niedziela, 15 listopada 2015

Rozdział XLVI: "Seksowna piękność skrada się po ciasto truskawkowe i balonowa Iri"

Ten rozdział dedykuję Agacie, którą większość z was zna jako Lexy :*
Masz mi nigdy nie zapomnieć, że Cię kocham!!!
Z perspektywy Jack’a:
     Obudził mnie przeraźliwy krzyk, który zdawał ciągnąć się w nieskończoność. Nastawały tylko kilkusekundowe przerwy i głos rozbrzmiewał na nowo w moich uszach. Szybko przeszła mi ochota na sen i przestraszony wybiegłem na korytarz rozglądając się nerwowo w próbie zlokalizowania źródła krzyku. Nie zastanawiając się długo skręciłem w lewą stronę. Najwyraźniej był to dobry wybór, bo głos stawał się coraz głośniejszy. Z różnych stron korytarza zaczęli zbiegać inni strażnicy. Zamarłem, gdy stwierdziłem, że krzyk wydobywa się z pokoju Elsy. Chwyciłem za klamkę i szybko zapaliłem lampkę nocną stojącą nieopodal łóżka. Stałem chwilę w bezruchu zszokowany widokiem, który zastałem. Białowłosa rzucała się na łóżku niespokojnie, mocno zaciskała powieki, spod których lał się potok łez i krzyczała w niebogłosy.
     Otrząsnąłem się z transu i pośpiesznie zamknąłem drzwi na klucz.
-Elsa? Elsa słyszysz mnie? Elsa! Obudź się!
Ukląkłem okrakiem nad białowłosą tak, by miedzy moimi nogami znajdowały się biodra dziewczyny i przycisnąłem nadgarstki strażniczki do materaca. Inaczej na pewno zrobiłaby  krzywdę i sobie, i mi.
-Elsa do cholery!
Czułem pot, który zaczął spływać po mojej twarzy. Było mi coraz trudniej nad nią zapanować. Napinałem kurczowo mięśnie prosząc w duchu, żeby białowłosa już się obudziła.
-Elsa! Obudź się!!! Słyszysz?!
Przerażona dziewczyna otwarła szeroko wypełnione strachem oczy i rozglądała się nerwowo. Puściłem jej nadgarstki i , pewny, że się obudziła, poszedłem odtworzyć drzwi do pokoju, za którymi stała wnerwiona reszta strażników. Wparowali do pokoju. Większość groźnie na mnie patrzyła nawet nie przejmując się stanem Elsy. Jedynie kilka osób zapytało się o białowłosą. Potem oczywiście wygnałem wszystkich i zostałem przy strażniczce. Nie mogłem jej zostawić.
     Jednak ona nadal się trzęsła. Byłem ciekaw jaką wizję zobaczyła, ale nie chciałem jej na razie o to pytać. Moim zadaniem póki co było ją wspierać, a nie przypominać jej o tym, co się stało kilkanaście minut temu. Dopiero siedząc w ciemnym pokoju od dłuższego czasu zdałem sobie sprawę, że mam na sobie tylko krótkie, niebieskie spodenki przed kolano. Zawsze było mi zbyt ciepło, by spać w koszulkach. Jednak teraz było mi trochę niezręcznie. Zdając sobie jednak sprawę, że Elsę niezbyt obchodzi moje odzienie – uspokoiłem się.
     Nie wiedziałem jak ją pocieszyć. Czy trzymać ją za rękę? Czy to wypada? Czy mogę ją przytulić? Albo położyć się z nią do łóżka? Nagle ściągnąłem brwi uświadamiając sobie treść ostatniego pytania. Byłem niedorzeczny, przecież miałem dziewczynę. Piękną dziewczynę, z taką samą mocą jak ja, z blond długimi włosami i ciągłym uśmiechem na twarzy. Lunę. To prawda, była śliczna, a jej uśmiech, który często pojawiał się na jej ustach wydawał się rozświetlać moją udręczoną duszę.
     Ale kiedy patrzyłem na Elsę... Jej subtelne usta, delikatne dłonie i bijąca od niej dziewczęcość przyprawiały mnie o dreszcze. Jej białe włosy, które często powiewały na wietrze. Albo które spinała w koka z kosmykami wystającymi po bokach. Uwielbiałem na nią patrzeć. To było jak narkotyk – wiedziałem, że robię źle, ale nie mogłem się powstrzymać. Chciałem jej dotknąć. Chodźby położyć rękę na talii i poczuć ten dreszcz tym spowodowany. Chciałem ją objąć, wziąć w ramiona...
     Jack! Uspokój się! – nakazałem sobie.
     Przecież Luna była jeszcze lepsza od Elsy! Ona kochała mnie całą sobą, oddawała mi się. Przecież mogłem robić z nią co chciałem...
     Przetarłem dłonią twarz wykrzywioną grymasem pogardy dla samego siebie.
     Jack, jesteś skończonym idiotą...
     Westchnąłem głęboko i kątem oka dostrzegłem, że Elsa zaczęła mruczeć coś pod nosem marszcząc brwi. Jej oddech przyśpieszył. Nie czekając na rozwój sytuacji złapałem lekko białowłosą za ramię i potrząsnąłem delikatnie. Nie miałem ochoty na powtórkę z rozrywki.
    
