sobota, 17 października 2015

Rozdział XLIII: "Jasper"

Z perspektywy Jack’a
     Walczyliśmy bardzo długo, a kiedy zobaczyłem, że Elsa biegnie na górę w głąb zamku od razu ruszyłem za nią. Musiałem jej pomóc. Niestety była zmuszona pokonać Florence sama. Walka z potworami trwała długo, kątem oka widziałem, jak czarownica trzyma mocno białowłosą za szczękę i karze jej na nas patrzeć. Modliłem się w myślach, żeby Elsa jakoś się uwolniła i ją pokonała. Gdybym tylko miał jak, pomógł bym jej. Ale diamentowe potwory wciąż nacierały, nie miałem nawet chwili na jeden oddech. Wszystko działo się tak szybko... I kiedy potwory rozpadły się na małe drobinki dostrzegłem na podłodze Jasper’a... Z jego dużej rany lała się krew, a On leżał na podłodze ze łzami w oczach i patrzył w sufit. Podbiegłem do niego ile sił, rzuciłem broń gdzieś w bok i przyjrzałem się jego ranie.
-Stary, wszystko będzie dobrze...- powiedziałem pośpiesznie nie wiedząc co robić.
Brunet powoli odwrócił głowę w moją stronę i przeniósł na mnie swój załzawiony, wrażliwy wzrok.
-Już za późno... – uśmiechnął się słabo.
-Nawet tak nie myśl! Proszę! Nie umieraj!
-Powiedz Elsie... Powiedz Elsie, że będę szczęśliwy.- zrobił chwilę na oddech- i że ją kochałem... – jedna łza spłynęła powoli po  jego policzku i roztrzaskała się o podłogę- Niech sobie z kimś ułoży życie... niech będzie szczęśliwa... – dodał po czym odwrócił głowę.
Patrzył chwilę bez celu, jakby szukając czegoś w powietrzu. Wolno i płytko oddychał. Nawet już nie walczył. Wiedział, że jest za późno. Nie mogłem nic zrobić, nie wiedziałem co robić z rękami, jak postąpić, co powiedzieć...
Umarł...
Patrzyłem jak wydaje ostatnie tchnienie, jak jego klatka piersiowa opada na zawsze. Przeszły mnie dreszcze, pierwszy raz w życiu widziałem jak ktoś umiera. Obok mnie zebrał się wieniec osób opłakujących przyjaciela... W końcu do pomieszczenia wpadła Elsa. Najpierw była radosna, ale potem uśmiech zszedł jej z twarzy. Bałem się jej reakcji, ale obiecałem sobie, że ją wesprę, bo zareagowałbym tak samo, gdyby Luna zginęła. W końcu zostaliśmy tylko we dwójkę przy martwym ciele chłopaka.  Mijały sekundy, minuty, godziny, ale na rozmyślaniach czas leciał szybko. I w zasadzie analizowałem całe swoje życie.
     Elsa co róż wybuchała panicznym płaczem. Przyniosłem jej koc, bo cała drżała jakby było jej zimno. W końcu białowłosa była tak wyczerpana, że choć siedziała to jej powieki się przymykały. Zauważyłem to i zbliżyłem się do niej, objąłem ją delikatnie, a ona bezwładnie opadła na moje ramię. Siedziałem tak jeszcze chwilę zapatrzony w ciało Jasper’a. Wziąłem Elsę na ręce i ruszyłem do wyjścia. Szedłem wolno i patrzyłem wprost przed siebie z kamienną twarzą, nie pozwalając sobie na najmniejszy gest. Wyszedłem na dziedziniec, na którym hulał mocny wiatr. Słychać było tylko i wyłącznie jego mroczne podmuchy. Wzbiłem się wraz z śpiącą Elsą w powietrze i leciałem w stronę bazy. Wszystko zdawało się strasznie, a po snach Piaska ani śladu.
     Dotarłem do domu, niezdarnie odtworzyłem drzwi i wszedłem do środka. W bazie było dziwnie cicho, nie słychać było nawet tego ciepłego dźwięku sypania się złotego pyłu. Udałem się na górę po schodach, po drodze nie spotkałem nikogo. Wszedłem do pokoju Elsy. Dziwnie mi było tam wejść, nie bywałem tam od tygodni. Przypomniały mi się stare czasy. Ułożyłem delikatnie białowłosą na łóżku i przykryłem ją biało – niebieską kołdrą. Odgarnąłem jej brudne kosmyki z czoła. Patrzyłem tak na nią chwilę. Dawno nie widziałem jak śpi, brakowało mi tego. Elsa przekręciła się powoli na bok i przykryła się szczelniej kołdrą. Wypuściłem ze świstem powietrze i udałem się w stronę pokoju Luny...

Z perspektywy Elsy
     Obudziłam się z ogromnym bólem głowy i gdy tylko przypomniałam sobie co się wczoraj stało wtuliłam się mocniej w kołdrę chowając w niej twarz, która zaraz potem stała się mokra od łez. W końcu, po kilku minutach płaczu, spojrzałam zamglonym wzrokiem na zegarek: 15:18. Nie obchodziła mnie godzina, chciałam tylko samotności. Chciałam się utopić we własnych łzach albo zawisnąć na drzewie, byle by tylko znów usłyszeć jego głos. Przekręciłam się na drugi bok i spojrzałam na okno, za którym szalała śnieżyca.
     Nagle usłyszałam skrzypnięcie drzwi, drgnęłam na ich dźwięk, ale nie ruszyłam się z miejsca.
-Elsa?- odparła Pauline z nutką zaniepokojenia.
Przewróciłam się na drugi bok i spojrzałam na strażniczkę zmęczonymi oczyma.
-Przyniosłam Ci śniadanie- postawiła mi okrągłą tacę na szafce obok łóżka. Nastąpiła chwila ciszy. Dziewczyna podeszła do mnie i przyklękła obok materaca.
-Jak się czujesz kochanie? – dotknęła dłonią mojego czoła, jakby miało to pomóc.
-Źle- wychrapałam.
-Trudno, żeby było inaczej... – cicho westchnęła- Pamiętaj, że zawsze możesz się do nas zwrócić. Wszyscy się o Ciebie martwią. A Jack to już w ogóle.- dziewczyna chwilę jeszcze popatrzyła na mnie ciepłym wzrokiem, a potem oznajmiła – To ja już idę. A Ty kochanie zjedz chociaż śniadanie, dobrze?
Pokiwałam lekko głową i obserwowałam oddalającą się postać Pauline. Podniosłam się powoli na jednej ręce i odgarnęłam z twarzy kilka brudnych kosmyków. Wzięłam głęboki oddech.
Będę się musiała nauczyć żyć bez niego...
Wstałam lekko chwiejnym krokiem z zamiarem pójścia do łazienki i zobaczenia swojego odbicia w lustrze, chociaż nie ciekawiło mnie ono zbytnio. Po porannej toalecie niemrawo odtworzyłam szafę, wyjęłam z niej wygodne, jasnoniebieskie jeansy i siwy, nieco brokatowy sweter. Ubrałam się i związałam włosy w niedbały kok podpinając kilka wystających kosmyków wsuwkami. Usiadłam ciężko na łóżku i spojrzałam na szafkę nocną, na której stała taca z dwiema kanapkami i zimnym już kakao. Wzięłam powoli jedną kanapkę i zbliżyłam do twarzy po czym z wielkim trudem odgryzłam kawałek. Byłam wyczerpana.
     Po spożyciu posiłku pościeliłam łóżko. Nie mogłam nigdzie znaleźć sobie miejsca. Nawet czytanie jednej z moich ulubionych książek, w której zwykle zagłębiałam się bezgranicznie tracąc poczucie czasu, nie przynosiło mi ukojenia.  Patrzenie w okno i porządki także nic nie pomagały. Włóczyłam się po pokoju bez sensu. Moje myśli nagle zajęło miejsce, w którym się znajdowałam. Zaczęłam bez zastanowienia liczyć ile czasu tam mieszkałam. Minęły miesiące – to był mój dom. Niedługo miałam się wyprowadzić do Arendelle. Obowiązki i mieszkańcy zajmą mi czas i nie będę go tracić na użalanie się nad sobą. Zapomniałam już jak wyglądała moja wielka komnata, w której spędzałam pierwsze chwile z Jack’iem. Teraz ja będę królową, teraz ja będę rządzić i teraz ja będę ustalać zasady, które często wprawiały mnie w irytację. Jednak rządy mojego ojca nie były aż takie złe. W wielu królestwach panowały gorsze warunki niż u nas. Byłam pewna, że odbudowanie Arendelle zajmie dużo czasu. Ale nie te fizyczne. Mury można odnowić lada dzień, ale poczucie bezpieczeństwa ludzi i zaufanie będzie się odbudowywać miesiącami. Tęskniłam za swoim ogromnym oknem przy którym stał biały kufer przykryty grubym materacem, na którym siedziałam zimą i czytałam książki. Patrzyłam co jakiś czas na szybę podziwiając płaty śniegu spadające leniwie na ziemię i upijałam łyk parującej, słodkiej herbaty z cytryną. Tęskniłam za odczuciem zimna, dzięki któremu miękki koc sprawiał mi nie lada przyjemność. Coraz bardziej upewniałam się w tym, że chłód wypełniał mnie także od środka.
     Wzdrygnęłam się i potarłam dłońmi ramiona. Wciągnęłam ze świstem powietrze i ruszyłam do drzwi. Chwyciłam niepewnie srebrną, okrągłą klamkę i po kilku sekundach zastanowienia przekręciłam ją otwierając tym samym drzwi. Nie wiem co mną kierowało, ale chciałam czymś zająć myśli, chodźmy zmęczeniem, jakie mogło opanować moje nogi po długiej wspinaczce po schodach. Dom North’a był większy niż się wydawał. Było tam całe mnóstwo asymetrycznych, wąskich schodów i malutkich korytarzyków oraz opuszczonych pokoi. Nigdy nie szwendałam się po tych labiryntach, ale zawsze byłam ciekawa co tam jest. Stąpałam powoli po skrzypiących , starych schodach patrząc na pajęczyny okupujące ciasne kąty. Powietrze było rześkie i chłodne, a z moich ust ulatywały co jakiś czas pióropusze pary. Cisza zdawała się mi kojąca, a skrzypienie drewna wprawiało mnie w swego rodzaju hipnozę. Stąpałam wąskimi, krętymi korytarzami myśląc co chwilę, że pewnie się zgubię. Napotkałam pierwsze drzwi oblepione grubą warstwą kurzu. Otworzyłam je, a moim oczom ukazało się dość małe pomieszczenie pełne światła wpadającego prze duże, rzeźbione okna. Na podłodze leżał stary, zniszczony, czerwono – biało – czarny dywan, którego kolory dawno wyblakły pod warstwą kurzu. W kącie stała ciemna, chropowata, dwudrzwiowa szafa, na której pająki miały swoje małe królestwo. Obróciłam się powoli i lekko się uśmiechnęłam zauważając na suficie mały, kryształowy żyrandol. Ten pokój był przepiękny. Postanowiłam przeszukać inne pomieszczenia. Zamknęłam drzwi i znów wyruszyłam na wędrówkę po schodach.
Jasper,
Jasper,
Jasper,
Jasper,
Jasper...
To imię wypowiadałam z każdym krokiem. Tworzyło razem z  skrzypiącym drewnem i odgłosem stąpania pewnego rodzaju melodię. W końcu do rytmu wkradło się kapanie łez na podłogę, które nie wiem kiedy zebrały mi się w oczach i spływały grubymi kroplami aż do brody.
Załamanie.
Ból .
Strata.
Uklękłam bezsilne na podłodze podpierając się jedną ręką i zaciskając mocno powieki. Wystarczyła jedna myśl, jedna chwila, jedno słowo, jedno imię... Byłam wyczerpana. Czułam, jakbym łamała się wpół. Jakby ktoś rozdzierał moje serce. Zagryzłam mocno wargę i z nieustającym wodospadem łez zmusiłam się do pójścia dalej. Kolejny schodek, i kolejny... Serce bolało coraz bardziej. Drzwi, odetchnęłam. Otarłam łzy z policzków łkając cicho. Przekręciłam klamkę i weszłam do pokoju. Okrągły, biało – czarny dywan. W rogu pomieszczenia stało podłużne lustro oprawione w grubą, czarną ramę. Przetarłam warstwę kurzu, jaka na nim spoczywała i zobaczyłam fragment swojego odbicia. Miałam lekko podkrążone oczy, brudne włosy nie umyte po wczorajszym dniu i kilka niegroźnych zadrapań. Rozejrzałam się po pokoju. Na środku ściany stała komoda z trzema szufladami na środku i dwoma drzwiczkami po bokach. Mebel miał długie, wywijane nogi, białą, chropowatą strukturę i ciemnosrebrne uchwyty w kształcie okręgów. Przyklękłam przy szafce i odtworzyłam pierwszą szufladę. Walało się w niej kilka gwoździ i uchwytów. W drugiej szufladzie widniało kilka starych listów, które z zainteresowaniem wyjęłam. Papier już wyblakł, mało co nie rozsypał mi się w rękach dlatego delikatnie z nim postępowałam. Data była z przed dobrych 200 lat, a adresatem była Ząbek. Szybko domyśliłam się, że to listy miłosne i odłożyłam je na miejsce z myślą, że gdybym ja takowe posiadała nie życzyłabym sobie, żeby ktoś je czytał. Odtworzyłam trzecią szufladę. Był w niej lekko zakurzony album. Zaciekawione wyjęłam przedmiot i delikatnie odtworzyłam. Na pierwszym zdjęciu widniał North z splecionymi na piersi rękoma, na których widocznie było widać tatuaże. Brodacz uśmiechał się sprytnie i musiałam przyznać, że korzystnie wyszedł na tej fotografii. Kolejne zdjęcia uwieczniały urodziny strażników albo ich kłótnie czy wyjątkowe zdarzenia. Natknęłam się na fotografię Jack’a. Ale nie był to ten sam Jack, którego znałam. Wyglądał na młodszego choć nadal przypominał 17-latka, miał białe włosy, wiec już wtedy był strażnikiem. Chłopak miał siną karnację i kruchą posturę, był naprawdę chłopcem. Całkiem nie przypominał teraźniejszego Jack’a o jasnej karnacji, szerokich ramionach, umięśnionej sylwetce i spokojnym wyrazie twarzy. Teraz był bardziej dużo męski, stanowczy i spokojny. Nie przypominał już rozbawionego chłopca z uśmiechem na twarzy i wątłą posturą.
     Strażnicy także się w pewnym sensie starzeli. Ale tyczyło się to tylko tych, którzy stali się nieśmiertelni w młodym wieku. Ja też z miesiąca na miesiąc nabierałam poważniejszych rysów twarzy.
     Dalej przerzucałam strony oglądając uważnie każdą fotografię. Nagle natknęłam się na coś zaskakującego. Nie wierzyłam własnym oczom. Zobaczyłam zdjęcie, na którym jest Luna, Pauline, Amelia, Aro i Zając. Nikt z nich nie znał się przed zebraniami na tyle dobrze, by robić sobie zdjęcia. Zaciekawiona przewróciłam następną stronę i zobaczyłam siebie ubraną w białą, puchatą bluzę i siedzącą przy stole z kubkiem gorącej czekolady w ręku. Były też zdjęcia ze śniadań, gdzie każdy niemrawo siedział przy stole i mieszał łyżeczką w kubku. Uśmiechnęłam się delikatnie. Następnie były zdjęcia moje i Jack’a. W środku śnieżycy, w lato u mnie w zamku, na wzgórzu pełnym kwiatów i w bazie North’a. Na większości się przytulaliśmy, na niektórych całowaliśmy. Było to około 20 fotografii. Na końcu widniało jedno zdjęcie Jack’a i Luny jak szczęśliwi trzymają się za ręce.
     Zamknęłam lekko album i odłożyłam go na miejsce. Byłam zdziwiona. Ktoś musiał ciągle uzupełniać ten album. Może Ząbek, skoro w szufladzie były jej listy.
     Nie chciałam sobie tym zawracać głowy. Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół po schodach. Na szczęście pamiętałam drogę i szybko wróciłam do swojego pokoju nie spotykając nikogo po drodze. Usiadłam na łóżku i głęboko westchnęłam. Było po 22... Poszłam do łazienki i po dokładnym wyszorowaniu się odpłynęłam w świat snów.  


Hej Moje Perełki!
Wiem, że LA jeszcze nie dodałam, ale zrobię to wtedy, 
gdy będę miała więcej czasu, a na ten weekend mam dużo nauki i i tak się cieszę, że udało mi się dodać rozdział.
Mam nadzieję, że będziecie dla mnie wyrozumiałe.
Wiem, że wygląd miał być inny, ale nie pasował do tematyki bloga i było tak wszystkiego za dużo.
Jak Wam się podoba? Aniasam, dobrze się czyta?
Pojawiła się też nowa playlista, proszę, napiszcie mi co o niej sądzicie.

To chyba wszystko. Dziękuję za komentarze pod poprzednim postem, które dodały mi dużo siły!
Czekam na wasze komy i pozdrawiam cieplutko ♥















13 komentarzy:

  1. Ojeju. El jest totalnie dobita. Biedna :C no ale w koncu go kochala, to logiczne że jest załamana. A co z tym listem od Jaspera? Bo albo mi się zdawało, albo w poprzednim rozdziale coś mówił że jak zginie to zostawił list. Z resztą każdy tak powiedział... I Luna, i El, i Jack i chyba Jasper.... No nie wiem. Buziaczki siostrzyczką i życzę weny!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S. Czytam na telefonie wiec nie mogę posłuchać muzyki...

      Usuń
  2. Miśka! Świetny rozdział!
    Dobija mnie myśl, że Elsa straciła kolejną ważną dla niej osobę. Mama, ojciec i Jasper... Mam nadzieję, że kiedyś wreszcie się podniesie...
    Ciekawią mnie te zdjęcia... Bo kto je robił? Kto był takim tajemniczym fotografem? (Ząbek miała jakiegoś kochasia? XD)
    Co się zmieni teraz w życiu i Elsy i Jack'a? Bo oprócz próby przetrwania po stracie i ogarnięcia ogólnego bałaganu myślę, że będą starać się ułożyć swoje życie na nowo... Czy razem ze sobą? (Byłoby fajnie XD)
    Jestem bardzo ciekawa co wymyślisz i już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału!
    Weny, czasu i jak najwięcej pomysłów :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaki cudowny rozdział! Tyle uczuć, wszystko tak realistycznie opisane ♡
    Nie lubiłam Jaspera, ale jego śmierć jest taka smutna... Żal mi Elsy, mam nadzieję, że Jack szybko zerwie z Luną i się opamięta.
    Gorąco pozdrawiam i życzę weny! Johanna Malfoy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zatkało mnie. Dawno nie czytałam twoich rozdziałów. Jasper umarł, tajemniczy album, Jack. Jestem super ciekawa co będzie dalej, a jednocześnie boje się. Nie zamierzam kończyć, nie tu. Czekam i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedna Elsa, tak bardzo jej współczuję. Chciałabym ją teraz przytulić i pocieszyć. Jestem też ciekawa co to za tajemniczy pokój............
    Wygląd i Play lista świetna! Czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj no nie, znowu mam ochotę przytulić Elsę... jej ból jest tak realistycznie opisany... naucz mnie tego xd
    Tajemniczy album i zdjęcia... hmm, dodatkowo jej autor... Ciekawe co ukrywa Ząbek ^^
    Cudowny rozdział... czekałam i czekałam, a jak zobaczyłam nowy rozdział niemal krzyknęłam z radości ;D

    Pozdrawiam cieplutko i życzę weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Ahh, jaka ta miłość okrutna :v Szkoda mi Elsy, że musi tak cierpieć i nie może cieszyć się zwycięstwem, do którego dążyła tak długo. Powrócą jej obowiązki monarchy, ciekawe jak sobie z nimi poradzi. Tak bym chciała, żeby nie wyprowadzała się z siedziby Strażników! :< Sądzę, że tajemniczy album jest prowadzony przez Pana Księżyca. Listy miłosne Ząbek? Idę o przekonanie, że są od Zająca, ale kto wie, kto wie... ^^
    Czekam. ♥
    Weny, czasu, czasu i czasu!

    OdpowiedzUsuń
  9. Wszyscy piszą, że żal im Elsy itp. A mi? Mi bardziej żal Jack'a, bo nie zdaje sobie sprawy z tego, że kocha El, albo zdaje ale nie chce jej tego okazać. El jest smutna,, ale to normalne po stracie bliskiej osoby. Ja osobiście nie lubiłam Jaspera, bo nie było Jelsy. Chociaż była ale z innych imion. Ale ja wolę oryginalną Jelsę. Jack x Elsa. Yhy.
    Rozdział cudowny. Świetnie opisane uczucia i te takie inne.... (XD) ... no... pokoje, czynności.

    Trochę przykro, że nie masz czasu, więc ja ci go będę życzyć.
    Życzę ci CZASU, CZASU, CZASU, CZASU, CZASU i CZASU. A i jeszcze WENY x 100.
    Pozdrawiam Jelsową miłością.
    Przesadziłam? ~Snowmooon
    Nie, skądże.~Mózg (ja mam mózg?)
    No tak. W końcu to blog o Jelsie. ~Snowmoon
    To był sarkazm. ~Mózg
    Dobra cicho! ~Snowmoon
    PS. Czy tylko mnie bardzo ciekawi tajemniczy pokój i listy miłosne Ząbka?

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej ;) Chciałabym zaprosić Cię na nowy rozdział u mnie :*

    OdpowiedzUsuń