywniała do kręgu bojąc się co lub kto tam jest. Nie myślałam, wszystko
działo się szybko. Amelia i Pauline ustąpiły mi miejsca i zobaczyłam go...
Zobaczyłam jego... W jednym momencie
moje oczy zaszły łzami. Zaczęłam drżeć. Podbiegłam i uklękłam obok Jasper’a.
Mocno przycisnęłam ucho do jego klatki piersiowej. Pustka... jego serce
przestało bić... Potok łez natychmiast zmoczył moje policzki. Drżącą dłonią
dotknęłam jego lodowatej twarzy. Długo szlochałam patrząc na jego martwe oczy,
które straciły blask. Na jego martwo rozchylone wargi. Nie mogłam w to
uwierzyć. Mocno przytuliłam się do jego zimnego ciała przykładając głowę do
jego klatki piersiowej.
-Nie...-
szeptałam zalewając się łzami.
Chłopak miał dużo zadrapań, a lewy bok
brzucha przeszywała głęboka rana wypełniona szkarłatną mazią. Jego twarz była
pokryta nierównomierną warstwą brudu.
Brałam gwałtowne, świszczące oddechy. Za
każdym razem gdy na niego spojrzałam na nowo wybuchałam płaczem. Odsunęłam się
od niego powoli i chwyciłam jego zimną dłoń. Kręciłam przecząco głową z
niedowierzaniem. To nie mogło się stać. Dlaczego on? Tak bardzo go
potrzebowałam... Drżącą dłonią zamknęłam jego oczy pozbawione blasku i ostatni
raz złączyłam z nim wargi. Nie miałam siły się podnieść. Większość strażników
poszła, kilka zostało razem ze mną. W końcu zabrakło mi już łez. Policzki
spuchły, a oczy otaczały czerwone place. Z czasem moje spojrzenie stało się puste.
Nie wiem ile tam siedziałam. Ale wiem, że trzymałam go za rękę. Cały czas.
Moje ciało przechodziły niemiłe dreszcze.
Po raz pierwszy od kilku miesięcy było mi zimno. Nie mogłam się z nim
rozstać... nie teraz... Kołysałam się na boki. Słyszałam tylko swój głęboki
oddech i kruki kraczące za oknem. Jedna łza osadziła się początkowo na rzęsach,
a potem spadła na moje kolano nawet nie osuwając się po policzku.
-
Przepraszam...- wyszeptałam cicho.
Odezwałam
się pierwszy raz od kilku godzin. Jack, który jako jedyny przy mnie został
gwałtownie odwrócił głowę z moją stronę. Ale ja nie zwracałam na to uwagi. Dla
mnie najważniejsze było to, że Jasper’a już przy mnie nie będzie. Że zginął
walcząc za mnie, że to ja go w to wszystko wciągnęłam. Tak bardzo go
kochałam... Kolejna łza opadła swobodnie na moją nogę. Za oknami panował mrok,
jedynie światło kilku świec, jakie przyniósł Jack oświetlało blade, martwe
ciało chłopaka. Patrzyłam na niego pusto nie myśląc kompletnie o niczym. Czułam
pustkę. Jakby jakaś część mnie umarła, jakby ktoś zabrał część mnie.
Po kilku godzinach na nowo wybuchłam niepohamowanym
potokiem łez. Byłam przerażona. Moim ciałem od kilku godzin wstrząsały
dreszcze. Zdawałam się zamarzać. Nie miałam jakiegokolwiek wyobrażenia
przyszłości. Jutrzejszego dnia. Wszystko to... zdawało się zniknąć. Jak
zgaszony płomień świecy. Dla kogoś to był tylko jeden ruch mieczem, a dla mnie
całe życie... Szlochałam. Głuchą ciszę wypełniały tylko moje płytkie wdechy. Nie
potrafiłam się ruszyć. Nigdy w życiu nie czułam takiej bezsilności. I
psychicznej i fizycznej. Tylko dlaczego to spotkało akurat Jego...? Dlaczego...
Przecież tak bardzo go potrzebowałam...
Siedziałam tak na środku sali, na
purpurowym dywanie, przykryta czerwonym kocem, patrząc na martwą twarz Jasper’a
oświetlaną prze blask kilku świec. Byłam jak dziecko we mgle na przemian wpadające
w melancholię i rozpacz. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, ile tam siedzę,
ale Jack nie odezwał się ani słowem.
Nie mogłam myśleć, przeszkadzało mi zbyt
głośne bicie mojego przestraszonego serca. Delikatnie brałam wdechy, przy
których moja klatka piersiowa mocno drżała. Byłam bezsilna... Straciła
najbliższą mi osobę....
Nie wiedziałam co się teraz stanie... nie
miałam jakiegokolwiek obrazu przyszłości... przyszłości bez Jasper’a...
Dziś zostawiam Was z rozdziałem i czekam na opinie,
bo chyba nie muszę go komentować.
Do zobaczenia moje kochane!
Piękne i mega smutne! Nie, nie, nie. Tylko nie Jasper! :'C mówiłam już że świetnie opisujesz uczucia?! Ten rozdział to dowód! Świetny. I co Florence?! Łyso ci ?! XD ale na poważnie. Szkoda mi El. Biedna. :'C Taka załamana :(
OdpowiedzUsuńAle co tam. Piękny! Buziaki, kochana i dużo wełny!!! ;* ^^
Wełny?
UsuńTak ^^ Dużo wełny się przyda na zimę! Można robić szaliki na drutach! ♥
UsuńPrzeklęta autokorekta! xd
Usuń:'( :'( :'( :'( :'( :'( :'( :'( :'( :'(
OdpowiedzUsuńWiesz jak kocham emotki i chętnie nimi zakleiłabym cały ten komantarz.
Przykro mi, że Jasper zginął to mało powiedziane. Płaczę. Dosłownie. Kurde, naprawdę go polubiłam i to jest już jego koniec?! Elsa po tym się nie podniesie... A przynajmniej nie prędko. To dla niej cios w samo serce. Mógł zginąć każdy. Ale dlaczego akurat on? Przecież straciła część siebie... Osobę, którą kochała ponad wszystko...
Jedyne co dobre to to, że ta obślizgła Florence wreszcie zginęła. Zasłużyła na to. Wreszcie Arendelle zostało odbite. I oby w miasteczku zapanował wreszcie spokój...
Gratuluję Ci świetnego rozdziału i nie mogę doczekać się więcej. (Tak, jestem głodna na kolejną część :*). Życzę Ci ogromnej weny i pomysłów! Buziaki! :*
Nie mam pojęcia, co napisać. To było zarazem piękne i straszne. Smutne i wesołe. Czarownica nie żyje.....Jasper nie żyje.....Elsa załamana. To wszystko jest piękne, ale też smutne. Pięknie opisałaś uczucia El. Naprawdę pięknie. Jestem bardzo ciekawa, co teraz będzie.
OdpowiedzUsuńCzekam na next, życzę weny i przesyłam mrooooźne całuski! :*
Cudowny rozdział! Świetne opisy bitwy, no i uczuć... perfekcja :)
OdpowiedzUsuńCzuję się źle z tym, że cieszę się ze śmierci Jaspera... Czy to normalne? Czy powinnam się z tego cieszyć? Podświadomie czułam, że on zginie, przecież inaczej Jack i Elsa nie mogliby być razem. Bo ja wciąż mam wrażenie, że ona cały czas myślała o Jacku...
Świetnie opisałaś załamanie Elsy, bardzo realistycznie!
I co? Mówiłam, że ucieszę się z nowego rozdziału i się ucieszyłam :P
Gorąco pozdrawiam i życzę weny! Johanna Malfoy
Rozdział jest tak pięknie i dokładnie napisany. Bardzo mo się podoba, mimo iż jest przepełniony smutkiem i żalem. Wiedziałam, a raczej przeczuwałam że ktoś bardzo ważny umrze i stało się. Nie chcęzdradzać swoich emocji do końca, ale powiem tylko, że jestem pod mega wrażeniem.
OdpowiedzUsuńRozdział długi^^ wiec się cieszę. Czekam na kolejny z niewyobrażalną ciekawością!
Nie mam pojęcia, co napisać. To było zarazem piękne i straszne. Smutne i wesołe. Czarownica nie żyje.....Jasper nie żyje.....Elsa załamana. To wszystko jest piękne, ale też smutne. Pięknie opisałaś uczucia El. Naprawdę pięknie. Jestem bardzo ciekawa, co teraz będzie.
OdpowiedzUsuńCzekam na next, życzę weny i przesyłam mrooooźne całuski! :*
Nie mam pojęcia, co napisać. To było zarazem piękne i straszne. Smutne i wesołe. Czarownica nie żyje.....Jasper nie żyje.....Elsa załamana. To wszystko jest piękne, ale też smutne. Pięknie opisałaś uczucia El. Naprawdę pięknie. Jestem bardzo ciekawa, co teraz będzie.
OdpowiedzUsuńCzekam na next, życzę weny i przesyłam mrooooźne całuski! :*
Od czego tu zacząć... Chyba od tego, że jestem pod ogromnym wrażeniem.
OdpowiedzUsuńZ powodu 1: Jasper umarł :c i nie da się go już uratować...
Powód 2: opisy, emocje, akcja... no po prostu rewelka. Takie rzeczy niesamowicie trudno się pisze, bynajmniej ja mam takie zdanie
Powód 3: reakcja Elsy i Jack przy niej, który dopełnia to wszystko...
Dobrze, że chociaż Florence nie żyje. Chociaż w pewnym sensie zaszedł tu pewien handel - ktoś ważny za kogoś ważnego.
Po prostu mój system wybuchł od tego wszystkiego *-*
Czekam na dalsze losy naszych ukochanych bohaterów :* Weny, czasu i herbatników ♥
Czy Elsa będzie teraz z Jackiem?
OdpowiedzUsuńWiem, nieczuła menda ze mnie, ale ciekawa jestem. Byłoby słodko gdyby Jack pomógł jej się z tego podnieść... w sumie nie muszą być razem, jako przyjaciele mi chyba bardziej pasują w twojej historii.
No dobra. Mam wrażenie, że nagminnie łamiesz serca swoim postaciom i dlatego wolałabym, by byli przyjaciółmi. Przynajmniej Luna nie przeżyłaby zawodu miłosnego.
Ps. Brakuje mi cię, Wika, na moim blogu :/ Aż tak źle piszę?
Prawie płakałam żebys jeszcze trochę dłużej pisała to bym ryczała. To było smutne. Ale nie to ze Jasper umarł tylko ze Elsa to tak wszystko przeżywa i przez to wszystko myślałam że to Jack. Jestem kolejną nieczułą bestią na tym bblogu v.v
OdpowiedzUsuńOpisałaś to tak ppięknie.... brakuje mi słów.
Pozdrawiam i życzę weny!!!!
Ufff, przebrnęłam przez wszystkie rozdziały ^^
OdpowiedzUsuńOto mój pierwszy komentarz na tym blogu od dłuższego czasu... poproszę o famfary hahah ;)
*Elsa w Twoim opowiadaniu, prezentuje się lepiej niż ta z frozen ^^ Ta wersja wymiata
* Masz bardzo ciekawy i zarazem prosty sposób pisania (Ten jest najlepszy) i w ogóle zazdroszczę Ci umiejętności opisywania uczuć ( Ja w tym zakresie leżę i kwiczę). Talent... talent i jeszcze raz... wielki talent. ^^
* Twoje genialne pomysły odbijają się echem w mojej głowie. To komplement... ^^
* Nie potrafię wyłapać, żadnych błędów, co niezmiernie mnie cieszy ^^
I wiele, wiele innych pochwał które drążą po mojej głowie, więc lepiej będzie, jeśli nie będę się rozpisywać aż zanadto, bo stracę poczucie czasu xd
A co do rozdziału...
Piękny, wzruszający, pełen emocji. I tych dobrych i tych złych.
Jasper'a mi szkoda... polubiłam go [*]
Elsa i te jej odczucia wewnętrzne, normalnie... mam ochotę wejść w jakiś magiczny sposób do tego opowiadania i ją wyściskać...
Jednym słowem, jestem zachwycona <3
Pozdrawiam i tym komentarzem posyłam Ci moc weny, niechże ona oświetli Ci drogę ku wiecznemu pisarstwu ;3
Zapraszam również na mojego bloga ^^
http://magiczny-swiat-rachel-trust.blogspot.com/
(Kochana, mam nadzieję, że się nie obrazisz za taką malutką reklamę)
Ojeju! Dziękuję! ♥
UsuńTak bardzo się cieszę, że przeczytałaś mojego bloga ^^ I jeszcze ci się podoba!!! Jestem wniebowzięta!!! Komentarz śliczny, tyle tam pochwał. Aż mi się zrobiło ciepło w sercu. Bałam się, że jak zaczniesz czytać mojego bloga to uciekniesz z krzykiem, a tu proszę! Strasznie, strasznie, strasznie się cieszę. Jestem przeszczęśliwa!!!
Jeszcze raz dziękuję za komentarz, za wszystkie komentarze pod tym rozdziałem, które przyprawiają mnie o zawrót głowy. Bardzo Wam dziękuję!
Za reklamę się nie gniewam ;) Nie ma sprawy, służę pomocą w takich sprawach ^^
Jesteś wobec siebie zbyt samokrytyczna... Pokochałam tego bloga ^^ a co mi tam, dodam go nawet do obserwowanych. To tylko czysta formalność ^^
UsuńMnie w sumie jest teraz wstyd, bo trochę długo zajęło mi ogarnianie tego opowiadania. ^^
Ale się udało i wcale nie żałuję poświęconego czasu na to ;)
Cudny rozdział! Świetnie opisane uczucia El! Nie będę marudzić... Dobra muszę aż raz bo go uwielbiałam: Nie! Czemu akurat Jasper?! Dobra koniec marudzenia... Twoja decyzja... Szanuję....
OdpowiedzUsuńNo to (a co mi tam) wełny, weny, czasu wolnego i czego se tam jeszcze zażyczysz ;*
Cześć!Nie dawno znalazłam twojego bloga i bardzo mi się podoba chociaż brakujem mi tu Jelsy!!!
OdpowiedzUsuńI skoro Jaspera już nie ma... To Jack ma szanse z Elsą !Niech oni się pogodzą ... Proszeee :)
Czekam na next!
-Julka
Cześć 🙋 niedawno weszłam na Twojego bloga i przeczytałam go odrazu i.... Jest świetny! Kobieto masz talent! I wiem że prowadzisz też drugiego bloga, chciałam zapytać kiedy mniej więcej tam pojawi się rozdział
OdpowiedzUsuńJestem w trakcie jego pisania, ale szczerze : naprawdę nie wiem. Mam zaledwie 600 słów, i nie wiem kiedy będę miała czas cokolwiek tam dodać, bo w tym tygodniu.. eh... szkoda gadać.. mam nadzieję, że w następnym się poluzuje i wszyscy będą szczęśliwi ^^
UsuńBardzo się cieszę, że przeczytałaś mojego bloga i że ci się podoba.
Pozdrawiam ciepło!
Dzięki za odpowiedź
UsuńWeny!😊
Nominowałam Cię do la:3
OdpowiedzUsuńWiecej: http://jelsa-chlodna-milosc.blogspot.com/2015/10/nominejszyn.html?m=1
Nominowałam cię do LA! A co tam taki świetny blog zasługuje (tak samo jak jego autorka ;)) Link >>> http://pamietnikjackafrosta.blogspot.com/2015/10/zapomniane-la-przepraszam-vv.html <<<
OdpowiedzUsuńKóżwa, napisałam długiego komentarza i mi się usunął! Dobra.. zacznę jeszcze raz..
OdpowiedzUsuńTo tak. Rozdział naprawdę udany. Rozpłakałam się-naprawdę -_- :'(
Ehh wystarczy poruszająca scena i już się rozklejam..
Ale co tam..
Życzę ci weny i czasu, bo go jest tak mało.. i żeby Elsa się pozbierała po utracie Jaspera
I przepraszam za nieaktywność, ale uurokii szkoołyyy.... o.o
Jako iż post o wyglądzie bloga został usunięty, a ja wyczytałam z rozmowy twojej i Lelusia, że wygląd bloga się zmienił... I jest ŚLICZNY ta nawet z dużych liter ;)
OdpowiedzUsuńPS. Tak wiem o czym gadacie O.o
I nie to wcale nie stąd że mamy grupową rozmowę na hanguscie czy jak to się tam pisze XD
Od ostatniego posta minęła (patrzy w kalendarz) jedenaście dni. Why?! Why, ja się pytam?!
OdpowiedzUsuńDziwnie jest bez twoich komów ---> elsastraznikiem.blogspot.com
Dobra, już obiecuję, że przestanę dodawać ciągle ten link. Chyba że znowu dodasz rozdział po dwóch tygodniach...
Rozdział jest naprawdę dobry... No naprawdę nie wiem, co więcej napisać. Wzruszyłam się.
OdpowiedzUsuńPiszesz świetnie chciałambym kiedyś ci dorównać !!<3
OdpowiedzUsuń