     Kiedy obudziłem się rano ostatnie co pamiętałem to fakt iż siedziałem przy Elsie. Teraz leżałem prostopadle do niej. Była zwinięta w kłębek, więc miałem dość sporo miejsca. Musiałem zasnąć na siedząco i przechylić się na materac. Grunt, że nie rozbiłem sobie głowy o kant łóżka.
     Wstałem i spojrzałem na śpiącą białowłosą. Westchnąłem głęboko i udałem się do swojego pokoju, który dzieliłem z Luną. W końcu byliśmy parą.
     Byliśmy parą...
     Zacząłem się zastanawiać dlaczego w ogóle jesteśmy razem. Nigdy nie czułem nic szczególnego, gdy ją całowałem albo przytulałem choć usilnie wmawiałem sobie, że jest inaczej.
     -Nie! – wykrzyknąłem szorstko na cały korytarz zdając sobie sprawę, że powiedziałem (a właściwie wydarłem się na całe gardło) to na głos.
Większość elfów kręcących się po parterze spojrzała zaskoczona w moją stronę. Miałem napięte mięśnie, dłonie zaciśnięte w pięści i szybko oddychałem. Wykończyła mnie tak chyba kłótnia... Kłótnia ze samym sobą... Do czego to doszło Jack, że gadasz sam do siebie...
     Przetarłem dłonią zmęczoną twarz i szybko wszedłem do pokoju Luny, która spała na lewym boku z rękoma przy twarz. Położyłem się obok niej, przytuliłem od tyłu i zasnąłem wdychając zapach jej włosów.


     Wszyscy poszaleliśmy do reszty...

Z perspektywy Amelii:
     Mieszałam niemrawo łyżeczką w kubku z parującą herbatą gdy do jadalni przyszła Liv i rozsiadła się przy stole z równie zaspaną miną co ja.
-Heeej...- powiedziałam obdarzając chwilowym spojrzeniem rówieśniczkę.
-Heeej...- odpowiedziała brunetka tym samym tonem co ja i powlokła nogami w stronę blatu.
Wsadziła niedbale dwa kawałki chleba do tostera i siadła ciężko przy stole podpierając się ręką- Boże, ale dzisiaj Elsa dała czadu, co?
-No, nie ma co. Obudziła chyba całą bazę...- odpowiedziałam nieco ożywionym głosem i założyłam nogę na nogę.
-Ale... wiesz co? – dwa tosty wyskoczyły z urządzenia na co Liv wstała i podeszła do blatu – Współczuję jej – posmarowała posiłek dżemem i ułożyła na talerzu po czym ponownie usiadła.
-Ja też. Ciężko jej. Chyba też bym się tak zachowywała...
Liv spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczami, które dotychczas miały na uwadze kubek, do którego brunetka nalewała herbatę z cytryną.
-Na pewno... W końcu ona traci po kolei wszystkich, których kocha. - westchnęła i zajęła się posiłkiem.
Dopiłam do końca ciepłą herbatę i poszłam na górę do swojego pokoju się ubrać, umyć zęby itd. W domu North’a był zwyczaj: jak kto wstał – tak przychodził na śniadanie. Nikogo nie obchodziło jaką masz fryzurę, jak jesteś ubrana i jakie to masz wory pod oczami. Nikt nie zwracał na to uwagi. Cel przyjścia do jadalni był taki, żeby się najeść.
     Nigdy nie było też między nami sporów i choć Aro często miał w zwyczaju działać mi na nerwy nigdy nie obgadywałam go ani się nie kłóciliśmy. Po prostu wywróciłam oczami, mruknęłam coś pod nosem i po sprawie.
     Założyłam długi naszyjnik z dużym wisiorkiem w kształcie kropli wody wypełnionej widokiem białej lilii wodnej. Był to piękny prezent od którejś z dziewczyn na Mikołajki. Ubrałam także czarne spodnie i siwą bluzkę na ramiączka oraz sweterek. Miałam dziś jakiś wyjątkowo dobry humor.
     Musiałam lecieć pomóc strażniczkom wiatru przyprowadzić monsun zimowy nad południową Azję. To było dość sporo roboty, a zawsze leci kto? Ja! Bo w „nagrodę”, że jestem tak wspaniałą strażniczką dostaję takie zlecenie. Ale można się do tego przyzwyczaić.
    
Z perspektywy Pauline:
      Mały płomyczek wielkości kilku centymetrów umieszczony na wewnętrznej stronie moich drzwi od pokoju rozbłysnął pomarańczowym światłem.
     Nowy strażnik.
     Odłożyłam niechętnie szkicownik na szafkę i zwlokłam się z łóżka narzekając pod nosem na ilość nowych strażników, którzy zakłócają mój święty spokój. Zmieniłam bluzkę, która zbyt elegancka nie była – rozciągnięty T-shirt za duży o trzy rozmiary, w którym uwielbiałam się topić. Oczywiście zamiast krótkich, szarych spodenek naciągnęłam na mój płaski tyłek czarne jeansy i założyłam siwe trampki po czym wyszłam na korytarz i minęłam Crystal, która podążała szybkim tempem przed siebie. Po chwili zobaczyłam czemu jedna z bliźniaczek tak się śpieszyła – złapała Jack’a za ramię i szepnęła mu coś do ucha po czym puściła go i zaczęła toczyć z białowłosym rozmowę. Mlasnęłam i spojrzałam w prawą stronę obserwując wielki globus i masę elfów pałętających się po strefie snów. Podrapałam się po głowie, którą pokrywały gęste włosy związane w niedbałego, luźnego koka. Potem spojrzałam na swoje paznokcie i stwierdziłam, że warto by było je pomalować na ciemny pomarańcz albo ognistą czerwień.
     W Strefie Snów nie było jeszcze zbyt wielu strażników. W końcu zebranie zwołano kilka minut temu. Musieliśmy chwilę poczekać. Niebieski kryształ znajdujący się na kolumnie przedstawiał postać dziewczyny.
-Znowu jakaś dziewucha... – mruknął Zając – Mogliby w końcu przysłać jakiegoś faceta...- zajęczał.
-Widocznie kobiety są lepsze w wypełnianiu swoich obowiązków – odgryzła się Crystal i posłała szarakowi złośliwy uśmiech okraszony bystrym spojrzeniem.
Czarnowłosa po chwili triumfu odwróciła się i zaczęła rozmawiać ze swoją siostrą. Zlustrowałam Crystal i Liv od góry do dołu. Co jak co, ale bliźniaczki Smartbright miały klasę... Wydawały mi się boginiami piękności. Oczywiście oprócz Elsy, która lśniła wśród nas najbardziej.
     Nagle obok mnie zjawił się Aro z jakąś sakiewką i kilkoma kartkami w ręce.
-To jak dziewczyny, obstawiacie?- zapytał podskakując lekko na palcach ale nie odrywając się od ziemi. Wyglądał jak małe dziecko podniecone jakimś pomysłem i w napięciu czekające na zgodę rodzica.
Ja i Luna , która siedziała obok mnie, posłałyśmy blondynowi wymowne spojrzenie mówiące tyle co: „Serio? My? „ Zdezorientowany strażnik oddalił się prawie natychmiast bez słowa, a ja wywróciłam tradycyjnie oczami i podparłam szczękę ręką zwiniętą w pięść.
     Gdy tak wszyscy z wielkim „zainteresowaniem” (czyt. oglądali paznokcie, plotkowali albo obstawiali zakłady) wyczekiwali nowego strażnika nagle całą bazę okryła nieprzenikniona ciemność. Jedyne światła w całym domu to te, które spoczywały na globusie spokojnie tląc się jak małe świetliki. Zaczął wiać silny wiatr, nie wiadomo skąd. Odtworzył się fioletowo – czarny portal, z którego wyszła jakaś postać. Wszyscy stali i obserwowali uważnie w ciszy. Nikt nie śmiał się odezwać. Twarze wykrzywiały grymasy zaskoczenia. Czy księżyc znalazł nową drogę sprowadzania strażników? W końcu Liv i Crystal też przybyły w ten sposób. Portal się zamknął, wiatr zamilkł jakby uciszony czyimś rozkazem, a światło na nowo rozbłysło w bazie.
     W miejscu, w którym kilka sekund temu wirował portal stała teraz bardzo szczupła, dość wysoka dziewczyna z długimi, aksamitnymi, włosami sięgającymi do pasa o odcieniu jasny blond. Miała smukłą twarz i żuła gumę patrząc na nas znudzonym wzrokiem. Wszyscy patrzyli na nową strażniczkę z zainteresowaniem i nie śmieli odezwać się ani słowem. Nawet North dostał wytrzeszczu i nie mógł wybudzić się z transu. Dopiero teraz dostrzegłam, że obok nóg dziewczyny pałęta się śnieżny lis, który ochoczo ociera się o czarne nogawki jej spodni.
     Blondynka zrobiła z różowej gumy dużego balona, który zaraz potem pękł, a ona sprawnie znów przechwyciła go do buzi i zaczęła żuć.
-Yo – powiedziała kładąc rękę na biodrze – Jestem Irissa – Iri. A to – wskazała wzrokiem na śnieżnego lisa, który także obdarował ją swoim spojrzeniem – jest Azurim – Azu.
Wszyscy zaczęli z wolna rozmawiać między sobą, a za plecami wędrowały złote monety przekładane z rąk do rąk i brzęczące przy każdym poruszeniu.
-Witamy Irisso – North’owi w końcu wrócił głos.
-Hey... to... gdzie będę spała?
-A, no tak! – Święty uśmiechnął się ciepło – Roszpunka i Pauline – dostałam nagłego wytrzeszczu – urządzą ci pokój.
Wstałam powoli nadal sparaliżowana wiadomością, że to ja miałam tej całej „balonowej Iri” wskazać i urządzić pokój. Podeszłam sztywno do blondynki i przedstawiłam się, a potem ruszyłyśmy we trzy na górę po drewnianych schodach.
     Tradycyjnie wymieniłyśmy materac, urządziłyśmy mniej więcej łazienkę i pokój. Iri chciała dość jasne, dębowe meble, które sprawiały wrażenie nieco masywnych, ale też nie jak na dopingach. Miały ciemnozłote, okrągłe uchwyty, które złożone były z małych zawijasów. Równolegle do łóżka stała trzydrzwiowa szafa z lustrem po środku, a obok niej znajdowała się wysoka komoda z czterema szufladami. Ze względu na lekarskie i medyczne właściwości nowej strażniczki w pokoju umieściłyśmy dużo ziół i różnorodnych kwiatów, z których o większości nie miałam pojęcia.
     W każdym razie oprowadzaniem po bazie zajęła się Roszpunka, a ja mogłam wrócić do swojego pokoju, przebrać się w za duży T-shirt, szare spodenki, grube, prążkowane skarpetki i wrócić do szkicowania.
     Dosyć wrażeń na dzisiaj...


Z perspektywy Liv:
     Związałam właśnie byle jak włosy i ruszyłam w stronę jadalni, gdzie punktualnie o 18 odbywała się kolacja. Chciałam tam być 15 minut przed „oficjalnym” rozpoczęciem, by tym razem (nie tak jak przez ostatnie 4 dni) załapać się w końcu na cisto truskawkowe. Pomimo faktu iż kawałków było tyle , ile domowników Aro zazwyczaj chapał trzy naraz. Zresztą tak samo jak North czy Zając. I tym sposobem rzadko kiedy udawało się komuś skosztować tej cudnej słodkości. Przez to, że była ona tak niedostępna stawała się coraz bardziej przeze mnie upragniona.
     A teraz podążałam w stronę stołu skradając się na palcach jak najlepszy szpieg rozglądając się przy tym podejrzliwie. Brakowało tylko muzyczki z „Różowej Pantery” i byłoby idealnie. „Seksowna piękność skrada się po ciasto truskawkowe”- uśmiechnęłam się pod nosem na tę myśl. Oparłam się o ścianę oddychając głęboko. Gotowa zaraz wejść do akcji i pożreć trzy kawałki ciasta truskawkowego rozpływającego się w ustach. Szybko odwróciłam się przygotowana do tego by napaść na kuchnię i, kogo w niej zastałam? Lunę jedzącą spokojnie ciasto. Trzymała widelec w powietrzu i patrzyła rozmarzonym wzrokiem przed siebie powoli przeżuwając kawałki słodkości. Na mój widok mało co się nie udławiła, a na jej twarzy pojawiły się czerwone wypieki.
-Może byś się podzieliła chociaż, co? – zapytałam splatając dłonie na piersi i opierając się biodrem o szafkę.
-Eeee... – dziewczyna nie mogła znaleźć słów- Sorry... Ale rzadko kiedy się załapuję.
-Tak się składa, że ja też- weszłam jej w słowo i posłałam zabójcze spojrzenie.
Triumfowałam tak przez chwilę po czym podeszłam do blatu, nałożyłam sobie dwa kawałki cista na talerz, wyciągnęłam widelczyk z szuflady i usiadłam do stołu obok Luny. Złość szybko mi przeszła, gdy poczułam słodki, truskawkowy smak na języku. Uśmiechnęłam się rozkosznie i przymknęłam powieki czując się jak w krainie całej z waty cukrowej, landrynek, lizaków i innych słodkości.
- Od razu lepiej, co? – zaganęła blondynka uśmiechając się szczerze, jednak darując sobie odsłonięcie zębów, za co byłam bardzo wdzięczna.
-Mhm..- mruknęłam trzymając widelec w górze i nachylając się nieco nad stołem.
Spojrzałam na zegarek i mało co nie zachłystnęłam się powietrzem, gdy zobaczyłam, że wybiła 18. Szybko wepchałam sobie do buzi resztę ciasta (a była to połowa kawałka), co sprawiło, że moje policzki przypominały te wiewiórek, które napchają sobie tam żołędzi. Luna zrobiła to samo i pośpiesznie wrzuciłyśmy talerze do zlewu po czym usiadłyśmy przy stole próbując jakkolwiek pogryźć i przełknąć zawartość ust.
-Hej dziewczyny – odparł Aro.
-Hej Liv, Hej Luno – rzuciła Pauline.
Zaraz potem do jadalni weszła zmęczona Elsa, Amelia i Roszpunka.
Wszyscy usiedli przy stole, a ja starałam się z całej siły nie uśmiechać.
      W końcu nie wytrzymałam – złapałam Lunę za nadgarstek i z pełnymi policzkami wybiegłyśmy z jadalni wprost do mojego pokoju przełykając po drodze zawartość ust. Wpadłyśmy do pomieszczenia. Blondynka usiadła na łóżku, a ja zamknęłam drzwi i  oparłam się o nie. Spojrzałyśmy sobie w oczy i zaczęłyśmy głośno się śmiać.
-No no no... udana akcja... Nadajesz się do tajnych misji – powiedziała dziewczyna.
-A jak! – wypięłam dumnie pierś do przodu, a zaraz po tym wybuchłam jeszcze głośniejszym śmiechem.


Witam Moje kochane Perełki!
Postanowiłam, że stworzę ankietę, w której będziecie osądzać, czy mam odpowiadać na komentarze czy nie. Powinna się ona pojawić jutro.
Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim postem, które naprawdę chyba były kilometrowe ^^. Było mi aż ciepło w sercu kiedy je czytałam. Dały mi niespotykaną siłę i wiarę we własne możliwości. Unosiłam się chyba kilka metrów nad ziemią!
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Zajrzyjcie tu jutro, żeby oddać głos i zostawcie po sobie komentarz.

Pozdrawiam cieplutko i czekam na wasze opinie!

 PS. Przydaje wam się te okienko "Postęp"?

13 komentarzy:

  1. Yeyyyyyy!!!!!! Ciacho!!!! ^^
    Zjadłam ciacho :3
    Bardzo mi się spodobał rozdział! Cudowny! Dzięki za dedyk!
    Yey, Jack się zastanawia! Xd w końcu xD
    Elsuś biedna. No... Dużo tam tych strażników xD
    Heh. Naprawdę wspaniały, cudowny, idealny, słodki, piękny, ekstra, mega, bomba rozdział! WSPANIAŁY!!!
    Weny Wiki!
    P.S. Tak, tak, ja ciebie też kocham ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudny rozdział, ale znów się nie rozpiszę, bo oglądam moją ulubioną część Harry'ego.
    Kocham :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że nie jestem jedyna, która ogląda teraz Księcia Półkrwi ;) Też uwielbiam tę część (jest w niej dużo Draco *.*)

      Usuń
  3. Wiedziałam! Wiedziałam, że Jack kocha Elsę! Wiedziałam!
    Dobra, opanowałam już emocje...
    Rozdział jak zwykle śliczny. Cudne opisy przedstawione z persektywy różnych osób, dzięki czemu było bardziej interesująco.
    Nowa strażniczka zapowiada się intrygująco... już ją lubię ;) Mam nadzieję, że będzie jej więcej w kolejnych rozdziałach.
    Fragment o cieście truskawkowym rozwalił system! Serio, gdy to czytałam, strasznie się śmiałam, a jednocześnie zrobiłam głodna ;')
    Twój rozdział to chyba jeden z nielicznych, który przeczytałam w ten weekend i nie wpędził mnie w większego doła. Serio, ludzie jakoś uwzięli się na smutne fanfiki (to pewnie przez tę jesień...)
    Gorąco pozdrawiam i życzę duuużo weny! Johanna Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten rozdział dał mi nadzieje.
    Bardzo żal mi Elsy. Biedactwo...Mam nadzieje, że będzie dobrze. No a ta akcja z ciastem? Leżę na podłodze i płaczę ze śmiechu.
    Okienko postęp jest super! Naprawdę bardzo pomaga i dużo informuje :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciasto truskawkowe rozwala system! Nabrałam na nie takiej chęci, że mam zamiar upiec je jak najszybciej ^^
    A tak poza tym dziękuję, że taki duży kawał rozdziału jest napisany z perspektywy mojej postaci ^^ Uwielbiam rozciągnięte T-shirty i krórkie spodenki XD
    Ta nowa starażniczka jest bardzo intrygującą. A na dodatek ten lis <3 Jestem ciekawa jaki udział w opowiadaniu będzie miała ta postać :)
    Jack dalej coś czuje do Elsy. Choć średnio lubię postać Luny (przepraszam Marti) to jednak bardzo zrobiło mi się jej żal. Bo widać, że ona naprawdę go kocha, a on... Cóż...
    Nie mogę doczekać się kolejnego tak świetnego i zabawnego rozdziału :*
    Weny i czasu :* :* :*
    ~Twoja Puli

    OdpowiedzUsuń
  6. "Ale kiedy patrzyłem na Elsę... Jej subtelne usta, delikatne dłonie i bijąca od niej dziewczęcość przyprawiały mnie o dreszcze." Ooooo, so sweety <3
    Jack kocha Elsę, Jack kocha Elsę!! ;3 (Dobra ogarnę się... jak w przedszkolu,no naprawdę xd)
    Strasznie podobało mi się czytanie z różnych perspektyw Twoich bohaterów. Rób tak częściej ;3) hahaha.
    No i ta cudowna scena z ciastem, aż sobie przypomniałam że kawałek ciasteczka (niestety czekoladowego) mam w lodówce i zaraz sobie przyniosę ;3

    Komentarz może nie ma jakiejś wyjątkowej długości... ale tracę wenę na pisanie ich xD (muszę się ogarnąć w końcu... wstyd, dorosła osoba a nie potrafi nad sobą zapanować... T_T)

    Pozdrawiam gorąco ;3
    Życzę multum weny ;3
    I zapraszam do mnie na rozdział (i małą niespodziankę! <3)

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak bardzo chciałam napisać komentarz... a teraz nie wiem, co powiedzieć xd
    Jack kocha Elsę ♥ Powtórzę to, co praktycznie wszystkie dziewczyny powyżej, ale skaczę z tego powodu z radości ♥
    Podoba mi się podział na różne perspektywy, szczególnie Pauline xd
    Nowa strażniczka, "balonowa Iri" i lisek Azu zapowiadają się ciekawie ^^ Ciekawe, czy jeszcze w coś ją zaplątasz i co dla niej przygotowałaś.
    Uśmiałam się jak zwykle z Aro, umie wprowadzać dobry nastrój, hahah.
    A to ciacho truskawkowe, to każda chyba chciałabym wszamać... Takie delikatne, rozpływające się w ustach ♥ Mmmmm... A co do Elsy - mam nadzieję, że przestaną dręczyć ją te koszmary...
    Weny, weny, weny!
    Twój Wafelek ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej ;* Zapraszam na nowy rozdział do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja również zapraszam na nowy rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Przyznam szczerze - nie ogarniam Strażników. Jest ich multum, a do tego przy mojej pamięci to muszę przeczytać z pięć razy każdy opis żeby ogarnąć kto kim jest. Nie mówię, że to jest złe, po prostu masz dużo pomysłów na postacie, ale są one strasznie szybko dodawane. To mnie zdeczka dezorientuje.
    Ale poza tym jak zwykle - piękne opisy, wspaniale wyrażone emocje i zabawne scenki, aby historia nie stała się zbyt ponura. Słowem - idealnie.

    Ps. Żyję, nie umarłam :) już niedługo oneshot na mym blogu, nie zapomnij zajrzeć :3

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń