„Dziś
szósty grudnia” – pomyślałam i przygryzłam z uśmiechem wargę. Szybko zwiesiłam
nogi z krawędzi łóżka i założyłam na stopy grube, ciepłe kapcie z bombelkami po
bokach skaczącymi z każdym moim krokiem. Zgarnęłam z szafki torebkę na
prezenty, nałożyłam na białe pidżamy w niebieską kratkę szary sweter do połowy
ud, który pośpiesznie zapięłam zbiegając na dół. Zatrzymałam się u progu
schodów i rozejrzałam się wolno trzymając prawą rękę na kolumnie służącej za
początek balustrady. Kuchnia połączona z salonem świeciła pustkami, a ozdoby
świąteczne swobodnie zwisały na drewnianych belach. Czerwone sofy błyszczały w
świetle kolorach lampek, którymi obwieszona była duża, ciemnozielona choinka. W
powietrzu roznosił się zapach ciasteczek, który wciągnęłam nosem z lekko
przymkniętymi powiekami. Zwróciłam głowę w prawą stronę. Nad kominkiem, w
którym trzaskał wesoło ogień, wisiał rząd czerwonych, wielkich skarpet, na których
było wyszyte po jednym imieniu każdego mieszkańca bazy. Uśmiechnęłam się
szeroko i podeszłam w podskokach do kominka, od którego natychmiast poczułam
ciepło. Powkładałam pojedyncze prezenty do kilku skarpet po czym szukałam
chwilę w skupieniu mojego imienia na czerwonej części garderoby wodząc palcem
od lewej do prawej strony nachylając się nieco. Nagle uśmiechnęłam się i
chwyciłam skarpetę wypchaną po brzegi prezentami, na której widniał wyszyty,
zielony napis „Elsa”. Rozejrzałam się w poszukiwaniu miejsca, w którym mogłabym
usiąść. Cofnęłam się parę kroków i usiadłam radośnie na brązowej kanapie, przed
którą znajdowała się przeźroczysta ława. Oczywiście nie mogło zabraknąć na niej
okrągłych, brązowych ciasteczek z małymi kawałkami mlecznej czekolady. Włożyłam
rękę do skarpety i jakby poszukując czegoś niezwykłego przymknęłam lekko oko
patrząc gdzieś w dal. Chwyciłam jakąś małą paczuszkę i wyjęłam ją z
entuzjazmem. Odwiązałam niebieską kokardkę i odwinęłam zielony, błyszczący
papier w małe, złote gwiazdki. Uchyliłam wieczko i z ciekawością zajrzałam do
kwadratowego pudełeczka wyłożonego czarną gąbką. Po środku widniała para
kolczyków o długości ok 2,5 cm. Biżuteria zaczynała się od małych kwadracików i
przechodziła w wiszące, perłowe łezki poprzez łańcuszek cieniutkich ogniw.
-Witam
rannego ptaszka – usłyszałam radosny głos.
Zanim
zdążyłam zlokalizować jego źródło poprzez ruch głowy Jack przeskoczył brązowe
oparcie mebla i rozsiadł się obok mnie.
-Hej-
odparłam uśmiechnięta.
-Co
dostałaś? – zapytał białowłosy schylając się i sięgając po ciasteczko.
-Na
razie zobaczyłam tylko kolczyki – roześmiałam się.
-Mmmm,
dobry wybór- powiedział chłopak z pełną buzią- to prezent ode mnie- uśmiechnął
się zawadiacko.
-Naprawdę!-
rozszerzyłam oczy do granic możliwości- Dziękuję!- obdarzyłam chłopaka
wdzięcznym uśmiechem.
Zabrałam
się za resztę prezentów. Dostałam tradycyjnie kilka słodkich lasek i cukierków.
Otrzymałam też prześliczną bransoletkę, wisiorek, spinki do włosów i
zakolanówki, o których marzyłam od dobrych kilku miesięcy.
Jack’owi dałam tradycyjnie perfumy, a
dziewczynom biżuterię lub własnoręczne figurki. W dość krótkim czasie obok
wokół mnie zebrała się cała grupka strażników rozpakowujących małe upominki,
które, pomimo swojej wielkości, dawały mnóstwo radości. Oczy każdego błyszczały
od szczęścia. Nikt nie przejmował się swoim strojem czy niesforną fryzurą. Ja
nawet nie widziałam się w lustrze. Atmosfera była niesamowita i gdy na podłodze
i ławie leżała wilka sterta papierków i wstążek wszyscy rozsiedliśmy się
wygodnie i zaczęliśmy prowadzić bardzo żywą rozmowę, od której po pewnym czasie
bolał mnie brzuch od śmiechu.
W końcu jednak trzeba było iść i w
jakikolwiek sposób się ogarnąć, bo obiecałam sobie, że pojadę do Anny i zabiorę
ją do domu.
***
Zapukałam niepewnie do dużych,
dwuczęściowych, lilowych drzwi ozdobionych granatowymi zawijasami. Otworzyła mi
Anna uczesana w dwa warkoczyki i przyodziana w siwą spódnicę oraz kubraczek.
-Elsa!
– siostra rzuciła się na mnie, a ja odwzajemniłam uścisk.
Usiadłyśmy
przy małym stoliczku na dwóch białych krzesełkach w pokoju Anny. Wypijając
powoli herbatę opowiadałam rudej ostatnie wydarzenia. Nagle wielka gula ustała
mi w gardle i nawet jeśli udało mi się wykrzesać z gardła jakikolwiek głos to
on od razu się łamał. Łzy zebrały się pod powiekami, a ja tylko modliłam się w
duchu, żeby nie spłynęły strumieniem po policzkach.
-J-Jasper
zginął- powiedziałam krótko mrugając usilnie, żeby żadna łza nie zmoczyła
mojego policzka.
Moja
siostra od razu wstała i obdarzyła mnie czułym uściskiem, który jednak nie
poprawił mojego stanu.
-Ale
w każdym razie – trzeba zacząć się pakować, bo wracasz do domu- uśmiechnęłam
się pewna tego, że ruda będzie skakała z radości.
Jednak
gdy zobaczyłam jej zmieszaną minę naszły mnie wątpliwości. Ściągnęłam brwi
zastanawiając się co się stało? Przecież jeszcze kilka tygodni temu Anka
oddałaby wszystko żeby wrócić do Arendelle.
-Wiesz...
– zaczęła ruda z spuszczoną głową – Poznałam chłopaka...
Moje
oczy powiększyły się dwukrotnie, a twarz natychmiast zbledła.
-On...
on ma na imię Kristoff... i tu mieszka, jest dobrym kolegą Julka... Kriss jest
taki kochany... Nie chcę go zostawiać...
Nastąpiła
chwila ciszy, ale w mojej głowie miałam tak ogromny natłok myśli, że nawet
godzina minęłaby jak pięć minut.
-Widzę,
że sporo się działo- powiedziałam wbijając w Ankę karcący wzrok i zacisnęłam
wargi w wąską linię, a dłonie splotłam pod piersiami- Ładnie to tak mi nie
dawać znać?- uniosłam brwi.
-Kiedy
Ciebie nigdy nie ma! A nie pozwalałaś mi jechać ani na północ, ani do
Arendelle! – rzuciła podnosząc głos – jak miałam ci powiedzieć, skoro mnie nie
odwiedzałaś...?- zapytała już łagodnie , ze spuszczoną głową.
Najpierw
moja twarz wykrzywiła się w grymasie zaskoczenia, ale potem zdałam sobie sprawę,
że Anna ma rację. Byłam zajęta tylko
Jasper’em i użalaniem się nad sobą.
-Przepraszam...-
zdołałam wykrzesać z siebie tylko tyle i zaczęłam gorączkowo szukać rozwiązania
sytuacji- Ale przecież Kriss może zamieszkać w Arendelle... Jakbym się uparła
to mogłabym ściągnąć też całą jego rodzinę...
-On
nie ma rodziny- ucięła ruda.
-No
więc załatwi mi się jakieś mieszkanie... Będzie dobrze.
Anna
podniosła powoli głowę i z nadzieją spojrzała mi w oczy.
-Naprawdę?-
zapytała jak małe dziecko, które nie może uwierzyć, że jedzie do Disneylandu.
-Mhm-
przytaknęłam i odetchnęłam w duchu, że wszystko skończyło się dobrze – A teraz
czas się pakować.
Wstałam i podeszłam razem z rudą do
szafy. Szybko napełniłyśmy trzy wielkie walizki i wyszłyśmy na dziedziniec uprzednio
dziękując królowej i królowi Korony za możliwość pobytu Anny w ich królestwie.
Patrząc na ekwipunek jaki miałam ze sobą zabrać stwierdziłam, że będę musiała
zrobić z Hasai dwa kursy, a potem dać smoczycy konkretny posiłek. Za pierwszym
razem wzięłam Annę i dwie walizki, a za drugim Kristoffa i jeden bagaż.
Oczywiście zdążyłam przeprowadzić mały wywiad upewniający z blondynem.
W Arendelle najpierw wskazałam Kriss’owi
jego mieszkanie. Składało się ono z czterech, średniej wielkości pomieszczeń, ale
blondyn wydawał się nimi zachwycony.
Potem zajęłam się Anną. Uszykowałam jej
pokój w innej komnacie niż ta, w której sypiała przed śmiercią taty. Bardzo się
starałam. Zostały przywiezione białe, ręcznie wykonane meble z wysp
południowych. Sama zadbałam o małe, cieszące oko detale. Powkładałam kilka
zdjęć w dębowe ramki i poprosiłam o uszycie najdelikatniejszych i najlepszych
firan w całym Arendelle. Wszystko było zapięte na ostatni guzik.
Z perspektywy
Anny
-Zapraszam – starsza siostra odtworzyła
przede mną pudrowo – fioletowe drzwi ozdobione zielonymi zawijasami.
Przede
mną roztoczył się tak niesamowity widok, że aż zaparło mi dech w piersiach! Po
lewej stronie znajdowało się ogromne, białe łóżko z jasnofioletowym baldachimem
przykryte kremową pościelą. Obok mebla stała mała szafka nocna na wysokich,
zawijanych nogach i z srebrnymi uchwytami, na której stała lampka nocna. Z jej
klosza zwisały przeźroczysto – fioletowe diamenciki, które na pewno pięknie
będą odbijały światło. Podeszłam wolno do przedmiotu i odwróciłam się szybko w
stronę białowłosej.
-To
twoje dzieło, prawda?- zapytałam z uśmiechem wskazując na kryształki.
Widziałam
takie w pokoju Elsy w domu North’a.
-No...
może...- odparła z uśmiechem siostra.
Ściany
pomieszczenia zdobiła pudrowo – fioletowa barwa, a białe i kremowe elementy
sprawiały, że pokój nie wyglądał jak jedna, wielka landrynka.
Do pokoju była przyłączona również
łazienka, do której prowadziły białe drzwi niedaleko łóżka. Pomieszczenie było
prawie całe w białych barwach. Jedyne elementy innego koloru to dwa puchate dywany spoczywające na podłodze, kubeczek
na szczoteczki do zębów, ręczniki i pudełko do mydła. Nigdy w życiu chyba nie
byłam tak zachwycona łazienką!
-Ojeju,
ale ślicznie... I to wszystko dla mnie... Jakaś ty kochana!- rzuciłam się na
Elsę i zmiażdżyłam ją w siostrzanym uścisku.
***
Z perspektywy Elsy
Cieszyłam się, że Annie podobał się pokój.
Odnowa pałacu to było moje najmniejsze zmartwienie, bo z moją mocą zajęło to
dwa dni. Rycerze wynieśli wszystko, co stworzyła Florence, a nawet meble,
których niegdyś używali moi rodzice. Po prostu chciałam całkowicie zapomnieć o
przeszłości. Po pewnym czasie od mieszkańców Arendelle dowiedziałam się, że
portrety mojej rodziny i cenne dzieła sztuki zostały wyniesione do katakumb pod
zamkiem, w których w zasadzie nigdy nie byłam. Jako dziecko nie było wolno mi
tam wchodzić, a gdy przestałam być dzieckiem to zamek przejęła Florence. I tym
sposobem nie miałam czasu na zakazane „wycieczki”. Po tym jak w zamku zostały
tylko puste ściany napawające mnie grozą zaczęłam je pokrywać warstwą farby, co
szło mi szybko – wystarczyło tylko machnąć ręką. Pokój Anny był chyba jedynym
tak kolorowym miejscem w zamku. Chciałam napawać mieszkańców szczęściem, ale
nie do tego stopnia, że ściany będą wyglądały jak kolorowe lizaki. Powierzchnie
urządziłam w odcieniach szarości, błękitu i ecru. Uroku dodawała nowa,
drewniana podłoga. Na koniec udekorowałam ściany korytarzy portretami moich
rodziców. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Poza jednym pomieszczeniem.
Zostało ono nie tknięte po tym jak wyniesiono stamtąd meble. Sala tronowa...
Zostawiłam Annę samą w zamku i obiecałam,
że będę ją codziennie odwiedzać. Bałam się zostawić ją samą, ale musiało minąć
trochę czasu zanim miałam wyprowadzić się do Arendelle i rządzić na dobre
państwem. Pomimo tego, że był to mój dom w głowie ciągle krążyły mi uciążliwe
myśli, że tu zginął mój ojciec i Jasper- dwóch mężczyzn najważniejszych w moim
życiu. To tu panowała Florence. To tu odbierała ofiarom młodość i wycinała im
serca. Na samą myśl o tym przechodziły mnie ciarki.
***
Siedziałam na szerokim parapecie
obserwując śnieg opadający grubymi płatami na ziemię. Nie było to teraz dla
mnie nic fascynującego, bo śnieg padał tu całym rokiem. W końcu to biegun
północny. Patrzyłam ran na jakiś czas na ogromny globus iskrzący się milionem
światełek. Elfy dzwoniące swoimi czapeczkami chrzątały się nosząc paczki i
ozdoby świąteczne. Dotknęłam małym palcem szyby, a jej część natychmiast pokryła
się delikatnym szronem. Nagle naszła mnie chęć odwiedzenia tajemniczego pokoju,
w którym znajdował się równie tajemniczy album. Szybko pokonałam trasę, którą
znałam już na pamięć i znalazłam się w pokoju. Usiadłam naprzeciwko dużego okna
balkonowego obserwując gęsto padający śnieg.
Rozkwitam, oddycham wolnością
wzbudzoną z codziennej mgły
z ciemnego szronu historii
o lodowych figurach,
i choć koniec już nastał
inwazji ostrej jak lód
pocięta jestem nim sama
dusza boryka przez oczy,
Straciliśmy ja ona ty
lecz teraz każdy już jest
wyrwany spod matni*
wolny wśród ludzi-snów,
Boli mnie bardzo ta rana
rozrywa ją spojrzenie jutra
zasklepia teraźniejszość,
bo nadzieja przysnęła
Tą stratę można zapełnić
ale czymś innym już, niż
twoje ramiona - niekruszące się ciasto
niepachnące miętową maścią**
wzbudzoną z codziennej mgły
z ciemnego szronu historii
o lodowych figurach,
i choć koniec już nastał
inwazji ostrej jak lód
pocięta jestem nim sama
dusza boryka przez oczy,
Straciliśmy ja ona ty
lecz teraz każdy już jest
wyrwany spod matni*
wolny wśród ludzi-snów,
Boli mnie bardzo ta rana
rozrywa ją spojrzenie jutra
zasklepia teraźniejszość,
bo nadzieja przysnęła
Tą stratę można zapełnić
ale czymś innym już, niż
twoje ramiona - niekruszące się ciasto
niepachnące miętową maścią**
Wyrecytowałam cichutko. Napisałam ten wiersz jeszcze przed
pogrzebem Jasper’a. I powtarzałam go tak często, że mówiłam go bez żadnego
zająknięcia, nie skupiając się nawet na tym, by dobrze go powiedzieć.
***
Szłam piaskową dróżką, wokół mnie
znajdowały się kwieciste łąki skąpane w letnim świetle słońca. Delikatny,
ciepły wiatr bujał na boki Makami, Chabrami i Rumiankami, których zapach
wypełniał mój mały nosek.
Biegłam co sił w nogach co chwilę
odwracając się, by zobaczyć goniącego mnie Jasper’a. Na moje malinowe wargi co
róż wkradał się szczery uśmiech. Blond włosy związane czerwoną wstążką w stylu
lat 80-tych powiewały delikatnie na wietrze. Z radością chłonęłam wszystko co
mnie otaczało, każdy szczęśliwy moment.
W końcu brunet
mnie dopadł, a ja roześmiałam się szczerze i obróciłam w jego uścisku.
Spojrzałam głęboko w jego magiczne oczy i pocałowałam go krótko, ale czule.
Prawa ręka Jasper’a powoli zjechała na moje biodro, a potem nieco niżej aż
chwycił w dłoń gruby materiał sukienki tak, że wypełniał jego całą garść i
delikatnie przesuwał po moim udzie. Westchnęłam cicho i przygryzłam wargę.
Znaleźliśmy się nagle w ciemnym pokoju. W
słabym świetle kilku świec widziałam twarz Jasper’a stojącego blisko mnie. W
jego oczach tańczyły iskry pożądania, których nigdy nie widziałam. W jego
zwichrzone włosy wplecione było kilka płatków śniegu. Chłopak miał na sobie
rozpiętą, granatową koszulę, która ukazywała jego nagi, wyrzeźbiony tors. Nie
był jakoś niezwykle wysportowany albo wątły. Był idealny. Nadal patrzył na mnie
i powoli, nie odrywając ode mnie wzroku zamknął moją talię w uścisku swoich rąk
.Czułam jego bicie serca i zapach perfum. Był tak seksowny,
uwodzicielski i niegrzeczny, że jedyne czego w tej chwili pragnęłam to jego.
Nie ważne co miał ze mną zrobić. Jego ciepły oddech na karku przyprawiał mnie o
lekkie dreszcze podniecenia. Jego dłonie wędrowały bez celu po moich plecach.
Jasper ostrożnie zbliżył swoje wargi do moich i połączył je w czułym pocałunku.
Ułożyłam zimne dłonie na jego rozpalonej klatce piersiowej. Brunet zjechał
powoli do mojej szyi prawie nie
odrywając ust od mojego ciała. Obdarował mnie ciepłym, czułym pocałunkiem,
który wzmacniał się z każdą sekundą, a ja coraz bardziej odchylałam głowę do
tyłu z rozkoszy. Miałam wrażenie, że płonę. Jasper drażnił ciepłymi pocałunkami
płatki moich uszu i czule muskał rozpalone wargi. Jego język delikatnie drażnił
moje podniebienie. Nigdy w życiu francuski pocałunek nie sprawiał mi tyle
przyjemności. Przechodziły mnie lekkie dreszcze. Jeżyły się włoski na karku.
Odebrało mi
rozum. Pragnęłam tylko Jasper’a. Chłopak powoli szedł przed siebie w stronę
łóżka nie odrywając swoich warg od moich ust. Brunet ułożył mnie delikatnie na
łóżku, a ja wzdychałam głęboko czując jego opuszki palców na wewnętrznej
stronie moich ud. Przymknęłam powieki mogąc całkowicie się rozkoszować. Opuszki
palców Jasper’a spoczęły na mojej szyi, a ja znów poczułam drażnienie na
podniebieniu. Zanim się spostrzegłam leżałam na satynowej narzucie w samej
koronkowej bieliźnie, ale pomimo tego nie było mi zimno. Cała płonęłam
rozpalona dotykiem bruneta.
-Jesteś taka
piękna..- powiedział Jasper rozmarzonym głosem całując mój brzuch i zerkając
na mnie co jakiś czas.
Brunet przeniósł
swoje wargi na moje częściowo odsłonięte piersi. Oddychałam głęboko co chwila
wydając ciche pojękiwania. Jasper podniósł się lekko i spojrzał mi w oczy, a
potem gwałtownie mnie pocałował przygryzając moje wargi. Oddałam pocałunek z
taką samą przyjemnością ściągając z bruneta koszulę. Przeniosłam swoje smukłe
dłonie na jego nagie, ciepłe plecy i gdy jeszcze gwałtowniej mnie pocałował
wbiłam w jego skórę paznokcie, a potem przejechałam nimi po całej długości
pleców Jasper’a. W odpowiedzi przygryzł jeszcze mocniej moją wargę, a ja
pragnęłam tylko jego dotyku. Chłopak przygwoździł moje nadgarstki do łóżka, a
ja przekręciłam głowę w prawą stronę odsłaniając większą część szyi muskanej co
róż wargami.
Nagle świece zgasły, a Jasper patrzył mi
tylko groźnie w oczy. Ale w jego tajemniczych tęczówkach nie widziałam już
pożądania. Patrzył na mnie stalowym wzrokiem zaciskając wargi w wąską linię.
„przecież on nie
żyje...” pomyślałam i zaczęłam się szarpać. Ale on był za silny, nie mogłam
wyrwać nadgarstków z jego uścisku.
-Mm, mm... –
chłopak pokręcił głową z lekkim, mrocznym uśmiechem na ustach – byłaś bardzo
niegrzeczna.... – jego oczy rozszerzyły się do granic możliwości, a usta
rozciągnęły się w szaleńczym uśmiechu.
Moja klatka
piersiowa niespokojnie drżała przy każdym oddechu. Zaczęłam coraz mocniej
szarpać się i krzyczeć, a nadgarstki piekły coraz bardziej. Gorące łzy zaczęły
spływać po policzkach. Serce szaleńczo
przyśpieszyło. Bałam się.... Przeraźliwie się bałam....
Obudziłam się z krzykiem. Spod
zaciśniętych mocno powiek lał się potok gorących łez, który parzył mi skórę.
Walczyłam, czułam dłonie zaciśnięte na moich nadgarstkach. Szarpałam się coraz
mocniej.
-Elsa!!!
Obudź się!!! Słyszysz?!
Odtworzyłam
szeroko oczy wypełnione strachem. Oddychałam głęboko, a w piersi czułam głośne
łomotanie serca. Uświadomiłam sobie, że moje nadgarstki trzyma Jack, który gdy
zobaczył, że się ocknęłam natychmiast je
puścił.
-Elsa?
Elsa?- mówił dalej.
Rozglądałam
się szybko po pomieszczeniu i dopiero po dłuższym czasie uświadomiłam sobie, że
to mój pokój oświetlany jedynie słabym światłem lampki nocnej. Czułam jak pot
spływa po moich skroniach. Moje ciało przeszedł zimny dreszcz.
-Elsa,
to tylko zły sen – białowłosy spojrzał mi głęboko w oczy – Tylko zły sen...-
powtórzył, a ja wybuchłam płaczem, bo wiedziałam, że to co powiedział było
prawdą.
-Ciiii....
– powiedział i pogładził mnie po ramieniu.
Nagle
chłopak jakby ocknął się, wstał szybko z łóżka i przekręcił klucz w drzwiach otwierając
je. Do pokoju wpadli wszyscy strażnicy z przerażonymi minami.
-Jak
z nią?- zapytała zatroskana Ząbek.
-Już
jest dobrze- powiedział Jack zerkając na mnie i ocierając dłonią czoło.
Obserwowałam
całą tą sytuację skulona, przyciśnięta do ściany i roztrzęsiona. Nie doszło do
mnie jeszcze w pełni co się ze mną dzieje.
Jack znów usiadł na skraju mojego łóżka i
po krótkiej chwili wszyscy stwierdzili, że trzeba dać mi odpocząć. Luna wychodziła jako ostatnia.
-Jack,
chodź- poganiła go przez ramię trzymając dłonią framugę drzwi.
-Przecież
jej nie zostawię – powiedział podenerwowany białowłosy.
Twarz
blondynki wykrzywił grymas zaskoczenia, ale po paru sekundach ocknęła się i
zamknęła za sobą delikatnie drzwi.
-A
teraz spróbuj zasnąć... Będę całą noc przy tobie...
*matnia
– sytuacja bez wyjścia.
**
wiersz autorstwa Vanfanell Viceroy, która prowadzi bloga Porwać dla żartów niebo, na którym jest więcej takich pięknych
utworów ^^
Wiem,
że strasznie długo czekałyście, ale w końcu jest. Przyznam się bez bicia, że
mam okropne poczucie winy. Dlaczego? Dlatego, że zaczerpnęłam pomysł na sen z
innego bloga. I miał być to tylko pomysł. A wyszło na to, że wydarzenia w tym
śnie są bardzo podobne. Dlatego w ramach małego wynagrodzenia chciałam podać
adres tego bloga i przeprosić jego autorkę po tysiąckroć!!! Przepraszam! Jack & Elsa - Love which was written in the stars
Naprawdę mi głupio i okropnie się czuję...
Mam
nadzieję, że rozdział sam w sobie się spodobał i nie znienawidzicie mnie za to
co zrobiłam...
Pozdrawiam
cieplutko i jeszcze raz przepraszam!
Zaraz przeczytam i dam ci kilometrowego koma ^^ (bo teraz gadam z przyjaciółką, ale tciiii.... :D )
OdpowiedzUsuńA więc, droga Wiki... Jezu co to za sen?! Matko... Zryłaś mi psychikę... Teraz to ja się boję spojrzeć co się dzieje w ciemnym pomieszczeniu... No nie wiem czy ja dzisiaj zasnę xd W każdym razie pierwsza część (do momentu z tym snem) jest wspaniała. Świetnie opisałaś radość Elsy i innych strażników na widok prezentów ^^ (Ach niech już będą święta!) Anna poznała Kristoffa ^^ Co do snu... Okropny. Uwielbiam Jasper'a, ale ten sen jest chory. Wybacz. Nie podoba mi się on. Ale to TYLKO moje zdanie, więc spoko. Nie przejmuj się :* Jednym się podoba drugim nie... :D Ale generalnie to kolejny świetny rozdział! Na prawdę zazdroszczę ci takiego talentu pisarskiego. Mam nadzieję że Jack i El znów będą parą. Według mnie świetnie do siebie pasują (na moim blogu OL to im się rozmowa nie kleji... :/). Po za tym widać że Jack się wciąż troszczy o Els. ^^ Słodkie.
UsuńNo. Weny, buziaki, czasu i wszystkiego czego ci do szczęścia potrzeba.
Mam nadzieję że mój komentarz ci się spodoba :3
Kochana, chciałabym Ci dać nawet dwu kilometrowy komentarz, ale ja jak piszę długie komentarze to piszę delikatną krytykę, a jak czytam twoje opowiadanie wszystko jest idealne, ale mimo wszystko dla Ciebie się postaram, bo warto <3
OdpowiedzUsuńNa początku rozdziału pisze ''Dziś szósty grudnia'', a ja przeczytałam dwudziesty szósty i się zastanawiałam, co jest dwudziestego szóstego XD
Opisy są cudowne, a pokój Ani również śliczny. Widzę, że pomimo tego, że Jack i Elsa nie są już Jelsą (XD) nadal się o nią troszczył. Z resztą się nie dziwię, w końcu takie uczucie nie może wyparować z dnia na dzień. Mam nadzieję, że nie długo oni znowu będą prawie jedną osobą, bo tak według mniemozna nazwać prawdziwą miłość. No i zbliżają się święta! YAY! XD Ale serio w realu też się z tego mega cieszę.
Rozdział CUDOWNY!
PS. Nadal zachwycam się playlistą :3
Rozdział tak boski, że aż nieprawdopodobny! Nie wiem co napisać jeszcze. Najboski! Nie ma takiego słowa? Teraz już jest! :D
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy uda mi się napisać "kilometrowy" komentarz, ale mam nadzieję, że taki w sam raz Cię nie zawiedzie xd Zacznę od złej strony, czyli kilku drooobnych literóweczek. To na tyle xd
OdpowiedzUsuńPodoba mi się pomysł ze snem i już zaczynało mi się robić ciepło, a na końcu taki dreszczyk. Mmm, lubię to. Pokój Ani jest przepiękny ♥ poniekąd, tak własnie wyobrażam sobie jedne z idealnych pokoi, znowu trafiłaś w dziesiątkę ^^ Fajnie, że jest już klimat świąteczny, bo i niedługo u nas się pojawi ;) Dobrze, że nie przedłużałaś opowiadania z tym klimatem do naszych realnych, kalendarzowych, bo musiałabyś to bardzo rozciągać i modyfikować na wszystkie sposoby, a tak to problem z głowy. Dziękuję, że dodałaś wiersz ♥ Cieszę się, że znalazł jakieś dobre spożytkowanie xd Ahh, czekam aż Jelsa powróci, chociaż Jasper'a jeszcze nie raz będę miło wspominać. Aż się uśmiechnęłam, gdy Jack powiedział Lunie, że nie zostawi Elsy samiej :D Po prostu banan na twarzy ^^ Podobała mi się przeplatana akcja i podział na perspektywy, chociaż chyba już przywykłam do jednej i stałej ^^ Ale nie mam nic przeciwko warkoczom perspektyw, powiem nawet, że może być ciekawie.
To chyba na tyle ♥
Weny, weny, weeeny i czasu ♥
Cudowny rozdział!!! Jestem zadowolona, że Jack znów interesuje się Elsą. Bo interesuje, jak mniemam...
OdpowiedzUsuńTen sen... Wow, cudownie opisany. Wszystkie odczucia, emocje perfekcyjnie przedstawione, aż musiałam kilka razy przeczytać, żeby ogarnąć jego cudowność...
Tak, to miał być długi komentarz, ale chyba coś nie wyszło :P Nie umiem powiedzieć nic ponadto, że to naprawdę idealny rozdział i że z chęcią przeczytam go jeszcze raz.
I jeszcze jeden.
I jeszcze.
tak, będę czytać go tak długo, aż poczuję, że przeczytałam go dostateczną ilość razy.
No i ten wiersz Wafelka - świetnie pasuje!
Gorąco pozdrawiam i życzę weny! Johanna Malfoy
Kochana! Gratuluję tak cudownego rozdziału! Jeju! Dalej jestem pod wrażeniem i czytałam go z wypiekami na twarzy!
OdpowiedzUsuńDziękuję Wanfanell, że napisała taki zajebisty wiersz i Ty Wiki mogłaś go wykorzystać! Pasuje tu idealnie!
Jej! Ania wróciła do Arendelle XD i ma Kristoffa XD Jak czytałam opis pokoju Ani to nie wiem czemu, ale miałam banana na twarzy (dziś mam dość specyficzny humor i sama wiesz dlaczego XD). Ale ta cholerna sala tronowa....
Ja mam chyba zbyt ubogi słownik by wyrazić swoją opinię do owego snu, więc powiem tylko wielkie WOW! (Do tego oklaski w tle i wiwaty by świetnie pasowały XD).
Jack zostanie z Elsa przez całą noc XD (nie wiem czy pamiętasz radość Meridy jak udało jej się pogodzić rody i nie wychodzić za mąż, ale tak mniej wiecej tak wyglądała moja radość XD). Wyobrażenie miny Luny było bezcenne XD
Trudno mi zebrać myśli, by napisać ładny komentarz, ale mam nadzieję, że wiesz jak bardzo rozdział mi się podobał.
Cieplutko pozdrawiam i weny na kolejny tak cudny rozdział :*
~ Puli
Konkurs na najdłuższy komentarz, tak? Wezmę udział xD
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle: Świetny, śliczny, piękny, boski, cudowny i co tam jeszcze najlepsze :D naprawdę aż miło się czyta. Propos snu...nie musiałaś o tym wspominać xdd ja czytam tyle blogów że ledwo ogarniam co na którym :P gdybyś nie wspomniała nikt by się nie skapnął =] po za tym czyta się inne blogi po to by mieć wenę no nie? Tak że to nie jest żaden grzech i moim zdaniem świetnie to wyszło. Blog jest bardzo wyjątkowy, pewnie dlatego że jeden z nie wielu na którym Jack i Elsa całkowicie zerwali i oboje znaleźli kogoś innego. Choć mam nadzieję że do siebie wrócą i to szybko. W końcu to blog o jelsie. Wprawdzie wszystko jest możliwe ale i tak chyba każdy ma nadzieję że im się ułoży. Czekamy na next i jelse. Oczywiście nie ma pośpiechu, najważniejsze że że rozdziały są mega :) To taka moja opinia zakochanej jelsowiczki i... no oczym by tu jeszcze napisać żeby kom był długi xD hmy... Co masz dzisiaj na kolacje? Lubisz placki? A może wolisz marchewki? Jutro będzie pomidorowa? I najtrudniejsze pytanie... Kiedy next??? Tam, tam, tam... No... Z tym długim komem to mam nadzieje mi się udało xd starałam się. Następnym razem będzie konkurs na najwięcej komów. XD Ale kiedyś trzeba skończyć, prawda? No to weny, czasu, chęci i do następnego.
PS uprzykszam się już jak mogę, co? XD
A takie coś się liczy? ( enter, enter, enter xdd)
Pa
A ja nie wezmą udziału w konkursie na najdłuższy komentarz. Mój będzie krótki i pisany prosto z serca <3
OdpowiedzUsuńOjej, ojej, ojej!!... Czekaj, jeszcze raz, OJEJ!
Dobra wykrzyczałam się ;3
Opis snu... taki romantyczny... Przyznam że na początku myślałam, że to będą tylko marzenia senne Elsy, ale to był koszmar...
Wszystko było tak realistycznie opisane, każdy dotyk, dźwięk, ruch... nie wiem, czy bym tak potrafiła. zazdroszczę.
No i Anna powróciła! Nawet nie wiesz jak się z tego cieszę, dodatkowo jeszcze w Kristoffem. Oooo, tto moja ulubiona Disney'owska parka <3
Szczerze, brakowało mi jej w ostatnich rozdziałach. Jestem przekonana, że gdyby Anka była obok Elsy podczas śmierci Jasper'a. Białowłosa o wiele lepiej by to zniosła ^^
A to z tym wierszem... to hmmm, nie znam autorki bloga, ale gdyby cytat z mojej historii znalazłby się w Twojej cudownie wspaniałej opowieści, bardzo bym się cieszyła. Tym bardziej, że zrobiłaś jej reklamę ^^
U mnie kolejny rozdział:*
Pozdrawiam cieplutko (przyda się, zimno jest xd) i życzę naprawdę sporo weny i Tobie i autorce tego wierszyka, widać że ma ona talent do pisania i chyba nawet zajrzę na jej bloga. <3
Tfu... blondwłosa... Fajny błąd xd hahahaha xd
UsuńElsa ma u mnie białe włosy ^^
UsuńLecę przeczytać :*
To dobrze napisałam na początku... mylące to xD hahahaha
UsuńCudowny rozdział! Nie wiem, ale chyba jest długi xd
OdpowiedzUsuńOpis tych skarpetek i ogólnie Mikołajek był taki "Ale-to-jest-cudnie-opisane-trzymajcie-mnie-bo-nie-wytrzymam"
Sen jest.... Taki... Dziwny. Nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji.
Jack tak się martwi ^^
To taki "awwww" <3
Koniec.
Może mój komentarz nie jest długi i jakiś wspaniały (jak twój blog), ale mam nadzieję, że się ucieszysz ^^
Weny, czasu i pozdrawiam ~Snowmoon
Moje serce tiki tiki wtf robi tak aha.
OdpowiedzUsuńMatko
Święta
Czestochowo
Zawału dostane.
(Nie wcale nie mam pomysłu na koma, wcalr.:v)
No ale
Komentarz jest
Nijaki, ale jest; v
Pozdrawiam ;w;
Hej :* Chciałabym zaprosić Cię na nowy rozdział u mnie (wiem, straszny przerób mam, no ale co poradzisz na niekończącą się wenę? ;P)
OdpowiedzUsuńWiki kochana ,najdroższa. Wybacz! Na kolanach błagam o wybaczenie ,że nie komentowałam ,ale mój czas strasznie jest ograniczony. Rozdział jak zawsze powalający ,a ten sen..... moja zrujnowana psycha dosłownie wybuchła. Weny mnóstwo życzę ,gratulacje z tylu wyświetleń , dobrych ocen i chęć chodzenia do szkoły i cieplutko pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń