sobota, 19 września 2015

Rozdział XLI: "Przygotowania do bitwy"

Hej moje Perełki!
Dziś tak niestandardowo, bo na początku, ale jest tego powód. Od chwili gdy mamy opowiadanie z perspektywy Elsy od razu mówię, że fajnie jakbyście się wczuły w klimat i czytały sobie wolniej.
Wiem, co mówię.
Nie przedłużając zapraszam do czytania.

               Rozdział dedykuję Johannie Malfoy :*

Z perspektywy Luny:
Stąpałam wolnym, równomiernym krokiem przed siebie czując lodowatą dłoń Jack’a na swoim ramieniu. Miałam nieobecny, nienawistny wzrok, który wbijał się w drewnianą kolumnę. Ruszyliśmy schodami na górę zostawiając oniemiałych strażników przy stole. Elsa i Jasper wspinali się po przeciwległych stopniach. Na mojej skórze pojawiły się drobne, małe, lodowe kolce, a mięśnie mocno się napięły zwarte i gotowe do ataku. Weszliśmy na korytarz, a potem do mojego pokoju zamykając drewniane drzwi na srebrny kluczyk z zawijasowymi wykończeniami. Cała się trzęsłam, nogi drżały niespokojnie jakby zaraz miały się ugiąć, więc dla pewności usiadłam na miękkim łóżku. Jack przykucnął obok mnie kładąc mi dłonie na kolanach.
-Kochanie... wszystko dobrze...?- zapytał z troską w oczach.
Po moim zarumienionym policzku spłynęła powoli samotna łza, która zatrzymała się na brodzie.
-Nie, Jack. Nic nie jest dobrze, nigdy jej tego nie wybaczę....
-Czego?- białowłosy ściągnął brwi w geście niezrozumienia.
-Tego, że Cię zraniła- powiedziałam cicho ze spuszczoną głową.
-Luna... to sprawa między mną, a nią. Wszystko między nami jest już dobrze. To, że się rozstaliśmy to była nasza wspólna decyzja. I nie chcę Cię w to wciągać.
-I dlatego mi nie pomogłeś?- spojrzałam mu w oczy.
-Pomogłem ci.... nie pozwoliłbym, żeby ktoś cię skrzywdził. A już na pewno nie Jasper. Ale nie chcę, żebyś się kłóciła z Elsą.
-Jak to???- ożywiłam się.
-Ona nic złego nie zrobiła. Żyjmy sobie każde osobno i niech nikt nie wchodzi sobie w drogę – zrobił chwilę przerwy mierząc mnie poważnym wzrokiem- zrozumiano...?- dodał.
Po chwilowym wahaniu pokiwałam głową i spuściłam wzrok nie chcąc się kłócić z ukochanym, ale nie mogłam uwierzyć, że tak myśli. Przecież Elsa tak go skrzywdziła.. a On jej jeszcze tak broni. Nie chcę go stracić, kocham Jack’a ponad wszystko. Jest moim życiem, moim oddechem i każdym moim ruchem, który wykonuję z myślą o Nim.
Może On dalej kocha Elsę....?


Z perspektywy Elsy:

Postanowiłam, że zaistniałą sytuację skończę po bitwie, bo teraz to ona była najważniejsza. Chciałam odzyskać moje królestwo, mój dom. Szłam zdeterminowana po schodach na samą górę, gdzie kiedyś wykuto zbroję dla mnie i Hasai. Została z samego rana wypolerowana, a przez dwa miesiące była hartowana. Cała hala, której wysokość liczyła sobie kilkanaście metrów była pusta, a po środku błyszczał się srebrno – czarny metal. Stara, drewniana podłoga lekko skrzypiała, gdy opierałam na niej swój ciężar. Było zimno, z moich ust wydobywały się białe piórpusze pary, które po chwili zanikały. Przyjemna cisza pozwalała się odprężyć, a chłodne powietrze miło otulało moją bladą twarz malując na pulchnych policzkach czerwone wypieki. Rześkość wypełniła mnie od środka przypominając mroźny, wrześniowy poranek z pięknym, żółtym, wschodzącym słońcem będącym reflektorem dla dzieł mrozu i szronu. Obejrzałam jeszcze raz zbroję i uznając, że wszystko jest jak należy zeszłam powoli na dół oznajmiając yeti’m, że mogą ją znieść. Hasai dostała porządnie jeść, by miała mnóstwo siły i energii natomiast ja całkowicie straciłam apetyt i zmusiłam się do wypicia tylko gorącej czekolady. Usiadłam ciężko przy stole łapiąc prawą ręką grube ucho kubka, a lewą dłoń Jasper’a siedzącego obok. W całej bazie panowała cisza przerywana tyko radosnymi, miłymi odgłosami sypania złotego pyłu. Nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Wystarczyła nam nasza obecność, nasze równomierne oddechy, nasz przyśpieszony puls i nasza wspólna obawa, że któreś z nas straci to drugie. Kochałam Jasper’a. Jego oczy, które w większości budziły grozę we mnie wzbudzały fascynację. Były jak niekończący się odłamek galaktyki, którego pragnęłam odkryć każdy zakamarek. Jego ciepłe usta, które często układały się w chytry uśmiech. Jego duże dłonie, dzięki którym czułam się bezpiecznie i jego silne ramiona, które często przyciskały mnie do siebie.
     Pomimo jego obecności bałam się, co stanie się jutro. Na pewno ktoś zginie – zginie przeze mnie. A przecież mógł on być czyimś ojcem, który nie wróci z wojny do żony i dzieci. Byłam roztrzęsiona, z każdą myślą moje serce biło coraz mocniej, aż w końcu słyszałam tylko jego rytmiczny łomot będący jak ścieżka dźwiękowa do moich obrazów z przeszłości. Próbowałam przypomnieć sobie wszystkie dobre chwile. Jak z Anką bawiłyśmy się do utraty tchu, jak mocno przytulałam się do rodziców, jak świętowałam moje urodziny. Doszłam do momentu, gdy po raz pierwszy ujrzałam Jack’a. Uśmiechnęłam się na myśl o Nim. Przypomniało mi się jak razem się śmialiśmy i płakaliśmy. Jak chodziliśmy wieczorami z koszami na biedne dzielnice. Jak spędzaliśmy całe dnie na kwiecistych polach, wtuleni w siebie, jak nawzajem się sobą opiekowaliśmy... Oczy mi się zeszkliły, a na twarzy widniał ciepły uśmiech. Patrzyłam gdzieś nieobecnym wzrokiem przypominając sobie czas, gdy zostałam strażniczką, gdy razem z Jack’iem snuliśmy plany, że będziemy razem przez wieczność, że nigdy nic nas nie rozdzieli. Jednego przeciwnika mieliśmy już pokonanego – czas. Zastanawiałam się w zasadzie dlaczego się rozstaliśmy. Czy naprawdę wtedy, gdy chłopak mocno ścisnął mnie za nadgarstki i przygwoździł do ściany coś się zepsuło? Czy to było aż na tyle poważne, że musieliśmy się rozstać? Sama już nic nie wiedziałam, pogubiłam się. Na razie wiedziałam tylko jedno – że musimy pokonać Florence. To było moim celem, a potem.... a potem nie wiem co zrobię. Będę musiała jakoś poukładać sobie życie nie myśląc o przeszłości.
     Anna.... chciałam, żeby była bezpieczna, tak dawno się z Nią nie widziałam.
     Zamrugałam kilkukrotnie przywołując się do rzeczywistości. Łzy i uśmiech z twarzy zniknęły.
-O czym tak myślałaś?- zapytał brunet patrząc na mnie spokojnie.
-O przeszłości...- uśmiechnęłam się, a moje oczy znów zaszły łzami.
Chłopak tylko się uśmiechnął i pocałował mnie lekko. Siedzieliśmy tak jeszcze chwilę pragnąc, by ten moment nigdy się nie kończył.
-Może jednak coś zjesz?
Przewróciłam oczami i zaprzeczyłam kilkukrotnie powolnym ruchem głowy z karcącą miną.
-Wszystko umiesz zepsuć...- powiedziałam skwaszona.
-Jedz, jedz, żebyś miała siłę przywódczynio.- powiedział miły głos, do którego źródła natychmiast się odwróciłam. Luna szła radośnie w naszym kierunku po czym zajęła miejsce po mojej prawej stronie- przepraszam Elso za wczoraj... Jack już mi wszystko wytłumaczył- Nie wiedziałam co powiedzieć, więc nie mówiłam nic. Zrobiła mi coś okropnego i nie byłam w stanie jej wybaczyć, ale zrozumiała swój błąd... przygryzłam mocno wargę analizując fakty- Wiem, że mi nie wybaczysz i nie dziwię Ci się. Przepraszam. Chciałam, żebyś wiedziała, że żałuję- podniosła się z krzesła i szybkim krokiem udała się na górę zostawiając mnie zdezorientowaną przy stole.

* * *

    Nastał spokojny, cichy wieczór. Każdy chodził podenerwowany słysząc tylko bicie swojego przestraszonego serca jakby próbującego się wyrwać. Nawet elfy, które zwykle radośnie skakały z nogi na nogę zamilkły i nie wygłupiały się. Przygotowały nam wystawną kolację, a na koniec zapaliły dwie świece, których płomyki zmysłowo tańczyły na każde skinienie. Wszyscy zasiedliśmy przy stole, mniej lub bardziej smutni i przygnębieni. Słychać było tylko dźwięk odbijania się od siebie porcelany i białych sztućców. Nikt nie miał apetytu, jakby nasz organizm nie chciał więcej energii pomimo nadchodzącej bitwy. Spojrzałam na wszystkich po kolei. North pociągnął lekko dużym nosem, który przysłaniały czarno – siwe wąsy. Ząbek patrzyła na swój talerz jakby miała tam sam smalec, a Zając przeżuwał powoli patrząc gdzieś w dal nieobecnym wzrokiem. Reszta strażników zachowywała się tak jak ja. Zastanawiała się co będzie dalej, czy przeżyją, czy zwyciężymy, czy nie stracą ważnej dla siebie osoby.
Każdy z nas zastanawiał się jak to będzie, czy da rade, czy będzie miał siłę, by przezwyciężyć strach. Zjedliśmy niewiele, nawet święty nie miał apetytu. Udaliśmy się do swoich pokoi wcześniej przytulając się każdy z każdym i życząc spokojnej nocy. Weszłam razem z Jasper’em do mojego pokoju. Zamknęłam powoli drzwi delektując się ciszą. Przez okno zaglądała srebrna tarcza księżyca rzucająca białe światło w stronę drzwi.
-Jak ślicznie... – uśmiechnęłam się przyjaźnie do bruneta.
-Masz rację...- jego oczy błyszczały w świetle patrona- Przepięknie...
     
* * *

     Spałam spokojnie, bez zmartwień.
     Nazajutrz obudziłam się wypoczęta, pomimo tego iż trzeba było wstać o trzeciej i miło zaskoczona tym, że nic strasznego mi się nie śniło. Wstałam powoli uprzednio przeciągając się. Spojrzałam z uśmiechem na śpiącego jeszcze Jasper’a i udałam się do toalety.
-Dziś jest ten dzień..
     Ubrałam się, uczesałam i razem z moim chłopakiem zeszłam na śniadanie. Staraliśmy się do siebie uśmiechać, ale nie dało się ukryć obaw kryjących się w każdych zakamarkach naszych duszy. Równo o czwartej skończyliśmy jeść i zaczęliśmy przygotowania. Udałam się na górę, założyłam wygodne, wysokie, czarne spodnie i cienką, szarą bluzkę na długi rękaw. Związałam włosy w wysokiego koka, który nie miał prawa się zepsuć. W przeciwnym razie byłoby mi bardzo niewygodnie lub musiałabym go ciągle poprawiać, a na to nie było czasu. Reszta strażniczek ubrała się podobnie. Nasza zbroja nie była jak te z Arendelle. Składała się z specjalnych nakładek na część ręki od nadgarstka do łokcia i na część nogi od kostki do kolana. Była tam też nakładka na brzuch (która nie występowała w męskiej zbroi) nieco przypominająca gorset i łuk albo włócznia lub miecz. W większości posługiwaliśmy się mocą, ale podstawowe uzbrojenie także było ważne. Na każdej części zbroi znajdował się jeden diamencik w kształcie rombu w kolorze zależnym od grupy strażników do której się należało i od swojej mocy. Ja miałam niebieskie, Pauline miała czerwone, anioły miały białe, strażnicy natury zielone, Ząbek fioletowe, North złote, a Jack i Luna błękitne. Na naszych zbrojach widniały wzory i kształty odpowiadające naszej mocy. Zeszłam na dół. Wszyscy szykowali się w salonie a na ogromnym stole widniały rodzaje broni do wyboru. Reszta strażników miała dołączyć w czasie lotu. Udałam się do garażu North’a, gdzie Yeti już szykowały Hasai do walki. Miała piękną zbroję osłaniającą szyję i łeb a także nogi i część tułowia. „Dasz radę?” zapytałam z nadzieją. „Oczywiście...”. Uśmiechnęłam się szeroko i pogłaskałam Hasai po pysku. Następnie udałam się na swoje przygotowania. Do założenia zbroi potrzebne były co najmniej dwie osoby. Zaczęłam pomagać Amelii, a potem wzięłam się za siebie. Ząbek pomogła mi zawiązać wszystkie sznurki, a Pauline pilnowała, żeby materiał bluzki nie kuł mnie ze względu na ułożenie. Nasze zbroje zapewniały dużą swobodę ruchu. Podeszłam do dużego stołu i po chwili namysłu wybrałam biały łuk.
-Wyglądasz przepięknie- usłyszałam gdy przeglądałam się w lustrze.
-Oj Jasper, Jasper, ty czarusiu- uśmiechnęłam się i podeszłam do chłopaka.
Nasze usta złączyły się na kilka sekund.
-Kocham Cię...- powiedziałam, a moje oczy się zeszkliły.
Serce uderzało coraz mocniej, poczułam dziwne ciepło w klatce piersiowej.
-Ja Ciebie też- odparł chłopak lekko się uśmiechając.
Staliśmy tak w chwili milczenia, które wypełniał rytmiczny łomot mojego serca.
-Jasper...- zaczęłam łamiącym się głosem. Samotna łza powoli osunęła się po policzku- jeśli... jeśli coś mi się stanie... – ręce panicznie mi się trzęsły- w mojej szkatułce – znów zrobiłam przerwę na niespokojny oddech, przy którym drżała cała moja klatka piersiowa- jest drugie dno – kolejna łza wymknęła się spod moich rzęs- tam... tam jest kartka- cała się trzęsłam- proszę, przeczytaj ją jeśli umrę....
-Rozumiem... – chłopak objął mnie ramieniem- Ale jesteś silna, nie sam ci umrzeć...- powiedział przyciągając mnie do siebie i lekko opierając policzek na mojej głowie- ale... jeśli ja zginę...- powiedział ledwo słyszalnie- odtwórz błękitny album, leży w moim pokoju, trzecia szuflada od dołu..- ostatnie zdanie wypowiedział zachrypniętym głosem.
Pokiwałam szybko głową na znak, że rozumiem i mocniej przytuliłam Jasper’a. Łzy spływały rwącym strumieniem po policzkach.
     Bałam się.... bałam się, że go stracę...


Z perspektywy Luny:

-Jack.... Kocham Cię...- powiedziałam cicho, czując jak łzy spływają mi po policzkach- Jack, jeśli... jeśli coś ci się stanie...- rozchyliłam lekko usta i zaprzeczyłam głową. Spojrzałam w oczy białowłosego- to ja sobie tego nie wybaczę...
Chłopak chwycił lekko mój policzek.
-Kocham Cię i nic się nie stanie. Ani Tobie, ani mi- powiedział stanowczo nieco przechylając głowę do dołu- rozumiesz?- pokiwałam głową.
Jack mocno mnie przytulił. Strumień słonych łez zmoczył jego bluzę. Nie chciałam go stracić, kochałam go ponad życie. On był dla mnie wszystkim....

* * *
Z perspektywy Elsy:
Kto mógł leciał sam, a reszta saniami North’a. Ruszyliśmy na południe. Zimne powietrze uderzyło w moją twarz. Mieliśmy przekroczyć magiczną granicę, a dalej jechać konno oprócz kilku najeźdźców z Berk i mnie. Stoik wypłynął w morze już dwa tygodnie temu, Szkoci i żołnierze z królestwa Roszpunki także. Wylądowaliśmy na wyspie niedaleko Arendelle połączonej z nim mostem. Ci, którzy nie mieli zdolności latania dosiedli masywnych, fryzyjskich koni. Nie musiałam powtarzać planu, każdy znał go bardzo dobrze i studiował kilka razy.
     Przypływ adrenaliny wypełniał nas od środka. Wsiadłam na Hasai, a jeźdźcy ustawili się w równych rzędach. W oddali było widać statki Stoika nadciągające z zachodu. Miałam przed sobą całą armię żołnierzy o różnym kolorze skóry, różnej płci, różnego pochodzenia, ale Oni wszyscy zgodzili się walczyć dla mojego ojca.
-Jeźdźcy z Berk!- krzyknęłam – lecicie pierwsi! Atakujecie ogniem zamek! Żołnierze! Czekacie aż wojsko Florence wyjdzie z zamku! Jesteśmy tu! Wszyscy razem! Połączeni w jedno! By stawić tej wiedźmie czoło! By ocalić naszych bliskich! By nikomu nie stała się więcej krzywda!!!
Rozległy się donośne, wojownicze krzyki tłumu. Moja smoczyca wzbiła się mocno w powietrze, a jeźdźcy ruszyli za mną za mną galopem. Naszą przewagą był podstęp – nie liczebność i dlatego nie mogliśmy ruszyć prosto na zamek. Smoki z Berk poleciały przodem.
-Bo odważny to nie ten, kto się nie boi, lecz ten, kto wie, że są rzeczy ważniejsze niż strach*- wyszeptałam.
-To prawda..- stwierdziła Hasai.
Spojrzałam prosto przed siebie. Przede mną roztaczał się w oddali czarny zamek, który podobnie jak całe królestwo przybrał tą barwę. Chciałam odzyskać Arendelle, ale nie tylko ze względu na ojca, ale też na ludzi, którzy nie mają co jeść, którzy przymierają głodem i ze względu na dzieci, które nie powinny być wychowywane w strachu.
Zaczyna się...


*jeden z moich ulubionych cytatów autorstwa James’a Neil Hollingworth’a.

* * *


Witam ponownie moje kochane czytelniczki! Mam nadzieję, że rozdział, który był co prawda od dawna wyczekiwany się spodobał i przysporzył wam wielu emocji. Wiem, że ucięłam w nieodpowiednim momencie, ale nie chciałam robić tak, że zacznę bitwę w jednym rozdziale i powiem Wam „pa” po jej 5 zdaniach, bo to byłoby jeszcze bardziej okropne.
Witam serdecznie moje nowe czytelniczki.
Obiecałam, że wypiszę postacie, a więc:
Marti Frost – Luna
Amelie White - Amelia
Puli - Pauline 
Aro i Jasper – stworzeni przeze mnie
Korra Lis - Anastazja 
Lexy - Liv 
Crystal – ja (chciałam mieć jakąś swoją postać, ale nie będę jej faworyzować)

To chyba wszystkie. Wszem i wobec ogłaszam, że zamykam nabór nowych postaci. Wiem, że teraz nie wszyscy są, a jeśli już do rzadko się pojawiają, ale planuję po bitwie pokazywać ich życie z różnych perspektyw. Przedstawić coś z perspektywy każdego, ich miłości, problemy i przeszłość.
Kolejny rozdział znając życie także pojawi się za dwa tygodnie, bo chciałabym w następny weekend napisać rozdział na moje Kwiaty spowite popiołem
To chyba będzie na tyle. Bardzo dziękuję, że jesteście ze mną i dajecie mi wenę do pisania ^^


CZYTASZ = KOMENTUJESZ ♥

19 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Persa!
      Ekstra, super, genialnstycznie, niesamowicie, odjazdowo, zajefajnie, pięknie, profesjonalnie prześliczny rozdział! Łał! Wreszcie rozdział! I jeszcze taki nastrojowy. A twoje pisanie tak wciąga, że oczu od ekranu nie mogłam oderwać. Po prostu nie mogę! Jesteś nie samowita! Bardzo się rozwijasz i jest widoczny postęp. To już 41 rozdział, a ja cię czytam niemal od początku i bardzo podoba mi się twoja determinacja. Ja tyle nie wytrzymałam. Kobieto! Powinnaś książki pisać. Ubóstwiam cię, normalnie!
      Te super romantyczne wątki Juny i Jaelsy!
      Jeszcze raz dziękuję za dodanie do opowiadania! Tak mi się miło na serduszku robi jak to czytam.
      Dobra już kończę bo nie wiesz o co chodzi z tym wyżej i wypisujesz mi na Hangous'sie.
      Całuski i WENY♥♥♥

      Usuń
  2. Kocham! Rozdział wspaniały. Pełen emocji i długi. Matko! Twój blog jest taki tajemniczy! Założę się, że albo zginie ktoś ważny albo ujawnisz taką tajemnice, że nam w pięty pójdzie. Albo jedno i drugie.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział! Bardzo dziękuję za to, że mi go dedykowałaś :*
    Jestem pewna, że ktoś zginie w tej wojnie... Tylko kto? Czy może Luna i Jasper, a Jelsa powróci? A może zginie Jack? ( proszę, tylko nie to!) W sumie, to może być każdy. Jestem straszanie ciekawa, co napisali na pożegnalnych kartkach ;)
    Genialnie wszystko opisane, myśli Elsy i Luny po prostu rządzą! Bardzo cieszę się, że dodałaś ten rozdział, bo szczerze mówiąc nie umiałam już wytrzymać, co będzie dalej :)
    Ciepło pozdrawiam i życzę weny! Johanna Malfoy

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne, widzę, że zaczynasz łagodzić kłótnie moją i Elsy, co mnie bardzo cieszy!
    Jejku, ale akcja! Wojna się szykuje!
    Czekam na next! Weny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Super rozdział...
    Znając życie rozpisałabym się staaasznie, ale nie mam nastroju... Nie ważne...
    Niesamowity... Bardzo fajny rozdział.... Tia, pewnie teraz będziesz smutna, bo wiem że lubisz dostawać długie komy...
    Hm... Co tam jeszcze?... Aha.... Całyski, siostrzyczko....
    Papa... Buziaki itp....

    OdpowiedzUsuń
  6. Bravo, bravo, bravissimo! Bravo, bravo, bravissimo! Bravo, bravissimo, bravo, bravissimo! Bravo, bravo, bravissimo!
    Musiałam :P Miałam harcerski wyjazd i tak mi zostało XD Rozdział piękny! I nie, nie zadowolę się tym co jest! ZAWSZE będę chciała więcej! Nie mogę się doczekać wojny z Bezwzględną Su... znaczy Florence! Sorry, dr. House'a się naoglądałam...

    Zapraszam do mnie: shadowofelsa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział ZAJEBISTY!!!
    Co tu dużo ukrywać - bardzo mi się podobał :* Myślę, że Jack dalej mocno kocha Elsę i mam wrażenie (może złudne), że Luna jest tylko taką "zapchaj dziurą". Widać, że Luna naprawdę kocha Jack'a i to z całego serca, ale on aż tak mocno nie odwzajemnia tego uczucia.

    No i zaczęło się... Boję się jak będzie ta wojna wyglądać... Mam złe przeczucie, że ktoś zginie (oczywiście, że postacie będą ginąć, ale jakaś osoba z tych głównych...). Oby tylko nie Jack czy Elsa... Jednak to tak czy siak twoja wizja tego co ma się wydarzyć i wiem, że na pewno się nie rozczaruję (piszesz świetnie co by dużo gadać :*).

    Już z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Nabrałam ogromnej chętki na więcej, szczególnie, że skończyłaś w takim momencie. Życzę zatem mnóstwa weny i czasu na pisanie :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Czekałam, ale było warto. Rozdział genilny, tylko rochę za mało o tym co Jack myśli o Elsie i o Lunie i o tej wojnie. To nie była krytyka, tylko takie moje zaobserwowanie, bo jestem ciekawa co myśli Jack. Kocham całe twoje opowiadanie i ten rozdział. Taki wprowadzający do bitwy. Potrafisz pisać dosłownie o niczym, ale czytelnik i tak nie może się oderwać od tego. Powinnaś kiedyś napisać książkę (taką prawdziwą, a nie na wattpadzie XD). Ja ci mówię. Jakby coś takiego miało miejsce, to na pewno kupię.

    Podejrzewam, że zginie Elsa, albo Jack i te drugie go uratuje prawdziwą miłością, albo czymś innym. Ale to tylko moje przypuszczenia.
    Życzę dużo weny, czasu i chęci.

    PS. "0% Nacieszmy się tym co jest ^^"- tylko mnie to rozwaliło? XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moooment! Wiki ma historię na Wattpadzie?! Czemu nikt mi nie powiedział?!!

      PS. Byłby ktoś tak miły i dał mi na ową opowieść namiary? Plose...

      Usuń
    2. Nie mam żadnej historii na Wattpadzie ;)
      Po prostu Snow Moon chciała powiedzieć, że chodzi jej o najnormalniejszą, papierową książkę ^^

      A co do dodania historii na Wattpada to się jeszcze zastanawiam ;)
      Pozdrawiam cieplutko i dziękuję za wszystkie komentarze ♥ Jesteście kochane!

      Usuń
  9. Świetny rozdział! Ale błagam powiedz że będzie Jelsa..

    OdpowiedzUsuń
  10. Budujące napięcie, rozbudowane opisy, podział na perspektywy... Kochana, przechodzisz samą siebie! ♥
    Bardzo podoba mi się podział na widok danej postaci ;) Czytało mi się niesamowicie dobrze, lekko i szybko, chociaż usilnie starałam się delektować każdym zdaniem rozkładając je na czynniki pierwsze xd
    Jestem też zdecydowanie za pomysłem przedstawienia każdej postaci, jej rozterek i przeszłości po skończeniu wojny. A póki co... będzie się działo, oj będzie.
    Wszyscy wyżej piszą, że ktoś umrze... ja nie mam takiego przeczucia xd No cóż, co się stanie to się nie odstanie.
    Czasu, weny i pogody ♥
    Twój Vafelek ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. Zjawiskowy rozdział xd

    Napisałabym jeszcze moje przypuszczenia, ale nie mają one najmniejszego sensu xd.
    Dobra, to chyba tyle ^^
    Weny :>

    OdpowiedzUsuń
  12. Super rozdział! Sorka z opóźnienie :'(
    A teraz niestety muszę kończyć bo nauka mnie wzywa....

    OdpowiedzUsuń
  13. Z chęcią skomentowalabym dłużej i znacznie wylewniej Ale jest już Ta godzina, a jeszcze D odatkowo jestem chora więc oczy po prostu mi się zamykają.. (a wydaje mi się, że ktotki komentarz za was jest lepszy od jego braku)
    Resztkami sił przeczytałam ten jakże wciągający, świetnie napisany rozdział bez bicia przyznam się, ze jest pierwszym jaki czytalam, poniewaz na Twojego bloga wpadłam przed chwilą - przez przypadek. Myślę jednak, ze zabawie tu dłużej, postaram się również nadrobić zaległości :)
    Wszystko czyta się lekko, płynnie, naprawde przyjemnie.
    Gdy czytalam o wojnie, miałam nieodparte wrażenie, że niestety ale któryś z głównych bohaterów pozegna się ze swoim zywotem. Mam nadzieję, ze moje przeczucie jest błędne, bo już zdążyłam polubic bohaterów :C

    http://slughorn.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [...] komentarz zawsze jest lepszy od jego braku*
      Wybacz za wszystkie literówki i błędy ale jak juz mówiłam - jestem strasznie śpiąca, a to mocno robi swoje :c

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń