Ten
rozdział dedykuję Agacie, którą większość z was zna jako Lexy :*
Masz
mi nigdy nie zapomnieć, że Cię kocham!!!
Z perspektywy Jack’a:
Obudził mnie przeraźliwy krzyk, który
zdawał ciągnąć się w nieskończoność. Nastawały tylko kilkusekundowe przerwy i
głos rozbrzmiewał na nowo w moich uszach. Szybko przeszła mi ochota na sen i
przestraszony wybiegłem na korytarz rozglądając się nerwowo w próbie
zlokalizowania źródła krzyku. Nie zastanawiając się długo skręciłem w lewą
stronę. Najwyraźniej był to dobry wybór, bo głos stawał się coraz głośniejszy.
Z różnych stron korytarza zaczęli zbiegać inni strażnicy. Zamarłem, gdy
stwierdziłem, że krzyk wydobywa się z pokoju Elsy. Chwyciłem za klamkę i szybko
zapaliłem lampkę nocną stojącą nieopodal łóżka. Stałem chwilę w bezruchu
zszokowany widokiem, który zastałem. Białowłosa rzucała się na łóżku
niespokojnie, mocno zaciskała powieki, spod których lał się potok łez i
krzyczała w niebogłosy.
Otrząsnąłem się z transu i pośpiesznie
zamknąłem drzwi na klucz.
-Elsa?
Elsa słyszysz mnie? Elsa! Obudź się!
Ukląkłem
okrakiem nad białowłosą tak, by miedzy moimi nogami znajdowały się biodra
dziewczyny i przycisnąłem nadgarstki strażniczki do materaca. Inaczej na pewno
zrobiłaby krzywdę i sobie, i mi.
-Elsa
do cholery!
Czułem
pot, który zaczął spływać po mojej twarzy. Było mi coraz trudniej nad nią
zapanować. Napinałem kurczowo mięśnie prosząc w duchu, żeby białowłosa już się
obudziła.
-Elsa!
Obudź się!!! Słyszysz?!
Przerażona
dziewczyna otwarła szeroko wypełnione strachem oczy i rozglądała się nerwowo.
Puściłem jej nadgarstki i , pewny, że się obudziła, poszedłem odtworzyć drzwi
do pokoju, za którymi stała wnerwiona reszta strażników. Wparowali do pokoju.
Większość groźnie na mnie patrzyła nawet nie przejmując się stanem Elsy.
Jedynie kilka osób zapytało się o białowłosą. Potem oczywiście wygnałem
wszystkich i zostałem przy strażniczce. Nie mogłem jej zostawić.
Jednak ona nadal się trzęsła. Byłem ciekaw
jaką wizję zobaczyła, ale nie chciałem jej na razie o to pytać. Moim zadaniem
póki co było ją wspierać, a nie przypominać jej o tym, co się stało kilkanaście
minut temu. Dopiero siedząc w ciemnym pokoju od dłuższego czasu zdałem sobie
sprawę, że mam na sobie tylko krótkie, niebieskie spodenki przed kolano. Zawsze
było mi zbyt ciepło, by spać w koszulkach. Jednak teraz było mi trochę
niezręcznie. Zdając sobie jednak sprawę, że Elsę niezbyt obchodzi moje odzienie
– uspokoiłem się.
Nie wiedziałem jak ją pocieszyć. Czy
trzymać ją za rękę? Czy to wypada? Czy mogę ją przytulić? Albo położyć się z
nią do łóżka? Nagle ściągnąłem brwi uświadamiając sobie treść ostatniego
pytania. Byłem niedorzeczny, przecież miałem dziewczynę. Piękną dziewczynę, z
taką samą mocą jak ja, z blond długimi włosami i ciągłym uśmiechem na twarzy.
Lunę. To prawda, była śliczna, a jej uśmiech, który często pojawiał się na jej
ustach wydawał się rozświetlać moją udręczoną duszę.
Ale kiedy patrzyłem na Elsę... Jej
subtelne usta, delikatne dłonie i bijąca od niej dziewczęcość przyprawiały mnie
o dreszcze. Jej białe włosy, które często powiewały na wietrze. Albo które
spinała w koka z kosmykami wystającymi po bokach. Uwielbiałem na nią patrzeć.
To było jak narkotyk – wiedziałem, że robię źle, ale nie mogłem się
powstrzymać. Chciałem jej dotknąć. Chodźby położyć rękę na talii i poczuć ten
dreszcz tym spowodowany. Chciałem ją objąć, wziąć w ramiona...
Jack! Uspokój się! – nakazałem sobie.
Przecież Luna była jeszcze lepsza od Elsy!
Ona kochała mnie całą sobą, oddawała mi się. Przecież mogłem robić z nią co
chciałem...
Przetarłem dłonią twarz wykrzywioną
grymasem pogardy dla samego siebie.
Jack, jesteś skończonym idiotą...
Westchnąłem głęboko i kątem oka
dostrzegłem, że Elsa zaczęła mruczeć coś pod nosem marszcząc brwi. Jej oddech
przyśpieszył. Nie czekając na rozwój sytuacji złapałem lekko białowłosą za
ramię i potrząsnąłem delikatnie. Nie miałem ochoty na powtórkę z rozrywki.
Kiedy obudziłem się rano ostatnie co
pamiętałem to fakt iż siedziałem przy Elsie. Teraz leżałem prostopadle do niej.
Była zwinięta w kłębek, więc miałem dość sporo miejsca. Musiałem zasnąć na siedząco
i przechylić się na materac. Grunt, że nie rozbiłem sobie głowy o kant łóżka.
Wstałem i spojrzałem na śpiącą białowłosą.
Westchnąłem głęboko i udałem się do swojego pokoju, który dzieliłem z Luną. W
końcu byliśmy parą.
Byliśmy parą...
Zacząłem się zastanawiać dlaczego w ogóle
jesteśmy razem. Nigdy nie czułem nic szczególnego, gdy ją całowałem albo
przytulałem choć usilnie wmawiałem sobie, że jest inaczej.
-Nie! – wykrzyknąłem szorstko na cały
korytarz zdając sobie sprawę, że powiedziałem (a właściwie wydarłem się na całe
gardło) to na głos.
Większość
elfów kręcących się po parterze spojrzała zaskoczona w moją stronę. Miałem
napięte mięśnie, dłonie zaciśnięte w pięści i szybko oddychałem. Wykończyła
mnie tak chyba kłótnia... Kłótnia ze samym sobą... Do czego to doszło Jack, że
gadasz sam do siebie...
Przetarłem dłonią zmęczoną twarz i szybko
wszedłem do pokoju Luny, która spała na lewym boku z rękoma przy twarz.
Położyłem się obok niej, przytuliłem od tyłu i zasnąłem wdychając zapach jej
włosów.
Wszyscy poszaleliśmy do reszty...
Z perspektywy
Amelii:
Mieszałam niemrawo łyżeczką w kubku z
parującą herbatą gdy do jadalni przyszła Liv i rozsiadła się przy stole z
równie zaspaną miną co ja.
-Heeej...-
powiedziałam obdarzając chwilowym spojrzeniem rówieśniczkę.
-Heeej...-
odpowiedziała brunetka tym samym tonem co ja i powlokła nogami w stronę blatu.
Wsadziła
niedbale dwa kawałki chleba do tostera i siadła ciężko przy stole podpierając
się ręką- Boże, ale dzisiaj Elsa dała czadu, co?
-No,
nie ma co. Obudziła chyba całą bazę...- odpowiedziałam nieco ożywionym głosem i
założyłam nogę na nogę.
-Ale...
wiesz co? – dwa tosty wyskoczyły z urządzenia na co Liv wstała i podeszła do
blatu – Współczuję jej – posmarowała posiłek dżemem i ułożyła na talerzu po
czym ponownie usiadła.
-Ja
też. Ciężko jej. Chyba też bym się tak zachowywała...
Liv
spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczami, które dotychczas miały na uwadze
kubek, do którego brunetka nalewała herbatę z cytryną.
-Na
pewno... W końcu ona traci po kolei wszystkich, których kocha. - westchnęła i
zajęła się posiłkiem.
Dopiłam
do końca ciepłą herbatę i poszłam na górę do swojego pokoju się ubrać, umyć
zęby itd. W domu North’a był zwyczaj: jak kto wstał – tak przychodził na
śniadanie. Nikogo nie obchodziło jaką masz fryzurę, jak jesteś ubrana i jakie
to masz wory pod oczami. Nikt nie zwracał na to uwagi. Cel przyjścia do jadalni
był taki, żeby się najeść.
Nigdy nie było też między nami sporów i
choć Aro często miał w zwyczaju działać mi na nerwy nigdy nie obgadywałam go
ani się nie kłóciliśmy. Po prostu wywróciłam oczami, mruknęłam coś pod nosem i
po sprawie.
Założyłam długi naszyjnik z dużym
wisiorkiem w kształcie kropli wody wypełnionej widokiem białej lilii wodnej.
Był to piękny prezent od którejś z dziewczyn na Mikołajki. Ubrałam także czarne
spodnie i siwą bluzkę na ramiączka oraz sweterek. Miałam dziś jakiś wyjątkowo
dobry humor.
Musiałam lecieć pomóc strażniczkom wiatru
przyprowadzić monsun zimowy nad południową Azję. To było dość sporo roboty, a
zawsze leci kto? Ja! Bo w „nagrodę”, że jestem tak wspaniałą strażniczką
dostaję takie zlecenie. Ale można się do tego przyzwyczaić.
Z perspektywy
Pauline:
Mały płomyczek wielkości kilku
centymetrów umieszczony na wewnętrznej stronie moich drzwi od pokoju rozbłysnął
pomarańczowym światłem.
Nowy strażnik.
Odłożyłam niechętnie szkicownik na szafkę
i zwlokłam się z łóżka narzekając pod nosem na ilość nowych strażników, którzy
zakłócają mój święty spokój. Zmieniłam bluzkę, która zbyt elegancka nie była –
rozciągnięty T-shirt za duży o trzy rozmiary, w którym uwielbiałam się topić.
Oczywiście zamiast krótkich, szarych spodenek naciągnęłam na mój płaski tyłek
czarne jeansy i założyłam siwe trampki po czym wyszłam na korytarz i minęłam
Crystal, która podążała szybkim tempem przed siebie. Po chwili zobaczyłam czemu
jedna z bliźniaczek tak się śpieszyła – złapała Jack’a za ramię i szepnęła mu
coś do ucha po czym puściła go i zaczęła toczyć z białowłosym rozmowę.
Mlasnęłam i spojrzałam w prawą stronę obserwując wielki globus i masę elfów
pałętających się po strefie snów. Podrapałam się po głowie, którą pokrywały
gęste włosy związane w niedbałego, luźnego koka. Potem spojrzałam na swoje
paznokcie i stwierdziłam, że warto by było je pomalować na ciemny pomarańcz
albo ognistą czerwień.
W Strefie Snów nie było jeszcze zbyt wielu
strażników. W końcu zebranie zwołano kilka minut temu. Musieliśmy chwilę
poczekać. Niebieski kryształ znajdujący się na kolumnie przedstawiał postać
dziewczyny.
-Znowu
jakaś dziewucha... – mruknął Zając – Mogliby w końcu przysłać jakiegoś
faceta...- zajęczał.
-Widocznie
kobiety są lepsze w wypełnianiu swoich obowiązków – odgryzła się Crystal i
posłała szarakowi złośliwy uśmiech okraszony bystrym spojrzeniem.
Czarnowłosa
po chwili triumfu odwróciła się i zaczęła rozmawiać ze swoją siostrą.
Zlustrowałam Crystal i Liv od góry do dołu. Co jak co, ale bliźniaczki
Smartbright miały klasę... Wydawały mi się boginiami piękności. Oczywiście
oprócz Elsy, która lśniła wśród nas najbardziej.
Nagle obok mnie zjawił się Aro z jakąś
sakiewką i kilkoma kartkami w ręce.
-To
jak dziewczyny, obstawiacie?- zapytał podskakując lekko na palcach ale nie
odrywając się od ziemi. Wyglądał jak małe dziecko podniecone jakimś pomysłem i
w napięciu czekające na zgodę rodzica.
Ja
i Luna , która siedziała obok mnie, posłałyśmy blondynowi wymowne spojrzenie
mówiące tyle co: „Serio? My? „ Zdezorientowany strażnik oddalił się prawie
natychmiast bez słowa, a ja wywróciłam tradycyjnie oczami i podparłam szczękę
ręką zwiniętą w pięść.
Gdy tak wszyscy z wielkim „zainteresowaniem”
(czyt. oglądali paznokcie, plotkowali albo obstawiali zakłady) wyczekiwali
nowego strażnika nagle całą bazę okryła nieprzenikniona ciemność. Jedyne
światła w całym domu to te, które spoczywały na globusie spokojnie tląc się jak
małe świetliki. Zaczął wiać silny wiatr, nie wiadomo skąd. Odtworzył się
fioletowo – czarny portal, z którego wyszła jakaś postać. Wszyscy stali i
obserwowali uważnie w ciszy. Nikt nie śmiał się odezwać. Twarze wykrzywiały
grymasy zaskoczenia. Czy księżyc znalazł nową drogę sprowadzania strażników? W
końcu Liv i Crystal też przybyły w ten sposób. Portal się zamknął, wiatr
zamilkł jakby uciszony czyimś rozkazem, a światło na nowo rozbłysło w bazie.
W miejscu, w którym kilka sekund temu wirował
portal stała teraz bardzo szczupła, dość wysoka dziewczyna z długimi,
aksamitnymi, włosami sięgającymi do pasa o odcieniu jasny blond. Miała smukłą
twarz i żuła gumę patrząc na nas znudzonym wzrokiem. Wszyscy patrzyli na nową
strażniczkę z zainteresowaniem i nie śmieli odezwać się ani słowem. Nawet North
dostał wytrzeszczu i nie mógł wybudzić się z transu. Dopiero teraz dostrzegłam,
że obok nóg dziewczyny pałęta się śnieżny lis, który ochoczo ociera się o
czarne nogawki jej spodni.
Blondynka zrobiła z różowej gumy dużego balona,
który zaraz potem pękł, a ona sprawnie znów przechwyciła go do buzi i zaczęła
żuć.
-Yo
– powiedziała kładąc rękę na biodrze – Jestem Irissa – Iri. A to – wskazała
wzrokiem na śnieżnego lisa, który także obdarował ją swoim spojrzeniem – jest
Azurim – Azu.
Wszyscy
zaczęli z wolna rozmawiać między sobą, a za plecami wędrowały złote monety
przekładane z rąk do rąk i brzęczące przy każdym poruszeniu.
-Witamy
Irisso – North’owi w końcu wrócił głos.
-Hey...
to... gdzie będę spała?
-A,
no tak! – Święty uśmiechnął się ciepło – Roszpunka i Pauline – dostałam nagłego
wytrzeszczu – urządzą ci pokój.
Wstałam
powoli nadal sparaliżowana wiadomością, że to ja miałam tej całej „balonowej
Iri” wskazać i urządzić pokój. Podeszłam sztywno do blondynki i przedstawiłam
się, a potem ruszyłyśmy we trzy na górę po drewnianych schodach.
Tradycyjnie wymieniłyśmy materac,
urządziłyśmy mniej więcej łazienkę i pokój. Iri chciała dość jasne, dębowe
meble, które sprawiały wrażenie nieco masywnych, ale też nie jak na dopingach.
Miały ciemnozłote, okrągłe uchwyty, które złożone były z małych zawijasów.
Równolegle do łóżka stała trzydrzwiowa szafa z lustrem po środku, a obok niej
znajdowała się wysoka komoda z czterema szufladami. Ze względu na lekarskie i
medyczne właściwości nowej strażniczki w pokoju umieściłyśmy dużo ziół i
różnorodnych kwiatów, z których o większości nie miałam pojęcia.
W każdym razie oprowadzaniem po bazie
zajęła się Roszpunka, a ja mogłam wrócić do swojego pokoju, przebrać się w za
duży T-shirt, szare spodenki, grube, prążkowane skarpetki i wrócić do
szkicowania.
Dosyć wrażeń na dzisiaj...
Z perspektywy
Liv:
Związałam właśnie byle jak włosy i
ruszyłam w stronę jadalni, gdzie punktualnie o 18 odbywała się kolacja.
Chciałam tam być 15 minut przed „oficjalnym” rozpoczęciem, by tym razem (nie
tak jak przez ostatnie 4 dni) załapać się w końcu na cisto truskawkowe. Pomimo
faktu iż kawałków było tyle , ile domowników Aro zazwyczaj chapał trzy naraz.
Zresztą tak samo jak North czy Zając. I tym sposobem rzadko kiedy udawało się
komuś skosztować tej cudnej słodkości. Przez to, że była ona tak niedostępna
stawała się coraz bardziej przeze mnie upragniona.
A teraz podążałam w stronę stołu skradając
się na palcach jak najlepszy szpieg rozglądając się przy tym podejrzliwie.
Brakowało tylko muzyczki z „Różowej Pantery” i byłoby idealnie. „Seksowna piękność
skrada się po ciasto truskawkowe”- uśmiechnęłam się pod nosem na tę myśl. Oparłam
się o ścianę oddychając głęboko. Gotowa zaraz wejść do akcji i pożreć trzy
kawałki ciasta truskawkowego rozpływającego się w ustach. Szybko odwróciłam się
przygotowana do tego by napaść na kuchnię i, kogo w niej zastałam? Lunę jedzącą
spokojnie ciasto. Trzymała widelec w powietrzu i patrzyła rozmarzonym wzrokiem
przed siebie powoli przeżuwając kawałki słodkości. Na mój widok mało co się nie
udławiła, a na jej twarzy pojawiły się czerwone wypieki.
-Może
byś się podzieliła chociaż, co? – zapytałam splatając dłonie na piersi i
opierając się biodrem o szafkę.
-Eeee...
– dziewczyna nie mogła znaleźć słów- Sorry... Ale rzadko kiedy się załapuję.
-Tak
się składa, że ja też- weszłam jej w słowo i posłałam zabójcze spojrzenie.
Triumfowałam
tak przez chwilę po czym podeszłam do blatu, nałożyłam sobie dwa kawałki cista
na talerz, wyciągnęłam widelczyk z szuflady i usiadłam do stołu obok Luny. Złość
szybko mi przeszła, gdy poczułam słodki, truskawkowy smak na języku.
Uśmiechnęłam się rozkosznie i przymknęłam powieki czując się jak w krainie
całej z waty cukrowej, landrynek, lizaków i innych słodkości.
-
Od razu lepiej, co? – zaganęła blondynka uśmiechając się szczerze, jednak
darując sobie odsłonięcie zębów, za co byłam bardzo wdzięczna.
-Mhm..-
mruknęłam trzymając widelec w górze i nachylając się nieco nad stołem.
Spojrzałam
na zegarek i mało co nie zachłystnęłam się powietrzem, gdy zobaczyłam, że
wybiła 18. Szybko wepchałam sobie do buzi resztę ciasta (a była to połowa
kawałka), co sprawiło, że moje policzki przypominały te wiewiórek, które
napchają sobie tam żołędzi. Luna zrobiła to samo i pośpiesznie wrzuciłyśmy
talerze do zlewu po czym usiadłyśmy przy stole próbując jakkolwiek pogryźć i
przełknąć zawartość ust.
-Hej
dziewczyny – odparł Aro.
-Hej
Liv, Hej Luno – rzuciła Pauline.
Zaraz
potem do jadalni weszła zmęczona Elsa, Amelia i Roszpunka.
Wszyscy
usiedli przy stole, a ja starałam się z całej siły nie uśmiechać.
W końcu nie wytrzymałam – złapałam Lunę
za nadgarstek i z pełnymi policzkami wybiegłyśmy z jadalni wprost do mojego pokoju
przełykając po drodze zawartość ust. Wpadłyśmy do pomieszczenia. Blondynka
usiadła na łóżku, a ja zamknęłam drzwi i
oparłam się o nie. Spojrzałyśmy sobie w oczy i zaczęłyśmy głośno się
śmiać.
-No
no no... udana akcja... Nadajesz się do tajnych misji – powiedziała dziewczyna.
-A
jak! – wypięłam dumnie pierś do przodu, a zaraz po tym wybuchłam jeszcze
głośniejszym śmiechem.
Witam Moje
kochane Perełki!
Postanowiłam, że
stworzę ankietę, w której będziecie osądzać, czy mam odpowiadać na komentarze
czy nie. Powinna się ona pojawić jutro.
Dziękuję za
wszystkie komentarze pod ostatnim postem, które naprawdę chyba były kilometrowe
^^. Było mi aż ciepło w sercu kiedy je czytałam. Dały mi niespotykaną siłę i wiarę
we własne możliwości. Unosiłam się chyba kilka metrów nad ziemią!
Mam nadzieję, że
rozdział się spodobał. Zajrzyjcie tu jutro, żeby oddać głos i zostawcie po
sobie komentarz.
Pozdrawiam
cieplutko i czekam na wasze opinie!
PS. Przydaje wam się te okienko "Postęp"?